DRUKUJ

 

Pamiętasz? To był sierpień...

Publikacja:

 09-12-15

Autor:

 florka
Pamiętasz te czułe noce? Nigdy wcześniej i nigdy później seks nie był tak czuły jak z tobą. Nie kochaliśmy się ciałami. Kochaliśmy się naszymi duszami, jednoczyliśmy się naszą miłością. Pamiętasz te noce? Te poranki? Te popołudnia gdy czekaliśmy na pociąg? Patrzyłeś na mnie ogromnymi czarnymi oczami, w których zamiast zastanej tam pustki teraz była miłość, bezinteresowna, najpiękniejsza, namiętna, czuła, na zawsze...

Teraz gdy słyszę słowo "rozkosz" myślę o twoich dłoniach. To one zawsze ocierały łzy z moich policzków, zanim znalazłam w torebce chusteczki już ich nie było, nawet ślady wysuszałeś wargami. Wkręcałeś palce w moje włosy, jakbyś nie chciał mnie nigdy wypuścić, wtulałam twarz w twoją twarz, wpijałeś się w moje usta z taką dzikością, moje ręce były już poza władaniem mojej głowy, wszystko wirowało, my wirowaliśmy, stając się jednym ciałem, jedną duszą, jedną miłością, jedną cudownością! Pamiętasz? Tylko tobie potrafiłam wtedy patrzeć w oczy. Najszczersza opinia. Byliśmy jedynymi ludźmi na świecie przez tą jedną chwilę.
Był sierpień i było gorąco. Popatrzyłeś się na mnie czarno i zapytałeś co mam do zaoferowania. Miesiąc później dałam ci siebie, jeszcze dwa i dałam ci swoje ciało, które nie było już wtedy moje. Pamiętasz ten czas? Pamiętam twój wzrok, który za każdym razem jak wsiadałam do autobusu czułam tak długo... A te zapiekanki? A schabowy od Pani Anety? A eklerki? A lizaki? Zawsze przynosiłeś mi lizaki, znów czułam się jak mała dziewczynka, beztrosko.
Kim byłeś? uzależnieniem seksualnym? Nie. Pierwszą miłością? Nie do końca. Tym jednym jedynym? Więc co będzie ze mną dalej? Czy pęknięte serce jeszcze pokocha? Co złego zrobiliśmy w poprzednim życiu, że nie jesteś teraz wtulony w moje serce? Pamiętam to wtulanie, szeptałam ci, że ono bije tylko dla ciebie. Pytałeś od kiedy, ja odpowiadałam, że od zawsze bo od zawsze Cię kocham, tylko wcześniej cię nie znałam. Jak to możliwe, wie tylko ten, kto to przeżył. Kim ja byłam dla ciebie? Aniołem. Kruszynką nieba. Z nieba?
Najgorsze były tamte święta. Boże Narodzenie. Moja rodzina nie mogła pojąć, że mnie nie będzie. Twoja, że mogłabym nie przyjechać. Jadłeś sałatkę, a może to był karp. Nieistotne. Trzymałeś mnie za rękę. Zawsze trzymałeś mnie za rękę, cokolwiek się nie działo, czułam ciepło twojej dłoni. Nagle świat się dla mnie zatrzymał, pierwszy raz dostałeś przy mnie ataku, przyjechała karetka, dookoła nie było nic. Tylko twoja głowa na moich kolanach. Myślałam tylko "Żyj!", bez nadziei, bez emocji, jakbym przekazywała swoje własne życie dla ciebie, właśnie przez te kolana, przez tą głowę. Gdy się obudziłeś, powiedziałeś, że nigdy jeszcze nie widziałeś takiej rozpaczy jaką ja miałam na twarzy, a ja wcale nie byłam zrozpaczona, nawet nie byłam przestraszona. To nawet nie była dezorientacja. To chyba był ból, jakby coś we mnie miało za chwilę się rozpaść, jakbym cała ja miała się rozpaść. To minęło razem z widokiem twoich otwartych oczu. Od razu. Do tej pory nie rozumiem co się wtedy stało, wiem jednak, że tak jak ja, nie kochał wtedy nikt.
Potem było już coraz gorzej. Uciekałeś, oddalałeś się, wymykałeś mi się z rąk. Seks stał się tylko seksem, pocałunki tylko wilgotną czynnością, dotyk jak powiew wiatru obojętny. Czasem wracałeś do siebie na jakiś czas, piliśmy wtedy piwo razem z twoim młodszym bratem, gdy tylko Ela szła spać. Ela... Śmierć twojej matki nie wpłynęła na mnie tak jak twoja wobec tego faktu obojętność. Wtedy pierwszy raz ci zagroziłam odejściem. Nawet twoi bracia cię wtedy prosili, pamiętasz? W ten sam dzień, w kilka godzin po pogrzebie, znów ćpałeś z kolegami. A ja znów płakałam. Czasem nie było cię tygodniami, kiedyś odliczałam każdą minutę od poznania cię, teraz każda minuta była biczem dla mojej duszy i serca.
Już prawie oszalałam. Jak? Z niepewności? Nie. Z braku ciebie. Każdy mały, biały woreczek rozcinał nas na pół. Ból był wszechogarniający, ty tego nie czułeś, ja czułam za nas obojga. Pamiętasz czerwiec? Mój mózg był wtedy tak zobojętniały i wyczerpany. Moje ciało było tylko szmatą z kości i skóry. Schudłam, miałam nudności, piłam, nie spałam. Cały czas był ból. Wszędzie. Przy śniadaniu, przy obiedzie, przy wieczornych wiadomościach. Powoli dochodziła do mnie świadomość twojego zanikania. Przestajesz mnie dostrzegać. Zaczynam ćpać też. Nic o ty nie wiedziałeś, co? Ale mnie to nie kręci. Mnie kręcą tabletki. Tylko wtedy zasypiam. Najpierw kradłam je babci, potem ty mi już je przynosiłeś.
Próbuję otępić ból, widzę jak zza brudnego okna, lecz widzę wciąż twoją nieobecność.
Wpakowałeś się wtedy w jakieś gówno. Najpierw zaczęły się telefony z groźbami. Do ciebie dzwonili pewnie szybciej, teraz i do mnie mieli numer. Zaczynam kompletnie świrować. Sprawiam sobie ból, ale ty nawet nie zauważasz śladów na moich ramionach. To i tak nie boli jak brak ciebie, nawet w połowie, nawet w jednym procencie...
Rozmawiam z przyjaciółmi, widzą, ze coś nie tak. Próbują mnie ratować, ale mi już nic nie może pomóc. Rozmawiamy. Nagle ktoś rzucił temat "marzenia". Pamiętam, powiedziałam wtedy, że moim największym marzeniem jest, żebyś był jak dawniej. Nikt nic nie powiedział. Tamtego dnia zrozumiałam pojęcie "ciężkiej ciszy".
Potem był lipiec, słońce, ciepło. Szukali cię. Nie wiem kto, nie wiem dlaczego. Nie mogliśmy się spotykać. Z tego czasu pamiętam tylko dwa momenty. Nasze dwa spotkania.
W ten sposób minął rok od naszego spotkania. Najpiękniejszy rok mojego życia, najboleśniejszy, najszczęśliwszy. Twój lekarz powiedział, że możesz sobie zrobić operację, jeśli tylko przestaniesz ćpać. Za miesiąc mam wprowadzić się do ciebie. Przez dwa tygodnie budziłam się rano i dzwoniłam by sprawdzić czy to nie sen, czy naprawdę wszystko znów będzie dobrze, czy przypadkiem nie zwariowałam a to tylko wrażenie złudne spowodowane szaleństwem. Nie. To była prawda. Spędzam u ciebie długi, sierpniowy weekend. Sama go przedłużyłam. Robię ci obiady, chodzę z twoim bratem na piwo, przynosisz mi znów lizaki. Przez chwilę jestem upita szczęściem. Zapomniałam jakie to piękne. Cały ból... Ale... Co to jest ból? Zapomniałam.
Musiałam pojechać do mamy, rodzinne spotkanie, kilka dni. Już niedługo przecież mieliśmy być już codziennie razem.
Pamiętasz tą sobotę? Z kim wtedy rozmawiałeś? Kto powiedział ci, że na miłość nie warto czekać? Kto ci powiedział, że jestem za młoda żeby naprawdę kochać? Kto ci znowu dał białe? Wiem, jedno, że to ty wtedy napisałeś do mnie "żegnaj". Nie pamiętam nic innego. Tylko to "żegnaj".
Pęknięcie serca boli tylko chwile. W jednej minucie życie jest kolorowe, uśmiechasz się, bawisz. W drugiej dalej się bawisz, dalej się uśmiechasz. Ale to wszystko jest już czarno-białe. Bolało? Nie. Śmierć nie boli. Po prostu, wszystko się rozpada. Nie można tego opisać słowami, niczym nie można. Jesteś i nagle cie nie ma, ot co. Trwanie jako tylko połówka duszy jest tylko trwaniem. Oddech jest tylko skutkiem życia ciała. Czy wiedziałeś, że zabiłeś też pół siebie?
Widziałam cię jeszcze kilka razy, może jeszcze cię zobaczę. Chciałeś do mnie wrócić. Pamiętasz tą rozmowę, Kochanie? Bo ja pamiętam tylko twoje oczy, gdy zrozumiałeś, że mnie już nie ma, że ciebie już nie ma, że nas już nie ma, że nic już nie ma.

Wielkie, czarne, puste, samotne oczy. Pamiętam je już tyle lat...

Data:

 grudzień '09

Podpis:

 florka

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=59320

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl