Rośliny |
|||||||||
|
|||||||||
Ewa była Polką, ale studiowała w Wielkiej Brytanii, a doktorat zrobiła w Stanach. Niestety po wielu latach spędzonych za granicą wróciła do Polski, ponieważ wszyscy jej zwierzchnicy na słynnych uniwersytetach stwierdzili, że jej badania nie mają sensu i że poświęcając tej pracy tyle czasu marnuje pieniądze i czas, który można by poświęcić na coś co według nich było warte zachodu. Tak, więc w wieku trzydziestu sześciu lat musiała wrócić do Warszawy. Przyjęli ją tam z wielkim entuzjazmem, ale niestety po kilku miesiącach również stwierdzili, że kobieta co najmniej oszalała zajmując się tym a nie innym. Zmuszona była jechać do Tego Miasta, gdzie nie dostała większych dotacji na swoje badania. Kobieta była bardzo załamana, kiedy pierwszy raz przekraczała progi laboratorium. Nie było tam pełnego wyposażenia, laptop ledwo co działał, a na ścianie zalągł się grzyb. Była bardzo niepocieszona tym faktem, że po tak obiecującej przyszłości znalazła się w takim miejscu. Ewa była biologiem i prowadziła badania nad tym, że rośliny potrafią się między sobą porozumiewać. Była pewna, że ma rację, ale rektorzy uniwersytetów mimo jej wielkiej wiedzy i tego, że świetnie dogadywała się ze studentami nie chcieli łożyć na badania, które brzmiały jak śmieszna książka science fiction. Po obejrzeniu laboratorium Ewa udała się z powrotem do rektora. Ten z uśmiechem zapytał: -I co? zostaje pani? -Chyba nie mam wyboru…-powiedziała ze smutkiem kobieta. -Mam tylko nadzieję, że nie będzie pani poświęcała zbyt wiele czasu swojej…e…. pracy naukowej. - rektor prawie się roześmiał. - Dla nas studenci są najważniejsi. -Nie będę-skłamała Ewa, ponieważ każdą wolną chwilę myślała o swoich badaniach i naprawdę nie rozumiała dlaczego nikt nie chce wspomóc jej pracy. W końcu, gdyby udowodniła w jakiś sposób to czego była pewna mogła zmienić postrzeganie wszystkich ludzi na ziemi na temat roślin. Sama była frutarianką. Jadła tylko owoce, może nie te co spadły z drzewa, ale wiedziała, że jedząc cokolwiek innego sprawia krzywdę zwierzętom (o których wiadomo było, że czują) i też roślinom (które dla niej były również organizmami rozumnymi.) Nadeszło pierwsze spotkanie ze studentami. Ewa była bardzo podekscytowana. Na innych uniwersytetach uczący się byli błyskotliwi, a niektórzy podzielali jej teorię na temat komunikacji roślin. Jednak teraz gdy weszła na salę, większość studentów leżała na oparciach albo żywo między sobą rozmawiała. Żaden z nich nie miał otwartej książki. Ewa zaklaskała, by zwrócić na siebie uwagę: -Dzień dobry. -studenci na chwilę przenieśli uwagę na nią, ale szybko z powrotem wrócili do swoich zajęć, jednak Ewa nie dała za wygraną i kontynuowała: -Nazywam się Ewa Kazimierska. Będę prowadzić z wami wykłady - jak dziś, ale także ćwiczenia na laboratorium. Oczywiście wykłady nie są obowiązkowe, ale postaram się wam przedstawić tak dużo ciekawych rzeczy na temat roślin, że na pewno nie będziecie się ze mną nudzić. Opowiedzcie coś o sobie. Cała grupa zachichotała i jeden chłopak, chyba najodważniejszy z całej grupy odpowiedział: -Pani doktor to są wykłady, a jak pani sama powiedziała nieobowiązkowe to nie musimy na nich przebywać-wziął swój płaszcz i kurtkę i wyszedł z sali. Ewa westchnęła nawet w Warszawie studenci chociaż trochę okazywali zainteresowanie tym co starała się im przekazać na zajęciach, a tutaj… Nie spodziewała się takiego chamstwa. Podała więc tylko wytyczne jak zaliczyć przedmiot i pozwoliła studentom wyjść. Została sama w sali. Prawie się popłakała. To był jeden z jej najgorszych koszmarów trafić do miejsca i ludzi, którzy są aroganccy, chamscy i do tego przychodzą na studia jak za karę. Wyszła z sali wykładowej i udała się w stronę dziekanatu. Tam kilku doktorów popijało kawę. Ewa była zaskoczona. -Nie macie koledzy zajęć? -zapytała. -Jakich zajęć…-uśmiechnął się jeden z nich. -Dzisiaj zajęcia tylko organizacyjne. Mamy nowy ekspres może się napijesz? Ewa przytaknęła. Poczuła ukłucie w sercu, że nawet wykładowcy nie są zapaleni nauką jak na innych uniwersytetach, ale może to tylko takie pierwsze wrażenie. Mężczyzna podał Ewie kawę. A ona chcąc się dowiedzieć, dlaczego tak mało motywacji jest u studentów zapytała: -Jak wasi podopieczni? Lubią się uczyć? -Wiesz to wydział biologii. Nikt nie chce zostać biologiem. Nawet ja nie chciałem, ale przyjęli mnie tu i zrobiłem nawet doktorat. Raczej to hobby, utrzymuję się z firmy budowlanej, którą mam razem z ojcem. -Większość z twojej grupy-odezwał się drugi doktor. -Jest jakby to powiedzieć… Mało rozgarnięta nie podostawali się na informatykę czy języki i teraz uczą się biologii, bo rodzice naciskają na studia. Taka jest smutna prawda. -Bardzo dobra kawa. -Ewa odłożyła kubek na biurko obok i wyszła z dziekanatu. Udała się do pobliskiego parku słuchać roślin. Wytężyła słuch, tak samo jak robiła to od pewnego incydentu w swoim życiu. Drzewa powoli szumiały, a liście już były pożółkłe czy zaczerwienione. Ewa wiedziała, że każdy kolor oznacza coś innego dla drzewa. Same jej to powiedziały. Kobieta tylko chciała, żeby cały świat zobaczył to co ona. Jeśli człowiek posiada duszę to dlaczego rośliny nie miałaby jej posiadać. Żyją na tym świecie dużo dłużej niż jakiekolwiek zwierzęta. Pamiętają wiele: wojny, strajki, ale też zakochane pary, które całowały się w parkach. Ewa zaczęła medytację, tylko wtedy, kiedy jej mózg wchodził w fazę alfa umiała porozumiewać się z roślinami. Teraz tylko chciała to udowodnić naukowo. Po jakiś piętnastu minutach usłyszała głos brzozy, pod którą siedziała: -Dziękujemy za twoje starania. -Nie ma za co. Chcę was chronić za wszelką cenę. Ewa wypowiedziała te słowa na głos. Myślała, że jest sama w parku, ale usłyszał to jeden z jej kolegów wykładowców. Podrapał się po głowie. Pierwsza myśl jaka mu wpadł do głowy to to, że jego koleżanka zwariowała, ale potem przypomniał sobie, że przecież technika poszła tak do przodu, że równie dobrze mogła rozmawiać z kimś przez bezprzewodowe słuchawki. Wzruszył ramionami i poszedł dalej przed siebie. Ewa skończyła rozmowę, udała się do wynajętego przez siebie mieszkania i postanowiła przygotować się na jutrzejszy wykład. W planie miała też ćwiczenia w laboratorium ze studentami, więc miała cichutką nadzieję, że uda się w nich rozbudzić miłość do roślin taką jaką ona miała. Na zajęcia przyszło o połowę mniej studentów niż poprzedniego dnia. Gdy Ewa prowadziła wykład większość z nich ziewała. Prowadzącej było bardzo smutno, że tak potoczyła się jej praca naukowa. Wylądowała w miejscu, gdzie nikt nie był zainteresowany jej pracą. Jednak postanowiła nie dawać za wygraną i na ćwiczenia ze studentami szła pełna nadziei do laboratorium. Niestety również tam nikt raczej nie był zainteresowany tym co Ewa miała do przekazania. I tak mijał tydzień za tygodniem. Ewa w końcu dała za wygraną i zachowywała się tak jak wymagali tego od niej studenci. Chociaż jednego dnia coś się zmieniło. Ewa kończyła wykład i wtedy podjechała do niej na wózku jedna studentka, której wykładowczyni jeszcze wcześniej nie widziała. -Było bardzo ciekawe pani doktor. -powiedziała studentka. -Dzię… Dziękuję. -wyjąkąła zdziwiona Ewa.-Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam. -Jestem u pani pierwszy raz. -odpowiedziała dziewczyna. -Choruję na stwardnienie rozsiane i miałam pogorszenie stanu zdrowia na początku października. Mam na imię Jagoda. -Miło mi cię poznać. -uśmiechnęła się Ewa.-Mam nadzieję, że dzisiejsze zajęcia na laboratorium również ci się spodobają. Ewa była podbudowana tym, że jednak komuś zależy na zajęciach, a nie podchodzi do tego jak reszta studentów. Na kolejnych ćwiczeniach młoda pani doktor postanowiła zmienić tryb nauczania. Miała nadzieję, że swoim nowym pomysłem na tyle zaciekawi studentów, że tak jak ona pokochają rośliny. Wzięła ze swojego mieszkania eukaliptus i na zajęciach w laboratorium przedstawiła go: -To jest Alfred-grupa się zaśmiała, ale Ewa nie zwróciła na to uwagi i kontynuowała. - Alfred jak i inne rośliny, które nie mają imion pomagają nam dużo bardziej niż sądzicie. Wytwarzają tlen, który jest niezbędny każdemu żywemu stworzeniu… -Ale pani doktor to wiedzą nawet przedszkolaki. -powiedział Adam, czyli ten student, który tak chamsko zachował się pierwszego dnia zajęć. Oczywiście reszta grupy zachichotała, oprócz Jagody, która bardzo polubiła zajęcia z Ewą. -Tak wszyscy to wiedzą. -potwierdziła doktor. - Ale powiedzcie mi czy to wszyscy szanują? Traktujemy rośliny bardzo źle, prowadzona jest wycinka lasów, a niektórzy nawet nie potrafią zadbać o kwiatki w domu. Mam dla was zadanie. Wyhodujcie od nasionka swoją własną roślinę, nadajcie jej imię i rozmawiajcie z nią…-wykładowczyni na chwilę się zamyśliła. Czy oni także będą potrafili rozmawiać ze swoimi podopiecznymi…-W każdym razie macie zadanie, które musicie wykonać. Pod koniec roku jeśli wykiełkuje sadzonka z waszych donic dostaniecie zaliczenie ćwiczeń. Jeśli chcecie się starać o wyższą ocenę radzę wam przychodzić zarówno na wykłady jak i ćwiczenia, ale jeśli trója z dwoma szynami was zadowala przynieście roślinę. A ty Adamie jeśli nie zmienisz swojego zachowania i podejścia do przedmiotu będę musiała to zgłosić dziekanowi i pewnie cię stąd usunie. Na dzisiaj tyle. Do widzenia. Po opuszczeniu laboratorium przez studentów Ewa opadła na krzesło zmęczona. Była dumna z siebie, że tak potrafiła wybrnąć z tej patowej sytuacji. Pogłaskała Alfred po liściach i zaczęła medytować. Była tak w tym wytrenowana, że po pięciu minutach wchodziła w fazę alfa. Powiedziała do rośliny: -Musimy zacząć nasze badania, ale kiedy powiem o tym tej grupie pewnie mnie wyśmieją… Nie wiem co mam robić. Potrzebuję asystenta. Nie martw się jeszcze wszyscy usłyszą o tym, że jesteście rozumne. Nagle Ewa zorientowała się, że nie jest sama w laboratorium z zaciekawieniem przyglądała jej się Jagoda. Nieśmiało powiedziała: -Na początku myślałam, że rozmawia pani przez telefon, ale potem… Czy mówiła pani do Alfreda? -Tak. -odparła zaczerwieniona Ewa.-Czasem sobie rozmawiamy. -Wiem, że rośliny lubią jak się do nich mówi… Czytałam pani pierwsze prace o tym, że rośliny też mają coś w rodzaju jaźni i myślą i mogą się nawet z nami porozumiewać. To jest bardzo ciekawe. Jednak nie umiała pani w żaden sposób tego udowodnić. -Tak…-Ewa spuściła smutno głowę. -Za te badania wyrzucali mnie z najlepszych uniwersytetów i tak wylądowałam tutaj. Nie zajmuję się już tym od jakiegoś czasu, ale chciałabym do tego wrócić. Tylko brakuje mi asystenta. No i pieniędzy. I odpowiedniego sprzętu. To się chyba nie uda. -Ja chętnie pani pomogę. -zaoferowała się Jagoda. -Tylko najpierw chcę zobaczyć, czy to istnieje naprawdę. Chcę porozmawiać z jakimś drzewem. -Najpierw musisz nauczyć się medytować, może ci to zająć nawet rok. -Super. -odpowiedziała roześmiana Jagoda. -Mam jeszcze trzy lata do magisterki i nigdzie się stąd nie wybieram. Mam nadzieję, że pani też. -Wybierz się do jakieś wspólnoty buddyjskiej oni tam nauczą cię wszystkiego. Ja już potrafię w ciągu pięciu minut wprowadzić się w stan alfa. -rzekła dumnie Ewa. Jagoda konsekwentnie uczęszczała na zajęcia do ośrodka buddyjskiego. Dobrze się tam czuła. Ludzie byli mili i chętnie Jagoda z nimi rozmawiała. Po jakimś czasie podeszła do prowadzącego zajęcia i zapytała: -Wiem, że nie jecie zwierząt ze względu na to, że wierzycie, że mają jaźń. I nawet my sami w przyszłych wcieleniach możemy być zwierzętami. -Tak. Dokładnie w to wierzymy. -odpowiedział spokojnym głosem mężczyzna. -Co cię trapi? Nie możesz zrezygnować z mięsa? -Nie.-zaprzeczyła Jagoda. -Z mięsa już dawno zrezygnowałam… Ale chodzi mi o rośliny. Czy one mają jakiś rodzaj jaźni? Czy mogą się z nami komunikować? -Ahh-zaśmiał się prowadzący. -Żeby mieć jaźń potrzebny jest mózg. Rośliny jej nie mają. Dlaczego o to pytasz? Nie martw się na zapas. Dziewczynę nie usatysfakcjonowała ta odpowiedź i ruszyła dalej przed siebie. Czuła się już gotowa by razem z panią doktor (której po roku nie wyrzucili z kolejnego uniwersytetu) medytować i połączyć się z jakimś drzewem. Sama postanowiła hodować bonsai. Stwierdziła, że je zrobi samodzielnie i będzie się cieszyła każdym nowym listkiem u swojej ukochanej roślinki. Oprócz drzewka w domu posadziła wiele kwiatów i innych roślin. Dosłownie była nimi otoczona. Co wieczór siadała i próbowała nawiązać kontakt z którąkolwiek z roślin. Tego dnia czuła się na siłach, żeby tego dokonać. Umówiła się z Ewą w parku. Oczywiście dziewczyna opowiedziała wykładowczyni o tym czego dowiedziała się na kursie medytacji. -Nie przejmuj się. Jeszcze udowodnimy to o czym obydwie wiemy. -powiedziała Ewa i poklepała Jagodę po plecach. -Zaczynajmy medytować. Obie wprowadziły się w stan alfa. Oczywiście pierwsza Ewa zaczęła słyszeć słowa, które wydobywały się z szumu roślin, ale w końcu też Jagoda coś usłyszała: -Witaj…-powiedziało drzewo, pod którym siedziały. -Miło mi cię poznać Jagodo. Wtedy dziewczyna jakby mogła poderwałaby się z wózka i stanęła na równe nogi. -To coś fantastycznego! -krzyknęła. -Tak…-powiedziała Ewa. -Teraz możesz tu przychodzić i rozmawiać z nimi. W domu też możesz to robić. -Ale, ale…-mówiła szybkim głosem Jagoda. -Jak pani się o tym dowiedziała? -Chodź do laboratorium. Opowiem ci. Kobiety weszły do laboratorium. Usiadły na zapleczu, a Ewa zaczęła parzyć kawę. Wzięła jedno ziarenko do ręki i powiedziała: -Z tego nasionka mogło wyrosnąć piękne drzewo… Może powinnyśmy też przestać pić kawę. -Hmm…-zamyśliła się Jagoda. -Ja już jem same owoce. -To dobrze. Chociaż z kawy nie mogę zrezygnować. Jestem od niej uzależniona. Z papierosami sobie jakoś poradziłam, ale dzień bez kawy…-zamyśliła się. -Jednak ją rzucę to tak jakby jeść ludzki embrion. Postawiła dwie filiżanki na stole i zaczęła opowiadać. -Chcesz wiedzieć, jak dowiedziałam się o roślinach. Było to tak. Jedno z nich uratowało mi życie. Może przez przypadek, ale jednak. Po swoich osiemnastych urodzinach zrobiłam szybko prawo jazdy. Kiedyś trochę popiłam u koleżanki i postanowiłam wrócić samochodem. Nie czułam się pijana, ale trzeźwa też nie byłam. Nagle coś zaabsorbowało moją uwagę i spojrzałam w lewo. I wtedy prawie bym zajechała drogę samochodowi z drugiej strony jezdni, ale spadła gałąź na moje auto i automatycznie się zatrzymałam. Wysiadłam z auta cała przerażona. Kierowca drugiego samochodu nie zauważył, że ominęło nas naprawdę duże niebezpieczeństwo, ale ja byłam w szoku. Wtedy przytuliłam się do drzewa i wyszeptałam: „Dziękuję”. Drzewo oddało mi swoją energię i wyszeptało: -Dla ciebie wszystko. Po tym incydencie zaczęłam mocniej interesować się biologią. Miałam dobre oceny i moi rodzice pomyśleli, że zostanę lekarzem, ewentualnie dentystą. Ale ja wybrałam biologię, ale dzięki temu, że byłam dobrą uczennicą mogłam studiować za granicą. Nikomu nie mówiłam o mojej przygodzie z drzewem, ale często chodziłam do lasu, tuliłam drzewa i potem odkryłam, że gdy mózg jest na odpowiednio wysokich wibracjach wtedy można porozumiewać się z roślinami. Teraz ty też to wiesz, więc wiem, że nie zwariowałam. -Tak. Teraz tylko musimy to udowodnić. -powiedziała z uśmiechem Jagoda. -Właśnie. Więc zabierajmy się do pracy! Kobiety pracowały od świtu do nocy coraz bardziej mając uciechę z tego, że przebywają razem. Świetnie się bawiły, a badania szły do przodu. Pewnego styczniowego popołudnia, kiedy Słońce jeszcze było na horyzoncie. Jagoda patrząc przez mikroskop zobaczyła coś czego wcześniej nie widziała. Mianowicie w kawałku listka, który poddany był do badania zobaczyła coś podobnego do ludzkiego neuronu. Od razu zawołała Ewę, żeby jej to pokazać. Ta na to powiedziała: -Ciekawe… Może to pomyłka. Zbadajmy inne listki na tej samej mocy mikroskopu. Może się to potwierdzi. -Ale pani doktor! -zawołała Jagoda. -Przecież wyraźnie widać, że to jest coś czego nigdy nie widzieliśmy. -Tak Jagodo, ale tą anomalię trzeba potwierdzić. Nikt nie zatwierdzi nam badań na podstawie jednego okazu. Teraz wiemy, gdzie i czego szukać, ale trzeba to potwierdzić. Chodźmy do parku. Może one nam coś powiedzą. I tak zrobiły, usiadły na swojej ulubionej ławce i od razu wprowadziły się w stan medytacji. Nie musiały mówić roślinom czego dokonały, bo one były na tyle świadome, że wiedziały od razu co kobiety mają do przekazania. Rośliny były nawet na większym stopniu rozwoju niż ludzie. Świadomie używały telepatii, a wspomnienia przechowywane przez nie mogły zostać odtworzone w pamięci człowieka za pomocą nie tylko obrazów, ale i dźwięków. -Co teraz? -zapytała Ewa. -Szukajcie dalej, potwierdzenie waszych badań jest już blisko. -odpowiedziało drzewo. -Wspaniałe są to istoty. -powiedziała wykładowczyni do Jagody. -Są całkiem inne niż ssaki, a nawet inne zwierzęta. Nie okazują agresji, nie niszczą innych stworzeń. Potrzebują tylko światła i wody. A może…-zastanowiła się Ewa. -Może nasze badania mogłyby iść dalej i wtedy i ludzie zachowywaliby się jak rośliny. Po tych słowach wróciły do laboratorium. Pracowały przez miesiąc jeszcze więcej i często Ewa brała nawet L4, żeby się wyspać. Studenci i wykłady przestały być dla niej ważne. Teraz liczyła się jej praca naukowa. W końcu znalazła potwierdzenie swoich badań w wielu innych próbkach i opisała to. Okazało się, że rośliny wibrują dużo wyżej niż zwierzęta i dlatego tylko podczas medytacji można się z nimi skontaktować. Gdy już praca Ewy była gotowa zaniosła ją do dziekana. Ten przeglądając jej papiery mruknął pod nosem: -Ciekawe, ciekawe… Jutro się ktoś z panią skontaktuję. Pokaże to komu trzeba. Ewa wyszła szczęśliwa z gabinetu i zaprosiła od razu Jagodę na smaczną gałkę lodów. Kobiety nie umiały wyrazić swojej radości z tego, że udało im się udowodnić coś tak ważnego. Coś co mogło zmienić losy ludzkości. Minął jeden dzień i stało się coś okropnego. Jagoda została wezwana do sekretariatu. Powiedziano jej tam, że wydalają ją ze studiów w trybie nagłym. Dziewczyna nie wiedziała co się dzieję. Próbowała skontaktować się z Ewą, ale ta nie odbierała. Gdyby mogła pobiegłaby do mieszkania wykładowczyni. Jednak nie mogła tego zrobić ze względu na swoją niepełnosprawność. Po tygodniu Ewa wreszcie zadzwoniła do Jagody. Poinformowała ją, że znajduje się w szpitalu psychiatrycznym. Dziewczyna od razu ruszyła, by odwiedzić swoją mentorkę. Droga była dla niej ciężka, ponieważ nie dojeżdżały tam autobusy. Jagoda w końcu postanowiła zamówić taksówkę, chociaż nie miała za wiele pieniędzy. Gdy była na miejscu zobaczyła Ewę odurzoną lekami. -Co się stało? -zapytała Jagoda -Oni mi nie uwierzyli. Chociaż przecież mamy dowody… -Tak, przecież wiem. -odpowiedziała dziewczyna. -Mnie wydalili z uczelni w trybie nagłym. -Oni od dawna już o tym wiedzą, ale to jest informacja, która zmieniłaby cały świat… Kobiety spojrzały się po sobie. Obydwie wiedziały, że jest to sprawa, której nie powinny ruszać. Prawdopodobnie przed nimi było wielu biologów, którzy próbowali udowodnić to samo. Ich historie pewnie kończyły się podobnie. -Bardzo nam przykro…-zaszumiały wierzby. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |