![]() |
|||||||||
Legenda Smoka Lodu: Narodziny Legendy |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
"Na początku było pięć smoczych królestw: Ferh'Rah - Królestwo Ognia, znajdujące się na Pustyni Strogh; Igr - Królestwo Lodu, położone wysoko w mroźnych i trudnodostępnych Górach Mohr; Terr-Noh - Królestwo Ziemi w głębi Puszczy Strul'Jer; Aqrell - Królestwo Wody, założone nad Morzem Baarl oraz Aercis - Królestwo Powietrza, które znajdowało się na Równinie Merh'Laah [...] Przez stulecia toczyły one między sobą wojny o terytorium. W końcu królestwo Ferh'Rah stało się najpotężniejszym i największym ze wszystkich pięciu. Jednak jego potęga została zagrożona po tym, jak Ferth, władca państwa, zmarł. Wszyscy z powątpiewaniem patrzyli na Strugherna, syna zmarłego i jedynego następcę tronu. Młody przywódca nie podzielał imperialistycznych idei swego ojca. Miast wywoływać wojnę, wysłał czterech posłańców z propozycją sojuszu między królestwami. [...] Po miesiącach negocjacji cztery kraje połączyły się z Ferh'Rah. Zgodnie z paktem każdy przywódca [i plemię] zachowywali autonomię, a sprawy międzyplemienne miały być rozwiązywane przez Zgromadzenie Pięciu. Po trzech tysiącleciach zarówno Zgromadzenie Pięciu, jak i królewskie rody, odeszły w zapomnienie. Ich potomkowie stworzyli Gildię Strażników, mającą na celu chronienie Zjednoczonego Królestwa Freth'Er, natomiast sprawami politycznymi zajmowało się Zgromadzenie Dureth [co w języku Igre oznacza "Wspólny"/"Pospolity"]. Dzięki mądrości Strażników i ochronie, jaką zapewniali, państwo przeżywało złotą erę. Jednak jeden wypadek doprowadził do ich upadku oraz zerwania przymierza. [...]” Sthrul'Ghar Historia Kerhrn'u Rozdział 1: Nadciągające Cienie Rastengroth kręcił się z zniecierpliwieniem po Wielkim Holu. Asgarth, Strażnik Ognia, spóźniał się już godzinę. Strażnik Powietrza nie należał do cierpliwych istot, ci zaś, którzy go znali, często opisywali go jako "wybuchowego i trudnego w rozmowie". Dla reszty społeczeństwa był "tajemniczy i wyniosły, lecz posiadający mądrość pięciu królów". Oczywiście to ostatnie porównanie było dość przesadzone. Biały smok należał wprawdzie do wybuchowych, upartych i wyniosłych, jednak z pewnością nie do wszechwiedzących. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Wielki Hol… Cóż za idiotyczna nazwa!, pomyślał i, zirytowany, wypuścił z nozdrzy obłoczek dymu. Było ono tak naprawdę grobowcem mającym kształt okręgu. Strażnik Powietrza zawsze zastanawiał się, dlaczego mieszkańcy nazywają go Wielkim Holem. Czasami ciemnota mieszkańców mnie poraża… Smok pochylił się nad taflą stawu zajmującego środek grobowca. Jego oczom ukazało się odbicie stworzenia o białych łuskach, pokrytym zrogowaceniami masywnym pysku i przenikliwym spojrzeniu bladozielonych oczu. Jego kark pokrywała czarna grzywa, przetykana srebrzystymi pasmami, gęsta niczym u lwa. Uniósł łeb znad stawu i spojrzał na pomnik ukryty w marmurowej wnęce grobowca. Przedstawiał on Regstrotha, ojca obecnego strażnika. Wyryty napis w piedestale posągu głosił: Pod tym posągiem spoczywa Regstroth Mędrzec, ostatni ze Zgromadzenia Pięciu. Niech znajdzie spokój w świecie Lun'er-Ra. Lun'er-Ra był bogiem krainy zmarłych, który miał strzec spokoju wszystkich pięciu władców. Ich posągi stały dumnie na marmurowej posadzce, pod którą złożono ciała zmarłych. - Wciąż lubisz odwiedzać to miejsce, prawda? - Odezwał się cichy, lecz dźwięczny głos. Rastengroth odwrócił się gwałtownie, rozpościerając pierzaste skrzydła, gotów bronić się przed intruzem. Głos należał do Asgratha, Czerwonego Smoka, który przewodził Radzie Strażników. Był on lepiej umięśniony i nieco większy niż szczupły biały gad o wężowatym ciele. Najstarszy z piątki Strażników, miał haczykowaty pysk i masywną dolną szczękę. Tuż nad żółtymi ślepiami wyrastały potężne, poskręcane rogi, a kark zdobiła ognista grzywa. - Spóźniłeś się, jak zwykle. Punktualność nigdy nie była twoją mocną stroną. A dla Strażnika jest ona ważną cechą. - Odparł cierpko Strażnik Powietrza. -Chyba nie chciałeś się ze mną spotkać tylko po to, by prawić mi morały? Czasami bywasz nudny. - Rzekł czerwony smok. Biały smok warknął ostrzegawczo, jednak jego rozmówca tylko ziewnął w odpowiedzi, odsłaniając rząd ostrych kłów. - Nie, chciałem z tobą porozmawiać na temat Zgromadzenia Dureth.... - Znów nie chcieli Ci sprzedać Nathi?- spytał Asgrath prowokująco. - Bardzo śmieszne… czasami się zastanawiam, jakim cudem zostałeś naszym dowódcą. - Ja też. - Odparł tamten, szczerząc kły w zębiastym uśmiechu. To był właśnie cały Asgrath - nie należało nigdy brać nazbyt poważnie jego słów. Wielu opisywało go jako bawidamka i wieczne dziecko. Jednak nikt nie mógł podważyć jego umiejętności bojowych i strategicznych. Dodatkowo potrafił być nadzwyczaj czarujący, oczywiście wtedy, kiedy chciał. Rastengroth skrzywił się i postanowił zignorować ostatnią wypowiedź. - Nie, nie o to chodzi. Nie zauważyłeś, co się dzieje w Zgromadzeniu? Nie widzisz rosnącej korupcji w ich kręgach? Morderstw z powodu chęci władzy? - Nie jestem ślepy, bracie. Ale co mam zrobić? Wielka Karta wyraźnie zabrania nam wtrącać się w sprawy polityki wewnętrznej. - Do diabła z Wielką Kartą! Jesteśmy najpotężniejszymi magami i wojownikami, nasze państwo nie potrzebuje nawet regularnej armii! Wszystko to dzięki naszemu zakonowi. Jeśli tylko... - Jeśli co? Jeśli przejmiemy władzę, to unikniemy upadku?! Wkrótce władza pożarłaby i nas, a wtedy kto by nas powstrzymał?! Jeśli dojdzie do przewrotu, powstrzymamy rebeliantów, jednakże… Zgromadzenie od zawsze było skorumpowane. - I to daje nam prawo do bezczynności?!- warknął rozzłoszczony Biały Strażnik. - Nie zapominaj, że prócz zasad głoszonych w Karcie wiąże nas jeszcze przysięga. Jak już mówiłem, sprawy Zgromadzenia nie leżą w naszym interesie, chyba, że nastąpi rebelia zagrażająca państwu. - Spotkałem się z tobą, bo myślałem, że chociaż tobie przemówię do rozsądku. Widzę jednak, że jesteś równie ślepy, co pozostali. - Przemoc nie rozwiąże problemów korupcji, nie da się jej też wytępić. Przykro mi, ale nie pomogę ci. - to mówiąc, Asgrath opuścił komnatę. Od rozmowy z Strażnikiem Ognia minęły trzy dni. Biały gad stronił przez ten czas od towarzystwa pozostałej trójki. Na zebraniach zakonu praktycznie się nie zjawiał. Nikt za bardzo się tym nie przejmował, nie pierwszy raz Rastengroth zniknął na kilka dni lub nawet tygodni. Jednak kiedy od jego zniknięcia minął miesiąc, zaniepokojona Ferrah, Strażniczka Ziemi, postanowiła udać się do przywódcy, by pomówić z nim o tym problemie. Po krótkim locie znalazła się we wnętrzu Wieży Mędrca, głównej siedziby mistrza zakonu. Przeszła przez długi hall w kierunku masywnych, pociemniałych po wielu latach drzwi. Odgłos pazurów uderzających o kamienną posadzkę odbijał się głośnym echem. Drzwi były uchylone, zielona smoczyca niepewnie wsunęła za nie wąski łeb. Asgrath siedział pochylony nad jakimś zwojem. Ferrah chciała już przeprosić za przeszkodzenie w lekturze, gdy samiec odezwał się: - Nie musisz czaić się w hallu, Ferro, wejdź. Zapewne sprowadza Cię tu sprawa zaginięcia naszego białołuskiego towarzysza, czyż nie? Ferrah zamrugała kilkakrotnie. Nie była w stanie pojąć, skąd o tym wiedział. Asgrath od czasu kłótni z Rastengrothem zamknął się w swojej komnacie i opuszczał ją tylko na czas polowania. Wieża Mędrca była oddalona o niemalże trzysta kilometrów od stolicy królestwa oraz dwieście kilometrów od innego, najbliższego miasta. Jakim cudem czerwony smok zawsze był doskonale poinformowany? Widząc jej zdumione spojrzenie, rozbawiony Ferhijczyk wypuścił z nozdrzy obłoczek dymu. - Gryfy, Ferro, gryfy. Jak wiesz, utrzymuję z nimi przyjazne stosunki, to naprawdę zdolni łowcy i szpiedzy... Ale do rzeczy. Otóż jeden z nich widział naszego zaginionego w granicach Moehr. Oczywiście, nie odważył się polecieć za nim dalej, jednak te stworzenia są bardzo cierpliwe. W końcu nasz przyjaciel pojawił się znowu, tym razem w towarzystwie wywerny. I to nie byle jakiej. Według tego młodzika, był to sam Sthrowzg, przywódca tych podłych stworzeń... - Asgrath urwał na chwilę, by przenieść wzrok znad pisma na rozmówczynię. Długo spoglądał w jej niedowierzające, szmaragdowe ślepia, nim podjął przerwany wątek. - Jeśli to, co mówi Den, jest prawdziwe, a niestety, obawiam się, że tak jest, to Królestwo Ferth-Er jest poważnie zagrożone. Zielona smoczyca wydała z siebie niski warkot. - To, że gryf coś widział, nie znaczy, że jest to prawdą. To zupełnie tak, jakby uwierzyć w legendę o wężu morskim! - Doskonale wiesz, że Rast jest rozchwiany emocjonalnie, jedno niewłaściwe słowo potrafi wytrącić go z równowagi. Dodajmy do tego silne poczucie sprawiedliwości, czy raczej jej przerysowane pojęcie, a otrzymamy niestabilną substancję, która jest jak bomba z opóźnionym zapłonem. Ferra milczała. Rubinowy samiec miał rację - jeśli to, co mówił jego informator, było prawdą, mieli niewiele czasu na przygotowania do obrony przed najeźdźcami. Smoczyca spojrzała na zwój umieszczony między potężnymi łapami Strażnika. Po chwili uświadomiła sobie, że zwój został spisany w rodzimym języku Asgratha. - O czym traktuje pergamin?- Spytała, przechylając smukły łeb o baranich rogach na bok. - O wywernach, a także o matce Rasta. - Matce? - Tak. Widzisz… ten zwój został spisany za czasów ósmej dynastii, a dokładniej, w momencie powstania naszego królestwa. Wynika z niego, co ciekawe, że matka Strażnika Powietrza była szalona. To ona zebrała armię wywern i poprowadziła ją przeciwko czterem plemionom, w tym temu, które należało do jej dawnego partnera. - Co chciała tym osiągnąć? - Zwój wyraźnie unika tego tematu jak ognia, lecz znajdują się w nim mgliste i niejasne wzmianki o Studni Dusz. Smoczyca zmarszczyła brwi. - Nigdy nie słyszałam o czymś takim. - przyznała. - Ja też nie. W każdym bądź razie, Urrel Szalona poległa w walce, zabita przez Białego Króla. Po tym zdarzeniu, władca stał się ponury i zgorzkniały, całymi dniami przesiadywał w swojej komnacie. Udało mi się przetłumaczyć pewien interesujący fragment z jego dziennika. Oto on: "Dzień 23, pierwszy rok Przymierza Pięciu Żywiołów: Nie wiem, ile jeszcze będę w stanie wytrzymać. Nie mogę spać, kiedy tylko zamykam powieki, słyszę jej obłąkańczy śmiech i słowa: "Zabiłeś moje ciało, ale ja żyję". Do końca wierzyłem, że się opamięta. Jakimż głupcem byłem!... Może, gdybym powstrzymał ją wcześniej, starsi bracia Rastengrotha oraz wszyscy ci, którzy polegli w walce, nadal by żyli. Ale co się stało, to się nie odstanie. Na szczęście, Rastengroth nie wykluł się jeszcze. Postaram się o to, by pamięć po jego matce zniknęła z kart historii, biedny maluch nie musi znać swojej przeszłości.[...] Dzień 122, drugi rok Przymierza Pięciu Żywiołów: Czy mój ród jest przeklęty, czy też Urrel mści się na mnie zza grobu?... Minęły trzy miesiące od wyklucia się mojego jedynego żyjącego syna. Na początku byłem uradowany myślą o dziedzicu, jednak radość ta szybko zamieniła się w rozpacz. Syn jest równie niestabilny emocjonalnie, co jego nieszczęsna matka. Miewa nieuzasadnione ataki szału, w czasie których potrafi zabić kilkadziesiąt bogu ducha winnych ptaków. Zastanawiam się, czy go zabić. Z jednej strony muszę mieć dziedzica, z drugiej muszę wziąć pod uwagę bezpieczeństwo całego państwa. Nie wiem, co robić [...] Podjąłem decyzję, nie zabiję jedynego pierworodnego. W przeciwieństwie do matki, stara się kontrolować swoje napady złości. Mam nadzieję, że nie był to błąd. Poprosiłem Strugherna, aby nauczył swojego syna podstawowych zaklęć śmierci w razie, gdyby mój potomek przegrał walkę z własnymi demonami. Niech Azrel ma nas w opiece [...]" Gdy Strażnik Ognia skończył czytać, zapadła długa cisza, przerywana tylko natarczywym bzyczeniem muchy. Ferrah spuściła szmaragdowy łeb i zacisnęła ciężkie powieki. Ojciec Rasta wiedział o jego chorobie, ale postanowił dać mu szansę. Szansę na normalne życie, której wielu z pewnością by mu odmówiło. Jednocześnie naraził swe królestwo na niebezpieczeństwo. Strażniczka wydała z siebie ciche westchnienie. -Myślisz, że jego ojciec podjął słuszną decyzję? Myślisz, że zasługuje na tytuł Mędrca? Czerwony smok spojrzał na nią melancholijnym spojrzeniem. - Nie wiem, Ferrah. Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie w jednoznaczny sposób. Jeśli chodzi o mnie to… tak, zasługiwał na miano Mędrca. Jeśli chodzi o podarowanie życia synowi, był to czyn szlachetny, lecz lekkomyślny. Nagle do szmaragdowej Strażniczki dotarł sens ostatniego zdania. Zmierzyła rozmówcę wzrokiem i szczerząc kły powiedziała: - Wiedziałeś! Wiedziałeś od samego początku i go nie zabiłeś! Twoja beztroska może kosztować nas życie! - Fer, uspokój się proszę... Odpowiedział mu ogłuszający ryk. Ferrah rzuciła się nie niego, ostre, zakrzywione szpony wycelowała prosto w jego pierś. Asgrath ziewnął i w ostatniej chwili uskoczył w bok. Rozległ się głuchy odgłos pazurów uderzających w posadzkę. Smoczyca nie zdążyła się odwrócić i ponowić ataku, gdyż potężna rubinowa łapa przygwoździła jej szyję do ziemi, niemalże pozbawiając tchu. Zaraz potem poczuła charakterystyczny zapach ostrokrzewu, czerwony smok musiał pochylać się tuż nad nią. - W przeciwieństwie do was, mnie od dzieciństwa obowiązywały mnie przysięgi złożone memu ojcu i ojcu Rasta. Nie mogłem wam o tym powiedzieć, więc by nie budzić podejrzeń, musiałem grać lekkoducha. Czy wiesz, jakie to brzemię nosić taką wiedzę? Myślisz, że nie widziałem jego obłędu i nie chciałem zakończyć jego życia? Wiesz, dlaczego tego nie zrobiłem? Zgadłaś, kolejna przysięga. Przysięga, że nie skrzywdzę go, dopóki nie będzie to konieczne. Puścił jej smukłą szyję. Towarzyszka podniosła się i spojrzała na niego dziwnym wzrokiem. Najpierw myślał, że to gniew. Po chwili dostrzegł jednak współczucie, mnóstwo współczucia. Gdy zerknęła wymownie na grymas wykrzywiający jego pysk, rzekł, odpowiadając na jej nieme pytanie: - Mogę wspomnieć wam o przysiędze, nadszedł już czas. Moje przyrzeczenie jest powiązane z jego. Rastengroth poprzysiągł nikogo nie skrzywdzić ani nie robić nic, co zagroziłoby państwu. W razie, gdyby jego obietnica została złamana, moja miała stać się... nazwijmy to, jawną... I tu się pojawia problem. ZAWSZE, ale to zawsze, musi być pięciu strażników. Naszym zadaniem jest nie tylko obrona, ale także utrzymywanie żywiołów w harmonii. Jeśli zabraknie jednego z nas, bogowie raczą wiedzieć, co może się stać. Noc była chłodna jak na tę porę roku. Siedział na Czarnej Górze od godziny. Wiatr rozwiewał jego czarno-srebrną grzywę, bladozielone ślepia płonęły w ciemności niczym para świetlików. Czarna Góra... Kolejna niedorzeczna nazwa. W rzeczywistości było to duże wzniesienie, górujące nad równiną. Znajdowało się w krainie Moehr, zwanej także Spalonymi Ziemiami lub, w języku Terrth, Necroth - Krainą Zmarłych. Przeszło ono do historii jako miejsce ostatniej bitwy Urrel Szalonej. Podobno w akcie desperacji, gdy wojna była już dla niej przegrana, umierająca smoczyca uwolniła całą magię pozostałą w jej ciele, zabijając wszystkich w promieniu trzech kilometrów. Według legendy, gdy ziemia zostaje naznaczona krwią niewinnych w nieuczciwej walce, staje się przeklęta i wszelkie życie w jej obszarze ginie. Momentami Aercijsczyk zastanawiał się, czy nie jest przeklęty. Mimo, iż regularnie odwiedzał to miejsce, to nadal żył. Tak było dopóki, dopóty nie spotkał na tych ziemiach wywern, stworzeń uznawanych przez smoki za niższe i plugawe. Stworzenia te nie grzeszyły wysoką inteligencją, lecz nazwanie ich głupimi też nie było dobrym określeniem. Plasowały się raczej gdzieś pomiędzy. Rastengroth postanowił wykorzystać ich nienawiść względem jego rasy, przekonanie ich do tego nie było zbyt skomplikowane, wystarczyło obiecać im dostatek i równouprawnienie. -Kiedy zaczynamy?- Spytał przywódca wywern. Był najstarszy i zarazem największy z całej swojej rasy oraz niezwykle inteligentny, jak na swoją rasę . - Zaczniemy od Strażników, bachory mogą zaczekać, nie stanowią żadnego zagrożenia. Nie dajcie im uciec, nie chcecie za 200 lat gościć pięcioro żądnych zemsty młodzików. -Odparł, jego głos był pozbawiony jakichkolwiek uczuć. -Zbiorę armię... -Nie!...- Przerwał mu.- Nie mogą wiedzieć, że mobilizujemy armię, masz ich wykończyć po cichu.... Co do Asgratha... Zostaw go mnie, sam osobiście poślę go w objęcia Pani Ciemności. Przywódca pochylił łeb w akcie posłuszeństwa. -Niech Bahr Ci sprzyja, affesethi.* -Powinienem wracać, pewnie zaczęli coś podejrzewać. Przy okazji, wybierz trzech najlepszych wojowników. Polecą ze mną do stolicy, dzięki mojej iluzji straż niczego nie zauważy. - Oczywiście. Run, Norath, Sethra! Polecicie razem z Strażnikiem do stolicy, macie wyciąć w pień Strażników. Macie to zrobić po cichu, tak aby nikt was nie zauważył... _____________________________________________________________ Nathi - roślina o działaniu halucynogennym. Powszechnie uznaje się, że zażycie jej w formie naparu daje możliwość przewidywania przyszłości. Affesethi- ( przestarzale) Przyjacielu |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |