Saga Pogranicza - Rozdział II: Informator |
|||||||||
|
|||||||||
Rozdział II: Informator Minęła północ. Do drzwi pokoju, w którym zakwaterowany został vor Andress, zapukał Argwen z Zalesia. - Proszę wejść – krzyknął rycerz. Brodacz wszedł do środka. Pokój wyglądał skromnie, jednak przynajmniej nie było w nim robactwa, a temperatura nie przeszkadzała we śnie. Pracownicy gospody wnieśli do niego część rzeczy Andressa, reszta pozostała w strzeżonej stajni. Koń rycerza był wyszkolony i gdyby ktoś niepożądany usiłował zbliżyć się do niego, natychmiast podniósłby hałas, a nawet zaatakował kopytami złodzieja. - Przyszedłem, panie – powiedział Argwen. – Czy mogę usiąść? - Siadaj – skinął głową rycerz. Argwen usadowił się na starym krześle w kącie. - Nim zacznę odpowiadać na twe pytania – rzekł brodacz. – Chciałbym cię prosić o przysługę. Taka jest moja cena. - Czego chcesz? - Dawniej byłem członkiem straży miejskiej. Niestety, od miesiąca nie należę już do jej szeregów. Zostałem niesprawiedliwie zwolniony ze służby po pewnym incydencie, o którym zaraz ci opowiem. Taki człowiek jak ty, z pewnością może przekonać dowódcę straży do wyjaśnienia tego nieporozumienia, dzięki czemu wrócę na swoje miejsce. Przysięgam ci, że nic złego nie zrobiłem i nie jestem zdrajcą, ani ofermą. Jeśli uznasz, że mam rację, czy wstawisz się za mną do komendanta straży? - Jeśli powiesz mi, jakie były okoliczności zwolnienia cię ze służby i uznam, że nie zasłużyłeś na to, porozmawiam z komendantem. Lecz nie obiecuję, że wymogę na nim przywrócenie cię na stanowisko, a chciałbym też poznać jego wersję. - Rozsądnym jesteś człowiekiem – zaśmiał się Argwen. – Nie pytałem cię dotąd o imię, lecz czy mógłbym je teraz poznać? - Wyjawię ci je – odparł po chwili wahania vor Andress. – Ale dopiero na zakończenie rozmowy. Masz jednak nikomu nie mówić, z kim rozmawiałeś. - Niech tak będzie. A zatem o co chcesz spytać? - Pierwsza kwestia, która mnie nurtuje – o co chodzi z tym Żelaznym Pięścią? I czemu jego ludzie szlajają się po gospodach, urządzając rozróby? - Ach, wiedziałem, że o to spytasz – westchnął Argwen. – Do stolicy z pewnością jeszcze nie dotarły wieści o tym, a jak nawet dotrą, to nikogo pewnie na poważnie nie zainteresują. Otóż problem polega na tym, że wasal rodu Andress – baron Żelazna Pięść z rodu Fullstein, władający południowo-zachodnim skrawkiem lenna, postanowił się zbuntować i nie uznaje władzy lorda Gavina. Prawdopodobnie paktuje też z bohemskim księciem Ulmem, który ostatnimi czasy wzrósł w siłę i stał się zagrożeniem dla Pogranicza. - Jak zareagował lord Gavin? – spytał vor Andress. Nie był zachwycony tym, co usłyszał. Liczył na powrót do spokojnego miejsca, w którym będzie wolny od politycznych zagrywek, a teraz okazało się, że wpadł z deszczu pod rynnę. - Wściekł się straszliwie. Żelazna Pięść kazał ściąć jego urzędników w Fullsteinie i Hotzen i nie zgodził się na żadne rozmowy pokojowe. Stwierdził tylko, że od teraz ród Fullstein podlega jedynie królowi Allanoru i będzie starał się o podzielenie lenna na dwie części, a nawet obalenie władzy Andressów. Relacje między Fullsteinami, a Andressami od dawna były napięte, ale teraz już zupełnie się zerwały. - Kim jest ten cały Żelazna Pięść? - To baron, dziedzic rodu Fullstein. Władzę objął kilka lat temu po śmierci ojca, wcześniej był podobno niezwykle uznanym rycerzem, który przemierzył niemal cały Allanor, uczestniczył również podobno w wyprawie do królestwa krasnoludów, a także walczył z żołnierzami Szmaragdowego Imperium w Averlandii. Słynie jako mistrz miecza i prawdopodobnie najpotężniejszy wojownik na całym południu królestwa. Dziwię się, że nie słyszałeś tego miana, sądziłem, że na dworze królewskim coś tam mówiło się o jego dokonaniach. - Również brałem udział w wyprawie do królestwa krasnoludów – mruknął Andress. – Lecz nie spotkałem się z nikim o mianie Żelazna Pięść. - Człowiek ten samym wyglądem wzbudza grozę. Nie pokazuje się bez niezwykłej czarnej zbroi z nieznanego metalu. Nie jest to z pewnością stal ani żelazo, ale wygląda na niesamowicie wytrzymały i rzadki stop. Mówią, że pancerz czyni barona niemal niewrażliwym na ataki fizyczne i magiczne, lecz również ukrywa ciało pełne ran, których nabawił się w trakcie wojaży. Nie wiem, czy to prawda, ale raczej wydaje mi się, że baron chce po prostu wzbudzać grozę i może po części podziw i dlatego nie zdejmuje publicznie pancerza. Dzierży też olbrzymi miecz dwuręczny, którym wymachuje jak lekką lagą – jego siła jest wręcz nienaturalna. Raz miałem okazję zobaczyć barona, kiedy ten przybył na dwór lorda Gavina. Jego głos przyprawiał o dreszcze, a stanowczość wręcz przygniatała. Miałem wrażenie, że sam lord obawia się swojego wasala. - Dlaczego lord Gavin nie wyśle wojska i nie rozprawi się ze zdrajcą? - I tu przechodzimy do sedna. Armia Pogranicza jest bardzo słaba… Przez ostatnie lata w lennie panował kryzys, któremu lord i jego doradcy nie mogli zaradzić. Osłabło wojsko– część dowódców przeszła na emeryturę i zmniejszyła się liczba zbrojnych. Nie mamy praktycznie machin wojennych, rycerstwa bardzo ubyło, a liczba piechoty i kawalerii wynosi na ten moment około czterystu ludzi… - Ilu? – krzyknął Andress. - Tak jak słyszałeś, panie. Zaledwie czterystu ludzi. Dodatkowo jeszcze oddziały strażników miejskich, którzy jednak w dużej mierze nie są dobrze wyszkoleni. Pod koniec panowania lorda Iwara mieliśmy półtora tysięczną armię, co i tak nie było wielką siłą, jednak teraz przygotuj się na najgorsze. Żelazna Pięść dysponuje około dwusetką wojowników, którzy do niedawna byli częścią armii lenna. Ponadto zrekrutował on ponad setkę rekrutów, z których wielu to bandyci i dezerterzy. Na jego usługach są również uchodźcy ze wschodu, którzy również użyczają mu swoich talentów… A na dodatek w razie czego wspomóc go może książę Ulm, dysponujący kilkutysięczną armią i niezwykłym arsenałem machin. Posiada masę katapult, balist, trebuszy, wież oblężniczych i innego dziadostwa. - Co z magami? - Magów praktycznie na Pograniczu nie ma. Natomiast na dworze księcia owszem. - Kto jest obecnie głównodowodzącym sił zbrojnych Pogranicza? - Daromir Psiogłowy, choć większy wpływ na armię posiada prawdopodobnie Graldan z rodu Andress. Z pewnością ma większy posłuch od Daromira. Jar pobladł. Stryj Graldan Andress, obalony lord, dowodzi armią lenna? Sytuacja faktycznie wygląda nieciekawie. - Co z pomocą sąsiadów? - Nie chcą oni interweniować. Lord Gavin nie dbał o przyjazne stosunki z pozostałymi rodami, niektóre wręcz sprzyjają Żelaznej Pięści, choć nikt nie zamierza na ten moment wystawić wojska po żadnej ze stron konfliktu. Do króla wyruszyło poselstwo, jednak władca pewnie zasądzi, żeby spór rozstrzygnął się na miejscu, nie będzie chciał reagować, gdyż ma wiele innych spraw na głowie. Najprawdopodobniej wyznaczy na mediatora któregoś z południowych lordów, jednak wątpię, żeby to dobrze wpłynęło na losy naszego lenna. Mało kto wierzy, że Żelazna Pięść faktycznie ma umowę z Bohemami, lordowie uważają bowiem, że to pomówienia Gavina, który chce oczernić Fullsteinów. Ród Żelaznej Pięści dawniej wykazał się, broniąc lenna przed najazdami bohemskich band. W dodatku mieszkańcy Bohemy to raczej spokojny i przyjazny naród i mimo dawnych zaszłości raczej nie żywi niechęci dla mieszkańców Allanoru, choć lokalni watażkowie i arystokraci, tacy jak Ulm, faktycznie są nieprzyjaźnie nastawieni do północnych sąsiadów. Widzą w Pograniczu teren potencjalnego poszerzania wpływów, a dzięki podbojowi chcą zaspokoić chorą ambicję. - Co w ogóle kieruje Żelazną Pięścią? Czemu buntuje się on i sprzymierza z wrogiem? - Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Słyszałem, że miał on jakieś zaszłości z lordem Gavinem, ale nie znam szczegółów i być może to tylko plotki. Więcej wie Gothard, o którym ci wcześniej wspominałem. - Jaki teren kontrolują obecnie Fullsteinowie? - Swoje ziemie, którymi władali od lat jako wasale Andressów. Może o tym nie wiesz, ale lata temu byli oni przez chwilę rodem panującym w Pograniczu, jednak z uwagi na chwilowe osłabienie, zastąpili ich właśnie obecni władcy. Możliwe, że Żelazna Pięść pragnie przywrócić rodowi dawną chwałę. - Jestem już zmęczony, więc zadam ostatnie pytanie – mruknął vor Andress. – Nie musisz na nie odpowiadać, jeśli tak zadecydujesz, wtedy przejdziesz do historii ze strażą. Co sądzisz o lordzie Gavinie? - Nie chcę o nim źle mówić – mruknął Argwen. – Jednakże nie mogę określić go, jako dobrego władcę. Jego brat, Norell, był zdecydowanie bardziej kompetentnym politykiem, choć zginął kilka lat temu w bitwie z rabusiami. - Słyszałem o tym – smutno odrzekł rycerz. - Norell nie dbał szczególnie o wojsko, jednak posiadał duże przebicie dyplomatyczne i był sprawnym negocjatorem. Wyznawał idee, że lepiej zapobiegać sporom, niż rozwiązywać je siłowo. Dbał o ekonomię, a za jego czasów nastąpił duży wzrost gospodarczy. Niestety, nagła śmierć lorda zahamowała rozwój księstwa. Gavin nie był szczególnie chętny do objęcia tronu, ale nie miał wyboru – jego młodszy brat przebywał daleko poza lennem i dotąd nie powrócił, chodzą nawet plotki, że zginął gdzieś na północy. Gdyby odmówił, władzę objęliby Fullsteinowie. - Jak oceniasz politykę lorda Gavina? - Jest bardzo trudnym człowiekiem, wręcz idealnym odzwierciedleniem dawnego lorda Graldana i zupełnym przeciwieństwem Norella. Na początku rządów wyglądał na przybitego śmiercią brata, posprzeczał się wtedy z władcami kilku sąsiednich lenn. Później uznał, że za śmierć Norella odpowiadają w dużej mierze niekompetentni doradcy i dowódcy wojskowi, których usunął ze stanowisk, moim zdaniem niesłusznie. Następnie wprowadził kilka reform, które, choć początkowo przynosiły efekty, z czasem zbytnio obciążyły gospodarkę. Z uwagi na kryzys gospodarczy, powiązany też z suszami i wzrostem podatków na rzecz króla, zmniejszono żołd i ograniczono liczbę wojska. Ponadto Gavin to człek porywczy, lecz mało utalentowany. Mam nadzieję, że nikomu mych słów nie powtórzysz, bo wtedy spędziłbym kilka tygodni w lochu. - Nie powtórzę – odparł Andress. – No, dobrze. Przejdźmy do twojej historii ze strażą. - Służyłem pięć lat pod kapitanem Borhardem. Patrolowałem ulice miasta i zajmowałem się chwytaniem złoczyńców, parę razy także pomagałem wieśniakom, rozprawiając się z potworami, które przywędrowały w pobliże wsi. Lubiłem swoją pracę, choć żołd był coraz niższy. Miesiąc temu Żelazna Pięść zbuntował się, a ja w tym momencie przebywałem z dwoma kompanami w gospodzie w Rusinie na ziemiach Fullsteinów. Do karczmy weszło kilku zbirów barona, którzy nakazali nam złożyć broń. Gdy odmówiliśmy, zaatakowali nas i zabili mych kamratów. Cudem udało mi się uciec, ale gdy przybyłem do Leob, komendant straży bardzo zainteresował się tym, co robiliśmy na ziemiach barona w dniu buntu. Nie byliśmy wtedy na służbie, do gospody wybraliśmy się w celach towarzyskich. Komendant straży stwierdził, że nie ma gwarancji, że mówię prawdę i ma rozkaz z góry, aby pozbyć się ze straży wszystkich, którzy mają związki z Fullsteinami. Nie oskarżył mnie o zdradę, ale powiedział, że nie mogę zostać w straży, jeżeli mogę służyć Żelaznej Pięści. Stwierdził też, że możliwe, iż moi kompani zginęli, ale równie dobrze mogli przyłączyć się do wojsk barona. - Ech, ciężka sprawa – mruknął vor Andress. – Podejrzenia komendanta nie są bezpodstawne, choć raczej ci wierzę. Porozmawiam z nim, skoro siły Pogranicza są osłabione, to nie powinno się wyrzucać ludzi z szeregów straży, ani armii na podstawie domysłów. - Dziękuję ci panie, bardzo dziękuję! – ucieszył się Argwen. – Czy mogę w końcu usłyszeć twoje imię? - Skoro tego pragniesz…. Wołają mnie Jar. Jar vor Andress. Argwen z Zalesia zbladł. - Pa..panie…. Czyli ty jesteś młodszym bratem lorda Gavina? - Tak, jestem. - O, panie! Wybacz mi to, co mówiłem o twoim bracie! Proszę o przebaczenie… - Nie proś, nie mam do ciebie pretensji. Odpowiedziałeś szczerze. Idź już, ale pamiętaj o warunkach umowy – nie rozpowiadaj, że mnie spotkałeś. Jutro zmierzam na dwór brata i nie chcę, aby przed mym przybyciem do Leob rozeszła się wieść, że jestem na Pograniczu. - Dobrze, panie! Nie będę cię zatem niepokoił. Proszę jednak, abyś pamiętał o mojej prośbie i porozmawiał z komendantem straży. - Porozmawiam – uśmiechnął się lekko rycerz. – Ale wpierw muszę się wyspać. - Dziękuję. Zatem pozostało mi życzyć ci dobrej nocy. - Wzajemnie. Brodacz opuścił pokój, a vor Andress przygotował się do spania. Długo nie mógł jednak zasnąć, gdyż jego umysł ogarnięty był myślami. Wspominał dawne czasy i relacje z braćmi, które zerwały się przed piętnastoma laty. Z Norellem, najstarszym bratem, Jar nie miał tak dobrego kontaktu, jak z Gavinem. Dziedzic rodu nie przepadał za wizytami w karczmach i konnymi przejażdżkami po okolicy, nie był też typem wojownika – niemal nie trenował walki wspólnie z braćmi i nauczycielami. Poświęcał natomiast dużo czasu na czytanie dzieł, obserwowanie nieba, czy alchemię, której podstawy zgłębiał pod okiem mistrza Thyonda, największego specjalisty w tej dziedzinie na Pograniczu. Gavin natomiast był wszędobylski – uwielbiał wyrywać się z miasta, szukać wyzwań, walczyć z potworami i bandytami, a wieczorami balować w gospodach. Dużo czasu poświęcał też na trenowanie walki i choć Jar nie zapamiętał go jako wielkiego wojownika, z pewnością zależało mu na doskonaleniu swoich umiejętności. Bracia Andressowie nie mieli siostry, jednak stryj Graldan urodził córkę, która niestety zmarła w młodym wieku w trakcie zarazy. Dawny lord załamał się wtedy, jednak pozostał mu syn Stefan, rówieśnik Jara, który przejawiał spore zainteresowanie górnictwem. Jakiś czas temu Jara doszły słuchy, że Gavin ożenił się z lady Eleną, pochodzącą z Averlandii. Nie znał jej osobiście i nie wiedział o niej niemal nic, lecz usłyszał, iż jest to niesamowicie piękna kobieta, jedna z najpiękniejszych w samym królestwie. Nie wierzył do końca w te pogłoski, jednak już jutro miał się przekonać, ile w nich było prawdy. Jar sam nigdy nie był kobieciarzem, wręcz przeciwnie - czuł, że damy zupełnie się nim nie interesują i niezależnie od tego, jakich czynów dokona, i tak nie znajdzie się żadna godna dama, która obdarzy go większą sympatią. Choć w latach młodości starał się, czasem rozpaczliwie, zdobyć uwagę niewiast, z czasem pogodził się z losem i choć było mu niezwykle przykro, czuł, że nigdy nie uda mu się znaleźć wybranki serca, która pokocha go i że jest skazany na samotność. Przyjaciół miał niewielu, a najlepszy, którego poznał podczas wyprawy do królestwa krasnoludów, przepadł bez śladu. Nazywał się Magnus i był doskonałym wojownikiem oraz nieocenionym sprzymierzeńcem. Jar poznał go podczas noclegu w zaśnieżonej, północnej tajdze. Stał wówczas na warcie, a Magnus przybył konno do obozowiska z wiadomością od dowódcy innej grupy bojowej. Sęk w tym, że ścigał go śnieżny troll. Żołnierze w dwójkę stawili mu czoła i pokonali bestię, a następnie Jar zaaklimatyzował Magnusa w nowym oddziale. Podczas wyprawy panowie wielokrotnie ratowali sobie życie i obaj w tym samym dniu zostali pasowani na rycerzy. Niestety, z czasem oddział, w którym walczyli Jar i Magnus, został usunięty i żołnierze otrzymali przydziały do różnych grup. Sir Magnus udał się z misją do centralnej części królestwa, gdzie miał uczestniczyć w bitwie z głównymi siłami arcykapłana Arngvulla – wielkiego wroga ludzi i samozwańczego władcy Koldharru. To właśnie z jego powodu armia allanorska musiała interweniować na Północy. Król Burri był zwolennikiem dobrych relacji z Allanorem i prowadził politykę sprzyjającą interesom wielkiego królestwa, jednak radykalnie nastawiony arcykapłan miał zupełnie odwrotne poglądy. Nienawidził on Allanorczyków za to, że wieki temu wypędzili krasnoludy na północ, zagarniając ich ziemie. Planował przejąć władzę w państwie i wypowiedzieć ludziom wojnę, aby odzyskać utracone ziemie. Poparło go wiele klanów, co rozpoczęło konflikt pomiędzy buntownikami, a stronnikami króla Burriego. Ten, wiedząc, że nie jest w stanie samodzielnie zakończyć wojny, poprosił o pomoc zaniepokojonych sytuacją Allanorczyków. Tak też wyruszyła wielka wyprawa, która zakończyła się pokonaniem Arngvulla i zaprowadzeniem spokoju na Północy. Niestety, w jej trakcie zginęły dziesiątki tysięcy allanorskich żołnierzy i rycerstwa, w tym wielu sławnych dowódców i strategów, co osłabiło armię państwa. Również allanorscy magowie masowo ginęli na wyprawie, nie radząc sobie w walce z używanymi przez krasnoludy machinami wojennymi, oraz bojowymi konstruktami. Rasa północy była niezwykle rozwinięta technicznie i konstruowała jako broń potężne mechaniczne istoty, zwane golemami, które były w dużym stopniu odporne na obrażenia fizyczne i magię. Tej drugiej krasnoludy nie używają w dużym stopniu, jednak można spotkać wśród nich kapłanów, którzy znają dobrze ich techniki i potrafią ponadto korzystać z czarów runicznych. Najwyższym arcykapłanem był wspomniany wyżej Arngvull, który zginął w walce z grupą rycerzy i magów. Spośród Allanorczyków nie przeżył nikt, nawet zabójca Arngvulla, który zmarł w wyniku obrażeń kilka dni po walce. Do dziś wielu czci go jako Nieznanego Bohatera. Jar vor Andress nie uczestniczył w żadnej wielkiej bitwie wyprawy na Północy, jednak brał udział w odbijaniu miasteczek i kopalni z rąk stronników arcykapłana. Po zakończeniu wojny próbował on odnaleźć jakiś ślad przyjaciela, jednak dowiedział się tylko, że przydzielono go do grupy, z której wszyscy zginęli. Żal ogarnął serce młodego rycerza, który utracił jedyną osobę, która tak naprawdę go rozumiała. Nawet bracia, ojciec, ani mentor - Meihard z Krnova, nie byli mu tak bliscy. Tak rozmyślając, Jar zasnął. Obudził się około godziny ósmej. Zszedł po schodach na śniadanie i zastał gospodarza, ponuro wycierającego stoły. - Witaj – zagaił rycerz. - Kłaniam się, panie! – gospodarz widocznie się zmieszał. - Proszę o kubek wody i jakąś drobną przekąskę. Wkrótce będę wyjeżdżał. Czy po wczorajszej awanturze było spokojnie? - Nie spałem niemal całą noc – westchnął gospodarz. – Obawiałem się, że wrócą te warchoły. Na szczęście nic takiego się nie stało, jednak boję się, że jeszcze ich tu zobaczę. - Dlaczego straż miejska nie patroluje tego terenu, skoro kręcą się tu ludzie barona? - A bo ja wiem – wzruszył ramionami gospodarz. – Może nie mają wystarczająco ludzi? Może chcą chronić miasta przed potencjalnym atakiem jak największymi siłami? A może po prostu się boją? No cóż, ja się wolę głośno o tym nie wypowiadać, bo w tych czasach nigdy nic nie wiadomo. Za chwilę podam śniadanie i tak jak mówiłem, nocleg masz, panie, darmowy. Za dzisiejszy posiłek też nic od ciebie nie chcę, bo ładnie pokiereszowałeś tych zbirów, choć boję się, że ta sytuacja ich tu przyciągnie. - Z pewnością tu jeszcze wrócę – odparł Jar. – I jeśli ich spotkam, połamię im gnaty. W mieście wspomnę, żeby przysyłali tu częściej patrole, mam nadzieję, że to ograniczy wizyty tych drabów. - Dziękuję, panie! – skłonił się gospodarz. – Poczekaj chwilę, pójdę przyrządzić śniadanie. Po posiłku Andress wykwaterował się i wyszedł, żegnając się z uczynnym właścicielem gospody. W stajni spotkał parobka, który wyglądał na mocno zaspanego. Przyrzekał on, że nikt nie kręcił się koło koni, a Jar nie miał powodów, żeby mu nie wierzyć. Z juków nic nie zniknęło, zatem dosiadł konia i wyruszył w dalszą drogę. Na gościńcu minął wędrownego handlarza. Przestrzegł go przed bandytami z leobskiej kniei i ruszył dalej. Po kilkunastu minutach las po lewej stronie drogi skończył się i po obu stronach gościńca rozciągały się piękne, kwitnące pola. Przy skrzyżowaniu dróg na horyzoncie pojawiły się mury i wieże Leob. Miasto liczyło z podgrodziem około dwóch tysięcy mieszkańców. Największą i najznamienitszą budowlą był zamek – siedziba rodu vor Andress, jednak niemal dorównywały mu dwa inne budynki – położona tuż obok niego świątynia i nieco oddalony ratusz miejski – siedziba urzędników i zarządcy, spełniających wolę lorda Gavina. Leob nie było największym ośrodkiem Pogranicza – nieco bardziej zaludniony był Prądnik, kupieckie miasto podlegające władzy rodu vor Andress i zarządzane od lat przez sir Woka, jednego z najbardziej wpływowych ludzi w lennie. Jar zapamiętał go jako bystrego analityka, który wypowiadał się rzadko, jednak nigdy nie rzucał słów na wiatr. Poniekąd imponowała mu postawa starego rycerza, który nie dawał wyprowadzić się z równowagi i sam nie inicjował konfliktów. Lord Iwar darzył go ogromnym szacunkiem i często zasięgał jego opinii. Proponował mu nawet posadę zarządcy Leob, jednak sir Wok był bardziej przywiązany do Prądnika. Do miasta pozostały jeszcze dwie mile. Wzdłuż drogi rosły lipy – piękne i prastare drzewa, które posadziła tu według legendy żona legendarnego króla Allanoru, Sobiesława, który trzysta lat temu wyruszał z wojskiem do Averlandii, aby ratować kraik przed inwazją Szmaragdowego Imperium. Armia Sobiesława przejeżdżała przez Pogranicze i właśnie wtedy królowa miała posadzić aleję lipową, jednak była to zupełna bzdura, gdyż wojsko maszerowało przez wschodnią część lenna i nie zbliżyło się nawet do Leob. Jar Andress nigdy nie wierzył w tę historię, jednak lipy zawsze kojarzyły mu się z trwałością i mądrością. Czasem sadowił się w ich cieniu, teraz jednak nie miał na to ochoty. Pragnął stanąć twarzą w twarz z dawno niewidzianym bratem, który przebywał już tak blisko… |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |