![]() |
|||||||||
Lepiej odpuść |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
Na jednym z portali społecznościowych, ktoś ze znajomych znajomego dodał post z wyrazami uznania na temat dzieci, które w grupie miliona medytowały w imię pokoju na świecie. Pod postem był komentarz, którego dokładnej treści już nie pamiętam. Pozostało mi w głowie tylko wspomnienie wątpliwości, które wyrażały zawarte w nim słowa. W także niezrozumienia jak medytacja młodych ludzi może przełożyć się na świat, skoro to nie do nich należą jego losy. Każdy z nas mówi innym językiem, używa innej narracji, tonu głosu, mowy ciała. Stosuje inny sposób wyrażania się poprzez obraz, mowę, poezję, ruch, sport, wreszcie poprzez wiarę. Dlaczego wątpimy, że wydarzenie, w którym uczestnicy siedzą skupiając się na bieżącej chwili, na własnym oddechu nie wpłynie na losy świata? Być może dlatego, że jest to za mało dobitne, za mało intruzywne i za mało uciążliwe dla innych. Dla mnie to wydarzenie jest formą inwestycji w przyszłe pokolenia. Młodzi mogą stanąć kiedyś w szeregach osób mających znaczenie dla losów tego świata. Być może ślad masowego doświadczenia, niewątpliwie silnego, będzie na tyle głęboki, że wpłynie na ich decyzje. Własne obserwacje skłaniają mnie do opinii iż osoby głęboko uduchowione (nie deklaratywnie) niezwykle rzadko podejmują się decydowania o losach narodów. Każdy z tych medytujących natomiast jest dla mnie jak zbiór skromnych osobowości. Osób starających się, by każdy dzień, każdy uczynek, jego zaniechanie, słowa, gesty wpływały na losy im najbliższych. Czy to aby nie egoistyczne? Dlaczego oni ograniczają się do wpływu tylko na te osoby, z którymi mają kontakt? Ponieważ nie o tym jest ten blog, nie odpowiem tutaj. Przytoczę w zamian scenariusz przydatny dla zobrazowania powyższego myślenia. Dwudziestolatek maszeruje przejściem dla pieszych, brakuje mu czterech kroków, by stanąć na chodniku. W tym momencie trąca go lusterkiem spieszący się emeryt, który zamierzał skręcić w prawo za przejściem. Co byś zrobił / a? Często widzimy w innych błędy i braki, których nie potrafimy dostrzec w nas samych. Uważamy, że skoro stary gamoń nie widzi co się dzieje na drodze to nie powinien wsiadać za kierownicę. Ryczymy i wyzywamy go od najgorszych. Wyciągamy telefon, grozimy, że zadzwonimy po telefon. On tłumaczy się, że bardzo się spieszy, ale to nas nie interesuje. Chcemy krwi, bo on uraził ciebie. I choć nie ma po tym śladu, to oczekujesz sprawiedliwości tu i teraz. Wymierzasz mu ją nie tym, że wzywasz policję, nie tym, że emeryt dostaje z ich rąk mandat, ale tym, że konsekwencje jego spóźnienia to śmierć jego schorowanej żony, do której się spieszył. Mówił ci to, ale nie słuchałeś / aś, bo każdy tak mówi. Każdy gdzieś się spieszy i nie wierzysz nikomu. No chyba, że chodzi o ciebie, ale ty przecież pamiętasz o tym, by uważać na pieszych. Ty zawsze uważasz na pieszych, a jeśli tego nie robisz, to łatwo przychodzi ci zapomnieć o takich przypadkach. Tak, w imię utrzymania o sobie lepszego zdania. Medytacja jest między innymi dbaniem o detale. O pojedyncze przypadki przejawu większej [samo]świadomości, dzięki którym rozumiemy, że nie tworzą otaczającej nas społeczności antagonistyczne charakterystyki złych i dobrych. Każdy z nas jest przeraźliwie podobny do drugiego, ale bojąc się to stwierdzić tworzymy coraz wyższe i grubsze zasieki, by nie dopuścić do siebie tych myśli. Zły, hipotetyczny scenariusz nie kończy się śmiercią żony, bo przychodzi czas na rewanż. Wdowiec nienawidzi wszystkich młodych i zrobi wszystko, by pomścić śmierć swojej żony. Ten młody pieszy, będąc po trochu w skórze wszystkich młodych ludzi musi, cierpieć za swoją winę. Lepszy scenariusz wynika z głębszego zrozumienia naszych zachowań. Tego jak wpływają na otaczających nas ludzi. Jak wiele możemy zrobić prostym odpuszczeniem, machnięciem ręki i pójściem dalej własną drogą. Nie po to, by nam kiedyś odpuszczono, ale dlatego, że już się to stało, tyle, że o tym zapomnieliśmy. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |