O Barbarze, ciulu i zemście doskonałej cz. 1. |
|||||||||
|
|||||||||
Wróciłam do domu, zaparzyłam sobie pysznej kawy i oddałam się nicnierobieniu. Fakt, że uziemiłam szefa na miesiąc, był na tyle satysfakcjonujący, że nie przeszkadzało mi nawet to, że wciąż żyje. Z mojego błogostanu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Barbara! - Oszukał mnie! Dasz wiarę. Ciul! - stopień poddenerwowania w jej głosie w skali od 1:5 wynosił 100. To, że ciul, to by się zgadzało, ale że ją oszukał, to już niekoniecznie. Co ma wspólnego mój szef z Barbarą pracującą w zupełnie innym mieście? - Jaki szef??? Zwariowałaś do cna. Ten nowy gach, co mi żyć od miesiąca na portalu nie daje. A co szef? Dlaczego ty, kochana, o szefie przy kawie myślisz? Nie mów, że się w nim zakochałaś! - w głosie Barbary zadźwięczała nutka "będzie afera, będzie zabawa". No idiotka, kochana, ale idiotka. Opowiedziałam jej w skrócie, co się wydarzyło. A ta, zamiast wesprzeć, współczuć czy co tam jeszcze z empatii ludzkiej wypływać może, skwitowała sprawę w typowy dla siebie sposób: - Bo durna jesteś i tyle. Z łopatą po szkole biegać. Pod trzepakiem zakopywać. Spocisz się tylko i nawet Chanel tego nie przykryje. Trzeba było do mnie zadzwonić, umieszałabym ci miksturki do kawki i tyle dziada widzieli. Podejrzenie, rzecz jasna, na waszą chemicę by spadło, baba do pudła, ja na jej miejsce i pełny sukces. Głupia jesteś i tyle. Przypomnij mi proszę, dlaczego ja się z tobą w ogóle przyjaźnię. W tym miejscu należy Wam się słowo wyjaśnienia. Barbara to chemiczka. Uczniowie ją uwielbiają, dyrekcja mniej. Już dwie pracownie w powietrze wysadziła. Do dzisiaj nikt nie rozumie, jak to się stało, że obyło się bez ofiar. - I co? Żyje? - wreszcie wykazała odrobinę zainteresowania. - Żyje. Ale nos złamany, szczęka zdrutowana, kwaśne jabłko zamiast gęby. Miesiąc zwolnienia. Projekt zawieszony. I uwaga! Na koniec nius największy: Hortensja do jego powrotu pełni funkcję zastępcy dyrektora. Społecznie co prawda, ale dyrektora. Zatkało? A co z tym ciulem? - Miesiąc to długo, zdążysz puścić szkołę z dymem do tego czasu. Umówił się i nie przyszedł! Chociaż nie! Znaczy przyszedł, tylko nie podszedł do stolika. Siedział gdzieś z boku i mnie obserwował! Dasz wiarę! Taki ciul! Później napisał, że przeprasza, ale musiał zobaczyć jaka jestem i że jestem cudna i teraz jest już zdecydowany i chce się umówić jeszcze raz. I teraz, moja droga, TERAZ to MY musimy zrobić ciula w ciula. Nie daruję kanalii! Rozumiesz? Coś tam rozumiałam, ale żeby wszystko, to absolutnie nie. I jak to my? - Niby jak mamy go zrobić w tego ciula? - zapytałam pełna podejrzeń o to, że zaraz wywołamy III wojnę światową, albo w najlepszym razie potężny kryzys o zasięgu ogólnopolskim. - A tak!... cdn. A i jeszcze wierszyk: Nie wchodź w drogę Barbarze, bo zagryzie i ugotuje na parze. No to cześć! |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |