DRUKUJ

 

Poszukiwacz złego

Publikacja:

 13-01-13

Autor:

 kalutorek
Drzwi mocno skrzypnęły kiedy je otwierał, ale przy ich zamykaniu nie wydały tego odgłosu. Dziwne - pomyślał, przekręcając klucz w zamku. Pokój był delikatnie mówiąc ascetyczny. Wyblakłe ściany pokryte były kolorem trudnym w tej chwili do określenia. Duże okno wpuszczało wiele światła, a żaluzje były niemiłosiernie powyginane. Rozejrzał się beznamiętnie po pokoju i z zadowoleniem przyjął istnienie łóżka. Co prawda, w innych okolicznościach nawet by go nie dotknął, ale teraz czuł ulgę i rozkoszne zaproszenie do snu. Musiał odpocząć, był wyczerpany i głodny, ale sen był teraz najważniejszy.
Podszedł jeszcze do drzwi i delikatnie ująwszy klamkę parokrotnie szarpnął ją sprawdzając czy są zamknięte. Nigdy dość pewności. Ufaj i sprawdzaj, te słowa głęboko wryły mu się w pamięć, choć nie wiedział dlaczego akurat teraz je przywołał.

Powoli podszedł do łóżka, które sprawiało wrażenie mającego się za moment rozwalić. Zaryzykował jednak i najdelikatniej jak umiał, położył się na nim, zastępując ohydną, sfatygowaną poduszkę swoją skórzaną kurtką, pod którą schował broń.

Odpływał w ciepłą i kojącą ciemność. Ogarniała go szybko, unosząc w błogość.


Spał głęboko nie śniąc. Obudził się o 17 następnego dnia. To niezły rekord - pomyślał. Leżał jeszcze przez chwilę rozciągając zastałe mięśnie. Sięgnął pod kurtkę służącą mu za poduszkę i przesuwając rękę trafił w końcu na broń. Z zadowoleniem, niemal rytualnie zaczął ją oglądać, obracając ją obiema rękoma. Kochał swojego glocka 17 i był z niego dumny. Położył go na chwilę na piersiach i z lubością patrzył, gdy ten poruszał się w rytm jego oddechu. Zdał sobie sprawę z tego, że jego austriacki przyjaciel to za mało na tę przygodę, jak i z tego, że kładąc się nie zdjął butów i cholernie bolały go teraz nogi.

Usiadł powoli na łóżku, zdjął obuwie i zaczął masować stopy, ruszając
przy tym palcami. Po paru minutach wstał i podszedł do drzwi, znowu szarpnął klamkę. Klucz w zamku zabrzęczał i parę sekund kołysał się rytmicznie. Podszedł do łóżka przy którym pozostawił swój stary ale mocny i obszerny worek marynarski. Wyciągnął z niego czysty ręcznik, płyn do kąpieli oraz jednorazową maszynkę do golenia i piankę. Co oczywiste, zabrał ze sobą też broń, gdyż starał się z nią nie rozstawać. Wszedł do łazienki i ze zdziwieniem oraz z zadowoleniem stwierdził, że prezentuje się ona znacznie lepiej od pokoju. Sprawiała wrażenie niedawno odnawianej. Sanitariaty były czyste, a kabina prysznicowa wyglądała przyzwoicie. Zanim do niej wszedł, położył glocka na niedużej zielonej szafce stojącej przy umywalce. Kran umywalki był dziwnie skonstruowany, ale szybko uporał się z jego działaniem. Po chwili z nieukrywaną radością stwierdził, że leci z niego zimna i gorąca woda. Przepływowy podgrzewacz wody działał bez zarzutu i był gwarancją tak potrzebnego mu teraz odświeżenia.

Tradycyjnie zaczął od golenia. Lubił być dokładnie ogolony, dlatego i tym razem poświęcił na tę czynność około 12 minut. Wytarł twarz, po czym ściągnął spodnie, slipy i skarpety i wszedł do kabiny. Zaklął, gdyż żel do kąpieli zostawił na umywalce i nie mógł go dosięgnąć. Wyszedł więc, wziął żel i ponownie wszedł do kabiny. Odkręcił kurek z gorącą wodą, by następnie puszczając zimną uzyskać pożądaną temperaturę. Długo opłukiwał się słuchawką prysznica, zanim przystąpił do mycia właściwego. Zawsze czynności higieniczne wykonywał w określonym porządku. Takie przyzwyczajenie. Spędził pod natryskiem dobre 20 minut. Powoli aby się nie poślizgnąć, wyszedł z kabiny i starannie się wytarł. Była 18.25.

Opuścił łazienkę i szybkim krokiem udał się do pokoju. Zachichotał w myślach, że musi wyglądać komicznie, trzymając w jednej dłoni broń a w drugiej brudne gacie i skarpetki będąc do tego zupełnie nago.
Brudną bieliznę wyrzucił do stojącego w rogu kosza na śmieci. Wyjął ze swojego worka nowe slipy i skarpety. Najpierw ubrał te pierwsze i przysiadł na brzegu łóżka by
ubrać skarpety. Dopiero teraz zauważył, że w pokoju nie ma żadnego krzesła. Wrócił do łazienki po żel, piankę i maszynkę, zostawiając jednak ręcznik.

Następnie ubrał rażąco żółtą koszulkę polo i wciągnął spodnie. Postanowił jeszcze poczekać z włożeniem butów, aby dać odpocząć ciągle jeszcze zmęczonym stopom.
W międzyczasie założył pod lewą pachę kaburę i włożył do niej broń. Podszedł do okna i delikatnie rozsunął żaluzje. Słońce już zachodziło ale wiedział, że było gorąco i parno. Musiał ukryć broń pod kurtką i ta perspektywa go smuciła. Włożył buty, znalazł w swoim worku wodę po goleniu i wrócił do łazienki. Obficie zrosił nią twarz po czym energicznie wklepał ją w twarz.

Burczenie w brzuchu stawało się nieznośne, do tego wypalił ostatniego papierosa. Czy istniał lepszy powód dla którego warto było wyjść z tego zapyziałego przybytku szumnie zwanego hotelem - pomyślał. Przygładził dłońmi włosy, sprawdził położenie portfela i wyszedł zamknąwszy drzwi na dwa razy.

Była 19.35, Alan Auksel opuścił tymczasem hotel.


Schodził nieśpiesznie z drugiego piętra, po drodze zastanawiając się gdzie można by tu dobrze zjeść. Portier czytał lokalną gazetę i wydawał się zaskoczony jego powitaniem. Mimo to grzecznie odpowiedział, odprowadzając wzrokiem Alana do drzwi.
Zamknąwszy za sobą ciężkie, masywne drzwi hotelu, zaczerpnął haust
świeżego powietrza i przeszedł na drugą stronę ulicy. Już po paruset metrach znalazł mały sklepik w którym kupił dwie paczki swoich ulubionych Marlboro. Sprzedawca ujął go nieudawaną uprzejmością którą Alan nagrodził komplementem o bardzo przyjemnym sklepie, jak to określił. Wykorzystując dobrą relację ze sklepikarzem, który zdawało mu się, jest Czechem albo Polakiem, zagadnął go o dobrą restaurację. Niezmiennie uprzejmy, poinformował go, że dobra restauracja z której gościny sam często korzysta, znajduję się za rogiem jakieś 10 minut drogi stąd . Alan podziękował i życząc dobrej nocy udał się na posiłek.
Z lubością odpalił papierosa głęboko się nim zaciągając.

Drogę do restauracji przemierzał nieśpiesznie z zainteresowaniem oglądając sklepowe wystawy. Szczególną uwagę zwrócił na tę, gdzie jeden z czterech manekinów ubrany był w skórzaną kurtkę od Luisa Perlucci. Długo jej się przyglądał, była nawet w jego rozmiarze. Charakterystycznie wytarta na wysokości łokci, o lekkim odcieniu brązu, wprost idealna. Wiedział już, że ją kupi...

Data:

 07-05-2010

Podpis:

 Mariusz Wójcik

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=74055

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl