DRUKUJ

 

"Generał Nil - Skazany za Nadzieję"

Publikacja:

 18-02-26

Autor:

 Dzik13
Przez ciemny korytarz Więzienia Mokotowskiego, dwóch strażników prowadziło jakiegoś mężczyznę ubranego nędznie i wyglądającego na może sześćdziesiąt-siedemdziesiąt lat. Wprowadzono go do niewielkiego pomieszczenia z biurkiem, przy którym siedział niewysoki, łysy ubowiec w okularach. W rękach trzymał jakiś notes. Więźnia posadzono gwałtownie na krześle.
- Zostawcie nas samych – powiedział ubek spokojnie, lecz pełnym wzgardy głosem. Jeżeli będę potrzebował pomocy, to was zawołam, ale sądzę, że nie będzie takiej potrzeby. Nie mylę się chyba, generale Fieldorf?
Mężczyzna nazwany generałem Fieldorfem spojrzał się ubowcowi prosto w oczy, ten szybko odwrócił wzrok i kaszlnął przeraźliwie.
- Myślę, że się nie mylę – powiedział ubowiec. – Nie zna mnie pan jeszcze, Nowak się nazywam. Ze Szczecina. Dostałem przydział do Warszawy miesiąc temu, za rozpracowanie przemytników. Otóż rodzina Polaków wywoziła AK-owców niewielkim statkiem na Uznam. Wydali wszystkich po dwóch przesłuchaniach. Początkowo nie chcieli gadać, aż się za nich wziąłem ostro, tak że od razu zaczęli sypać. Pan już skazany, to nie będę pana przesłuchiwał.
- Więc czego pan chce? – spytał ostrym tonem generał. – Nie możecie mnie zostawić w spokoju, bym szykował się do spotkania z Bogiem?
- Wcale pan nie musi się z nim spotykać – machnął ręką ubek Nowak. – Wystarczy, że podpisze pan pewien dokument. O, tutaj – ubowiec podsunął Fieldorfowi kartkę i długopis, wskazując palcem puste miejsce. Generał przejechał wzrokiem po kartce.
- Nie podpiszę tego! – stwierdził stanowczo.
- Podpisz pan, nie musisz pan umierać – wzruszył ramionami ubowiec. – Ma pan rodzinę, niech dla niej pan to zrobi.
- Nie wierzę, żeby Bierut okazał mi łaskę i nie będę podpisywał tej prośby. Nie ukorzę się przed agentem NKWD!
- Cholera, człowieku! – warknął ubek. – Przecież tu chodzi o twoje życie! Już wielu zdrajców uniewinniono, gdy wysłali taką prośbę. Ja bym podpisał od razu, bez znaczenia, czy może mnie ułaskawić Hitler, czy Mussolini! Pokażę panu jak to się robi, to proste!
Chwycił dłoń generała, w której ten trzymał długopis, lecz ten wstał gwałtownie i jęknął:
- Łapy Precz, Nie podpiszę!
- Cholera, cholera, cholera! – darł się Nowak. – Podpisujesz pan raz, dwa!
- Nie podpiszę!
- Podpiszesz!
- Nie!
- Tak! Zrób to dla rodziny, śmieciu!
- Rodzina zrozumie. I nigdy nie nazywaj wyższego od siebie stopniem śmieciem! Kim ty jesteś? Sierżantem, kapralem?
- Podporucznikiem! – warknął ubowiec. – A wiesz kim ty jesteś, „Nil”? Jesteś nikim, zaplutym karłem reakcji z AK, nic nie wartym niewdzięcznikiem, który knuł przeciwko pięknemu ustrojowi, który odnawia Polskę po zniszczeniach, które wy, AK-owcy pozostawiliście po wojnie.
- Ilu Niemców zabili AK-owcy? – spytał Fieldorf spokojniejszym tonem. – Ile dobrych rzeczy zrobili dla Polski? A ile dobrego zrobiło UB? Ile NKWD? Ile KBW, LWP…
- Wiele dla Polski zrobiliśmy dobrego – rzekł ubek. – Pozbyliśmy się z niej wielu zdrajców twojego pokroju. Położyliśmy kres nędznym akowskim spiskom, wydaliśmy uczciwy wyrok na Szendzielarzu, Pohoreckim, czy Krzyżanowskim. Psy z NSZ i NZW jeszcze się gdzieś kryją, ale wkrótce wszystkich wyłapiemy. WiN opanowaliśmy cały już dawno, podziemie bandyckie już prawie upadło. Polska wreszcie się rozwinie bez problemów.
- Rozwinie się nie Polska, lecz Rosja, gdyż tym jest tak naprawdę ten piękny kraj. Nie podpiszę tego i koniec. Zabijcie mnie, nie boję się śmierci. Bardziej śmierci bójcie się wy, którzy zdradziliście swój naród, wy z UB, MO, NKWD, KBW, PZPR...
Ubek wstał i zamachnął się pięścią w generała, ten uchylił się z wielkim trudem i pięść Nowaka trafiła w powietrze. „Nil” usiadł spokojnie na krześle, lecz wściekły ubowiec nie darował. Strzelił generała w twarz z taką siłą, że krzesło przewróciło się i generał upadł na podłogę. Nowak zaczął kopać go po całym ciele.
- Podpisz to! Podpisz, draniu! Podpisz, to wyjdziesz na wolność! Podpisz, śmieciu akowski!
Nagle drzwi się otworzyły i wszedł przez nie jakiś mężczyzna w okularach i garniturze w obstawie dwóch strażników. Nowak przestał kopać jęczącego cicho „Nila” i spojrzał się nieprzyjemnie na przybyłych.
- Czego? Jeszcze nie skończyłem.
Mężczyzna w okularach był widocznie wściekły.
- Co to ma znaczyć, panie Nowak?! – krzyknął. – Pan miał przekonać skazanego do podpisania prośby o łaskę, a znęca się pan nad nim jak na przesłuchaniu! Wypad stąd, no już!
- A pan jakim prawem mi rozkazuje?! – warknął ubek Nowak. – Niech pan nie wtyka nosa w nieswoje sprawy! Kim pan w ogóle jest? Co mi pan może zrobić. Przekonuję go do podpisania, wreszcie nie wytrzyma i to zrobi.
- Jestem adwokatem pana generała Fieldorfa – odparł mężczyzna. – Mówi panu coś nazwisko Guczak? Major UB, Guczak. Pana przełożony, tak mi się zdaje? Szwagier mojego brata, znamy się całkiem dobrze. Zawsze mogę mu szepnąć słówko.
Ubowiec natychmiast złagodniał.
- Nie trzeba, nie trzeba, proszę pana… - machnął ręką. – Ma pan wolną rękę. Ale ostrzegam, jeżeli nie podpisze, to wrócę i zagwarantuję, że podpisze.
- Proszę wyjść! – powiedział stanowczo adwokat. – Natychmiast.
Ubek Nowak powoli wyszedł z pomieszczenia. Przy drzwiach odwrócił się do leżącego „Nila” i wycedził:
- Pożałujesz, jeszcze się tobą zajmę.
I wyszedł. Adwokat usiadł przy biurku, na miejscu Nowaka, zaś strażnicy posadzili dość gwałtownie „Nila” na krzesło, po czym wyszli za drzwi. Słychać było jednak, że tam stoją.
- Żyjesz pan? – spytał adwokat. Generał przetarł czoło i odpowiedział cichym głosem:
- Żyję, choć niedługo pożyję. Za ile dni mnie powieszą?
- O, proszę pana generała! – obruszył się ubowiec. – Nikt pana wieszać nie musi! Prezydent się nad pańskim losem zlituje. Wystarczy, że podpisze pan jeden dokument.
- Nie podpiszę tego – odparł smutno „Nil”. – Nie mogę. Po za tym, co to da. Bierut już tyle próśb odrzucił, że ja wyjątkiem nie będę. A jak skorzysta z prawa łaski to co mnie czeka? Wiele lat w więzieniu… Nie, proszę pana. Wolę już umrzeć, niż gnić w celi, wcześniej prosząc o to agenta NKWD… Nie, ja nie czuję się winny i nie będę tego podpisywał.
- Niech pan nie myśli o sobie! – wzburzył się adwokat. – A co z pana rodziną? Nie pomyślał pan o nich?! Przecież oni marzyli o tym, by pan wyszedł na wolność i połączył się z nimi…
- Rodzina jest na to przygotowana – westchnął August Emil Fieldorf. – Po prostu tego nie podpiszę. A pan dlaczego tak nagle się mną zainteresował, czemu chce pan, bym uniknął egzekucji? Wcześniej, na procesie, jakoś pan milczał i nie bronił mnie pan jak powinien. Żadnych pytań, tak? Pan opłacony jest przez starych komunistów, znam takich ludzi. Dla pieniędzy gotowi sami oskarżać tego, kogo mają bronić.
- Niech pan mnie nie oskarża, że pana nie obroniłem! – adwokat poczerwieniał. – Gdybyś pan lepiej wybrał i nie był w AK, to by pana nie skazali. A mogła pana czekać taka wspaniała przyszłość… Pana szans obronić nie było. W końcu Dowódca Kedywu AK, później zastępca komendanta, twórca organizacji „Nie”. Gdyby pana nie aresztowali Rosjanie i nie wywieźli na Ural, to kto wie, jak wyglądałaby teraz sytuacja w kraju!
- Niech pan przestanie! Nie chcę tego słuchać. Ja tego nie podpiszę i moja rodzina też nie! Niech pan też tego nie pisze!
- Człowieku! Tu chodzi o twoje życie! Nie boisz się śmierci.
- Nie. Nie mogę się doczekać, kiedy stanę przez Bogiem.
- Ach, zaślepiony! Odwiedzę twą rodzinę, może wystarczy jej prośba.
- Nie podpiszą – odparł „Nil”. – Uzgodniłem to z nimi dawno.
- Ha, przekonamy się! – pokiwał głową adwokat i wyszedł zabierając papiery.
Strażnicy zaprowadzili Fieldorfa do zbiorowej celi. Przebywał w niej z kilkunastoma skazanymi na dożywocie akowcami. Nie był duszą towarzystwa i nie rozmawiał zbyt wiele, zresztą oni też nie byli zbyt rozmowni. Swój czas poświęcał rozmyślaniom o swoim życiu. Jak mogło się potoczyć… Czy przez niego upadło powstanie antykomunistyczne…
Jako zastępca dowódcy AK miał zostać po rozwiązaniu Armii Krajowej komendantem „Nie”, utworzonej przez niego pod okupacją organizacji konspiracyjnej, której celem było kontynuowanie działalności AK i walka z okupantem. Miały być pod nią podległe i zdyscyplinowane prawie wszystkie oddziały partyzanckie. Łatwa kontrola i zespolenie ze sobą żołnierzy, wspólne akcje bez rozproszenia mogły być kluczowe i walka z okupantem byłaby znacznie łatwiejsza. Komendanta AK, „Niedźwiadka”, podstępnie aresztowali i wywieźli do Moskwy Rosjanie, zaś „Nil” po fałszywymi dokumentami został schwytany przez Sowietów jako przemytnik i wywieziony na roboty do Uralu, gdzie spędził dwa lata. Po powrocie był wycieńczony chorobą i nie angażował się w konspirację, miał jednak kontakt ze znajomymi z AK i innych organizacji. Otrzymał od dawnego przełożonego potwierdzenie służby wojskowej i udał się do komisji uzupełnień w Łodzi, gdzie ujawnił się jako AK-owiec i generał. Gdy wychodził, podjechało do niego czarne auto i spytali się go o drogę. Wiedział, co się święci i chciał uciekać, jeden z ubeków uderzył go jednak w twarz i wepchnięto go do samochodu. Trafił do katowni na Rakowieckiej w Warszawie, gdzie torturowano go i zmuszano do współpracy. Nie uległ jednak i po procesie został skazany pod wieloma fałszywymi zarzutami na śmierć przez powieszenie. Załamały go zeznania podopiecznego i przyjaciela – Władysława Liniarskiego, który wycieńczony torturami został wniesiony na noszach na rozprawę i oczernił generała fałszywymi zeznaniami. „Nil” jednak nie miał do niego żalu. Teraz czekał na śmierć.
- Panie generale Fieldorf! – zagadnął go jeden z akowców. – Podpisał pan prośbę o łaskę?
- Nie, nie i jeszcze raz nie – westchnął generał. – Nie mam zamiaru poddać się Bierutowi. On chce tego, bym się przed nim ukorzył i błagał o litość. Ja jestem pogodzony ze swoim losem, poruczniku. Cieszę się nawet, że już czas umierać.
- Ach, mi niespieszno jeszcze do grobu – odparł porucznik. – Dostałem dożywocie za działalność w konspiracji przeciw Niemcom. Sowietom nigdy nic nie zrobiłem, a i tak mnie skazali… Protestowałem głośno przeciwko komunistom, głosowałem w wyborach nie na nich i mnie aresztowali… Cieszę się, że mnie nie zabili.
- Kto wie? – odparł „Nil”. – Wielu skazanych nie na śmierć zamordowali podstępnie w katowni, otruli czy zamęczyli i stwierdzili że zmarli z powodu choroby… Choroby komunistycznej tak naprawdę. My, patrioci, którzy walczyli o wojną Polskę jesteśmy skazywani za to, co powinno być obowiązkiem każdego obywatela. Nie chodzi mi o walkę z bronią w ręku. Walkę prozą, poezją, sztuką… Szerzenie polskości, walką wewnętrzną z samym sobą również. Może kiedyś ujrzę Polskę wyzwoloną i lepszą, taką jaka być powinna. Nic nie trwa wiecznie. Przeczuwam, że kiedyś Polska będzie wolna. I my doczekamy się upamiętnienia… Choć może to tylko marzenie, które się nie zrealizuje. Bóg jeden wie, co czeka nas i nasz naród.
Porucznik spuścił głowę, widocznie przejęty tym, co generał powiedział o zamordowanych podstępnie. „Nil” przeczuł, że widocznie boi się on śmierci. Rozumiał go szczerze. On jednak nie miał wątpliwości, że śmierć nie jest niczym złym i czeka go po niej wreszcie nagroda za to, co wycierpiał na świecie… Katowany przez UB, dręczony przez Rosjan w kamieniołomie. Walczył w trzech wojnach, oddany Polsce całkowicie i ma teraz zginąć powieszony przez własnych rodaków właśnie za walkę o ojczyznę.

Minął jeden dzień, później drugi, trzeci, czwarty, piąty. Nikt „Nila” nie brał na rozmowy. Generał domyślał się, co to oznacza. Już nadchodzi jego czas… Był poniedziałek, a może wtorek… W ubeckich kazamatach już dawno stracił rachubę czasu. Nie wiedział nawet, który jest miesiąc. Czy to styczeń, czy grudzień, czy luty? A może wiosna za więziennymi murami już przyszła… Tak rozważał Fieldorf, gdy nagle drzwi celi otworzyły się i do środka weszło ośmiu żołnierzy. Jeden z nich spojrzał na generała uważnie. Ten dostrzegł to spojrzenie.
- Generał August Emil Fieldorf?! – spytał żołnierz.
- Zgadza się – odparł cicho generał. – Już czas.
- Tak – powiedział smutno żołnierz. – Już czas, panie generale. Wszystko przemija… Pamiętam jeszcze jak walczyłem w Powstaniu. Spotkałem raz pana w kwaterze w Warszawie… Rozmawiałem z panem, czułem wobec pana wielki respekt i szacunek. I to przetrwało. Żal mi, że muszę pana wyprowadzić do kresu pana życia…
- Rozumiem – odrzekł generał i wstał. Rozejrzał się i przyjrzał uważnie żołnierzom. Nie kojarzył tego, który twierdził, że go spotkał, choć to było tak dawno, że wszystko możliwe… Za to twarz innego żołnierza wydała mu się dziwnie znajoma. Ach tak…
- Ja ciebie znam! – rzekł generał, wskazując na żołnierza, który zbladł i cofnął się do tyłu. – Ty mi pomogłeś. Pomogłeś mi, gdy wracałem do Polski… Pamiętam to dobrze. Ach, nie musisz nic mówić. Wybaczam wam wszystkim. Czas ruszyć do Boga.. A wy żegnajcie, towarzysze, akowcy! Mam nadzieję, że wszyscy spotkamy się jeszcze kiedyś w Niebiosach.
- Panie generale, proszę! – żołnierze rozsunęli się, umożliwiając „Nilowi” wyjście. Ten wolnym krokiem ruszył ku niemu, gdy nagle najwyższy stopniem z akowców, major wstał.
- Przed generałem „Nilem”, baczność! – rzekł dostojnym i poważnym głosem. Wszyscy więźniowie i strażnicy wstali natychmiast i ustawili się w dwóch szeregach, pomiędzy którymi powoli szedł generał przyglądając się ze smutną miną twarzy każdego z żołnierzy. Zauważył, że po twarzach wielu spływały łzy. Gdy przechodził obok strażników, zauważył że im łzy lecą tak samo jak akowcom. Dotknął dłonią ramienia żołnierza, którego rozpoznał.
- Wybaczam wam wszystkim – powiedział i wyszedł na ciemny korytarz… Za nim strażnicy, więźniowie zaś wciąż stali w pozycji zasadniczej. Spoczęli, gdy drzwi się zamknęły.
Generała prowadzono swobodnie. Szedł on środkiem, a otaczali go strażnicy. Gdy doszli do skrzyżowania korytarzy, przywódca skuł go kajdankami, wciąż ze łzami w oku. Doszli pod wielkie drzwi, pod którymi stali ubrani w niebieskie mundury strażnicy, ci niewzruszeni, poważni. Wrota otwarły się i oczom generała ukazała się duża, wypełniona ludźmi sala. Przeprowadzono go przez tłum, który spoglądał prosto na niego, wielu ludzi z okrutnymi spojrzeniami i wielu z twarzami zmartwionymi. Wprowadzono go na podwyższenie, na którym stała imponujących rozmiarów szubienica. Stanął przed nią i spenetrował tłum wzrokiem. Zauważył kilku ludzi patrzących się na niego z wyraźną nienawiścią, odzianych w czarne garnitury z krawatami. Cóż on złego im uczynił? Czy z jego winy zginął ktoś z ich rodziny? Czy może wystarczającą winą jest działanie podczas wojny, by Polacy byli wolni i szczęśliwi…
Prokurator stanął naprzeciwko generała. Ten spojrzał mu prosto w oczy, w których zauważył przestrach i jakby podziw. Prokurator odczytał powoli wyrok i gdy skończył, spojrzał się na „Nila”.
- Ma pan jakieś życzenia przed śmiercią?
- Powiadomcie rodzinę, niech wiedzą…
- Tak się stanie – skinął głową prokurator. – Czego jeszcze pan sobie życzy?
- Dziękuję, to wszystko.
- A więc – prokurator przetarł czoło. – Wykonać wyrok.
Kat postawił generała na niewielkim podwyższeniu i założył mu pętlę na głowę. Generał spojrzał na tłum po raz ostatni, a po jego twarzy popłynęła łza. Podwyższenie zabrano i zaczął się dusić. Widział coraz bardziej zamglony tłum i prokuratora, a także żołnierzy, po czym jego oczom ukazał się zupełnie inny widok… Ale to już historia na zupełnie inny temat…

Data:

 24.02.2018

Podpis:

 Dominik Skibiński

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=80919

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl