Legion Cieni - Rozdział 3 |
|||||||||
|
|||||||||
Poranne światło, wpadając przez okno, obudziło Michała. Pozostał z zamkniętymi oczami, a jego ręka szukała Matyldy, wyczuwając tylko prześcieradło w miejscu, gdzie leżała wcześniej. Michał otworzył oczy, a ona była nie w cieplutkim łóżeczku obok niego, lecz w drzwiach łazienki, odwrócona w jego stronę, w długiej męskiej koszuli, szczotkując zęby. – Nie chciałam cię budzić, tak słodko spałeś. Rzadki widok, zazwyczaj gdy się budzę do pracy, to już cię nie ma. Przeciągając się w łóżku, spojrzał na zegarek. Była godzina ósma rano, oczy Michała otworzyły się maksymalnie szeroko. – Zaspałem! Szybko zakładając spodnie, nerwowo rozglądał się za swoim telefonem. – Może nie jest za późno, jak od razu wyruszymy – odezwał się. – Co byś powiedział na dodatkowy dzień wolny, no wiesz, urlop na żądanie? – Matylda ścisnęła wargi, czekając na odpowiedź. – W sumie masz rację. – Popatrzył na Matyldę, w jego koszuli wyglądała bardzo pociągająco. Małymi kroczkami szedł w jej stronę, żeby ją objąć, poczuć znów jej ciepło. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Oboje zaskoczeni spojrzeli na siebie. Matylda podniosła wskazujący palec do ust, dając Michałowi do zrozumienia, że będą udawać, że nikogo w domu nie ma. Kiedy pukanie ucichło, Michał odezwał się szeptem: – Zawszę tak robię, kiedy ksiądz chodzi po kolędzie – zażartował. – Czemu tak robisz? Michał od razu zrozumiał, że popełnił błąd i będzie się teraz gorzko tłumaczył, co zapewne popsuje ten miły poranek. Po chwili zastanowienia, jak wybrnąć z tej sytuacji, zaproponował: – To może sprawdzę, kto tak dobijał się do nas. – Nie odwracaj tematu, nie lubię, jak tak robisz. – Ale o co ci chodzi, że księdza nie lubię mieć u siebie w domu, żeby mi w każdy kąt zajrzał i wypytywał o życie prywatne? – Michał poczuł, jak jego serce zaczęło mocniej bić, zanosiło się na dłuższą rozmowę, jakiej chciał uniknąć. – To jak zamieszkamy razem, to księdza nie będziemy przyjmować, bo ty sobie tego akurat nie życzysz, a ja jestem innego zdania – odpowiedziała Matylda zdenerwowana. – Wiem, o co ci chodzi, dopiero co się zaręczyliśmy, a Ty już próbujesz wychować mnie na dobrego katolika. To coś ci uzmysłowi, że ja wierzę w Boga, a nie w Kościół, i będę robił to, co uważam za słuszne. A nie, jak ktoś narzuca mi swój światopogląd. – To było silniejsze od niego. Ważniejsze było powiedzenie prawdy, niż życie w ciągłym kłamstwie, udawanie kogoś, kim się nie jest. Po tym wyznaniu poczuł ogromną ulgę, której od dawno nie doświadczał. Znów rozległo się pukanie do drzwi, głośniejsze od poprzedniego, nie było już najmniejszego sensu udawać dalej. Podszedł do drzwi i energicznie je otworzył. Za drzwiami stało dwóch policjantów w mundurach. – Dzień dobry, pan Michał Stolarczyk? – Tak – odparł Michał, totalnie zaskoczony. – Urodzony 1990 w Częstochowie, syn Leszka i Anny? – Tak, a o co chodzi? – odpowiedział, zmieszany. Nigdy nie miał do czynienia z policją, nawet mandatu nie dostał ani upomnienia. Tylko raz go spisali, jak po nagłośnieniu sprawy przez media policja szukała ekshibicjonisty, który grasował w okolicach jego pracy. – Dostaliśmy informację, że był pan świadkiem przestępstwa. Czy możemy wejść? Jeden z policjantów był barczysty, wysoki. Drugi był zupełnym przeciwieństwem pierwszego, mniejszy i drobnej budowy ciała. Obaj wyglądali na około trzydzieści lat. – Tak, oczywiście, zapraszam. O jakie przestępstwo chodzi? Matylda szybko założyła spodnie, włożyła swoją koszulkę, spięła włosy w kucyk i wyszła zobaczyć, co się dzieje. Widząc policjantów, podeszła do Michała. – Czy ktoś jeszcze jest w domu oprócz was? – Nie, tylko my. Niższy policjant stanął za nimi, przyglądając się Matyldzie. Drugi w tym czasie wyciągnął notes i długopis, zaczął nim coś notować, nie przerywając, mówił dalej: – A więc proszę podać swoje dane i co łączy panią z panem Michałem. „Co ich to interesuje, wyglądają jakoś dziwnie” – pomyślała Matylda. Miała już do czynienia z policjantami, nieraz ich widywała w szpitalu. Z paroma nawet zaprzyjaźniła się, a ci wyglądali, jakby byli z wydziału prewencji. – Nazywam się Matylda Nowak, mieszkam również w Częstochowie, a ten pan obok to mój narzeczony. A panowie z jakiego są wydziału? Policjant stojący za nimi szybko wyciągnął pistolet i nacisnął spust, strzelając prosto w głowę Matyldy. Później skierował pistolet w stronę głowy Michała, a ten zdążył tylko krzyknąć i zrobić krok w kierunku zabitej narzeczonej, która leżała na podłodze. Po chwili znalazł się martwy obok niej, w kałuży krwi. – No i po wszystkim, gładko poszło – powiedział Gino, chowając pistolet do kabury. – Po co zabiłeś dziewczynę? – Jak to po co? Żeby świadków nie było. Miałeś jakieś plany wobec niej? – zdziwił się, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. – A co, wpadła ci w oko? Jest jeszcze ciepła – uśmiechnął się Gino. – Udajesz idiotę czy nim jesteś? – Pirosowi wcale nie było do śmiechu, wręcz przeciwnie, wyglądał tak, jakby chciał zaraz w niego wpakować cały magazynek, i jeszcze byłoby mu mało. – Teraz Kreator wykorzysta ją przeciwko nam, to tak, jakbyś dał mu prezent na gwiazdkę. I jak przekonamy Michała do nas? Widziałeś jego minę po zastrzeleniu narzeczonej. Nie był zachwycony tym, prawda? – Ups! O tym nie pomyślałem. I co zrobimy? – zapytał zdenerwowany, ocierający pot z czoła. – Teraz już nic nie zrobimy, jedziemy do centrali. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |