DRUKUJ

 

Kraina Snów 2 rozdz 9

Publikacja:

 12-01-28

Autor:

 cobra
Rozdział dziewiąty:
W którym Julian dowiaduje się czym jest Koło Fortuny i dlaczego ta historia nie kończy się tak jak powinna!

Nie znał w ogóle Krainy Snów. Bo i skąd miał znać? Mapy nie można kupić w pobliskim kiosku ani znaleźć w Internecie. Mimo to wiedział w jakiej, a raczej czyjej strefie się znajdują. Wiedział, że to Kraina Koszmarów. Poznał ją po niebie, które nagle pociemniało a okoliczny, miły dla oka krajobraz zmienił się w nie do przebycia czarne knieje. Od czasu do czasu dochodziły do niego złowieszcze pomruki, wywołujące gęsią skórkę.
- Grzmi? – zapytał pegaza, choć doskonale wiedział co jest tego źródłem.
- Nie – odpowiedział dźwięcznie koń – Te pomruki dochodzą z Czarnego Boru. Jesteśmy nad Krainą Koszmarów. Tutaj każdy staje twarzą w twarz z najbardziej przerażającym osobnikiem, jaki odwiedził go we śnie. Lepiej mieć się na baczności – szepnął koń po kolejnym pomruku – Tu nawet drzewa mają oczy i uszy…
- Czy ktoś z Krainy dostał się do koszmarów?
- Może i tak ale nigdy z nich nie powrócił.
- A Ariel? Przecież on był nawet w zamku Czarnego Władcy!
- On jest Eterykiem…
- Eterykiem? – zastanowił się Julek nad słowem, które już gdzieś słyszał ale za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć gdzie, więc sfrustrowany ułomnością własnej pamięci zapytał o coś innego co nie dawało mu spokoju - A co się stanie z Tobą?
- Wrócę. Widzisz, my pegazy jesteśmy magicznymi stworzeniami powstałymi z ludzkiej imaginacji…
- Z ludzkiej co? – wybałuszył oczy Julek.
- Imaginacji czyli z wyobraźni – wyjaśnił pegaz cierpliwie – Daliście nam nieśmiertelność. Dlatego między innymi Czarny Władca ma do nas słabość. Ale zamilknijmy lepiej. Nie chciałbym aby ktoś dowiedział się o naszej obecności przed czasem.
Przelecieli jeszcze kawałek kiedy nagle zerwała się wichura niosąca dziwny nieprzyjemny zapach.
- Ble… - skrzywił się Julian i zatkał dłonią nos i usta – Co za smród!
- Tak właśnie pachnie strach – zaszeptał pegaz i spojrzał w dół – Ale jesteśmy na miejscu. Oto siedziba największego wroga naszego i waszego.
Julek powiódł wzrokiem w tym samym kierunku. Ogromne zamczysko, które rozciągało się tuż pod nimi sprawiało wrażenie niedostępnego. Strzeliste wierze zakończone ostrymi kolcami rozmieszczone byłe w trzech punktach przybytku, zbudowanego z jakiegoś czarnego i gładkiego kamienia, którego Julek nie znał. Kraty w oknach, dodajmy czarnych jak smoła, nadawały charakter posępny i groteskowy. Całość otaczała fosa wypełniona wodą bądź mazią wodopodobną. Julek nie miał ochoty tego sprawdzać. Do samego zamku prowadziły strome schody, wykruszone albo przez czas albo przez częste użytkowanie.
Julek patrzył na to wszystko z przerażeniem. Po raz pierwszy odkąd przebywa w Krainie Snów, zdjęły go wątpliwości czy dobrze czyni.
- Nie martw się! – odezwał się ujmującym głosem pegaz kołując jednocześnie nad dziedzińcem pozornie wymarłego i opuszczonego przybytku – Cała Kraina jest z tobą. Wierzymy, że ci się uda odbić kolegę i uratować nas od złego. Musi ci się udać! Nie ma innej możliwości.
Z gracją wylądował przed wejściem i poczekawszy aż człowiek zejdzie wyrwał z lewego skrzydła małe pióro. Podał je chłopcu mówiąc:
- Kiedy będziesz w potrzebie wystarczy, że tylko je dotkniesz a o wszystkim się dowiem. Wówczas w parę minut przybędziemy z odsieczą.
- Zostawiasz mnie samego? – przeraził się Julek nie na żarty.
- Muszę. Gdybym został wkrótce stałbym się jak Mroczna Armia Czarnego Władcy: żądną krwi i mordu bestią. Julian, pamiętaj: cokolwiek się stanie nigdy nie trać wiary, zarówno w siebie jak i w ten świat.
- Dzięki – uśmiechnął się półgębkiem Julek choć wcale nie było mu do śmiechu i schował pióro do kieszeni – Dobrze, że chociaż wy wierzycie bo ja dawno straciłem wiarę. Ała! – krzyknął i złapał się za ramię gdyż pegaz dosyć mocno uszczypnął go zębami – Co ty robisz?!
- Nie wolno ci tak mówić! – zganił go wachlując skrzydłami – Zawsze trzeba wierzyć! Gdyby nie to nasza Kraina nigdy by nie zaistniała!
- I nie byłoby Czarnego Władcy…
Julek szybko się pożegnał i na drżących nogach ruszył do zamku. Ze zdenerwowania bezwiednie ściskał w dłoni medalion. Z bijącym sercem otworzył ogromne wrota i wszedł do środka. Wielki hol prawie go przytłoczył zarówno wielkością jak i mrocznym, ponurym wyglądem. Wszystko tak jak i na zewnątrz było zrobione z czarnego kamienia. Tuż przy stropie na samym środku wisiały trzy czarne flagi, poszarpane na końcach. Po prawej i lewej stronie w równych kolumnach ciągnęły się kamienne filary zakończone łukami. Na środku stał bardzo długi pusty stół bez krzeseł. Ściany przykryte zostały czarnymi aksamitami jakby coś ukrywały. To wszystko skąpane było w słabym świetle pochodni oraz świec zamieszczonych w żelaznych kandelabrach wiszących u sufitu. Nigdzie nie widział ani jednej pary wrót, prowadzącej do innych pomieszczeń, a takowe przecież musiały istnieć!
Powiódł wzrokiem po wnętrzu marszcząc czoło. Miał nieodparte wrażenie jakby już gdzieś go widział…
- Którędy teraz? – szepnął.
Ale wątpliwości były zbyteczne: choć rozum kompletnie zagubiony szukał drogi jego intuicja podpowiadała cały czas by wszedł za pobliską kotarę. Przez chwilę ją ignorował ale kolejnego impulsu już posłuchał.
Z wahaniem odsłonił ciężki materiał: jego zdumionym oczom ukazał się wąziutki, kamienny korytarz oświetlony paroma pochodniami zatwierdzonymi na ścianach.
- O rany… - wyrwało mu się – Ten korytarz… On… on jest z mojego snu! – wykrzyknął zdumiony.
Ciągle stał i wahał się czy iść dalej. Doskonale wiedział jak to się skończy. Dwa razy miał t e n sen. Choć różniły się drobnymi szczegółami efekt zawsze był ten sam: on wpadał w sidła a Damian… To słowo nie chciało mu przejść przez gardło.
- Czy to musi się tak skończyć? – zapytał sam siebie pełen obaw – Czy muszę wypełnić tę przyszłość?
Wściekły z bezradności uderzył pięścią w ścianę.
- Niech to szlag! – wycedził przez zaciśnięte zęby. Szybko się jednak zreflektował: on tu się zastanawia czy iść czy nie a tymczasem Damian mógł już pożegnać się z życiem! Odsunął od siebie wszelkie wątpliwości.
- Niech się dzieje co chce – powiedział gdy już kroczył wąskim korytarzem – W końcu życie jest najważniejsze.
Doszedł do znajomych schodów. To znaczy był przekonany, że to schody, gdyż pochodnie na ścianach opadały skosem w dół. No i doskonale pamiętał ten moment ze snu…
Zdjął jedną z pochodni i oświetlił sobie kamienne stopnie. Czuł bijący od ognia żar jednak chłód idący z głębi korytarza skutecznie go niwelował. Otrząsnął się z zimna.
Zszedł do samego końca i czekał teraz na śmiech oraz atak postaci w kapturze… Lecz nic takiego nie nastąpiło. Owszem, smrodliwy powiew przygasił nikłe oświetlenie ale nic po nim nie nastąpiło.
- Co jest do diabła?! – powiedział zdenerwowany. Przygotował się na wszystko: na duszenie obrzydliwą dłonią, na walkę z zakapturzoną postacią o gładkich dłoniach ale nie na to!
Rozejrzał się po korytarzu. Z niedowierzaniem stwierdził, że jest w ślepym zaułku: zewsząd otaczały go gołe ściany bez drzwi, a przecież we śnie było ich pełno! W końcu nie wytrzymał i krzyknął:
- Gdzie jesteś?! Wiem, że gdzieś się tutaj czaisz! Pokaż się, tchórzu!
Jego słowa odbijały się od ścian i wracały do niego w postaci echa. Prócz tego nie było żadnej innej reakcji. Zrozpaczony zakręcił się w kółko z przygasającą pochodnią, wypatrując kogokolwiek. Kiedy już myślał, że to koniec poczuł na twarzy cieplejszy powiew. Spojrzał w stronę skąd jak mu wydawało pochodził i aż oniemiał. W ścianie na przeciw schodów znajdowało się wejście do komnaty, której drzwi stały teraz otworem. Mógł przysiąc, że wcześniej wokół nie było ani jednej pary drzwi!
Przełknął ślinę i powoli ruszył w stronę pomieszczenia. Płonąca pochodnia choć dawała sporo światła nie była w stanie rozświetlić mroku panującego wewnątrz pokoju.
Już miał zajrzeć do środka. Zatrzymał się jednak tknięty dziwnym przeczuciem. Czuł na plecach czyjś wzrok… Przerażony odwrócił się gwałtownie. Nie mylił się. Przy schodach w kapturze mocno nasuniętym na twarz stała Czarna Postać.
- Witaj – zaskrzeczała – Wreszcie się spotykamy.
- Wypuść Damiana! – wykrzyczał jednocześnie starając się zapanować nad ogarniającym go coraz bardziej strachem – Przyniosłem to na co czekałeś, więc puść go wolno.
- Nie tak szybko. – wewnątrz kaptura zajarzyły się czerwone oczy – Najpierw chciałbym poznać cię bliżej. W końcu nie co dzień widuję Wybrańca.
- Nie jestem nim – odrzekł chłopak – To jakaś koszmarna pomyłka! Wzięliście mnie za kogoś innego!
- Pozwolisz, że ja to ocenię – zaskrzeczała ostrzej i zaraz uzupełniła – Ja oraz Kamień. Jeśli go scalisz – to nim jesteś.
Postać niewzruszona ruszyła do komnaty. Patrzył jak zręcznie omija liczne świece stojące na posadzce komnaty i podchodzi do nieprzytomnego Damiana. Na widok kolegi serce podskoczyło mu w piersi z radości lecz zaraz zmroziła go pewność, że spóźnił się z ratunkiem.
- Swoją drogą… – zaskrzeczała Postać dotykając chłopaka powykręcanymi palcami zakończonymi długimi pazurami – jestem zaskoczony, że Eretia nie oświeciła cię. Czyżby straciła swą moc?
- Nie interesuje mnie to – odrzekł Julek wchodząc do środka bowiem Postać przywołała go szkaradną łapą – Dla mnie najważniejszy jest w tej chwili kolega…
- Julek… - wyszeptał Damian ledwo żywy. Julek przypadł do niego pełen ulgi.
- Ty żyjesz… - szepnął – Najważniejsze, że żyjesz. Posłuchaj, Damian, zaraz oddam mu medalion i…
- Nie! – sprzeciwił się ostatkiem sił kolega – Nie dawaj mu drugiej połówki!
- Muszę! W przeciwnym razie nie uwolni nas.
- Jesteś naiwny i głupi, jeśli sądzisz, że tym kupisz naszą wolność.
W głębi duszy Julian był tego samego zdania lecz nie chciał tak łatwo dopuścić tego do świadomości. Powstrzymywał go przed tym strach, że straci kolegę, że nie dotrzyma danego rodzicom słowa. Poza tym jakakolwiek porażka mogłaby pogorszyć już i tak poważny stan Damiana a do tego nie mógł dopuścić!
- Julian… – wyszeptał słabo kolega – pod żadnym pozorem nie dawaj mu medalionu. Uciekaj stąd! Masz szansę się uwolnić. Dla mnie jest już za późno… Nie, nie przerywaj mi… Wiem co mówię... Dopóki sam nie oddasz mu połówki on cię nie tknie. Ruszaj, Julian, ruszaj teraz!
- Nigdzie bez ciebie się nie wybieram – powiedział pewnie Julek czując jak łzy zbierają mu się w kącikach oczu. Miał dziwną pewność, że to co mówi Damian jest tym co powinno się zdarzyć. „Powinno ale się nie zdarzy!” pomyślał z mocą a głośno dodał:
- Obiecałem rodzicom: moim i twoim, że bez ciebie nie wracam. Więc rób co chcesz ale jeśli zginiemy to obaj.
- Czy ktoś ci mówił, że jesteś uparty jak osioł?
- Nie jedna osoba – odpowiedział z przekąsem.
Choć zajęty rozmową kątem oka przez cały czas obserwował Czarną Postać, która krążyła w tę i spowrotem niczym lew wokół ofiary cierpliwie czekając.
- Damian, posłuchaj.. – szepnął Julek z przejęciem – Właśnie coś mi wpadło do głowy…
Zbliżył usta do ucha kolegi i zawzięcie zaczął coś mu tłumaczyć. Damian ostro zaprotestował ale Czarna Postać przerwała im.
- Koniec tych konspiracji! – zaskrzeczała ostro – Czas przejść do interesów. Gdzie masz medalion?
- Przy sobie. Ale najpierw uwolnij Damiana.
- Wedle życzenia.
Postać kiwnęła ręką w powietrzu. Momentalnie tuż przed nią wyrosły z podłogi trzy postacie bliźniaczo podobne do swego pana tylko nieco niższe i odwiązały ciało człowieka, po czym zniknęły tak jak się pojawiły.
Przez cały ten czas Julek czuł, że coś jest nie tak, że to, co widzi nie zgadza się z pewnymi obrazami. Przypomniał sobie podróż tunelem i to, co tam widział. Przypomniał sobie koszmary, jakie nawiedzały go prawie każdej nocy. To jak schodził ze schodów, co widział w korytarzu. „Przecież to co się dzieje obecnie – myślał gorączkowo czując, że jest bliski odkrycia zagadki, która tak go dręczyła – a to co widziałem różni się od siebie! Więc jak Eretia mogła mówić, że to przyszłość skoro t a przyszłość różni się od tej widzianej wcześniej?! W jednym tylko się zgadzają: wszystkie traktują o tym samym…”
Nagle doznał olśnienia: przypominał sobie całą podróż tunelem czasu oraz słowa Eretii, które wypowiedziała zanim wyruszyli w tę podróż: „Pamiętaj, że to ty kręcisz swoim Kołem Fortuny…”
Z tępym wyrazem twarzy stał i patrzył na Czarną Postać, doskonale rozumiejąc, że to co widział w tunelu, to była tylko część przyszłości, jej ewentualna wersja, która mogła się spełnić aczkolwiek nie musiała. Ponieważ zależało to od niego, od jego woli, chęci, od tego jak rozegra tę partię…
- Bo mój los… - szepnął – jest w moich rękach…
Było to tak oczywiste i proste, że zdziwił się, iż nie wpadł na to dużo wcześniej.
Przez całą drogę do Krainy Koszmarów zastanawiał się dlaczego Eretia, skrzat, Światło Druidów a nawet Jakub puścili go wolno nie wypełniając tym samym polecenia Ariela?
- Mój Boże… - buchnęło mu w głowie kolejne rozwiązanie – Oni chcą by wypełniła się przepowiednia! Nawet Elfan uwierzył w te brednie! Jak można ufać przepowiedni jednocześnie głosząc słowa o Kole Fortuny?! Ale jedno jest pewne: oni ufają mi a ja ufam sobie i swojej sile by zakręcić Kołem. Nie zawiedzie ich!
Na chwilę przerwał rozmyślania by pomóc wstać koledze. Damian był tak wyczerpany, że gdyby nie ramię Julka, przewróciłby się na ziemię.
- Teraz – rzekła uroczyście Postać – Udowodnię ci kim tak naprawdę jesteś.
- Obawiam się – rzekł hardo Julek kierując się z Damianem do otwartych drzwi – że nic z tego nie będzie. Wychodzimy.
Czarny Władca pozwolił im na zrobienie dosłownie trzech kroków po czym lekko ruszył głową a drzwi do komnaty zatrzasnęły się z hukiem.
- Co ty sobie wyobrażasz, marny szczylu! – zaszeptała wyraźnie – Myślisz, że medalion uchroni was obu przede mną?! Grubo się mylisz! Wystarczy, że kiwnę palcem a moi poddani zrobią z ciebie mokrą plamę!
- Oddaj mu te połówkę – wtrącił Damian – Nie wiesz do czego jest zdolny ale ja wiem. Nie możemy sobie pozwolić na to żeby coś ci się stało. Zbyt wiele zależy od ciebie…
- Nie jestem tym za kogo mnie uważacie! – wychrypiał przez zaciśnięte zęby Julek – Dlaczego ciągle wpajacie mi te bzdury?! Poza tym jeśli oddam Kamień już nigdy nie opuścimy tego miejsca!
- Jest jeszcze szansa… - odparł słabo kolega – Przecież musi zabrać cię w miejsce gdzie połączysz w całość obie połówki…
Julek bacznie przyglądał się Damianowi nie bardzo rozumiejąc o czym mówi. Postać zniecierpliwiła się:
- Oddaj mi to co obiecałeś! – zaskrzeczała.
Spojrzał na nią. Stała z wyciągniętą ohydną dłonią. Jej oczy żarzyły się oślepiającą czerwienią co jeszcze bardziej potęgowało upiorny wygląd a w Julku wzmagało uczucie strachu.
Ociągając się zdjął z szyi rzemień, na którym wisiało to co pożądał Czarny Władca i złożył na jego dłoni. Postać szybko schowała to pod habitem i kiwnęła głową. Julek nie mógł uwierzyć, że puszcza ich wolno! Odwrócił się do wrót lecz te ciągle stały zamknięte. Zamiast tego w komnacie zjawiły się ponownie trzy postacie i okrążyły Władcę. Następnie bez słowa skrępowały ich obu sznurem. Nie stawiali najmniejszego oporu: Damian nie miał siły a Julek czekał na rozwój wypadków.
- Wiedz, że nigdy nie staniesz się władcą całej Krainy Snów – zwrócił się do Czarnego Władcy głosem przesiąkniętym nienawiścią – Dla mnie jesteś zwykłym robakiem!
- Nie ładnie… - zacmokał jegomość w kapturze – Mama nie uczyła cię, że nie ocenia się innych po pozorach?
- Po pozorach?! – zaśmiał się gardłowo Julek – Kto najpierw zabija a potem przebacza? Kto źle czyni a potem szuka przebaczenia? I robi to wszystko świadomie! Nie, ty jesteś przesiąknięty do szpiku kości złem! Ty nawet nie masz sumienia! Jesteś potworem!!!
Postać w kapturze zrobiła parę kroków w jego stronę i zmrużyła czerwone ślepia.
- Co ty możesz wiedzieć o braku sumienia… - wycedziła ochryple – o życiu w ciągłej ciemności, mrozie i nienawiści… Kim jesteś, że mnie oceniasz i z góry skazujesz na potępienie?! Kto dał ci do tego prawo?! Kto?!
Julek przez chwilę zastanawiał się w końcu rzekł:
- Ty. To ty mnie do tego zmusiłeś, raniąc innych swoim postępowaniem… Marzy ci się władza nad Krainą Snów? Świetnie ale póki żyję nigdy ci na to nie pozwolę!
Czarna Postać zaniosła się skrzekliwym śmiechem.
- Ty mi w tym przeszkodzisz, tak? – zwrócił się do niego i wyciągnął dwie połówki medalionu – Może tym?
Julek w milczeniu patrzył w czerwone ślepia Postaci. Skoro mam kręcić swoim Kołem Fortuny – pomyślał – to niech to będzie porządne zakręcenie!
- Tak, właśnie tym. Nigdy nie przyczynię się do twojego zwycięstwa! Nigdy!
Czarny Władca wyciągnął rękę w stronę Damiana i coś szepnął pod nosem. Przez chwilę nic się nie działo ale zaraz, ku przerażeniu Julka, ciałem kolegi wstrząsnęły dreszcze tak gwałtowne, że z krzykiem przewrócił się na kamienną podłogę.
Bezradny i zrozpaczony obserwował jak z ciała Damiana wypływa jasna kula i wędruje w stronę Postaci. Ta pochwyciła ją obiema dłońmi, podeszła do zasłony i odchyliwszy nieznacznym ruchem głowy odsłoniła szafkę, której półki zapełnione były licznymi butelkami. Niektóre z nich otaczała dziwna poświata.
Postać stanęła przed nimi zasłaniając plecami czynności jakie wykonywała. Gdy skończyła dłonią opuściła zasłonę i podeszła do Julka na tyle blisko, że ten czuł jej odrażający oddech na twarzy.
- Ciało człowieka bez duszy przeżyje tylko do wschodu słońca, potem obumiera – poinformowała zszokowanego chłopaka drwiącym głosem – Tylko od ciebie zależy czy Damian będzie żył o świcie.

XXX

Wiedli go przez ciemne knieje. Przodem szła dumnym i pewnym krokiem Postać. Wokół nich co jakiś czas rozbrzmiewały wycia, charczenia i kłapania lecz on ich nie słyszał. Ciągle miał przed oczami kredowo sine ciało kolegi, które jeszcze spętane sznurem bez życia leżało na posadzce. Nie widział co się stało z ciałem bowiem zaraz dwie postacie wyprowadziły go z zamku i poprowadziły do Czarnego Boru. Kiedy wyszli uderzył go ten sam odór jaki poczuł lecąc na grzbiecie pegaza. Gdzie tkwiło jego źródło?!
Wiedział, że musi coś zrobić, odzyskać duszę Damiana i jednocześnie nie dopuścić do realizacji planu Czarnego Władcy. Tylko co? Żadne rozwiązanie nie przychodziło mu do głowy. Żadne. Zacisnął pięści z wściekłości. Teraz pragnął zemścić się jeszcze bardziej! Tak bardzo, że jego wnętrze wypełniały nienawiść i gniew.
Przeszli jeszcze parę metrów gdy Czarna Postać gestem ręki nakazała im by się zatrzymali. Sam zaś wszedł na niewielką polankę rozświetloną pochodniami wbitymi w ziemię gdzie po środku stał olbrzymi głaz o regularnych kształtach. Wokół niego rozmieszczone w kręgu stało pięć postaci w habitach z twarzami ukrytymi pod obszernymi kapturami.
„Kim oni są?” pomyślał obserwując to wszystko z rosnącym zaciekawieniem – „Podobno Krainę koszmarów zamieszkują same potwory, a oni wyglądają na ludzi. Chłopak pisał, że w Krainie Snów nie ma człowieka! Czyżby kłamał? Ale Damian widział dwie zakapturzone postacie w jego domu! Już nic nie rozumiem…”
Tymczasem Czarny Władca podszedł do kamienia – ołtarza, wyjął zza pazuchy połowę Kamienia Julka i położył go na gładkim ołtarzu. Zwrócił się do jednej postaci z kręgu. Ta bez słowa podeszła i położyła tuż obok drugą połówkę.
Zimny blask księżyca, który świecił nad polanką padł na obie połówki. O dziwo! Zamiast odbić się od złotego metalu został przez niego pochłonięty w taki sposób w jaki światło zostaje pochłonięte przez czarny materiał.
Ponownie Julka pamięć odsłoniła obraz widziany podczas podróży z Eretią. Przyjął go obojętnie. Tylko pewna część jego „ja” zarejestrowała pewne subtelne różnice pomiędzy obecnym zdarzeniem a widzianym w podróży.
Odrzucił je zrezygnowany. Cóż z tego, że znał przyszłość skoro nie mógł zapobiec jej spełnieniu!
Tymczasem wszystko zostało przygotowane i czekało na Wybrańca. Dwie postacie stojące po jego bokach pchnęły go niezdarnie w stronę polanki. Poddał się im. Wszystko odbywało się w całkowitej ciszy. Nadepnięta jego stopą sucha gałąź złamała się z trzaskiem, przerywając ją na chwilę.
- Nic z tego nie będzie – jego głos choć bardzo się starał zabrzmiał, słabo i nieprzekonująco – Nie jestem Wybrańcem.
Czarny Władcy gestem zniecierpliwienia nakazał milczenie. Jego eskorta zostawiła go przy ołtarzu a sama zajęła miejsce w kręgu, wcześniej odwiązawszy mu dłonie. Roztarł sobie zdrętwiałe przeguby.
- Weź Kamień! – nakazała skrzekliwie Postać.
Posłusznie wykonał polecenie.
- Unieś ją do Księżyca i powtarzaj za mną:
„Kocie brzemię, kruczy krzak.
Księżyc duży, mały strach.
Dłonie w górę, wilczy wzrok,
Wnet połączy w jedno mrok!”

Z chwilą gdy skończył dwie połówki zajarzyły się trupiobladym blaskiem, tym samym które pochłonęły z blasku księżyca. Zaskoczony i przerażony stał bez ruchu wpatrzony szeroko otwartymi oczami w świecący Kamień.
- Połącz je! – ponaglił niecierpliwie Czarny Władca.
Julek drgnął jakby wybudzony ze snu i drżącymi dłońmi zbliżył do siebie dwa złote półkrążki.
Przez moment blask przygasł. I kiedy myślał, że już nic się nie wydarzy, że to już koniec Kamień Władzy rozświetlił się oślepiającym światłem powodując ból oczu. Zacisnął z sykiem powieki i odwrócił głowę. Po chwili usłyszał skrzek Czarnej Postaci:
- Nie upuść go!
Stał więc i ściskał krążek, który zaczął się trząść i coraz mocniej świecić. Dłonie mu ścierpły, ramiona ciążyły od ciągłego trzymania ich w jednej pozycji lecz dzielnie trwał na posterunku.
Wtem jakaś siła uderzyła go w piersi z niewyobrażalną mocą odrzucając do tyłu. Upadł i uderzywszy głową o murawę stracił przytomność…

XXX

„Znów ta głowa…” – pomyślał dochodząc do siebie – „Kiedy przestanie mnie boleć…”
- Juleczku, kochanie? Obudziłeś się?
Otworzył oczy nie wierząc własnym uszom: znajdował się w szpitalnej sali wypełnionej promieniami zachodzącego słońca, otoczony licznymi aparaturami. Pod oknem stał ojciec, który z widoczną ulgą na twarzy posłał mu promienny uśmiech. Jednak jego wzrok powędrował w lewą stronę gdyż tam na szpitalnym stołku siedziała…
- Mama! – wykrzyknął słabym głosem.
Serce zatrzepotało mu w piersi. Gdyby nie to, że był podłączony do tak licznych aparatur rzuciłby się jej na szyję. Zamiast tego zaczął chlipać przejęty:
- Mamo… - wyszlochał – Miałem dziwny sen… koszmar… coś złego stało się z Damianem… zniknął…
- Juleczku – pani Radyń spojrzała na niego poważnie lecz ze łzami w oczach – To nie sen…
Julek poczuł jak osuwa się pod nim ziemia. „A więc to wszystko prawda! Damian zginął… Zginął z mojej winy!”
- Damian jest w śpiączce – wtrącił pan Radyń siadając obok mamy – Lekarze nie wiedzą co jest jej powodem. Jest w bardzo poważnym stanie…
- To nie prawda… - wyjąkał Julek błądząc wzrokiem po sali – To nie prawda…
- Ty też spałeś – kontynuował ojciec spokojnie – Ta sama przyczyna co u Damiana. Ale, na szczęście, zbudziłeś się!
- Tak… - zachlipała pani Radyń przyciskając syna do piersi – Ty się obudziłeś…
„Obudziłem się – myślał gorączkowo – bo pomógł mi w tym Kamień! Ale co z tego! Ja jestem tu a Damian tam! Nic nie zrobiłem. Stałem tam i nic nie zrobiłem! Nie dotrzymałem danego im słowa!”
Julek czuł jak wzbiera w nim fala smutku i rozgoryczenia. Nie dał rady, nie pomógł swemu najlepszemu koledze… Czarny Władca go wykiwał!
Fala wściekłości zmusiła jego krew do szybszego krążenia. Jego umysł krzyczał, wrzeszczał i to tak boleśnie, że zacisnął zęby. W końcu nie wytrzymał:
- NIEEE!!! Nie, nie!!!
Szamotał się, rzucał na posłaniu niczym ryba wyrzucona przez morze na brzeg. Wyrywał się przerażonym rodzicom, szarpał szpitalną pidżamę i krzyczał.
Nagle do pokoju wbiegł brodacz ze strzykawką. Poczuł ból w ramieniu a po chwili jego ciało zwiotczało, uspokoiło, powieki ciężkie jak z ołowiu zamknęły się.
Powoli odpływał w świat snu. Nim całkiem się w nim zatracił, błagał by był to świat czarny, mroczny, straszny. By była to Kraina Koszmarów. Miał tylko jedno pragnienie: uratować Damiana.

XXX

Jego prośba nie została wysłuchana. Zasnął snem spowodowanym środkiem uspokajającym i nasennym bez wizji sennych. Po paru godzinach zbudził się przez chwilę szczęśliwy, że ma obok siebie obojga rodziców lecz zaraz obrazy minionych zdarzeń wróciły niczym bumerang do ręki, która go rzucała.
Czuł się podle. Przez cały pobyt w szpitalu był osowiały i bez życia. Do zdrowia dochodził powoli. Brodacz odniósł wrażenie, że wręcz z niechęcią. Na nic były próby nawiązania jakiejkolwiek rozmowy. Kończyły się one odwróceniem głowy do ściany i większe zamknięcie się w sobie.
Nareszcie nadszedł dzień, w którym miał opuścić szpital. Nie odwiedzał Damiana gdyż rodzice chcieli mieć go przy sobie w domu. Mówili, że on sam na pewno by tego chciał. Ale nie zamierzał go odwiedzać. Nie czuł się na siłach, nie teraz…
Pierwszy raz odkąd wyruszył do Krainy znalazł się we własnym pokoju. Zaraz też się w nim zamknął nie pozwalając na jakiekolwiek wizyty. Chciał trochę pobyć sam, ułożyć to wszystko czego się dowiedział. Podobno zapadł w śpiączkę tuż po chorobie. Najpierw pojawiła się wysoka gorączka, podczas której wykrzykiwał różne dziwne słowa i imiona, jak: Jakub, Euzebiusz, Światło Druidów i inne… Potem było już coraz gorzej. Gorączka nie ustępowała aż w końcu zapadł w komę. Tak samo rzecz się miała z Damianem. Tylko, że obecnie to on odzyskał przytomność a Damian…
Położył się zrezygnowany na łóżku i zamknął oczy. Próbował przenieść się spowrotem do Krainy Snów już w szpitalu lecz kończyło się tylko na zwykłych snach. Teraz też próba nie powiodła się. Wściekły uderzył pięścią w pościel. Musiał coś wymyślić! Nie miał pióra – klucza otwierającego drzwi do tamtego świata, które zostało zniszczone podczas lądowania w oborze Długowąsów. Leżał i myślał nad drogą powrotną.
Ani przez chwilę nie przemknęło mu przez myśl, że mógł tę całą historię zmyślić. Nie poddawał jej autentyczności w wątpliwość, chociaż gdy opowiedział pokrótce rodzicom co przeżył w tamtym świecie nie uwierzyli mu w ani jedno słowo, a już na pewno w to, że się tam znalazł. Tłumaczyli to wszystko co przeżył, gorączką. Zdesperowany zapytał czy list do rodziców też sobie wymyślił. Okazało się, że nie. Pisał go w malignie całkowicie nieświadomy tego, co robił, a już na pewno tego, co pisał. I owszem, rodzice wrócili do siebie ale dopiero wtedy kiedy zapadł w śpiączkę. Dla jego dobra.
Teraz wszystko miało być jak dawniej. Tylko dla Julka nic już nie było jak dawniej. Ciągłe wyrzuty sumienia i niemożność zrobienia czegokolwiek odbierały mu chęci do życia. Opuścił się w nauce. Na szczęście zbliżały się wakacje więc oceny z poszczególnych przedmiotów nie obniżyły się drastycznie. Matka ciągle martwiła się jego apatią i brakiem chęci zabawy z kolegami, jednak ojciec uspokajał ją mówiąc, że z czasem wszystko się ułoży. Niestety z czasem robiło się coraz gorzej: nie chciał jeść, wstawać z łóżka.
- Nie mam po co – odpowiadał przerażająco obojętnym głosem matce, gdy ta pytała „dlaczego”.
Niewiadomo jakby się to wszystko skończyło ale pewnej nocy, a ściślej rzecz ujmując, wieczoru ściana w pokoju Julka otworzyła się z łoskotem i do środka wgramolił się krępy i karłowaty jegomość z bardzo długim zarostem. Na jego widok Julka serce zatrzepotało radośnie w piersi. Poderwał się z posłania i bez słowa ścisnął go z całej siły. Nie mógł powstrzymać łez, które ciurkiem potoczyły się po bladych polikach.
- Oj… puść mnie, młokosie! – wysapał ledwo żywy skrzat – Julek, bo będziesz miał mnie na sumieniu!
- Przepraszam… - wyrzekł na powitanie chłopak ocierając łzy radości – Ale już myślałem, że nigdy nie odzyskam Damiana i… i… i w ogóle nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę! Czy on jeszcze żyje?!
Euzebiusz zaśmiał się serdecznie i poklepał Julka po plecach gestem przyjaźni.
- Też się cieszę! Tym bardziej, że trudno do ciebie się dostać. Wiesz ile domów odwiedziłem nim natrafiłem na ten prawidłowy?! Tak, twój kolega żyje. Ale nie będziemy tracić czasu na pogaduchy! Zbieraj się! Kraina Snów cię potrzebuje!
- Ale nie jestem Wybrańcem… - zaczął Julek lecz skrzat mu przerwał wesoło:
- Jesteś tylko musisz w to uwierzyć! Straciłeś chęć do życia bo uwierzyłeś w śmierć twojego kolegi. Tymczasem za bardzo ufasz w swoje uczucia! Pewne sprawy trzeba brać na chłodno: czy Czarny Władca pozbyłby się swojej jedynej karty przetargowej? Nie, więc możesz odetchnąć. Ale stało się coś innego. Ruchome Piaski i rzeka Styks stały się sprzymierzeńcami naszego wspólnego wroga. Zostaliśmy sami. Cóż z tego, że są z nami fauni. Ci lada dzień postąpią jak ich przyjaciele. Zresztą nie ufam im. Potrafią wbić nóż w plecy najlepszemu koledze! O zdradzie nie wspomnę…
- A Elfany? – zapytał Julek zakładając kurtkę.
- Przecież wiesz, że ci są na nas ciężko obrażeni po „koronowej” aferze.
- Aaaa… to pegaz przyznał się… - wybąkał zmieszany lecz zaraz dodał - Ale w ostatniej chwili wszystko się wyjaśniło!
- Niestety… - westchnął Euzebiusz gramoląc się na łóżko, które było ciut za wysokie jak na jego gabaryty – Elfany uważały, że to wszystko nasza wina, że to my uknuliśmy spisek ze schowaniem testamentu. Nie dali sobie tego wytłumaczyć. Zresztą nikt nawet w to nie uwierzył…
- Prócz Ariela – dodał Julek – i dlatego wygnali go z Doliny Elfanów.
- Tak. No, pośpiesz się chłopcze. Czas to życie. Cierpliwość Czarnego Władcy też ma swoje granice.
Stanęli przy wrotach, z których cały czas wydobywały się oślepiające promienie oraz mocny powiew wiatru, którego nie było gdy swego czasu sam przekraczał próg dwóch światów.
- Skąd ten wiatr? – zapytał zdziwiony.
- Nowy wynalazek Matołka Szkarłatnego. Przyspieszona podróż lecz słaba lokalizacja celu… O Matołku i jego wynalazku opowiem ci później. No, wskakuj! Podróż będzie trochę nieprzyjemna ale do przeżycia. Biały Władca na nas czeka…
- Będziemy w Mieście Przeznaczenia! – rzekł podniecony Julek i w radosnym nastroju, w ślad za Euzebiuszem wkroczył w tunel. Zaraz też wrota zamknęły się z szelestem.
Podróż była jeszcze bardziej okropna niż wówczas gdy został pochłonięty przez wir czasoprzestrzenny. Miał wrażenie, że pęd rozerwie go na strzępy. Na szczęście ten koszmar szybko się skończył.
Wylądowali na jakimś targu pełnym przedziwnych stworów, przypominających potwory z filmu science – fiction: niektóre miały ogromne, słoniowe uszy a posturę krokodyla, inne poruszały się na jednej nodze zakończonej ogromną, na co najmniej pół metra długą stopą. Wśród nich przemykały w pośpiechu malutkie ludziczki wielkości człowieczej dłoni, a przy trzech małych straganach z dziwnymi czarnymi przedmiotami skupiły się liczne grupki skrzatów. Ku zaskoczeniu Julka niektórzy z nich gryźli te suszone dziwadła. Wszędzie panował nieopisany harmider i wrzawa.
- Suszone myszy i gumofilce!!! Ze pół ceny, tylko dwa talenty!!! – zachwalał głośno suszone „coś” skrzat przy pobliskim straganie, cały czerwony na twarzy z wysiłku.
- Wsadź se gdzieś te suszone śmieci! – krzyknął długouchy jegomość stojący nieopodal Julka grzebiący sobie palcem w zepsutych zębach – Ostatnim razem gdy je zjadłem miałem sraczkę jak stąd do Krainy Koszmarów!!! Lepiej powiedz ile lat je trzymasz w spiżarni!
- Jak śmiesz! – oburzył się skrzat – Patrzcie go! Znawca żarcia się znalazł! A kto ostatnio sprzedał mi za dziesięć talentów marchwiołaki zgniłe w środku! A jak bronił abym przypadkiem do środka nie zajrzał nim je kupił! Dopierom w domu się zorientował, żem kupił ale kota w worku! Ty lepiej pilnuj własnego interesu bo jak wygramy wojnę to ja wyślę na ciebie stosowne donosy do naszego króla!!!
- I jeszcze rozumiem co oni mówią – zdziwił się Julek.
- Jak zwykle nie to miejsce… - wtrącił Euzebiusz nie zwracając najmniejszej uwagi na to co działo się na straganie, zajęty był bowiem rozcieraniem sobie tyłka obitego podczas lądowania – Niech no tylko dostanę w swoje łapy tego wynalazcę od siedmiu boleści…
Jego wywody oraz coraz gorętszą awanturę na targu, przerwał nagle ryk przerażenia stwora przypominającego smoka lecz rozmiarów dorosłego człowieka. Po tym wrzasku na targowisku zaległa cisza. Wszyscy patrzyli teraz na smoka nie bardzo rozumiejąc co się stało.
Julek zrobiłby to samo co pozostali jednakże poczuł nagle wzbierający w nim strach. Rósł on z każdą chwilą odbierając mu zdolność logicznego myślenia. Jeszcze przytomny spojrzał na Euzebiusza chcąc mu powiedzieć o dziwnym zjawisku ale wyraz twarzy skrzata powstrzymał go przed tym. On również przeżywał atak paniki. Jak wszyscy, którzy tego dnia chcąc zrobić zakupy wyruszyli na targowisko.
Julek zagryzł wargi chcąc zapanować nad tym uczuciem. Rozejrzał się wokół. Miał wrażenie, że wszyscy przeżywali to samo: ogromne przerażenie zmieszane z paniką i chęcią natychmiastowej ucieczki. Jak rażony stał i patrzył na padające istoty, pozbawione świadomości. W pewnym momencie nim sam zemdlał poczuł na sobie czyjś wzrok. Spojrzał w stronę skąd jak mu się wydawało był obserwowany. Jego oczy spoczęły na czymś co bez wątpienia przypominało Czarną Postać lecz nią nie było. Istota ubrana w szary nijaki płaszcz z kapturem pod którym skryła twarz, unosiła się w powietrzu wbrew prawom grawitacji. Zdołał tylko wyszeptać:
- Duch… - i zemdlał pokonany przez własny strach tuż obok Euzebiusza i reszty niczego nie świadomych istot…

Koniec tomu pierwszego i mam nadzieję ostatniego :)

Data:

 dwa lata temu

Podpis:

 anne parade

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=71118

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl