Świat jednego poranku |
|||||||||
|
|||||||||
Wtrącony w świat jednego poranku Czekał na pojaz pędzący niebem. We własnym domu - bezpiecznym przystanku Siedział samotnie obcując z gniewem. Dręczony zewsząd przez niecne szatany Podstępu będące fundamentem, Na wszystkie strony duchem miotany Zaczął się gubić w życia zamęcie. Treści tożsame w wietrze umysłu Skęcone w łańcuchy rwać się poczęły, Z lekturą zmysłów w postaci ścisłej W wirze zwątpienia się rozpłynęły. Stał nadal i czekał samotnie Na pojazd pędzący po wielkim niebie, Nie wiedząc czemu ten los sromotny Uczynił go na czas życia drzewem. Drzewem o liściach zgniłozielonych Chylących swe ciała ku słońca promieniom, Korzeniu bez końca w głąb zapuszczonym Błądzącym w bezkresie zapomnienia. Wtem widać jak po sklepienia masywie Pojazd toczy ciężkie oblicza A on patrząc w otępieniu Rozjaśnia z radości swe blade lica. No i nadszedł wreszcie ten moment, Co z dawien go czekał tak niecierpliwie. Poczuł jak drżą mu z wrażenia dłonie I serce zaczyna bić żarliwiej. Zrywa się z miejsca,biegnie ku niemu, Lecz kładzion bólem przywiera do ziemi A pojazd znika jak mgła poranna Nie zostawiając po sobie cienia. Bo oto świat jednego poranku, Gdzie na pojazd pędzący niebem Czeka nadal na ziemskim przystanku Człowiek,który obcuje z gniewem... |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |