Przytulandia |
|||||||||
|
|||||||||
W wielkim mieście pomiędzy drapaczami chmur, błyszczącymi wysokimi biurowcami przy bardzo ruchliwej ulicy stał mały niebieski budynek. Malutkie okienka i bardzo duże, zawsze otwarte czerwone drzwi wyróżniały budowle spośród innych w okolicy. To była Przytulandia. Jedyny w swoim rodzaju sklepik z zabawkami. Najbardziej wyjątkowe było to, że w tym miejscu to zabawki wybierały dziecko, nie odwrotnie jak w każdym innym sklepie, a sklepik mogły zobaczyć tylko dziewczynki i chłopcy, którzy naprawdę wierzą w magiczną moc zabawek i bardzo potrzebują ich wsparcia. Wnętrze jest ogromne, wypełnione zabawkami różnego rodzaju. Na półkach jest mnóstwo lalek, pod sufitem latają samoloty, z których wyskakują spadochroniarze, latają balony, po podłodze jeżdżą ciuchcie i skaczą piłki, roboty migają światełkami, klocki same układają się w domki, a zawsze uśmiechnięte pluszowe misie przytulają się do każdego kto choć troszeczkę jest smutny. Pewnego deszczowego dnia, koło sklepu przechodził mały Piotruś. Jak każdego popołudnia Piotruś wracał ze szkoły, ale dziś był bardzo smutny, mimo iż to dziś obchodził urodziny i w domu czekała na niego ukochana niania i przyjęcie z wieloma przyjaciółmi i prezentami. Piotruś wiedział, że w domu nie będzie jego rodziców, którzy bardzo zapracowani musieli wyjechać. Idąc tą samą drogą ze szkoły do domu już po raz setny Piotruś nie spodziewał się, że tym razem ujrzy na swojej drodze dziwny niebieski budynek, którego nigdy wcześniej tu nie widział. Ogromne czerwone drzwi przemówiły do Piotrusia, zapraszały go do środka. Chłopiec bardzo zdziwiony lecz jednocześnie ogromnie zaciekawiony i podekscytowany taką sytuacją przeszedł przez drzwi. A tam niewyobrażalny widok. Piotruś nigdy nie widział tylu zabawek naraz, a wszystkie jakby żyły, poruszały się i rozmawiały. Czy to jest prawdziwe? – pomyślał chłopiec. Wtem ukazał się przed nim niewysoki krępy pan ze śmiesznym okularem na jednym oku i kraciastej kamizelce, na której był przypięty cudaczny identyfikator w kształcie głowy misia a na nim napis Sklepikarz Lucjusz Lubczyński. Witaj Piotrusiu, oczywiście, że to jest prawdziwe. – powiedział dziwny jegomość. Czy pan umie czytać w myślach? – nieśmiało zapytał chłopiec. – W tym miejscu niema rzeczy niemożliwych Piotrusiu. Choć czekaliśmy na Ciebie. – mówił dalej sklepikarz. Chłopiec zachęcony gestem ruszył za sklepikarzem. - Ja nazywam się Lucjusz i jestem właścicielem tego wszystkiego co tu widzisz. Prawda, że robi wrażenie? – dodał pan Lubczyński. Niesamowite – odpowiedział chłopiec patrząc to w jedną to w drugą stronę, nie mogąc zobaczyć końca. A właściwie jak to czekaliście na mnie, dlaczego i kto na mnie czekał? – Piotruś zadał pytanie i wciąż idąc za panem Lucjuszem niecierpliwie czekał na odpowiedź. – I doszliśmy, jest tu ktoś kto bardzo chciałby Cię poznać. Chłopiec i sklepikarz stali w pokoju pełnym pluszowych misiów i niedźwiedzi o różnych kolorach, różnej wielkości i puchatości futerka. Piotruś rozejrzał się i zobaczył go. Mały puchaty miś, ciepło wpatrujący się w chłopca. Swoimi błyszczącymi oczyma wyrażał takie ciepło, miłość i przyjaźń, jaką Piotruś nie czuł do żadnej ze swoich wielu zabawek. Niedźwiadek zeskoczył z wysokiej pułki, podszedł bliżej. Piotruś zadziwiony i oczarowany chcąc bliżej przyjrzeć się zabawce, przykląkł. Wtedy miś delikatnie uniósł się w powietrzu i wpadł w ramiona Piotrusia, przytulił się do niego w taki sposób, że nie było mu już smutno i że już tak będzie zawsze. - Piotrusiu, Piotrusiu, pobudka – chłopca budzi znajomy głos, to jego mama. Piotruś otwiera oczy, leży w swoim łóżku, za oknem piękna pogoda, a obok siedzi mama Piotrusia i całuje go w czoło. – A jednak to był sen. – Myśli chłopiec. – Piotrusiu przepraszam że nie było nas z tatusiem wczoraj na twoich urodzinach, bardzo chcemy Ci to wynagrodzić, dziś będziemy robić co tylko zechcesz.- powiedziała mama. – Ooo, a co to za pluszak? Dostałeś go wczoraj od któregoś z kolegów na przyjęciu? – zapytała mama, podnosząc wystającego spod łóżka misia. Piotruś nie dostał wczoraj żadnego misia od kolegów. Zastanowił się chwilę. Spojrzał na misia. Tak to był on, pluszowy niedźwiadek z Przytulandii pana Lucjusza Lubczyńskiego. Piotruś wziął misia i przytulił go mocno. – Tak mamo to jeden z prezentów, które wczoraj dostałem. – odpowiedział Piotruś. Misio uśmiechnął się, mrugnął oczkiem do chłopca. Teraz Piotruś już nigdy nie będzie smutny, nawet jak rodzice wyjadą. W końcu ma swojego misia. Bo od tego są misie, aby dzieciom nie było smutno. | |||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |