DRUKUJ

 

Lekcja historii

Publikacja:

 20-11-19

Autor:

 Kemilk
Stał i obserwował nieogarniętych i tępych podopiecznych. On wykształcony, ubrany w markowy garnitur, a te chłystki, mimo że przypominali dorosłych, wyglądali jak wyciągnięci ze squatu. I to właśnie z nimi musiał się męczyć, uczniami II LO.

– Stasiu! – ryknął, a to jedno słowo postawiło na baczność ucznia.

– Tak panie Profesorze. – Prawidłowo zareagował Staś i zrobił straszną minę. Czyżby zaczęła się gombrowiczowska walka?

– Okrągły stół, mówi ci to coś?

Błękitne oczy nauczyciela wwiercały się w ucznia, a przygotowana wczesnej mina, miała dopełnić formalności. Wykręcił twarz, upodabniając się do pomocnika Frankensteina, a Zosia cichutko zapłakała.

– Rozumiem że mowa o obradach okrągłego stołu z 1989 roku, a nie rycerzach okrągłego stołu? – zapytał Stasiek i wytrzymał wlepiony w niego wzrok nauczyciela, mimo iż czuł się, jakby tamten rzucał na niego urok.

Ostatkiem sił ułożył usta w ryjek i wysunął język, jednocześnie robiąc zeza. Miał nadzieję, iż mina zrobi wrażenie na nauczycielu. Niestety, okazała się jedynie niegroźnym kapiszonem.

– Dobrze rozumiesz – demonicznie zaśmiał się nauczyciel. – Rozwiń zatem temat. – I również on zrobił ryjek, nie wystawił jednak języka, zmarszczył za to brwi i zaczął ruszać uszami. Istny majstersztyk, który zamiast powalić Staszka, spowodował nieplanowaną ucieczkę Zenona.

– No więc spotkali się tam czerwoni ze swoimi tajnymi współpracownikami i ustalili nowy podział Polski. – Nie bez trudu odpowiedział Stasiu, zmieniając wyraz twarzy na płaczliwy i bezbronny, a niewinnymi oczami spoglądał na nauczyciela. Nic to jednak nie dało.

– Stasiu! – Wściekły głos nauczyciela rozniósł się po sali. – Co to za brednie? – A echo odpowiedziało. – ednie, ednie.

– Oficjalna wersja to bzdura, psze pana, tak jak i matura – odpowiedział Stasio bez lęku.

I nie zrobił żadnej miny, bolały go mięśnie twarzy, a próba zrobienia miny udaremniana była przez przechodzące przez twarz tiki. To jednak zrobiło swoje i nauczyciel wyraźnie się wzdrygnął.

– Brednie – ryknął nauczyciel, aż szczęka poczuła opór. Otworzył zbyt mocno gębę i musiało chwilę trwać, zanim skurcz puścił. – Dzięki okrągłemu stołowi odzyskaliśmy wolność i demokrację – dodał nieco spokojniejszym głosem.

– Nie panie Psorze. – I Staś wystawił język.

Już tylko na tyle było go stać. Wyraźnie zmęczony, miał trudności z utrzymaniem się na nogach, a oczy uciekały od przerażającej postaci nauczyciela.

– Tak tępaku. – Nauczyciel obrócił się wokół siebie i mrugnął lewym okiem, prawym zaś zrobił zeza.

Był wyczerpany dyskusją. A ta pewnie trwałaby jeszcze długo, gdyby nie pojawienie się pojedynczych oklasków. To Piotrek, ten o długich blond włosach z rozpiętą kraciastą koszulą zaczął klaskać. Nastała martwa cisza przerywana pojedynczymi odgłosami zderzających się rąk. I nagle stał się cud. Do oklasków przyłączyła się Zosia, aspirująca do bycia dziewczyną Piotra. Następnie zaczęła klaskać najlepsza przyjaciółka Zosi, Marysia. Klaskał też Tadeusz, któremu bardzo podobała się Marysia. Aż w końcu klaskali wszyscy łącznie z nauczycielem, ale bez Stasia. On nie klaskał.

– Tymczasem Piotrek wskoczył na ławkę, wysoko uniósł ręce do góry i krzyknął.

– Cisza! – Świat zamarł, oczekując na kolejne działania ucznia. Ten zaś zwrócił głowę nieco w dół i spojrzał wyzywająco na nauczyciela. – *Bo widzi wujek... Szkoda mówić... Klaskałem. Okrzyki wydawałem.

– Jakże to "klaskałem"? – Nauczyciel poczuł się jak aktor, odgrywający rolę z Kartoteki Różewicza.

– Właśnie klaskałem – odpowiedział cichutko Jasiek, a wszyscy uczniowie zawstydzili się i schowali ręce za plecy.

– Wszyscy klaskali – odpowiedział nauczyciel mniej pewnym głosem.

– Co mnie wszyscy obchodzą. Myślę o sobie. Klaskałem.

– Dzieciuch z ciebie, Piotrusiu! Picasso też klaskał – dobrotliwie odpowiedział nauczyciel, a sam także to poczuł. On też klaskał i teraz to właśnie do niego dochodziło.

– Ja wiem, że wielu klaskało, ale oni już zapomnieli. Teraz zajmują się markami samochodów albo bawią się na balach maskowych, a ja ciągle jeszcze składam ręce i tamto klaskanie klaszcze we mnie.* – Piotrek bezradnie rozłożył ręce.

– I ja klaszczę – jęknął podłamany nauczyciel. – Wciąż klaszczę, ale klaskać nie muszę!

– Nie musi pan? – spytał się zdziwiony Piotr.

– Nie muszę, niektórzy nie klaskali. – Nauczyciel poczuł tworzącą się nową możliwość.

– Przecież każdy klaskał. – zdezorientowany Piotrek odpowiedział.

– Bo oni chcą, byśmy myśleli, że wszyscy klaskali. – Pewnym głosem opowiedział nauczyciel. – I ja do dzisiaj klaskałem.

– Ale jak? – Piotrek nie wiedział co powiedzieć, ale czuł się przymuszony do wypowiedzi.

– Ojciec Stasia nie klaskał. I on też nie klaskał. – Na twarzy nauczyciela pojawił się uśmiech. Bolesny, gdyż mięśnie twarzy nie doszły do siebie po wojnie na miny.

– Nie klaskałem – odpowiedział Jasiu. – A ten, kto klaskał, niech to klaskanie poczuje w sobie. Niech je zapamięta i już więcej nie klaszcze.

– Nikt już nie będzie klaskał – wrzasnął Piotrek wciąż stojący na stole.

– Nie będziemy klaskać – wrzasnęli uczniowie z wyjątkiem Stasia.

– Nie będziemy klaskać – Do okrzyków dołączył się nauczyciel.

I tylko Stasiu czuł, że historia się powtarza. Nikt nie zrozumiał i nie zrozumie. To nie o klaskanie chodziło, a o coś znacznie więcej.



* gwiazdka oznacza początek i koniec tekstu, którzy został zapożyczony z Kartoteki Różewicza, z niewielkimi zmianami.

Data:

 11.2020

Podpis:

 Józef Kemilk

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=81417

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl