![]() |
|||||||||
Idzie Wiosna, rozdział 38. |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
Puściłem Joannę przodem i patrzyłem na wciąż jeszcze rozbawioną i wcale nie starającą się tego ukryć, schodzącą niezbyt szerokimi schodami w dół dziewczynę z jakąś trudną do zrozumienia satysfakcją. Satysfakcją biorącą się może stąd, że jak to przecież widziałem i dokładnie zdawałem sobie z tego sprawę, Bartek aż się do niej palił. Na tyle dobrze znałem Bartka, że potrafiłem z wyjątkową łatwością poznać kiedy jakaś dziewczyna mu się podobała, szczególnie, gdy podobała mu się tak, że był w stanie stracić kompletnie dla niej głowę. Wiedziałem jednak, że nie ma u Aśki żadnych szans. Choć nie znałem jej może jeszcze na tyle dobrze by być tego tak bezgranicznie pewnym ale mimo to jednak wyraźnie czułem, że Wiosna to moja dziewczyna i Bartek znów, nie pierwszy już raz konkurując ze mną stoi na przegranej pozycji. Widząc, że Bartek gestem ręki wskazuje mi, żebym zszedł jako drugi ruszyłem tuż za Joanną wpatrując się z dziwnym zadowoleniem w ten nieznacznie jednak rozpięty zamek jej spódniczki. Dopiero teraz, schodząc tuż za nią po schodkach prowadzących do pubu nazywającego się dokładnie tak, jak instrument, na którym grałem miałem możliwość przyjrzeć się Asi spódnicy dokładnie. Schodząc niezbyt szybko o krok za dziewczyną po tych kilku tylko schodach miałem dość czasu, choć jednak tylko przez krótką chwilę by spostrzec, że jednak wtedy, gdy ją całowałem tam na chodniku, przy tej ruchliwej ulicy, gdzie czułem, że wszyscy, a z pewnością ten gość w stojącym przed skrzyżowaniem fordzie gapią się na nas udało mi się ten, tak mnie intrygujący suwak przesunąć. W sumie przesunąłem go w dół o kilka tylko ząbków i nie było w tym nic szczególnego. Ktoś uparcie nawet wpatrujący się w Joannę, obojętnie czy to Bartek, czy ktoś całkiem nam obcy nie zwróciłby może i nawet na to uwagi ja jednak poczułem nagle, że coś zaczyna mnie ściskać za gardło, że widząc ten jasnobrązowy zamek Asi spódniczki zaczynam się znów podniecać. Pewnie tylko ja na to w ten, zbyt może emocjonalny sposób teraz zareagowałem, bo nikt inny z pewnością nie dopatrzyłby się w zapięciu tej skórzanej spódnicy niczego niewłaściwego. Ot, po prostu... zapięty. Tylko, że może nie aż tak perfekcyjnie jak go zawsze zapinała Agata. Swoją drogą to zastanawiające, że Aśka nie poczuła wtedy, jak ją całowałem, że coś majstruję przy jej spódnicy. Całe szczęście, że nie udało mi się wtedy bardziej go rozpiąć, bo przecież dziewczyna starannie go zapięła w domu a teraz, przeze mnie wyglądałaby zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy niezbyt może estetycznie. …estetycznie... estetycznie... - mimo woli się uśmiechnąłem spostrzegając, że ten jasnobrązowy, nie tak idealnie zapięty zamek nie rzucał się aż tak może wyjątkowo w oczy a o wiele bardziej kusił jednak wzrok ciemniejszy, zsunięty o parę już centymetrów za nisko fragment Asinych rajstop. Zsunięte z tyłu, na prawej nodze rajstopy, na tylnej części jej uda tak podstępnie, że dziewczyna nie mogła przecież tego widzieć, że zupełnie nie zdawała sobie z tego sprawy, że może coś tam z tyłu jest nie w porządku, nie tak, jak powinno było być. Rażące z pewnością tą asymetrią, tym ukośnym obsunięciem się szczególnie widocznym po wewnętrznej stronie jak się z tyłu patrzyło na jej nogi nawet teraz, gdy stała o stopień, czy może nawet i dwa niżej ode mnie. Zastanawiające tym, że zsunęły się tak jakoś niezbyt równo i tylko na jej prawej nodze. Wysunąłem szybko ramię do przodu i uprzedzając dziewczynę otworzyłem drzwi, przed którymi właśnie się zatrzymała. Byłem od niej szybszy ale jednak nasze ręce spotkały się na ciężkiej, mosiężnej klamce, bo Wiosna chciała sama te drzwi otworzyć. Przez chwilę czułem dotyk jej chłodnej ręki, dotyk jej palców zaskakująco teraz zimnych, jakby nie należących do żywej istoty. Dotyk, który sprawił, że przeszył mnie lekki, ledwie wyczuwalny dreszcz. Dotyk zaskakująco kontrastujący z uśmiechniętym, promieniejącym jakimś wyjątkowym ciepłem obliczem dziewczyny. Energicznie szarpnąłem zdecydowanym ruchem te ciężkie drzwi otwierając je z hukiem na całą szerokość, chcąc się może całkiem podświadomie odciąć od nagle przenikającego mnie, nagle mnie drażniącego zimna jakie emanowało z jej dłoni. - Proszę. - szarmancko powiedziałem przytrzymując je ramieniem by się nie zamknęły z powrotem i tak, jakby nie było z nami Bartka, jakbym już zdążył zapomnieć, że to przecież on zaprosił tu nas, a może właśnie głównie moją dziewczynę po to, żeby wypić z nią ten cały bruderszaft pochyliłem usłużnie głowę i wskazując drugą ręką wnętrze lokalu powiedziałem - Gdzieś tam w głębi, gdzieś może w samym końcu sali znajdzie się dla nas jakiś wolny, przyjemny i zaciszny stoliczek? Może gdzieś w kąciku tamtej niedużej salki tam, z samego tyłu? Celowo pomyślałem o tym stojącym na uboczu w oddzielnej, małej salce stoliku nagle, może za sprawą zimna jakim emanowała dłoń Wiosny przypominając sobie, jak wcześniej, dzień po tamtej, szczególnej dla mnie niedzieli, gdy dopiero ją poznawałem, gdy przecież jeszcze wcale jej nie znałem siedziała w Columbusie, w tej swojej jeansowej spódniczce, przypominając sobie jak niezbyt estetycznie siedziała ze zbyt mocno rozchylonymi udami ukazując tym, którzy na nią patrzyli swoje białe majtki. Pomyślałem, że może trochę niezręcznie by było, gdyby właśnie teraz, przy Bartku też w taki sposób usiadła, że stanowczo powinienem się postarać, zadbać o to, by Aśka siedziała w takim miejscu, gdzie nie byłoby to aż tak bardzo widoczne. - Może... - Joanna powtórzyła nieco chyba speszona miejscem, w którym się znalazła, a w którym z pewnością nigdy jeszcze nie była i jakby odgadując moje myśli wolną ręką przesunęła po spódniczce chcąc ją rozcapierzoną dłonią zsunąć nieco w dół - Pusto tu jakoś tak, jakby nie było jeszcze czynne? - Taka pora. - odpowiedziałem oschle - Jeszcze nie sezon chyba, nie? - Jak nie czynne? - Bartek odezwał się wpadając na moje plecy i niemal wpychając mnie do środka - Otwarte, muzyczka gra, my jesteśmy, więc czynne musi być! W lokalu panował półmrok a z ukrytych, schowanych przed wzrokiem klientów głośników sączyła się łagodna, niezbyt głośna muzyka w klimacie smooth jazz [ smooth ]. Uśmiechnąłem się mimo woli widząc, że Wiosna z zainteresowaniem rozgląda się po tym pustym jeszcze o tej porze wnętrzu cały czas trzymając swoją dłoń z tyłu, na dolnej krawędzi spódnicy. - Siądźcie gdzieś. - usłyszałem za sobą głos Bartka - Ja tylko zostawię w szatni katanę i zaraz do was dołączę. Swoją drogą to myślałem, że jeszcze za zimno, żeby tak na letniaka, jak wy latać. - Mamy sweter. - odpowiedziałem poprawiając leżący na moim ramieniu, jakoś całkiem zapomniany przeze mnie sweter - Jak się zrobi zimno, to się w niego wbijemy. - Hehehe... - Bartek zarechotał głośno - A ja też się zmieszczę? - Masz swoją katanę przecież. - Wiosna odpowiedziała mu cały czas jednak patrząc na mnie i do mnie się ciepło, może nawet zbyt radośnie uśmiechając - Leć się powieś, a my tu poczekamy. - Nie trzeba. Może ten twój kapelusz i parasol powieszę w szatni? - spytał tak bardziej dla zasady bo szedł już w stronę wieszaków - Chyba nie będzie tu padać? - No wiesz? - Joanna popatrzyła na niego ze zdziwieniem - Chce mi pan zabrać mój kapelusz? - Z chęcią zabrałbym cię całą. - odpowiedział zawadzając o jakieś krzesło, które z łagodnym chrzęstem przesunęło się. - Jasne. - odburknąłem patrząc na niego pełnym politowania wzrokiem - Szatnia to zapewne wymarzone miejsce, w którym chciałaby się znaleźć każda, bez wyjątku dziewczyna. Nie zabij się tylko nim tam dotrzesz, bo byłaby to niepowetowana strata. - Chyba dam jakoś radę... - uśmiechnął się kątem oka spoglądając na Joannę i znów niechcący o coś zawadzając. - Może nie demoluj lokalu, co? - powiedziałem wyciągając w jego stronę rękę i pokazując go palcem tak, jakbym celował z pistoletu - Bo nas więcej tu nie wpuszczą. - Spoko. - Bartek już w pośpiechu wieszał swoją kurtkę na wieszaku i spoglądając w stronę dziewczyny stojącej w wejściu do baru oddzielonego od sali murowaną ze starej, ciemnoczerwonej cegły ladą, chyba jedynej o tej porze kelnerki obsługującej gości w Saxofonie wyrzucił szybko i z pewnością zbyt głośno z siebie - Maryla, coś dobrego! Mam ochotę dziś na lampkę... ha!... na całą lampę czegoś dobrego. - Hahaha... - Joanna całkiem niespodziewanie roześmiała się na głos i opuszczając głowę zaczęła wolnym krokiem iść w stronę wskazanego wcześniej przeze mnie stolika. - Bartek, spokojnie. - uśmiechnąłem się rozbawiony jego zachowaniem - Nie zapomnij tylko oddychać, bo jeszcze się nam tu udusisz. Joanna podeszła do znajdującego się chyba najdalej od wejścia do lokalu zakamarka, niezbyt dużej sali urządzonej, jak i cały lokal w kameralnym, nieco ascetycznym klimacie i patrząc z zainteresowaniem na ściany podeszła do stojącego w samym kącie krzesła. Starając się to zrobić z wyjątkową gracją usiadła wieszając chwilę wcześniej na oparciu krzesła parasol. Dyskretnie spojrzała na swoje nogi i nieznacznie unosząc lewą przerzuciła ją nad prawą i założyła na niej. Poprawiła spódniczkę pociągając obiema rękami jej krawędź. Popatrzyła na mnie i spostrzegając zapewne, że uważnie jej się przyglądam wysunęła sam tylko koniuszek języka i delikatnie przygryzła go ząbkami jednocześnie uśmiechając się tak, jak to robiła za każdym razem, gdy w ten sposób drażniła się ze mną, jak za każdym razem marszcząc figlarnie, w ten zabawny sposób i tym razem swój nosek lekko przechylając jednocześnie głowę w prawą stronę. - A tam... - Bartek wyrzucił z siebie podchodząc do bufetu i szukając wzrokiem czegoś ciekawego wśród stojących na szklanych półkach butelek - Maryla, może ten Gin? Ten Bombay Gin Sapphire trzy razy i coś do popicia. Schweppesa jak masz, to nam podaj. - Litości... - zajęczałem siadając po przeciwnej stronie Wiosny - On chyba chce, żebyśmy długo pamiętali to spotkanie. dalszy ciąg znajdziesz na: http://www.idziewiosna.blox.pl zapraszam |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |