![]() |
|||||||||
Gwo¼dzie |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
r. 21 Gwo¼dzie Lea podesz³a do pomieszczenia, w których by³y kapsu³y teleportacyjne. Popatrzy³a na swoje d³onie. By³y szorstkie i ¿ó³te. Dotknê³a piersi. Nie wyczu³a ich. - Czy jestem kobiet±? – pyta³a siebie. Nie ma tutaj lustra, wiêc twarzy nie zobaczê. Mo¿e jestem stworem, który jest tylko do specjalnych zadañ, bo niczym innym byæ nie mo¿e. Jedyny mê¿czyzna, z którym chcia³am byæ jest dla mnie zakazany. Moje serce wyrywa siê do niego, ale okoliczno¶ci nie pozwalaj± mi byæ z nim. Jestem bez przysz³o¶ci, a mo¿e jestem przysz³o¶ci±. Jestem jaka¶ rozdra¿niona. - Lea skup siê. Nie czas teraz na mrzonki – oznajmi³. - Nie czas? A kiedy bêdzie? - Lea! - Dobra. Skupiam siê. - Kapsu³a numer jeden. Wchod¼! Kapsu³a zamknê³a siê i mistrz otworzy³ nastêpne drzwi. - Teraz ty. Pamiêtaj co ci mówi³em. Ona jest wa¿niejsza ni¿ ktokolwiek i cokolwiek, i nie mo¿e dowiedzieæ siê kim ty jeste¶. - Pamiêtam i bêdê pamiêta³. - Wszed³? – zapyta³ - Tak. A teraz ty. - Z ca³ym szacunkiem dla Ciebie Mistrzu, ale jak odnajdziemy siê, skoro nie wiemy jak wgl±damy. Sk±d bêdê wiedzia³, ¿e to ta w³a¶ciwa osoba? - Oto zatroszczy³em siê. Wierz mi, bêdziesz wiedzia³. - To dobrze. Wierzê ci. - Ram zostajesz. Ka¿dy z nich musi przej¶æ po trzy kapsu³y. Kiedy skoñczysz wypu¶cisz pojedynczo tak, aby siê nie widzieli. To jak poznaj± siebie, skoro nie wiedz± jak wygl±daj±? - Wierz mi, ¿e poznaj±. Znak jaki maj± pozwoli im na rozpoznanie, ale tylko dla nich. Wracam do sieni. Muszê jeszcze troje ludzi przygotowaæ, aby mogli spokojnie wyruszyæ i zwyciê¿yæ. Przeszed³ przez korytarz. Na chwilê wszed³ do biblioteki. - Szymon ty jeszcze tutaj? Mia³e¶.. - Tak, ale chcia³em z tob± jeszcze chwilkê pomówiæ. Nie chcesz mnie jako asekuranta, ale… - Szymonie, czy ciê kiedykolwiek zawiod³em. - Nie. - Obieca³em ci, ¿e ona wróci, to wróci. Teraz proszê ciê, aby¶ szybko ruszy³ do Franciszka. Czas nagli. Nie rozumiesz tego? - Dobra. Idê. Szymon nie pojecha³ bezpo¶rednio do Franciszka. Zadzwoni³ do niego. Mia³ inne plany ni¿ dyspozycje Wielkiego Mistrza. Oznajmi³ mu telefonicznie, ¿e przyjdzie do niego, ale pó¼niej, ni¿ planowano. Franciszek by³ niepocieszony. - Szymonie mam jeszcze na tyle si³y, aby na ciebie zaczekaæ. Proszê ciê tylko o jedno, aby¶ nie podejmowa³ ¿adnej akcji bez zezwolenia Mistrza. Wiem, gdzie jedzie twoja córka, ale ty musisz zostaæ tutaj. Cokolwiek teraz zrobisz, bêdzie g³upie. Narobisz tylko zamieszania i nic ne wskórasz. - Czy gdyby twoje dziecko by³o zagro¿one siedzia³by¶ spokojnie i czeka³ ±¿ co¶ siê mu stanie? - Nie mam dzieci. Nie wiem jak to jest. Kiedy¶ mia³em ¿onê i dziecko, ale zginêli w wypadku. Jak widzisz nie za³o¿y³em drugiej rodziny. Jestem sam. - Przepraszam. Nie wiedzia³em nic o tym. - Nie szkodzi. Trudno mówiæ jest o sprawach, które ci±gle bol±. Po wypadku odda³em siê ca³kowicie s³u¿bie Wielkiego Mistrza. On mi du¿o pomóg³ w przezwyciê¿eniu bólu i rozpaczy. Teraz proszê ciê jeszcze raz nie podejmuj ¿adnego ryzyka, aby twoja córka nie op³akiwa³a ciebie, albo ty jej. Mistrz wie co robi. Czasami tylko nic nie mówi, ale na pewno dopilunje wszystkiego tak, aby zminimalizowaæ szkody. Ty natomiast mo¿esz tylko zwiêkszyæ ryzyko i straty. Po za tym zwiêkszysz zagro¿enie poprzez to, ¿e mo¿e w ten sposób otworzysz drogê dla naszych wrogów. Oni tylko czekaj± na nasz b³±d. - Zawsze kraczesz. - Nie , tylko ostrzegam. - Znasz przynajmniej asekuranta mojej córki? - Nie. Wydaje mi siê, ¿e tylko mistrz wie, kto nim jest. - No w³a¶nie, ale ja nie wiem – jej ojciec. Nie chcia³ mi go nawet przedstawiæ. Za du¿o tych tajemnic wokó³ mojej córki - Szymonie! – krzykn±³ Franciszek. - Nie krzycz. To moje jedyne dziecko. - Wiem. Porzuæ swoje zamiary. Poczekaj. Lepiej przyjed¼ do mnie. Co¶ zaczê³o mi serce bardzo ko³ataæ. Nie najlepiej siê poczu³em. Co¶ mnie gniecie. To chyba…. – nie dokoñczy³. - Ju¿ jadê. Nie denerwuj siê. Szymon wsiad³ do auta i skierowa³ siê do letniej rezydencji Franciszka. Kiedy przyjecha³ u Franciszka byli ju¿ lekarz. - Co siê sta³o? - Zas³ab³. Proszê teraz nie przeszkadzaæ. Staszek usun±³ siê na bok i usiad³ na kanapie obok kamerdynera. Przez moment uchwyci³ ironiczny u¶miech w k±cikach jego ust. - Czy¿by co¶ mu dosypa³ do picia? – pomy¶la³ Szymon. Z zamy¶lenia wyrwa³ go lekarz. - Kim pan jest? – zapyta³. - Przyjacielem. - Musimy zabraæ go do szpitala na badania. Czy chory ma rodzinê? - Brata, ale on mieszka w Kanadzie. Tutaj nie ma nikogo oprócz mnie. - Zostajê w domu. Nie jadê do ¿adnego szpitala – powiedzia³ s³abym g³osem Franciszek. To tylko przemêczenie. Odpocznê i bêdzie dobrze. Staszek zostanie ze mn±. Jakby co¶ siê dzia³o wezwie karetkê. - Niestety nie mo¿emy ryzykowaæ. - A kto dopilnuje dobytku, jak bêdê w szpitalu? - Ja z Leonem. - Ty przecie¿ masz inne plany. - Ju¿ nie. Pos³ucham twojej rady i zostanê. - Schyl siê. - Tak. - Nie ufaj Leonowi. Co¶ za bardzo ostatnio kr±¿y³ po domu i ci±gle czego¶ szuka³. Wydaje mi siê, ¿e jest podstawiony, albo sprzeda³ siê dla kogo¶, ale mo¿e jestem ju¿ przeczulony. Ju¿ sam nie wiem co my¶leæ czasami. - D³ugo chyba nie jest u ciebie? - Nie. Od pó³ roku. Poprzedni kamerdyner odszed³. Wyjecha³ do rodziny. Musia³ zaopiekowaæ siê chorym ojcem. Tamten nie myszkowa³. - Nic siê nie martw. Przyjrzê siê mu, jak bêdziesz w szpitalu. Franciszka odwie¼li do szpitala. - Leonie teraz masz wolne. Odwied¼ rodzinê, albo jed¼ nad jezioro. Zreszt± gdzie chcesz. Odpocznij sobie. Sam zostanê tutaj do powrotu Franciszka. Nie musimy koczowaæ razem i czekaæ na niego. Zawiadomiê ciebie, jak wróci do domu i bêdziesz potrzebny. - Znów ten ironiczny u¶mieszek – pomy¶la³ Szymon. - Mo¿e jednak zostanê? Mo¿e za dwa, albo trzy wypisz± Franciszka. Mam rodzinê daleko. Nie chcia³bym zajechaæ do nich i zaraz wracaæ. - Jak wróci wcze¶niej, to ja bêdê w domu i zajmê siê nim. Dajê co urlop na dwa tygodnie. Id¼ i spakuj siê. Odpoczniesz od obowi±zków, pracy. Rodzina siê ucieszy. Pewnie dawno jej nie widzia³e¶? - Ano nie. Szymon wyczu³ w jego g³osie zirytowanie, ale nie zareagowa³. Pu¶ci³ to mimochodem. - Mo¿e Franciszek ma racjê, ¿e kamerdyner co¶ knuje. Nigdy nie wiadomo co tam w jego g³owie siedzi – pomy¶la³ Staszek i poszed³ do salonu. - Czy co¶ podaæ? - Nie. Dziêkujê. - To idê pakowaæ siê. - Mo¿esz wzi±æ Hondê. Jak bêdziesz wychodziæ, to zamknij drzwi na klucz. Trochê popracujê. Nie chcia³bym, abys mi przeszkadza³. - Dobrze. Minê³a godzina i nie s³ysza³, aby kamerdyner wyszed³. Zacz±³ siê niepokoiæ. Wyjrza³ przez okno. Honda sta³a obok domu. Podszed³ do biblioteki. Powoli wysun±³ ksi±¿kê i otworzy³y siê drzwi do tajemniczego pokoju. Wszed³. - Znowu muszê siê chyba chowaæ – mrukn±³. Przez „oko proroka” zobaczy³ Leona. - Aha! Ten pistolet to na mnie. . Do domu wesz³o dwóch mê¿czyzn. Staszek us³ysza³ tylko fragment ich rozmowy. - Dom czysty? - Nie. Jaki¶ gnojek przyjecha³. - £adnie to tak sprowadzaæ towarzystwo podczas nieobecno¶ci gospodarza. Franek mia³ racjê co do niego – powiedzia³ pó³g³osem. - Gdzie on jest? – us³ysza³. - By³ w salonie. Teraz mo¿e jest na górze. Nie wiem. - Trzeba sprawdziæ i zlikwidowaæ go. Nie zostawiaj ¿adnych ¶ladów. Polej to na niego. Mikstura rozpu¶ci cia³o i bêdzie po nim. - A co ze starym? Wie, ¿e on tutaj jest. - Stary ju¿ nie wyjdzie ze szpitala. Przeniesie siê do za¶wiatów. Oczywi¶cie gorliwie pomo¿emy mu w tym. - Bêd± go szukaæ. - To go nie znajd±. Musimy mieæ teren wolny. Wiesz czego szukamy? - Tak. - Nie mo¿emy sobie pozwoliæ na ¿adne ryzyko. Znajd¼ go i zabij! - Chyba muszê siê ulotniæ – pomy¶la³ Szymon. Leon przeczesa³ ca³y dom. Przestraszony wróci³ do swoich kumpli. - Nie ma po nim ¶ladu. - Chyba ¿artujesz? - Nie. - Id¼ do gara¿u. - By³em tam. Samochód stoi, ale nie ma go tam. - W takim razie uciek³. Mo¿e zreflektowa³ siê, ¿e co¶ nie gra. W³±cz kamery. Zobaczymy. - Nie zrejestrowa³y jego wyj¶cia z domu. Dzwoñ po posi³ki, a my przeczeszemy trochê ten dom. Musz± gdzie¶ tutaj byæ te gwo¼dzie, co tak s± bardzo potrzebne dla króla Mara i tego drugiego i on. Nie rozp³yn±³ siê. Czyha gdzie¶ w ukryciu. - Znajdziemy i pomo¿emy mu opu¶ciæ ten padó³ ziemski. Gwo¼dzie te¿ znajdziemy i zarobimy kupê szmalu. Musz± byæ bardzo wa¿ne skoro tak bardzo o nie zabiegaj±. - Ano w³a¶nie. My¶lisz, ¿e maj± wielk± moc. - Nie wiem. Nie interesuje mnie to. Mamy znale¼æ i dostarczyæ im. Szukaj. Szymon opu¶ci³ dom podziemnym wyj¶ciem. - Dobrze, ¿e mamy wyj¶cie awaryjne. Durnie nigdy o tym nie pomy¶l±. To dobrze. Moja wygrana. Hokus pokus, abra kadabra, niech siê ¶ciana rozsunie. Jestem chyba czarodziejem. A swoj± drog± mog³em zastosowaæ „czapkê niewidkê”. Chocia¿ mog± znaæ ten trik. Jest dobrze jak jest. Wychodzê. Niech siê ¶ciana zasunie – machn±³ rêkê z u¶miechem czarodzieja. Za wzgórzem odetchn±³. Doszed³ do przystani. Odcumowa³ motorówkê i odp³yn±³. Kiedy ju¿ poczu³ siê bezpiecznie zadzwoni³ do Klary. - Klara! Jed¼ do szpitala i czuwaj przy Franciszku. Szykuj± niespodziankê dla niego. Albo nie. Zabierz Franciszka ze szpitala i zawie¼ do Le¶nej polany. Bêdê tam za jaki¶ czas. We¼ do pomocy Janka i Stefana. - Kto zawiadomi resztê? - Ja to zrobiê. Nie mogê pojawiæ siê w szpitalu. Znaj± mnie. Klara z Jankiem szybko siê uwinêli. Po paru minutach byli ju¿ w szpitalu. Klara w stroju pielêgniarki wesz³a do sali. Nachyli³a siê nad Franciszkiem. Dotknê³a czo³a i cicho powiedzia³a: - Zabieram ciê st±d. Tutaj za gor±co. - Czujê to przez skórê. - Siadaj na wózek. Jedziemy do windy. Zaczêli wje¼dzaæ do windy, gdy nagle dwóch mê¿czyzn zaczê³o i¶æ w ich kierunku.. - Cholera. Na pewno po nas. Cofnêli siê. - Bêd± czekaæ na dole. Nie mo¿emy do wyj¶cia. - Jedziemy w górê, a pó¼niej schodami przeciwpo¿arowymi. - Dasz rady schodami? - Tak. Kto w samochodzie? - Hans. - Klara rozdzielamy siê. Ty bierz wózek, a ja ³adunek. - Janek! - Nie pêkaj. Stefan bêdzie z tob±. Nie ma innego wyj¶cia. Spotkamy siê w Le¶nej. Do samochodu biegli. Wsiedli. Odjechali. - Zobacz odje¿d¿aj±. Nie mo¿emy ich straciæ. Urw± nam g³owy, je¶li wypu¶cimy go ca³ego. Szybko do auta Zza rogu wy³oni³ siê Janek z wózkiem. - Droga wolna. Pojechali za Hansem. - Tak. - No to w drogê. Wielki Mistrz czeka w Le¶nej podkowie. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powy¿szy tekst zosta³
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |