![]() |
|||||||||
Czasy Mroku Prolog + Rozdział 1 |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
Prolog Dzień jak dzień, wszystko działo się jak zawszę, samochody jeździły ulicami, ludzie chodzili na zakupy, do pracy lub do domu. Nikt nie przejmował się tym co się dzieję. Wiara w Boga powoli upadała. Chodzi o wiarę jaką reprezentował dzisiejszy kościół, jaką reprezentowali teraźniejsi ludzie. Ta wiara nie była dobra, chodź czasem zdarzały się wyjątki. Ludzie modlili się nie z chęci kontaktu z Bogiem lub z potrzeby jaką odczuwali, lecz dlatego iż tak robili wszyscy. Myśleli, że codzienne lub co niedzielne pójście do kościoła, stanie jak słup na mszy pomaga im dostać się do nieba. Lecz Bóg nie był tak płytką postacią, częściej dopuszczał do swojego królestwa ludzi, którzy nie próbowali go wysławiać na każdy możliwy sposób, nie uczestniczyli w każdej mszy. Zaś codziennie próbowali pomagać nie odwracali się na krzywdę innych, a kościół odwiedzali bardzo rzadko, zaś nie którzy prawie w ogóle. Z czasem Bóg, dopuszczał do swoje królestwa coraz mniej osób, zaś czyściec jak i piekło powiększało swoje królestwo... Rozdział 1 Prolog końca - Kochanie! Kochanie! - krzyczał średniego wzrostu mężczyzna o dość potężnej posturze - Tak, tak, wiem... Już wam daje obiad - odpowiedział kobieta drobnej postury, właśnie wstająca z krzesła i gasząca papierosa w popielniczce. Dom był... Może to złe określenie, mieszkanie. Mieszkanie było dość sporę ale i tak za małe na pięcioosobową rodzinę, oraz dwa psy. Było dość ładnie umeblowane, posiadało dość spory salon, dwa pokoje i sypialnię. Mężczyzna usiadł na krześle obok dużego stołu w kuchni, miał on siwiejące po bokach włosy, ale nie wyglądał starzej niż 50 lat. Spojrzał na swoją kruchutką żonę o blond włosach która właśnie nakładała na talerze porcję obiadu. - A gdzie chłopaki? - spytał mężczyzna. - Chyba w pokojach, krzyknij, że jest obiad powinni się wyłonić - odpowiedziała. - Max, Michael, Rei'uuuś - krzyknął mężczyzna wyraźnie przesładzając imię ostatniego chłopaka, po chwili zniżył głos i powiedział do żony - stanowczo za długo siedzą przy komputerach. Kobieta prychnęła, co dało mężczyźnie do zrozumienia, że lepiej się więcej nie odzywać bo niedługo może stać się niewesoło. Po chwili do pokoju weszło dwóch chłopaków, obydwaj obcięci na koło 6mm. Usiedli przy stole i przywitali się z ojcem, mieli około siedemnastu i piętnastu lat. Poczekali chwilę po czym wzięli swoje porcję i z powrotem wrócili się do pokoju. - Ostatnio zaczęli nas olewać.... - powiedział ze smutkiem w głosie - Taki niewdzięczny los rodzica - kobieta wzięła ostatnie dwa talerze i usiadła przy stole - A gdzie Rei? - Dobra idę go poszukać. Mężczyzna wyszedł z kuchni i udał do się do pierwszego pokoju po lewej, wiedział, że syn często tam się bawic, wsadził rękę do kieszeni spodni, tak jak by czegoś szukał. - Rei, Rei.... Gdzieee jesteś!? - krzyknął wesołym głosem, po czym powoli otworzył drzwi do pokoju. Szyba w drzwiach była przezroczysta więc nie otwierał drzwi z całych sił, lekko je uchylił i wszedł do środka, udając, że nie widzi chłopca, który chowa się za ścianą. Stanął na środku pokoju i zaczął mówić, swój codzienny monolog. - Gdzieś się on podział, ach to łobuz.... A miałem dla niego prezent, chyba będę musiał dać sąsiadowi - wtedy chłopak złapał ojca za nogę. - Tu jestem, akuku ! -krzyknął z uśmiechem na ustach, ojciec zaś przykucnął uśmiechnął się głaszcząc chłopca po głowie i wyjął z kieszeni małe opakowania klocków lego, jakie zawsze przynosił mu po pracy. - No chodź idziemy zjeść. Do stołu dotarli już po chwili, chłopak cały czas bawił się klockami przy jedzeniu, ale nikomu to nie przeszkadzało do póki jadł. W pewnej chwili ziemia się zatrzęsła, światło słoneczne zniknęło, wszystko spowił mrok. Było to dość dziwne zjawisko, znajdowali się w Europie, na terenie na którym nie było trzęsień, a zaćmienia słońca nikt na dzisiaj nie przepowiadał. Po chwili wszystko wróciło do normy. Nikt nie przeczuwał jeszcze jakie skutki niosło za sobą to trzęsienie, ale niedługo wszystko miało się zmienić, a pojęcie normy, znaczyć będzie zupełnie coś innego. Ten sam dzień, ten sam dom, mrok nocy powoli spowijał całe miasto. Od trzęsienia ziemi coraz częściej można było słyszeć syreny policyjne. Ojciec rodziny zabronił wychodzić dzieciom z domu, o to samo prosił żonę. Miał dziwne przeczucie, że lepiej będzie zostać w mieszkaniu. Swoje orędzie przekazał w bardzo oficjalny sposób wiec nawet dzieci nie odważyły się sprzeciwić. Wiedzieli, że tata rzadko się denerwuje, zawsze to mama była tą złą, ale wiedzieli też, że denerwowanie ojca zawsze źle się kończy. W pewnym momencie do drzwi mieszkania ktoś zaczął pukać. Kobieta wstała z fotela zostawiając papierosa w popielniczce, podeszła do drzwi i spojrzała przez judasz. Stukanie do drzwi było coraz gwałtowniejsze, po drugiej stronie zobaczyła sąsiada. Był to wysoki młody mężczyzna niedawno się wprowadził, mieszkał sam i był policjantem, przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Kobieta powoli przekręciła zamki i otworzyła drzwi, w progu natychmiast pokazała się nogą mężczyzny i słychać było głos: - Pomocy! -krzyknął -Pomo.... -zaczął krzyczeć, ale w tym momencie wydał niesamowity ryk po czym osunął się na ziemię. Wszyscy wyskoczyli z pokoi, nawet mały Rei pokazał się za ojcem lekko wychylając głowę. Ciało mężczyzny osunęło się na ziemie, a za nim można było ujrzeć, dziwnego szarego stworka, o długich mokrych kruczoczarnych włosach, szpiczastych ustach oraz cofniętej dolnej szczęce z której wystawały ogromne kły. Miał zakrwawioną lewą rękę, a raczej coś co przypominało rękę, coś bez stawów, coś co mogło owinąć się wkoło szyi i udusić, a zarazem było zakończone ostrymi pazurami długimi na około 15 cm. Kobieta złapała się ręką za usta, by nie wydać krzyku, ale i tak chodź stłumiony nadal dał się usłyszeć. Jej oczy nienaturalnie się powiększyły po czym zeszły w dół z potwora na mężczyznę. Ten zaś miał dziurę na plecach wielkości owej ręki oraz praktycznie wyrwany kręgosłup. Tego już kobieta nie wytrzymała upadła na kolana, a z jej ust wylał się na podłogę cały dzisiejszy obiad. Mały Rej nie wiedział co się dzieję zaś jego bracia automatycznie uciekli do pokoju. Po chwili w przedpokoju pojawiły się dwa psy rodziny, jeden rudawy mieszaniec owczarka, drugi niezbyt ładny Fox-terier. Monstrum powoli zaczęło wchodzić do mieszkania, zbliżało się do kobiety. Mężczyzna, mąż, ojciec całej rodziny stał w bezruchu, jakby był zahipnotyzowany, zaś małe dziecko trzymające go już w tej chwili za rękę, ciągnęło go do tyłu. Lecz nic poza ręką nie chciało ruszyć się w tył. Potwór rozciągnął swoją rękę i chciał oplatać ją wokoło szyi kobiety. Akcja jednak nie udała mu się jego łapę ugryzł pies przypominający owczarka ,drugi zaś uciekł obok napastnika, wybiegając na klatkę schodową. Demon wydał z siebie okropny ryk, a następnie drugą łapą przebił psa na wylot. Ten próbował ścisnąć go jeszcze mocniej, ale ręka zawróciła i tym razem wylatując przez zwierzę z kolejnej strony zabrała ze sobą także jego serce. Psiak padł na ziemię, nie wydając nawet jednego dźwięku, zaś napastnik ruszył dalej na kobietę. W tej chwili do mężczyzny dotarła całą sytuacja i rzucił się na niego z pięściami, odpychając dziecko z całej siły do tyłu. Atak nawet nie dosięgnął potwora, ponieważ ten w momencie szarży mężczyzny machnął swoją dziwną łapą, a około stu kilogramowy człowiek pofrunął w powietrze jak by był zabawką. Uderzył w ścianę z takim impetem, że wbił się w nią na około dwadzieścia centymetrów. Osuwając się na dół, przez chwilę jeszcze kontaktował chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie. Jego ciało bezwładnie opadło zostawiając za sobą ogromną plamę krwi. Mały chłopiec patrzył się na to wszystko z niedowierzaniem nie wiedział co się dzieję. Nim zdążył oderwać wzrok z ojca, usłyszał krzyk. - Mamo... - zdążył wypowiedzieć to słowa przesuwając głowę z powrotem na matkę. Lecz wszystko co tam zobaczył to był jedynie tułów z którego wylewała się masa krwi obryzgując sufit i ściany. Zaś obok stał potwór, z podniesioną do góry głową kobiety z której wypływała krew. Monstrum otworzyło usta i zaczęło delektować się smakiem. Pijąc wszystko jak leci oraz smarując sobie twarz tym co nie trafiło do jego ust. Po chwili jego wzrok skierował się na dziecko, to szybko uciekło do pokoju chowając się za fotel. Ale w tym momencie już nic nie mogło go ochronić. - Dziecko... - demon zaczął zaciągać się powietrzem, jak by coś wąchał - ... jakie niewinne, cudowne! - Krzyknął - To jest wspaniałe! Ruszył pędem do pokoju, w biegu zobaczył kawałek główki wystający zza fotela, chciał go już chwycić gdy całe pomieszczenie opanowało niesamowite światło. Po chwili coś dziwnego spowiło otoczenie, dziecko poczuło ogromny spokój i radość, ciepło jakiego nigdy wcześniej nie odczuwało. Chwilę później pokój wypełnił głos, a jasność powoli zaczęła opadać. - Jam jest Michał! Archanioł naszego jedynego Ojca i Pana! Odejdź czarci pomiocie! - głos wypełniał całe pomieszczenie, zaś demon złapał się za uszy. - Michale, skończ z tym krzykiem, przecież i tak wiesz, że tak szybko nie odejdę - odezwał się potwór. - Ah... Adramelek, nie spodziewałem się ciebie tutaj, z tego co wiem byłeś uwięziony w Normandii - anioł zniżył swój głos. - Byłem! - krzyknął demon - I to przez ciebie i Gabriela, skurwysyny! Ale powiedz mi czemu tu przyszedłeś. - Nie dam ci skrzywdzić tego dziecka! Odejdź precz! - zagrzmiał znowu głos archanioła. - Ty? Mi? Widać, że niebo nie jest zbyt dobrze poinformowane - diabeł zaczął się śmiać - Nie macie już tu żadnej władzy, a my... Cóż ta ziemia już jest nasza, to tylko kwestia czasu, nasze bramy powoli zaczynają się otwierać. Archanioł powoli rozszerzył źrenice, po czym się wzdrygnął jakby coś poczuł. Spojrzał się za siebie, po czym rzucił gniewne spojrzenia na potwora. Na jego twarzy pokazał się dziwny uśmiech. Nienaturalny, prześmiewczy uśmiech, szydził nim z diabła, co po minie przeciwnika dawało skutek. - Wypierdalaj stąd, pieprzony aniołku, nie masz tu władzy! - krzyknął Anioł odwrócił głowę, a z jego pleców wyrosły skrzydła. Prawe całe białe, zaś lewe czarne jak noc, po czym objął chowające się za fotelem dziecko i zniknął w potężnym świetle zakrywając mu twarz. Pokazali się w lesie, niedaleko dużej drewnianej chatki, był poranek, zaś dopiero co znajdowali się w spowijanej powoli przez mrok Polsce. Chłopak stanął na ziemi dziwnie lekko, nie czół, żalu smutku, ani strachu. - Jam jest Michał! Wysłannik naszego jak i twojego Boga! Dziecko nie lękaj się mnie... - ostatnie słowa wypowiedział dziwnie spokojnie i miło, co powodowało w chłopcu niemal ekstazę. - W tym domu znajdziesz to co będzie ci potrzebne. Jak tego który ci we wszystkim pomoże. Od tej pory będziesz jednym z dwustu Apostołów. Będziesz niósł ulgę i zbawienie, będziesz mieczem jak tarczą pana, daną ludziom. Po tych słowach na chłopca padł ogromny słup światła, po czym wszystko przed jego oczami spowił mrok... |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |