![]() |
|||||||||
Znoszone sandały r. 2 Siedmioro brzydkich kaczątek |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
2. Siedmioro brzydkich kaczątek. Grupa składała się z siedmiu osób. Była to zwarta ekipa, gotowa na wszystko, na czym można było osiągnąć duży i szybki zysk. Czasami w drodze wyjątku na polecenie grupa przyjmowała innych członków. Byli poddawani specjalnym testom, sprawdzianom i jeśli przeszli je celująco zostawali. - Co z takimi, którzy nie sprawdzili się? - Nic. Pozbywaliśmy się ich. - W jaki sposób? - No nie to co myślisz. Po prostu odchodzili. – Tak po prostu? - Trochę ich postraszyliśmy i czasami kogoś obiliśmy, ale uszedł z życiem i nic więcej. Ze strachu przed pobiciem nie puściłby pary z buzi. - Kto tak naprawdę był przy korycie? - Wszyscy. - Nie było przywódcy? - Nie. Zwykle grupa podejmowała wspólnie decyzje. - Kolektywnie. - Coś w tym rodzaju. Nie zajmowałem najważniejszego miejsca na „świeczniku” – nawet o to nie zabiegałem. Zawsze byłem raczej pośrodku, ani na górze ani na dole. Miałem dobre i efektywne pomysły, to i grupa i liczyła się ze mną. - Wasza większa akcja. - To chyba podrabianie dokumentów. - Opowiesz? - Tak. Z czasem okazało się, że mam dużo znajomości w urzędach. Pomyślałem, że można je wykorzystać. Zaczęliśmy więc fałszować dokumenty, głównie dowody osobiste, paszporty. - Po co to było? - Czy pamiętasz aferę z załatwianiem wiz do USA wiele lat wcześniej? - Jak przez mgłę. Czytałam kiedyś artykuł w gazecie lokalnej na ten temat, ale niewiele pamiętam. - To właśnie ja i moi kumple braliśmy w niej udział. - Aha. I co z tymi wizami? - Przychodziła do nas osoba, która chciała uzyskać wizę do USA. Płaciła za całą sprawę siedem tysięcy dolarów i czekała. - Na co? - To była sprawa kilkuetapowa. Najpierw kradliśmy dowody osobiste. Okradziona osoba zgłaszała zaginięcie dowodu na Komisariacie. O tym fakcie byliśmy oczywiście powiadomieni. Wówczas wypełnialiśmy wniosek do urzędu o wydanie dowodu osobistego i dołączaliśmy podpisane zdjęcie. Wyrobienie dowodu z paszportem trwało tydzień czasu. - No właśnie co ze zdjęciem? - Zdjęcie było naszego zleceniodawcy, a dane osoby, której zginął dowód. - I udawało się? - Tak, bo w urzędzie mieliśmy „wtyczkę”. - Nie bała się? - Była dobrze opłacana. Dostawała dziesięciokrotnie więcej niż zarabiała. Za wyrobienie dowodu i paszportu braliśmy dwa tysiące. Kiedy odebraliśmy dowód załatwialiśmy paszport, a kiedy mieliśmy paszport organizowaliśmy wizę w ambasadzie. Tam też mieliśmy „wtyczkę”. Ona załatwiała szybkie dostawy wizy. Tylko nie ma nic za darmo. Wyrobienie wizy dla potencjalnego klienta kosztowało pięć tysięcy dolarów, a z tego trzy tysiące było dla pracownika ambasady. - Wam ile zostawało? Ilu było do podziału? - Nam zostawało dwa tysiące dolarów. Wiesz, to były niemałe pieniądze. Ludzi, którzy tą drogą chcieli uzyskać wizę do USA było wielu. - Ile czasu trzeba było u was czekać na wizę? - Tydzień. Nic jednak nie jest doskonałe i długowieczne. Nadszedł czas, że wszystko się posypało. Doszło do władz i ukróciło się. - Nie chcesz mówić jak do tego doszło? - Nie. Może innym razem. - Dobrze. - Albo powiem. Nasza „wtyczka” w urzędzie wygadała się koleżance, a to doniosła gdzie trzeba. Dostaliśmy wówczas karę pozbawienia wolności. - Wiesz co się z nią dalej dzieje. - Nie. Nie interesuje mnie to. Było już późno i rozładowywał mi się telefon, więc skończyliśmy rozmowę. Przez następne dwa dni nie miałam czasu na rozmowę z Krzysztofem i kiedy w końcu późnym wieczorem zadzwoniłam do Krzysztofa wydawało mi się, że jest smutny, a może zmęczony. Chwilkę porozmawialiśmy o sprzęcie audiowizualnym, o przemianie człowieka, o życiu i postanowiłam spauzować. - Dobra., chyba porozmawiamy w innym czasie. Widzę, że nie masz dzisiaj ochoty na wspomnienia – powiedziałam. - Jestem trochę zmęczony. - Nic na siłę. - Wiesz, że postanowiłem się zmienić, ale to nie musi oznaczać, że wszystkich złych ludzi nagle muszę tępić. - Nie, to nie znaczy. Jeśli moja pomoc w twoim postanowieniu, będzie ci potrzebna, to zawsze masz mój telefon. - Dziękuję. Popatrzyłam w niebo i wydawało mi się, że Księżyc świeci jaśniej, a gwizdy mrugają porozumiewawczo. Ktoś inny puścił do mnie oczko. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |