![]() |
|||||||||
Idzie Wiosna, strona 39. |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
- Źle mi... - Joanna wyszeptała gdy dochodziliśmy już do domu. - To się wyrzygaj. - odparłem też nie najlepiej się czując po tej całej mieszaninie trunków jaką wlaliśmy w siebie w Saxofonie - Po tej nafcie przepijanej jakimś ohydnym bimbrem i jeszcze, jakby było tego mało po tym paskudztwie z coca-colą na sam koniec, które tobie jakoś chyba wyjątkowo smakowało też z chęcią puściłbym sobie takiego solidnego pawia. - Weź przestań... - Asia spojrzała na mnie z wyraźnym obrzydzeniem - Nie musiałeś tyle tego świństwa wlewać w siebie. - Bo Bartek całkiem niepotrzebnie... - bąknąłem próbując się może w ten sposób jakoś usprawiedliwić - A ten rum to już była przesada. - Bartek... Bartek... - westchnęła - Litości, co za typ... - Taki już jest. - odparłem obojętnym głosem - Nic na to nie poradzisz. - Chyba ci to jednak nie przeszkadza, - powiedziała niepokojąco obojętnym i ściszonym nagle głosem - skoro chciałeś z nim gdzieś jeszcze iść. - Chciałem, żebyśmy razem z nim... - poprawiłem ją - wpadli jeszcze w jedno miejsce... - Mało ci było? - Joanna popatrzyła na mnie z niesmakiem. - Nie tam, że mało. - wzruszyłem ramionami - Ale jakoś tak głupio trochę... bo nie jest jeszcze tak późno, żeby już iść do domu. - Nie trzeba się było tak spić. - Aśki głos stał się teraz nieprzyjemnie zimny. - Spić? Hahaha... - nagle, nie wiem dlaczego głośno się roześmiałem - Trochę chyba przesadziłaś, Asiu... - Aha... ja przesadziłam. - Wiosna spojrzała na mnie nie wróżącym niczego dobrego wzrokiem - Ledwo idziesz, a ten, to mało co ze schodów nie zleciał jak wychodziliśmy. - No. Hahaha... - pokiwałem twierdząco głową - Jakbym go nie złapał to pewnie by poleciał... - Jasne rewelacja. - Joanna wymamrotała pod nosem - I z czego się cieszysz jak idiota? Obaj pijani prawie w trupa ale jeszcze im mało... - E tam, zaraz tam w trupa... - westchnąłem z rezygnacją - Teraz to już naprawdę przesadziłaś. - No oczywiście. - popatrzyła na mnie z niechęcią - Przesadziłam. - Tak, przesadziłaś... - odciąłem się pozbawionym jakichś wyraźnych emocji głosem - przesadziłaś z tym upartym, idziemy do domu, i idziemy. Bez sensu to było... - Bez sensu, to było to uparte lepienie się do mnie tego twojego Bartka. - wyrzuciła z siebie z niesmakiem - Miałam już tego dość. - Olej to. - wzruszyłem ramionami - Taki z niego, Dyziu marzyciel. Teoretyk jazzu. - Marzyciel. - powtórzyła ironicznym tonem - Nie dość, że na okrągło tylko Aśka i Aśka, jakby już nie można było inaczej, to jeszcze cały czas te jego łapy i... - I co? - spytałem czując nagle jakieś rozbawienie gdy dziewczyna niespodziewanie umilkła. - I co? - spytała nie kryjąc zdziwienia - Jakieś głupie aluzje, jakieś dziwne ruchy pod stolikiem, że aż się musiałam odsunąć... aż pod samą ścianę. - A, bo to tak przy alkoholu... - wzruszyłem obojętnie ramionami. - Nawet nie próbuj go usprawiedliwiać! - Asia wyrzuciła z siebie wyraźnie urażona. - Wygłupiał się tylko. - powiedziałem bez przekonania. - Jak tak chciałeś, - warknęła pełnym niechęci głosem - Trzeba było z nim iść. I chlać. Ale to, to już beze mnie. - A tam z nim... - bąknąłem z rezygnacją - Głupio trochę to wyszło, i tyle. - Bardzo głupio, nie trochę, - Aśka mówiła coraz bardziej nerwowym i niechętnym mi głosem - że znów jesteś pijany. I, że jeszcze go bronisz! - Ale przestań... - patrzyłem na Wiosnę czując, że ta wymiana zdań zaczyna się robić coraz bardziej nerwowa - Zawsze z Bartkiem, jak już, to... Urwałem, bo nagle głośno mi się czknęło. - O matko... - Wiosna nagle zatoczyła się niemal tracąc równowagę i przytknęła rękę do pobladłego czoła, zdecydowanie kontrastującego z okraszonymi wyjątkowo teraz rzucającymi się w oczy wypiekami jakie zdobiły jej twarz, a szczególnie policzki i oczy tworząc wokół zaskakująco jasnych, całkiem niemal bezbarwnych oczodołów wyraźnie widoczne otoczki. - A ty co? - spojrzałem z troską na dziewczynę, tak jak i ona nagle się zatrzymując. - Nie, nic... - uśmiechnęła się wyraźnie siląc się na ten niezbyt jednak tym razem szczery grymas. - Źle się czujesz? - dotknąłem łokcia jej przytkniętej do czoła ręki. - Nie wiem... ale tak mnie nagle... - wyszeptała opuszczając w dół głowę - coś mnie tak złapało... wzdrygnęłam się jak czknąłeś i taki dziwny jakiś ból... - A tam... czknąłem... - zrobiło mi się głupio - przepraszam. - Kurcze... - jęknęła pochylając się nieco - Coś mi się w głowie kręci... - Przecież ostatnio nic się nie działo już... - patrzyłem na dziewczynę zatroskanym wzrokiem - Nawet już myślałem, że to ta wizyta u profesora, i może to nasze morskie powietrze tak na ciebie zbawczo podziałały, że... - A tam... powietrze podziałało. - Wiosna wyrzuciła z niechęcią z siebie - Gadasz jakieś bzdety. Kurcze, no... żadnych tabletek nie mam nawet przy sobie... a ty oczywiście musisz jeszcze mnie wkurzać. - Chodź do domu. - pociągnąłem ją lekko za łokieć jakbym chciał w ten sposób zmusić dziewczynę, kątem oka patrzącą wciąż z wyraźną niechęcią na mnie by podeszła do odległej zaledwie o kilkanaście tylko kroków furtki. - Daj mi spokój! - warknęła na mnie - Do domu... wymyślił. - A gdzie chcesz iść? - zdziwiony patrzyłem na Wiosnę najwyraźniej szykującą się do jakiejś całkiem niepotrzebnej mi teraz kłótni. - Nigdzie! - opuściła wzrok i wpatrzyła się w czubki swoich butów - Gdzie mam niby iść? Jeszcze ci mało tego picia? - Przecież to nie ja... - próbowałem się jakoś mimo wszystko bronić - Chodź, Asia... po co zaczynasz tu coś... - Maciek?... - Wiosna zmieniając nagle ton głosu na wyjątkowo łagodny i wręcz monotonnie spokojny spojrzała na mnie tak, jakby całkiem już zapomniała o tym co przed chwilą mówiła - Jak ja wyglądam? - Ty? - zdziwiłem się nieco - Całkiem cwanie. - Weź przestań, poważnie się pytam. - No mówię przecież, że całkiem cwanie. - pokiwałem z uznaniem głową - Bartkowi się podobałaś i to nawet wyjątkowo, więc... - Odbiło ci? - Joanna wyrzuciła z siebie z nieskrywaną niechęcią - Bartek... autorytet jakiś, czy co? - Autorytet? Hahaha... - znów mnie rozbawiło to, co Aśka powiedziała. - Śmieszne... kurcze nie? - z wyraźną złością zacisnęła usta - Mogłeś mu chociaż coś powiedzieć jak się tak, jak namol jakiś do mnie lepił. - Nie przesadzaj już. - pokiwałem ironicznie głową - Wcale się tak nie lepił, żeby... - Aha... nie lepił. - głos Wiosny był coraz bardziej nieprzyjemny - Jeszcze go może będziesz teraz bronił? - A czy ja go bronię? - patrzyłem na nią nieco teraz zdziwionym wzrokiem - Mówię tylko, żebyś nie przesadzała. - Bo co? - spojrzała na mnie prowokująco - Nie można już nawet na tego całego Bartka nic powiedzieć, czy jak? Twój guru może? - Guru? Hahaha... - zachowanie Joanny stawało się coraz bardziej komiczne. - O matko... - jęknęła znów pochylając głowę. - Aż tak boli? - spytałem czując oprócz tego męczącego mnie coraz wyraźniej mulenia jeszcze teraz i zakłopotanie. - Nie twój interes. - warknęła nagle cofając się o krok - Pytałam chyba, jak wyglądam? - Jak wyglądasz? - powtórzyłem z wahaniem. - Co? - Aśka spojrzała na mnie szklącymi się nagle oczyma - Tak trudno to określić? - Całkiem cwanie... mówiłem już chyba? - powiedziałem uśmiechając się do dziewczyny i nagle pomyślałem, że zażartuję sobie z niej - Tylko to oczko... tak trochę, nie za bardzo... - Oczko? - Asia wpatrywała się we mnie z uwagą - Jakie oczko? - No, to tu... - bąknąłem ostentacyjnie patrząc na jej nogi - Z tyłu. - Oczko... cholera! - Wiosna obejrzała się za siebie spoglądając przez ramię na swoje nogi, przechylając się i próbując dojrzeć to rzekome oczko - Gdzie? No żeż kurde... zawsze musi coś... a twoja mama to pewnie jeszcze nie śpi, co? I będę wyglądać jak jakaś... - Z pewnością nie śpi. - uśmiechnąłem się widząc, że mój żart się udał - I zaraz, jak taki Pinochet będzie odbierać defiladę. - Defiladę? - Joanna wyraźnie zdziwiona popatrzyła na mnie z nieskrywaną niechęcią. - Będzie patrzeć na nas, jak wyglądamy. - pokiwałem potwierdzająco głową - Pewnie już patrzy gdzieś zza firany. - Kurcze, no... - Wiosna wyraźnie się zaniepokoiła i mimowolnie przesunęła ręką po swojej spódniczce tak, jakby chciała zsunąć ją nieco niżej - Nie mogłeś mi wcześniej powiedzieć? - Że co? - spytałem odchodząc w stronę domu i opierając się o furtkę. Zamiast ją otworzyć zawisłem na zamkniętej furtce nagle się zatrzymując i uniemożliwiając sobą przejście Wiośnie coraz bardziej czując przy tym, że chyba nie mam ochoty iść teraz do domu. - No, że to oczko... - Joanna nerwowo wyrzuciła podchodząc do mnie i stając nieco z tyłu na rozstawionych, jakby się bała, że coś ją może przewrócić nogach. - Oczko? - nie chciało mi się iść do domu na spotkanie z pewnie już tam na nas czekającą matką. Nie miałem ochoty ani tu stać, ani gdziekolwiek iść. Czułem jakieś dziwne rozdrażnienie i na nic już chyba nie miałem ochoty. Czułem, że z upływem czasu po tej mieszaninie alkoholi zaczyna mi się zdecydowanie już teraz robić niedobrze. - Które oczko? - spytałem po dłuższej chwili spoglądając przez ramię i obojętnym wzrokiem patrząc na Aśki nogi. - Maciek? - Wiosna popatrzyła na mnie wzrokiem pozbawionym tego niemal zawsze skrzącego się w jej oczach blasku, oczami z wolna napełniającymi się, jeszcze całkiem chyba niezauważalnymi, zbierającymi się w ich kącikach tak zupełnie niespodziewanie łzami, patrzyła szukając jakby teraz we mnie wsparcia - No przecież mówiłeś... bo nie widzę... - Żartowałem... - odpowiedziałem znudzonym głosem nagle tracąc ochotę na droczenie się z dziewczyną, czując ze zdziwieniem, że zaczyna mnie coraz bardziej mdlić - Wszystko w porządku masz... - Co? Żartowałeś? - Joanna nagle, zupełnie niespodziewanie choć jednak niezbyt mocno uderzyła mnie trzymanym w ręce parasolem - Już się wystraszyłam, że... debil jeden. - Hahaha... - całkiem nad tym nie panując kolejny już raz roześmiałem się głośno. - Idź już... - wyrzuciła z siebie wyjątkowo zaskakującą resztką sił - Łeb mi rozsadza a ten tu jakieś zgrywy sobie robi. dalszy ciąg znajdziesz na: http://www.idziewiosna.blox.pl zapraszam |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |