![]() |
|||||||||
Żywot samoluba |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
Żył pewien człowiek, w odległej krainie O głupim chodzie i śmiesznej minie. Ponieważ nie miał na nic ochoty, Nie garnął się do żadnej roboty. Jedyne co lubił, to spędzać czas w domu, Gdzie nie pozwalał bywać nikomu. Nic więc dziwnego, że nie miał znajomych. Unikał nawet braci rodzonych. Wad miał też więcej niżeli zalet. Wciąż się obijał, brudził i palił. I chociaż majątek posiadał niemały, To biznes, finanse go nie pociągały. Więc siedział w domu żyjąc z procentu, Tym samym unikał życia zamętu. Kochał wręcz siedzieć przed telewizorem I delektować się jego humorem. Prawie z fotela nie schodził dniami, Czasem zasypiał na nim nocami. Jadł także zawsze, gdy patrzył w ekran. Nie rezygnował on nawet z reklam. A gdy się znudził, to zmieniał kanał I tak mijało mi życie - banał. Zakupów nie robił, bo miał gosposię, Która go miała głęboko w nosie. Lecz on jej płacił i to nie cienko Chociaż pomoc mu była jej męką. Zakupów sporo robić musiała A także ciągle mu gotowała. Sprzątanie także wchodziło w umowę. Po prostu harówka - jednym słowem. Z samego rana doń przychodziła I dzienne zakupy mu przynosiła. Potem na dzień cały mu gotowała, Sprzątała po tym, do domu wracała. A on nawet na nią uwagi nie zwracał. Jedynie chyba, gdy pensję wypłacał. I tak mijały mu dni za dniami, Nic nie zmieniało się latami. Aż dnia pewnego gosposia nie przyszła, Bo kiedy z domu do sklepu wyszła Wypadek schodząc po schodach miała I cała się mocno poobijała. Poza tym nogę miała złamaną. Ogólnie więc była poturbowaną. Nie mogła mu zatem na długo pomóc A on wciąż czekał z niepokojem Na życia swego jedyną ostoję. Nie mógł zadzwonić też telefonem, Bowiem rachunki nie zapłacone. Jej to bowiem był obowiązek, Aby z opłatami wszelkimi zdążyć. Lecz przed wypadkiem sumę za opłaty Przeznaczyła na spłatę raty. I właśnie dnia tego zapłacić miała, Gdy rzecz tak straszna jej się stała. Leżała nieprzytomna na sali w szpitalu A on nad sobą pogrążał się w żalu. Bo nic nie wiedział, co się jej stało I że coś takiego miejsce w ogóle miało. Siedział więc i czekał przed telewizorem Nie wiedząc nic o gosposi chorej. A że był głodny, znużony czekaniem Pomyślał, że najwyższy czas jak wstanie I pójdzie do osoby z sąsiedniego domu Aby poprosić ją o pomoc. Lecz gdy się podniósł i zbliżał do drzwi Poczuł nagle ciężar tych dni, Które to spędził na fotelu siedząc Bez ruchu żadnego, jedynie zaś jedząc. I tak się zmęczył tym znacznym dystansem Iż poczuł, że właśnie traci szansę By pomóc sobie w tej ciężkiej chwili I zrobić coś, co inni robili. Serce zakuło, pierś zabolałą, Wola się życia w nim załamała. Upadł rażony śmierci rozkazem, Bo nikt mu nie pomógł niestety tym razem. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |