DRUKUJ

 

Czasy Mroku Rozdział 2 Część I

Publikacja:

 11-05-07

Autor:

 Xanxus
Rozdział 2
Wiatr przeznaczenia

Trzynaście lat później, w pewnym przydrożnym barze w Japonii. Dzień się już kończył, ludzie co odważniejsi dalej siedzieli na dworze lub popijali alkohol w barach. Większość jednak wolała spokojnie odpoczywać w domach i nie bać się o to co może się stać. Co prawda ludzie doszli do porozumienia z demonami które aktualnie za swoje królestwo obrały Anglię. Nikt nie wiedział czemu, ani poco rasa, rasa to chyba dobre określenie dla nowego mieszkańca naszej planety. W każdym bądź razie, nikt nie miał pojęcia czemu owa potężna, na pewno nie mająca żadnego przeciwnika na ziemi rasa nadal trzyma ludzi przy życiu. Jednak przez dłuższą chwilę, pomijając parę wyjątków nikt się nad tym nie zastanawiał. Przez te lata ludziom wystarczało to co mieli, próbowali się tym cieszyć. Co jakieś dwa miesiące musieli składać ofiary swoim oprawcą, lecz nie to najbardziej ich przerażało. Najgorsze było to, iż w każdym momencie na ich podwórku, w domu, w samochodzie mógł pojawić się żądny krwi demon. Mogli zginać w każdej chwili, zaś nie mogli nic na to poradzić. Nawet Bóg ich opuścił, bynajmniej tak wszyscy myśleli. Kościoły, wszelkiego rodzaju bazyliki zostały zburzone i splugawione, każda świętość posiadana przez człowieka była od razu karana śmiercią. Nie zwykłym pozbawieniem życia, ale rzuceniem człowieka do jaskini, groty, czy klatki z gremlinami.
W jednym z przydrożnych barów wszystko miało zacząć się od nowa, miało zapoczątkować nową erę. Taki plan mieli aniołowie, ale na tym świecie ostatnie słowo, póki co należało nadal do człowieka. Przez drzwi jak w starych westernach wszedł wysoki mężczyzna, mierzący około 190cm, miał on długie czarne włosy oraz kilka blizn pokrywających jego twarz. Ubrany był w czerwo-czarny płaszcz z wyrysowanym białym krzyżem na plechach. Na dłoniach miał dziwne niebieskie rękawice, poszarpane na palcach, tak że każdy z nich miał swobodny ruch. Na barku miał przewieszony pas z ogromnym mieczem, niczym z bajki. Usiadł przy barze po czym powiedział potężnym głosem.
- Dziadku, podaj mi szklankę wódki.
Barman zmierzył go wzrokiem, był to około trzydziestopięcioletni mężczyzna średniego wzrostu, ubrany w zupełnie niepasującą do otoczenia jak i do sytuacji hawajską koszulę. Uśmiechnął się lekko po czym powiedział:
- Dziadku? Nie rozśmieszaj mnie, nie jesteś dużo młodszy ode mnie, ile ty możesz mieć lat trzydzieści? Dwadzieścia dziewięć?
- Dwadzieścia... - powiedział ironicznym głosem chłopak, ale można było w tym wyczuć nutkę prawdy.
Nie wyglądał na tyle, może myliły jego blizny, może jego wzrost, a może jego chłodne podejście do życia. Barman zmieszał się, odwrócił głowę, zdjął z półki jedną z pięciu butelek i nalał do szklanki, wyciągnął niechętnie rękę po czym zatrzymał ją tuż przed chłopakiem. Nie puścił szklanki, ale za to spojrzał dziwnemu osobnikowi w oczy.
- Masz czym zapłacić?
- Tak - chłopak sięgnął do kieszeni i wyjął z niej skórzany woreczek, poszperał w nim chwilę i wyciągnął dwie zakrwawiane ludzkie kości. Jedna najprawdopodobniej kiedyś była częścią palca, zaś druga była ułamana z obydwu stron, nie dało się przez to określić, czy nawet była ona ludzką kością. - Tyle chyba wystarczy?
Barmanowi oczy zapłonęły żarem nadziei jak i chciwości, stał się podniecony, za taką walutę mógł kupić sobie nawet wolność na trzy kolejne lata. Wzrok ludzi w barze skierował się ku nim. W środku znajdowało się 30 osób, a teraz wszyscy patrzyli na nich.
- Wystarczy, wystarczy - zaczął szybko mówić barman - masz weź sobie całą butelkę.- po czym podał chłopakowi całą flaszkę wódki i odwrócił się do niego plecami.
Jedna z osób znajdujących się w barze wyszła, zarzucając sobie na głowę kaptur. Otwierając drzwi do pomieszczenia wdarł się powiew świeżego powietrza i dźwięk bębniącego deszczu.
Czarnowłosy chłopak podniósł szklankę i jednym zgrabnym łykiem wlał w siebie połowę jej zawartości. Nawet się nie skrzywił przełykając wszystko, chodź wódka w tych czasach była naprawdę mocna. W momencie gdy szklanka zdążyła do tchnąć podłoża, obok chłopaka znalazł się inny mężczyzna. Po jego wesołej twarzy można było powiedzieć, że już coś pił, miał około 165 cm wzrostu, był dobrze zbudowany. Jego włosy były całe czarne, średniej długości o grzywce w niektórych miejscach wychodzącej poza brwi. Na jego twarzy malował się niesamowity uśmiech, zaś jego głos był wesoły oraz napawał dziwną nadzieją.
- Witam nieznajomy! - krzyknął, ale mężczyzna obok spojrzał na niego tylko kątem oka - Też mam dwadzieścia lat - teraz jego obiekt konwersacji nawet na niego nie patrzył - Ej! Ej! To nie ładnie tak olewać ludzi. Jak się nazywasz?
- Sai - odpowiedział mężczyzna znużonym tonem, widać wiedział, że unikanie rozmowy i tak mu nic nie pomoże. Wolał się czasem odezwać niż wysłuchiwać przez dziesięć minut głupkowatych tekstów ze strony tego małego człowieczka.
- Sai? - powtórzył czarnowłosy - Sai? Hmm... Nie wyglądasz mi na Japończyka.
- Rodzice uwielbiali ten kraj - odpowiedział
- Ha Ha Ha! - zaśmiał się chłopak - Moi też! Ale.. - w tym momencie zniżył głos oraz poważnym tonem powiedział wprost do ucha towarzysza - ...niebezpiecznie jest chodzić z krzyżem na plecach.
- O to się nie martw, Pan nigdy mnie nie opuści, a moje zadanie jest jasne!
Po tych słowach ludzie z baru po raz kolejny spojrzeli się na mężczyznę, tym razem z przerażeniem w oczach. Takie słowa w takich czasach, były niebezpiecznie, a co gorsza nie tylko dla osoby która je mówiła, ale dla wszystkich którzy byli przy tym obecni. Jeden z uczestników tego zajścia wstał chwycił kufel po czym dopił piwo do końca, zaraz po tym krzyknął:
- Wypad stąd! Nie chcemy mieć problemów przez takie śmieci jak ty!
- Hej, hej... - zaczął drugi z rozmówców który do tej pory nie wypowiedział swojego imienia - Spokojnie, o co się tak denerwować?
- Pan jest pasterzem moim... - zaczął mówić chłopak ubrany w czerwony płaszcz, ale nim skończył, na jego twarzy rozbił się kufel.
- Wypierdalać!! - tym razem słowa te potoczyły się nie tylko przez jedną osobę, ale przez kilka kolejnych, które też wstały.
Chłopak przetarł twarz, z czoła zaczęła lekko spływać mu krew, ale nie ruszył się z miejsca. Mężczyźni ruszyli w jego stronę pewnym krokiem, po chwili jeden zaczął biec. Tuż przed samym Sai'em upadł na twarz. Wzrok zdezorientowanego chłopaka zniżył się ku ziemi, zobaczył tam leżącego osobnika z rozbitą głową, oraz wystawioną nogę jego rozmówcy przy barze. Ten uśmiechnął się i powiedział lekkim tonem unikając ze spokojem i zdecydowaniem pięści kolejnego z napastników.
- Uciekamy? - spytał
- Tak... - powiedział niechętnie chłopak z wielkim mieczem.
Podczas ucieczki unikali jeszcze kilku kufli oraz obili twarz paru osiłkom z wioski. Wybiegli z Baru i udali się na wprost w gęstwinę lasu, gdzie podczas zapadającej nocy oraz okropnego deszczy szybko zniknęli z widoku pościgowi.
Biegli lasem około dziesięciu minut, Sai ruszał się niesamowicie szybko na prostej biegał kilkakrotnie szybciej niż normalny człowiek. Zaskakującą rzeczą było to, że jego niewysoki towarzysz biegł równie szybko, a co najważniejsze był zręczniejszy. W momencie gdy zmienili bieg w chód, deszcz skończył padać zaś na jego miejsce zapadła ponura i zimna noc. Przeszli kawałek w milczeniu, gdy ich oczom ukazało się ognisko, paliło się jasno rozświetlając okolicę. Powoli podeszli do centrum. Przy ognisku pałętało się kilka goblinów. Bynajmniej tak ludzie nazwali te zielone, niewysoki poczwary ze wrzodami na twarzy o ogromnych szpiczastych uszach. Po środku przy ogniu siedziała niewysoka kobieta o niezbyt długich blond włosach, nie było dobrze widać jej twarzy, ponieważ przysłaniały ją włosy. Kobieta najwyraźniej ich nie zauważyła, nie mogli stwierdzić ile ma lat, ale na pewno była skąpo ubrana. Dali krok do przodu wchodząc w zasięg ogniska, a światło oświetliło ich sylwetki. Co dziwniejsze monstra nie ruszały w ich kierunku co było by zwyczajnym zachowaniem tego rodzaju diabełków. Zajmowały się zaś swoją własną pracą.
-Yhy, yhy - zakrzyknął bezimienny chłopak, po czym schował jedną z rąk za plecy.
Dziewczyna zerwała się na równe nogi, lekko się zachwiała. Stanęła wytrzeszczając oczy i patrząc z lekkim przerażeniem na mężczyzn. Miała śliczne blond włosy, jasną cerę, nie miała więcej niż 20 lat. Była niewysoka ale za to hojnie obdarzona przez Boga. Siedziała w staniku i starej dżinsowej spódniczce, na nogach miała glany. Po bliższym przyjrzeniu się można było ujrzeć, że była przemoczona ledwo zdążyła się zacząć ogrzewać. Sai zrobił krok na przód, zaś kobieta wystawiła rękę do przodu w sposób który oznaczał żeby się zatrzymał po czym powiedziała:
- Ki... Kim, jesteście?
- Jestem Sai - powiedział z powagą chłopak - a to... -urwał na chwilę - W zasadzie to go nie znam, razem uciekaliśmy z baru przed bandą wieśniaków. - po tych słowach spojrzał na towarzysza to samo zrobiła kobieta.
- Co znowu? No i znowu wszyscy się mnie czepiają! - zaczął chłopak z udawanym rozwścieczeniem w głosie. - Rei, na imię mam Rei - uśmiechnął się wesoło - miło mi was poznać. A teraz przejdźmy do konkretów, - jego głos spoważniał, stał się dziwnie nienaturalny i wzbudził w otaczających go osobach, strach i dziwne poczucie niepewności - powiedz mi złotko. Kim jesteś i jakim cudem te potwory są takie miłe w twoim towarzystwie?
- Ja..? Ja...? - próbowała powiedzieć kobieta, po czym złapała się za głowę jedną ręką - Wybaczcie. - wypowiedziała to słowo z dziwnym żalem. - Zabijcie się - powiedziała na głos i usiadła ze łzami w oczach.
Mężczyźni popatrzyli po sobie po czym spojrzeli na nią. Rei wyjął zza pleców pistolet, było to chyba przerobiony pistolet używany przez amerykańskich antyterrorystów. Wycelował nim w kobietę, jego mina była poważna, a wzrok mógł przyprawić nie jednego człowieka o chwilę strachu.
- Mów kim jesteś - zaczął powoli i spokojnie. Kobieta nie odpowiedziała tylko podniosła głowę do góry i wpatrywała się w nich z niedowierzaniem - Kim jesteś. - powtórzył jeszcze raz. Nadal nie otrzymał odpowiedzi, przesunął pistolet lekko w prawo gdzie właśnie znajdowało się jedno monstrum, po czym nacisnął na spust. Bez wzruszenia ani żadnego zawahania z powrotem wycelował w kobietę. Monstrum bezwładnie osunęło się na ziemie, jego głowa została tylko w połowie na miejscu. Części drugiej połowy leżały rozrzucone wkoło ciała.
- Jesteś następna, mów szybko puki się hamuje! - tym razem powiedział to głośniej oraz pewniej.
Kobieta zadrżała, w tym momencie wtrącił się Sai. Chwycił miecz i nie wyjmując go z pokrowca uderzył nim w Rei'a. Ten zaś dostał w brzuch i odleciał kawałek, upadł na ziemię i widocznie odpłynął na chwilę. Nie poruszył się już nawet troszkę, lecz nadal trzymał pistolet w ręce. Sai podszedł powoli do kobiety i kucnął tuż przed nią, lekko dotknął jej twarzy zaś ona obdarzyła go spojrzeniem.
- Nie bój się mnie, jestem wysłannikiem Boga - powiedział spokojnie, jego zachowanie jak i ton potrafiło wywołać poczucie bezpieczeństwa oraz ufności, ale na swój sposób było udawane. Lecz tylko nieliczni byli wstanie dostrzec tą różnicę, kobieta na pewno do nich nie należała. Przetarła powoli łzy zaś w jej oczach można było urzec promyk, nadziei.
- Ty też jesteś apostołem - spytała chlipiąc i przecierając łzy.
- Tak... - odpowiedział -... a więc jednak, nareszcie powoli zaczynam odnajdywać pobratymców.
Rei leżał jeszcze przez chwilę z otwartymi oczami, nie poruszył się nawet na chwilę tak jak by nie chciał, żeby ta rozmowa została przerwana przez niego, albo chciał ich tylko posłuchać. Leżał dalej niż oni rozmawiali widział więc kontem oka, że co jakiś czas rzucają mu spojrzenie, ale zaś oni nie mogli zobaczyć czy na nich patrzy. Gdy rozmowa dwójki powoli dobiegała końca, chłopak zerwał się z podłoża, lekko podnosząc się do góry i drapiąc po głowie.
- Ałaa... - zawył - musiałeś mnie tak mocno uderzyć wielkoludzie - udawanie widać dobrze mu wychodziło bo cała scenka wyglądała niesamowicie realistycznie.
- Ty... -zaczął Sai, wzrok dwójki ludzi patrzących na niego, nie był zbyt miły, dało się wyczuć w nim złość i niepewność - Kim ty jesteś? Normalny człowiek po takim ciosie by spał przynajmniej dzień, a ty już się podniosłeś. Jesteś jednym z apostołów?
- Czym? - spytał Rei z dziwną niepewnością.....

Data:

 04.05.2011

Podpis:

 Xanxus

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=68237

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl