DRUKUJ

 

Kraków

Publikacja:

 20-10-10

Autor:

 Artur Dubis
Kraków

Mijając ludzi, obcych, złych, dobrych,
uśmiech-nie-niętych, tak idąc sam,
mokrym jesienią przykrym Krakowie,
było mi wstyd i bardzo żal siebie....

Bo kim trzeba być, by iść tak smętnie,
jak na skazanie, do pań z ogłoszenia?

Otwarto z uśmiechem, i chyba szczerym,
choć nieco zmęczonym, a może znudzonym;
i zaproszono, i obsłużono, i znowu już,
trupio się wlokłem po Kazimierzu...

A tłumy turystów i hordy młodzieży,
mnie tratowały, i mnie popychały...

I znów było wstyd, i żał znowu było,
ale nie siebie, ale jej, Sandry,
a może Mileny, czy jak się nazwała,
by nie zbezcześcić swego imienia
(i gdzieś tam jeszcze zachować godność)...

W jakiejś piwnicy, w dla palaczy sali,
siedzę sam sobie, bo nikt już nie pali,
a może dlatego, bo tak mi pisane,
samemu ciągle, jak kret, pod ziemią...

Z góry dobiega szum pustych rozmów,
i czasem muzyka, dla wszystkich, jakaś..

I piję whisky, co śmierdzi torfem,
choć torf śmierdzi śmiercią -
ja już trup także, więc nawet smakuje;
gaszę cygaro
wychodzę, gdzieś idę...

3 X 2020, Kraków

Data:

 3 X 2020, Kraków

Podpis:

 Artur Dubis

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=81405

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl