![]() |
|||||||||
JEDYNE MARZENIE |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
W pewnej bardzo starej kamieniczce, w malutkim mieszkanku, istniał szczególny pokoik. Szczególny, bo wynajmowała go szczególna osoba. Pomieszczenie to nie było duże. Mieściła się w nim tylko szafa z zepsutymi drzwiczkami i łóżko. Tapety na ścianach poodpadały już prawie całkowicie. Okno było nieszczelne, a kaloryfer prawie całkiem zepsuty. Woda przelewała się w nim hałaśliwie, a mimo to prawie wcale nie ogrzewał wyziębionego pokoju. Lokatorka tego mieszkania leżała teraz w grubym ubraniu i pod dwoma ciepłymi kocami i rozmyślała o swoim życiu. Nigdy nie wymagała zbyt wiele od losu, ale ostatnimi czasami spotkało ją, aż nazbyt wiele nieszczęść. Wiedziała o tym. Niedawno straciła bliskich. Nie miała pracy, a za sprawą wielu nieszczęśliwych zdarzeń miejsce, w którym się obecnie znajdowała było jej jedynym domem, który, i tak z powodu zalegających opłat już wkrótce będzie musiała opuścić. Dziewczyna nie miała w zwyczaju rozpaczać nad sobą. Wierzyła w siebie i swoje możliwości. Czuła, że mimo wszystkich nieszczęść, jakie ją spotykają, dzięki sumiennej pracy uda jej się skończyć studia i znaleźć dobrą pracę. Wierzyła w to bardzo mocno, ale mimo to, czasami dopadały ją rzadkie chwile zwątpienia, takie jak ta teraz. Chwile, w których wydawało jej się życie ją przerasta... To właśnie w tą ponurą i zimną noc przyszedł moment kulminacji tych wszystkich niepewności. Strachu przed niepewnym jutrem i tęsknoty za tym wszystkim co już dawno umarło. Na policzku dziewczyny pojawiła się łza... W tym właśnie momencie stało się coś niezwykłego. W rogu pokoju tuż przy samym suficie, pojawiło się jakieś jasne światełko. Z początku dziewczyna nawet go nie zauważyła, ale z każdą sekundą światło stawało się coraz jaśniejsze. W końcu dziewczyna zerwała się z łóżka. Zupełnie nie wiedziała co się dzieje. Musiała zasłonić twarz rękoma, by jasność jej nie oślepiła. Gdy światło odrobinę ustało opuściła dłonie. W pokoju było teraz zupełnie jasno, jakby był środek dnia, mimo iż na dworze nadal było ciemno, a żadna z żarówek na żyrandolu nie świeciła się. Dla dziewczyny stało się jednak oczywiste, że źródłem światła jest stojąca przed nią postać - uskrzydlony mężczyzna w białych szatach, który uśmiechał się do niej serdecznie. Dziewczyna nie czuła strachu, ani nawet zdziwienia. W twarzy nieznajomego i w niebiańsko białych piórach jego skrzydeł było coś, co starczało za wszystkie odpowiedzi. Dziewczyna wiedziała, że przed nią stoi prawdziwy, najprawdziwszy ANIOŁ. - Witaj nieznajoma. Jestem Anioł. Przybyłem tu, aby spełnić jedno twoje życzenie. - odezwał się Anioł. Jego głos był tak ciepły i przyjazny, że dziewczyna poczuła jakby wcale nie widziała go po raz pierwszy. Miała wrażenie, że jest on kimś dobrze jej znanym i bliskim, na kogo czekała od dawna... Być może całe życie... - ...Życzenie? - wyjąkała w końcu dziewczyna bardzo niepewnie. - Tak. Widzisz jestem z niebiańskiej fundacji „Jedyne marzenie”. Zajmujemy się wyszukiwaniem osób takich jak ty, których spotkało w życiu nieproporcjonalnie dużo nieszczęść... Zgodnie z zasadami życia na ziemi liczba nieszczęść, jakie spotykają człowieka nie powinna przekraczać pewnej określonej normy. Jeśli już przekroczy to takim osobom przysługuje rekompensata ze strony nieba. Ty jesteś jedną z takich osób. A teraz powiedz mi. Jakie jest twoje życzenie? - Ja... - zaczęła niepewnie dziewczyna. Rozejrzała się po swoim pustym pokoju. Przypomniała sobie samotność, brak bezpieczeństwa, uczucie głodu... Tyle było rzeczy, o które mogła teraz poprosić... Jednak... - Ja chyba nie mam żadnych życzeń... - To niemożliwe - powiedział Anioł i trochę się nawet zdziwił. - Przecież musi coś być... Czytałem przed chwilą twoje akta.. Wynika z nich, że straciłaś rodzinę w wypadku. Nie masz domu, pracy ani przyjaciół. Musi być coś o co możesz mnie poprosić. To może być wszystko... - Co na przykład? - Cóż... Najczęściej jestem proszony o pieniądze. Mógłbym ci ich dać tyle, że do końca życia nie będziesz musiała się o nic martwić... Niektórzy proszą też o przyjaciół... Albo nawet o współmałżonka... Inni chcą powodzenia w karierze, albo sławy.... Wszystko zależy od ciebie. Dziewczyna zamyśliła się przez chwilę. Anioł przyglądał jej się z zainteresowaniem i cierpliwością. - No dobrze - powiedziała w końcu dziewczyna. - Chyba już wiem czego chce. - Tak, słucham? - Nie mam dużych oczekiwań. Chcę tylko poznać odpowiedź na jedno pytanie. Udzielisz mi jej? - Oczywiście. Jestem reprezentantem sił wszechmocnych. Znam odpowiedź na każde pytanie. - Więc... - zaczęła dziewczyna pełnym podniecenia głosem. - Jaki jest sens życia? Teraz Anioł zamyślił się na bardzo długą chwilę. Zrobił taką minę jakby trochę nie zrozumiał o co jest proszony. - Słucham? - powiedział w końcu niepewnie. - Sens życia. Po co żyjemy...? - spytała jeszcze raz dziewczyna i z jeszcze większym napięciem wpatrzyła się w Anioła. Anioł zastanowił się przez chwilę. Spełnił już mnóstwo życzeń i odpowiedział na wiele pytań, ale na to się nie przygotował. Może dawniej były czasy, gdy ludzie stale zadawali sobie to pytanie i nie raz zadawali je aniołom, ale współcześni ludzie nie zastanawiali się już nad takimi rzeczami. Anioł był zbyt mało doświadczony, aby móc odpowiedzieć. - ...Możesz chwilę zaczekać? Muszę się z kimś skonsultować - powiedział i nie czekając na odpowiedź zniknął w niebiańskich promieniach światła. Chwilę później już leciał wśród chmur gdzie krzątały się setki aniołów. - Hej! Czy ktoś mógłby mi pomóc? - krzyknął głośno nie mogąc się zdecydować na bezpośrednie zwrócenie się do któregoś z nich. - Potrzebuje pilnie odpowiedzi na pytanie „Jaki jest sens życia?”. Najbliżej przelatujący aniołowie zatrzymali się. Większość z nich wyglądała tak, jakby miała ochotę udać, że pytania nie usłyszeli i lecieć dalej, ale w końcu byli sługami boskimi. Sens ich istnienia polegał na tym, że nie mogli zostawić kogoś w potrzebie. - Rety... Nikt mi nigdy nie zadał tego pytania... - powiedziała jakaś Anielica. - Właśnie! W dzisiejszych czasach ludzie proszą o pieniądze, sławę, albo władzę, ale o odpowiedź na pytanie... - Naprawdę ktoś miał takie marzenie? Poznać odpowiedź na to pytanie...? - No tak... - przyznał Anioł. - Zaraz... Było coś takiego na kursie podstawowym.... Ale nie pamiętam... Ten egzamin akurat oblałem... Wśród aniołów rozgorzała długa dyskusja. Anioł przysłuchiwał się jej w napięciu, lecz kwestia została nierozstrzygnięta. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że nie potrafią mu pomóc i rozeszli się w swoje strony. - Może spytaj jakiegoś starszego anioła...? - zaproponowała Anielica na odlocie. - Tamten wygląda sędziwie. Może ci pomorze. Anioł przyjrzał się wskazanej przez Anielicę osobie i podleciał do niej. - Przepraszam... - spytał jakiegoś bardzo staro wyglądającego anioła. - Mógłby mi pan pomóc? Pewien człowiek spytał mnie, jaki jest sens życia, a ja... - Nie potrafisz mu odpowiedzieć? - spytał stary anioł z wyrazem uspakajającej sympatii. - Tak, no właśnie... - przyznał z uśmiechem Anioł. - Jestem tu trochę nowy i na niektóre zadania wciąż nie jestem przygotowany. - To całkiem naturalne. Każdy początkujący anioł w naszej fundacji ma z tym problemy. - Więc potrafi mi pan pomóc? Zna pan odpowiedź na to pytanie? - Niestety nie. - Nie? - spytał z rozczarowaniem Anioł. - Ale wiem kogo możesz o to spytać. On ci na pewno odpowie. - Kto? - Stwórca. - Stwórca? - powtórzył Anioł, a jego dopiero co rozkwitłą na nowo nadzieję wypełniło uczucie niepewności. - Chyba nie powinno mu się zawracać głowy takimi drobnostkami. - Ależ skąd! On właśnie po to tutaj jest. Żebyśmy mogli konsultować się z nim w najtrudniejszych sprawach... - No dobrze, skoro tak... Ale jak do niego trafić? - To proste. Musisz skontaktować się z jego sekretarką.. - Z sekretarką? To konieczne... Nie można by ominąć formalności... - Oczywiście, że nie! Jeśli chcesz się z nim umówić na wizytę musisz się wpisać na listę oczekujących, jak każdy. - Ale dziewczyna, która zadała mi to pytanie nadal czeka... - Więc poczeka jeszcze trochę. Chyba wiesz, gdzie jest biuro Stwórcy? - Jasne. Wszyscy wiedzą... Jakiś czas później Anioł siedział w poczekalni do gabinetu Stwórcy. W jego towarzystwie było mnóstwo osób, a on miał numer dwadzieścia pięć klasy „a”. Poczekalnia była cała jasna i miała wielkość dworca kolejowego. Siedziały tam całe tłumy ludzi, w związku z czym Anioł nie był pewien dlaczego dostał tak niski numer. Pomyślał nawet, ze sekretarka musiała się pomylić, ale wolał nie mówić tego głośno. - Numer 25 „a” - powiedział głos roznoszący się echem po całej poczekalni. Anioł podniósł się uradowany. Czekał na swoim miejscu już od wielu godzin. Sekretarka natychmiast wskazała mu odpowiedni korytarz. - Ostatnie drzwi na lewo... - powiedziała do niego, a Anioł przytaknął. Z każdą chwilą denerwował się coraz bardziej. Jeszcze nigdy wcześniej nie widział Stwórcy. Nigdy nawet nie przyszło mu do głowy, że mógłby się z nim spotkać. A jednak właśnie stał pod drzwiami jego gabinetu... Wciągnął głośno powietrze i nacisnął na klamkę... Wszedł do środka. Tam za wysokim dębowym biurkiem siedziała jakaś postać. Był to wysoki i całkiem przystojny młodzieniec. Brunet o ciemnych oczach i sympatycznym uśmiechu. Anioł pomyślał, że kogoś mu przypomina. - Dzień dobry... Przepraszam, czy to gabinet Stwórcy? - spytał nieśmiało. - Mógłbym przysiądź, że sekretarka kazała mi skręcić w ostatnie drzwi na lewo... - Ależ wszystko w porządku, nie pomyliłeś się. Stwórca to ja. - Ooo... - powiedział Anioł nie kryjąc zdziwienia. Inaczej go sobie wyobrażał. - I Pan naprawdę stworzył świat? - Tak - odpowiedział Stwórca z uśmiechem. - Tak trudno w to uwierzyć? - Nie, oczywiście, że nie... Bardzo pana przepraszam... Tylko spodziewałem się że będzie pan... - Jaki? - No... - Anioł umilkł w niepewności. Chciał powiedzieć „stary”, ale czuł, że trochę nie wypada. Miał nadzieję, że Stwórca zrezygnuje z pytania i zmieni temat. Tak też się stało. - Dziwne, że nie zauważyłeś... - powiedział Stwórca z namysłem przyglądając się nadal stojącemu koło drzwi Aniołowi. - Większość ludzi to zauważa.. - Co? - Usiądź chłopcze denerwuje mnie to, że tak stoisz przy drzwiach.. Uwierz mi gdybym chciał cię zaatakować, i tak nie zdążyłbyś do nich dobiec... - No tak, oczywiście... - przyznał Anioł i usiadł naprzeciwko Stwórcy. - Więc czego nie zauważyłem? - Powiedz... Nie przypominam ci kogoś? - Tak... - powiedział Anioł z namysłem, bo właśnie ze zdumieniem odkrył kogo. - Mnie... - Aha... No właśnie... Większość osób zauważa od razu... - Rzadko mam okazję oglądać swoje odbicie... - Ach, no tak... A co cię tutaj sprowadza...? - powiedział Stwórca zerkając na jakiś leżący przed nim dokument. - Masz klasę „a”, więc zgodnie z naszymi kryteriami jesteś elitarnym śmiertelnikiem w trakcie śmierci klinicznej... - Eee... - Co? Znowu pomylili klasy, tak? - spytał stwórca z uspokajającym uśmiechem. - No raczej... - Nie martw się, to zdarza się im cały czas... No, ale skoro tu już jesteś to powiedz, co cię tutaj sprowadza? - No więc jestem stażystą z sekcji „jedyne marzenie”... Pewna dziewczyna zadała mi pytanie, na które nie potrafię odpowiedzieć. - Ach, tak... I przyszedłeś do mnie w nadziei, że ci pomogę... - No tak... Pan w końcu stworzył ten świat i zna pan wszystkie odpowiedzi na pytania, które go dotyczą. - Oczywiście. Więc co to za tajemnicze pytanie, na które nawet żaden ze starszych aniołów nie zna odpowiedzi? - „Jaki jest sens życia”. - Hm... Ale banał... - No tak... Ale nikt tego nie wie. - To ja stworzyłem cały świat i zapewniam cię, że dzieło moje nie było podyktowane jakimś chwilowym przypływem emocji... - powiedział Stwórca w głębokiej zadumie. - Oczywiście mojej pracy towarzyszyła pasja... Ale przede wszystkim była ona wynikiem głęboko przemyślanych planów. Cały świat, włącznie z żyjącymi na nim ludźmi ma sens... Oczywiście teraz nikt już tego nie docenia. Nikt się nie zastanawia jak stary dobry Stwórca stworzył świat. Mają mnie za zdziwaczałego emeryta... Stwórca przerwał na chwilę. Wyglądało tak jakby odpłyną gdzieś w bardzo dalekie myśli. Anioł przyglądał mu się w napięciu. - E... Proszę Pana? - O! Jeszcze tu jesteś? - powiedział Stwórca przyglądając się Aniołowi tak jakby dopiero teraz go zauważył. - No tak... Eee... Nie odpowiedział mi Pan na pytanie... - Na jakie pytanie? - To które panu zadałem... „Jaki jest sens życia”? - A! No tak... Sens życia... Gapa ze mnie, przepraszam. Sens życia to... Anioł pochylił się nad biurkiem w ogromnym napięciu. Ciekawość przybrała w nim poziom optymalny... - O kurczę...! Zapomniałem... - Słucham? - spytał Anioł, tak jakby Stwórca powiedział coś w niezrozumiałym dla niego języku. - Zapomniałem! Po prostu. Sam nie mogę w to uwierzyć... Jestem pewien że życie miało jakiś sens. Kiedy jeszcze niczego nie było, siedziałem sobie zastanawiając się „stwarzać, czy nie stwarzać?”. Wiele było przeciw, ale w końcu wpadłem na pewien niepodważalny argument. To właśnie był sens całego świata. Powód, dla którego go stworzyłem... Ale co to było? Chyba źle ze mną, bo naprawdę nie mogę sobie przypomnieć. Anioł siedział naprzeciwko Stwórcy. Teraz miał już lekko rozchylone usta. Z wielkim niedowierzaniem przyglądał się jak Stwórca - najbardziej szanowana istota niebios, próbuje sobie przypomnieć odpowiedź na kluczowe pytanie w dziejach ludzkości. Przemknęło mu nawet przez myśl, że Stwórca po prostu się z nim droczy. Że udaje głupiego, żeby wymigać się od odpowiedzi. Anioł wiedział jednak, że to nie miałoby sensu... - To co ja mam teraz zrobić? - spytał załamany Anioł. - Może po prostu zaoferuj tej dziewczynie coś innego? Jakoś trudno mi uwierzyć, że nie ma innych marzeń, oprócz poznania sensu życia... - Ale czy tak na pewno można? - spytał niepewnie Anioł. - Nam zawsze mówili, że musimy spełnić życzenie bez względu na wszystko, no chyba że ktoś miałby na tym ucierpieć... Czy jeżeli zaoferuje jej spełnienie innego marzenia, nie będzie to złamanie zasad? - Ech... Nie wiem. Nie pytaj mnie o takie rzeczy. Ja jestem tylko stwórcą! Jestem artystą, nie znam się na tych wszystkich przepisach. Kiedyś, gdy jeszcze ja byłem Bogiem, wszystko było proste i przejrzyste, a teraz wybraliście sobie w tych waszych wyborach takiego biurokratę... No, ale nieważne... Sam chciałem przejść na emeryturę, więc nie wypada mi komentować poczynań moich następców... Wiesz... Jedyne co ci mogę teraz doradzić, to żebyś poszedł do archiwum pytań. Tam się archiwizuje wszystkie pytania, jakie kiedykolwiek zadała sobie ludzkość. „Sens życia” na pewno tam jest. - Naprawdę? - Oczywiście. - A gdzie to archiwum się znajduję? - W piwnicach tego budynku... Poczekaj dam ci przepustkę... - Dziękuję... - powiedział Anioł i wziął od Stwórcy przepustkę. - Czy to wszystko? - Chyba tak, dziękuje... I tak zabrałem już Panu dużo czasu... - Nie szkodzi. I tak teoretycznie powinienem był cię spławić już pięć minut temu.... - Aha... To ja już pójdę... Do widzenia... Anioł wstał z miejsca i ruszył w stronę drzwi. Nie wiedział czemu, ale Stwórca wciąż przyglądał mu się z niezwykłym zainteresowaniem, jakby czegoś od niego jeszcze oczekiwał. - Przepraszam... Mogę jeszcze o coś spytać? - spytał nieśmiało Anioł. - Skoro już tu jesteś... Pytaj. - Dlaczego pan wygląda tak samo, jak ja? - Jak to dlaczego? To chyba oczywiste... Nie czytałeś Biblii? Stworzyłem ludzi na swoje podobieństwo. Wszyscy są więc podobni do mnie, a zarazem ja jestem podobny do nich wszystkich. Również do ciebie... - No tak... - powiedział Anioł z namysłem. - No ale ja właściwie nie jestem człowiekiem, tylko aniołem... - To wszystko jedno... Zresztą chyba byłeś kiedyś człowiekiem, prawda? - No... - zaczął niepewnie Anioł, bo był to dla niego temat dość drażliwy. Pomyślał jednak, że jeżeli nie ze Stwórcą, to chyba już z nikim nie będzie mógł o tym porozmawiać. - Właściwie to... Zmarłem dwa dni po urodzeniu... - Och... Przykro mi - powiedział Stwórca i zamilkł na chwilę w zamyśleniu. - Ale chyba... Zdążyli ci nadać imię? - Nie... Anioł spuścił trochę wzrok. Stwórca przyglądał mu się w wielkim zamyśleniu. - Ach tak... Nie myślałeś kiedyś, żeby się zgłosić do programu reinkarnacji? Trudno musi ci być aniołem, który spełnia marzenia innych ludzi, jeżeli sam nigdy nie byłeś człowiekiem. Jeżeli nie cierpiałeś, nie możesz zrozumieć cierpiących. Jeżeli nigdy nie byłeś szczęśliwy nigdy nie będziesz mógł pojąć, dlaczego właściwie ludzie cały czas do szczęścia dążą... No i wreszcie... Jeżeli nigdy nie miałeś marzeń, a zapewniam cię, że jest to wliczone w bycie człowiekiem, to nigdy nie będziesz mógł ich odpowiednio spełniać. - Ja... Wiem o tym... Są specjalne przepisy dla takich jak ja. Zaliczyłem dwutygodniowy starz na Ziemi... - „Dwu tygodniowy”? - powtórzył Stwórca z lekkim uśmieszkiem drwiny. - Niektórzy ludzie żyją i po sto lat, a w pełni nie pojęli jeszcze wszystkich wartości życia, a tym zatwardziałym biurokratom się wdaję, że jak wyślą was na Ziemię na dwa tygodnie, to będziecie wiedzieli o życiu wszystko? Myślą że świat jest tworem tak prostym? Aż tak nisko cenią moje dzieło? - No cóż... Z tego nie jest tak łatwo dostać zaliczenie. Mnie przepuścili, bo i tak miałem ze wszystkiego najlepsze wyniki... - Ach no tak... Jesteś kujonem... To całkiem zrozumiałe w twojej sytuacji... Najwyraźniej nadgorliwością próbujesz nadrobić braki z ziemskiego życia. Ale powiem ci coś, i weź to sobie do serca. Pewnych rzeczy nie da się ot tak nauczyć z podręcznika. Jest taki wąski dział nauki, którą trzeba przeżyć samemu. - No tak... Może ma pan trochę racji, ale teraz i tak już nic z tym nie zrobię... - Mógłbyś się zgłosić do programu reinkarnacji. Nie wiem, jakie oni tam teraz mają kryteria, ale sądzę, że na pewno się kwalifikujesz. Jeśli nie to, to mógłbyś przynajmniej pobyć na Ziemi. Zapoznać się z prawdziwym życiem... Poznać kogoś... - Wolałbym nie marnować czasu na takie rzeczy. Prawdziwą radość znajduje w spełnianiu ludzkich życzeń. A teraz, jest tam gdzieś dziewczyna, która czeka, aż spełnię jej jedyne marzenie. Nie mogę jej zawieść. - Tak wiem, i to bardzo dobrze o tobie świadczy. Od razu poznałem, że jest w tobie coś wyjątkowego, po tym, że nie poznałeś, że wyglądam zupełnie jak ty. Większość ludzi jest tak zapatrzona w siebie, że od razu to rozpoznają. Ty najwyraźniej tak bardzo byłeś zajęty innymi ludźmi, że nie zauważałeś samego siebie. To zaleta, za którą można by cię podziwiać, ale również wada, której należy ci współczuć. Pół godziny później Anioł był już w piwnicach. Rozmowa ze Stwórcą trochę go zdołowała. - Ma pan przepustkę? - spytała Anioła jakaś bardzo niska i otyła staruszka. Anioł bez słowa podał jej przepustkę. Kobieta spojrzała na nią i jakby nieco się ożywiła. - ...Priorytet... - mruknęła cicho i spojrzała na Anioła z nagłym zainteresowaniem, po którym poznał, że chyba znowu przydzielono go do o wiele wyższej klasy niż powinni. - Więc, w czym mogę panu pomóc? - Szukam odpowiedzi na pytanie „jaki jest sens życia”. - Ach, tak... Już pana prowadzę do odpowiedniego działu... Anioł posłusznie ruszył za staruszką. Mijali rzędy alejek z aktami. Wszystkie były tak długie, że mimo iż stały w linii prostej Anioł nie widział ich końca. Tytuły nad działami były najróżniejsze na przykład „Pytania o Wyniki Sportowe”, „Pytania Głupie”, Pytania retoryczne” „Pytania o Pytanie”. W końcu jednak Staruszka zatrzymała się przed działem „Pytania Kluczowe”. - Niech pan szuka pod „s”, jak „sens życia”. Poczekam tu na pana. Sam miałby pan problem z odnalezieniem drogi... No i gdyby miał pan jakieś wątpliwości, to chętnie panu pomogę. Anioł przytaknął i ruszył wzdłuż alejki. Przed oczami wirowały mu różne litery alfabetu. Stopień napięcia znów w nim narastał... W końcu uda mu się spełnić jego zadanie. Dowie się, jaki jest sens życia. Najbardziej było to dla niego ważne ze względu na dziewczynę. Pamiętał jej obraz w tym małym obskurnym pokoiku. Od razu było widać, że wiele wycierpiała. Wciąż miał przed sobą jej bladą twarz i długie jasne włosy. I te niebieskie, wpatrzone w niego oczy, tak bardzo oczekujące odpowiedzi. Anioł wiedział, że nie może jej zawieść. Musiał również przyznać, że teraz i jego brała nieco ciekawość. Jaka była odpowiedź, na to tak niezwykłe i zagadkowe pytanie...? Szedł bardzo powoli, aż w końcu dotarł do litery „S”. Stamtąd bardzo szybko znalazł już teczkę, na której tytuł brzmiał „Sens życia to...”. Anioł wstrzymał oddech i otworzył teczkę. Wtedy jednak czekało go jeszcze większe zaskoczenie. - Proszę, pani, Proszę pani! - krzyknął do archiwistki mimo, że stał już właściwie obok niej. Biegł do niej przez całą drogę i teraz oddychał bardzo szybko... - Coś się stało chłopcze? - spytała Staruszka. - Owszem! To musi być pomyłka! - powiedział Anioł i pokazał jej teczkę. Kobieta otworzyła ją. W środku widniała jedynie kartka z napisem „sorbet jagodowy”. - Och! - powiedziała kobieta z zaskoczeniem. - Czy można coś z tym zrobić? - Oczywiście, że tak! - powiedziała kobieta i nagle jej twarz przeciął niezwykły uśmiech satysfakcji. - Tym razem się już nie wywinie! Mam namacalny dowód jego niekompetencji! - Słucham? - Niech pan się przyjrzy! - powiedziała kobieta podtykając Aniołowi teczkę pod nos. - W razie czego będzie pan świadkiem! - Ale... O co pani chodzi...? - spytał zupełnie zdezorientowany Anioł. - No wie pan... Ja nie pracuję tutaj sama. Mam wspólnika, który według mnie jest zupełnie niekompetentny. Od lat próbuję to wszystkim uświadomić, ale dotąd nie miałam żadnych namacalnych dowodów! Teraz mam! Widzi pan to? Widzi? Ten idiota znowu zamienił odpowiedzi w teczkach. Mnie to się nigdy nie zdarza! Ale tym razem, zgubił jedno z pytań kluczowych! Teraz już się nie wywinie...! Kobieta cała w skowronkach ruszyła w stronę wyjścia najwyraźniej po to, by podzielić się z resztą świata swoim odkryciem. Szła bardzo szybko i wydawało się, że nic nie może jej zatrzymać. Anioł ruszył za nią. - Chwileczkę, niech pani zaczeka... Dokąd pani idzie? Co z moim pytaniem...? - Och, wybacz synku, ale teraz nie mam czasu... - Ale pani nie rozumie! Ja muszę znać odpowiedź... Kobieta zasępiła się w swoim truchcie i zmarszczyła czoło. - No... - powiedziała w zamyśleniu. - Jeśli tak ci zależy, to mógłbyś spróbować poszukać pytania. - Jakiego pytania? - Tego do którego odpowiedz brzmi „sorbet jagodowy”. One na pewno się zamieniły... - Aha... - Anioł zatrzymał się i patrzył jeszcze przez chwilę jak kobieta znika w wyjściu. Westchnął głęboko nie mogąc uwierzyć w swój pech. Potem zabrał się do poszukiwań. Sprawdził różne pozycje od „Co można przyrządzić z jagód i cukru?” do „Co ma dwa słowa zaczynające się na „s” i „j””. Przejrzał w ten sposób setki pozycji, spędzając w archiwum wiele, wiele samotnych godzin, jednak odpowiedź na wszystkie pytania brzmiała zawsze tak samo „sorbet jagodowy”. Anioł nie zamierzał się jednak poddawać. To nie leżało w jego naturze. W końcu, gdy nie mógł już wymyślić żadnych sensownych pytań, a jego desperacja zaczęła sięgać zenitu wpadł na pytanie „Moja ulubiona potrawa”. Zastanawiał się w ogóle czy tak można, bo przecież odpowiedź była względna, ale postanowił sprawdzić. Z zaciekawieniem otworzył teczkę z napisem „moja ulubiona potrawa to...”. W środku znajdował się jakiś zamazany napis, który natychmiast po otworzeniu zaczął przybierać wyraźniejszych kształtów. Anioła, aż coś zabolało w piersi, gdy odpowiedź skończyła się formować. Brzmiała ona „Nie mam ulubionej potrawy, ponieważ, naprawdę nigdy nie żyłem. Nie degustowałem, żadnych smaków, więc nie potrafię stwierdzić, który z nich jest moim ulubionym.” - Przepraszam, co pan tu robi? - spytał jakiś staruszek w okularach o bardzo grubych szkłach. Anioł szybko zamknął teczkę i odłożył ją na swoje miejsce. - Szukam odpowiedzi na pytanie „jaki jest sens życia”. - To chyba raczej w dziale „pytania kluczowe”. - O to chodzi, że nie - powiedział Anioł z lekką pretensją w głosie, bo domyślił się, że ów staruszek jest tym, o którym wspominała pulchna kobieta i że to on jest sprawcą całego zamieszania. - Odpowiedź jaka się tam znajduje jest zupełnie bez sensu. Tamta archiwistka powiedziała, że pan się pewnie pomylił i zamienił zawartości teczek. Dlatego już od kilkunastu godzin przeszukuje to archiwum w poszukiwaniu, pytania, w którym mogła by się znajdować odpowiedź, jaka powinna się znajdować w teczce „sens życia to...” - Ta starucha znowu się mnie czepia, tak? - powiedział Okularnik z nagłą zaciętością. - Ja nigdy się nie mylę! Ona sobie to ubzdurała. Wiesz chłopcze, wiele osób było już nie usatysfakcjonowanych odpowiedziami na pytania. Ale skoro w teczce „sens życia to...”, znajdowała się taka odpowiedź, to na pewno jest ona prawdziwa. Nie ma mowy o żadnej pomyłce. - Naprawdę? - spytał Anioł z niedowierzaniem. Stary okularnik był takim formalistą, że najwyraźniej naprawdę nie dopuszczał do siebie możliwości pomyłki. - Chce mi pan powiedzieć, że sens życia to „sorbet jagodowy”? - „Sorbet jagodowy?” - powtórzył z namysłem Okularnik. - Tak tam napisali...? Zobaczmy... Chwilę później Anioł już prezentował Okularnikowi znaną mu już teczkę z napisem „sens życia to...”. - „Sorbet Jagodowy” - powiedział okularnik z wielkim namysłem przyglądając się teczce. - No proszę… Kto by pomyślał... - Zaraz, chwileczkę, proszę pana... Pan chyba nie myśli naprawdę, że sens życia to „sorbet jagodowy”. - Przecież tak tu jest napisane! Nie rozumiem, co ma do tego myślenie. Anioł aż otworzył nieco usta ze zdziwienia. Potem bez słowa zabrał mu teczkę, wyszedł z archiwum i poszedł z nią na górę. - Przepraszam, mam problem - powiedział do pani z informacji. - W archiwum pytań mają jakiś bałagan i nie mogę znaleźć odpowiedzi na ważne pytanie, na które muszę znać odpowiedź. Niech mi pani pomorze. Ja już nie wiem do kogo mam się zwrócić! - Ach... Czyli że chciałby pan złożyć reklamację na usługi archiwum pytań, tak? - spytała uprzejmie siedząca za ladą brunetka. - Nie wiem.... A czy to może mi pomóc? - Tak. Z pewnością... Jeśli pana wniosek zostanie przyjęty, to istnieją duże szanse, że już za parę tygodni wyślemy upomnienie do odpowiedzialnych pracowników... - „Za parę tygodni”? Wyślecie „upomnienie”? - powtórzył bezgłośnie Anioł. - A co to da? Ja już teraz muszę znać odpowiedź. - A gdzie się panu tak śpieszy? - To marzenie pewnej dziewczyny. Poznać odpowiedź na to pytanie... - Ach, rozumiem... - powiedziała Brunetka ze współczuciem. - Może po prostu zaoferuje jej pan spełnienie jakiegoś innego życzenia? O! Albo nawet mógłby jej pan zaproponować w zamian dwa inne. To by chyba przeszło, prawda? - Pani nic nie rozumie. Ta dziewczyna mogła poprosić mnie o wszystko! Z tego co widziałem nie była bogata. Całkiem zrozumiałym byłoby, gdyby poprosiła mnie o pieniądze. Z jej akt dowiedziałem się również, że jej rodzice umarli w wypadku, mogła poprosić o to, aby się z nimi jeszcze raz zobaczyć. Wiele osób tak robi... Ale ona nie poprosiła mnie o żadną z tych rzeczy... Z pewnością miała wiele pragnień, ale z tych wszystkich, za najcenniejsze dla siebie i kluczowe w życiu uznała poznanie odpowiedzi na pytanie o sens życia. Jak ja mógłbym jej odmówić? Jak mógłbym zaoferować coś innego? - Pan to musi kochać swoją pracę... - powiedziała Brunetka wcierając oczy chusteczką. - Owszem... Pomaganie ludziom jest moją największą pasją i jak dotąd jeszcze nigdy nikogo nie zawiodłem... Naprawdę nie wie pani, co mógłbym teraz zrobić? - No cóż... Sens życia się zgubił, tak? - Na to wgląda.... - I już się raczej nie odnajdzie, tak? - Marne szanse... - Więc mam taką propozycję. Niech pan pójdzie do Boga i poprosi go ustanowienie nowego sensu życia. - Pani chyba żartuje? - spytał niepewnie Anioł. - Myśli pani, że on może to zrobić? - Oczywiście, że tak! W końcu jest wszechmogący, prawda? - Sam nie wiem... Tak się składa, że rozmawiałem dzisiaj ze Stwórcą... On zapomniał, jaki jest sens życia, ale zapewnił mnie, że tworząc świat miał jakiś konkretny cel. Tego celu chyba nie można tak po prostu sobie zmienić. - Ależ skąd! Wszystko jest wyłącznie kwestią odpowiednich ustaleń! Moja przyjaciółka jest sekretarką pana Boga. Jego gabinet znajduje się na trzecim piętrze, jeśli pan tylko chce, to zaraz jej powiem, żeby gdzieś pana wcisnęła. - Byłbym wdzięczny. Parę minut później Anioł stał już na trzecim piętrze. Brunetka tłumaczyła coś zaciekle sekretarce. Już po paru chwilach obie westchnęły głęboko i spojrzały na Anioła ze współczuciem. - Niech pan do niego wejdzie - powiedziała sekretarka. - Chyba nie powinienem mu przeszkadzać? Nie ma teraz żadnego spotkania? - Nie! Właśnie mu się kończy przerwa na lunch. To dobry moment. Idź śmiało. Anioł odważnie ruszył do drzwi. Zapukał i wszedł do środka. - W czym mogę panu pomóc? - spytał siedzący po turecku za biurkiem Budda. Anioła trochę zdziwił ten widok, ale starał się być jak najbardziej taktowny i tego nie okazywać. - Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam problem... - To zrozumiałe. Gdybyś go nie miał zapewne by cię tu nie było. - No tak, właśnie... Chodzi o to, że już od bardzo wielu godzin nie mogę znaleźć odpowiedzi na pytanie „jaki jest sens życia”. Ona chyba się zgubiła... - „Zgubiła się”? To niemożliwe! Nie mogła się zgubić... - Ależ tak! Chyba nikt dawno nie używał tego pytania... Nikt nie pamięta, jaka jest odpowiedź, nawet Stwórca. Sprawdziłem w archiwum pytań, ale ktoś popełnił błąd i odpowiedź zaginęła. - Zaraz, zaraz... Czy ja dobrze rozumiem? - spytał Budda z lekkim przejęciem. - Jest teczka z pytaniem o sens życia, ale w środku nic nie ma? - Nie no, jest - powiedział Anioł i podniósł trzymaną w ręku teczkę. - Ale.. Niech pan sam spojrzy... Ktoś niechcący zamienił odpowiedzi... Przez kilkanaście godzin przeszukiwałem teczki z pytaniami, do których odpowiedź brzmi „sorbet jagodowy”, ale nie znalazłem tej, w której znajdowałby się sens życia.. - Konsultował się pan z archiwistą...? - Tak, tak... Ta pani powiedziała, że jakiś pan popełnił błąd i gdzieś bardzo szybko wybiegła... Potem jej już nie spotkałem. Z kolei tamten pan powiedział, że o pomyłce nie ma mowy i nie chciał mi pomóc. - Aha... A na czym polega problem? - spytał Budda zza trzymanej wciąż w rękach teczki. Anioł aż wzdrygnął się lekko. - Jak to na czym polega problem? - spytał z niedowierzaniem. - Zginął sens życia! To chyba spory problem. - A bo to świat się wali bez tego? - No nie, ale... Wszystko powinno mieć sens. Panu to na prawdę nie przeszkadza? - Nie. Zostałem mianowany bogiem i robię wszystko co do mnie należy zgodnie z określonymi procedurami. Po co tutaj sens? - Ale, ale...! Te procedury są błędne... - zaczął mamrotać Anioł. Teraz był już naprawdę zrozpaczony. - W nich jest straszny bałagan! W nich zginął nawet sens życia! Czy Pan tego nie widzi? - Chłopcze, nie tym tonem do boga. - Przepraszam bardzo... Po prostu strasznie mi zależy. Pewna dziewczyna poprosiła mnie o odpowiedź na to pytanie... - A ty od kilkunastu godzin biegasz i męczysz się, aby jej pomóc? Nie jesteś, aby nazbyt gorliwy? Zgodnie z przepisami możesz jej odmówić, jeżeli wykonanie zadania jest zbyt trudne. - Ale ja nie chcę jej odmawiać! Dla niej to bardzo ważne. Ona koniecznie chce znać odpowiedź na pytanie „jaki jest sens życia”. - Ach... O to chodzi... To w takim razie, jaki ma pan problem? Czemu jej pan nie odpowie? - Przecież ta odpowiedź zginęła! - Ależ skąd! Tu jest czarno na białym napisane... - To jest pomyłka! Przyszedłem tu bo ktoś mi powiedział, że pan jest wszechmogący i może to naprawić i ustalić nowy sens życia... - Myślę, że to jest zupełnie zbędne... - Ale życie musi mieć sens! - No więc ma! - „Sorbet jagodowy”, to nie jest sens życia, to czyjaś pomyłka! - To nie ma znaczenia. Jest tak napisane, więc to musi być prawda. Takie są przepisy i takie jest prawo. A prawo trzeba szanować. Trzeba mu ufać. Wierzyć w nie. Gdzie byśmy zabrnęli bez tego? Jak świat by wyglądał gdyby każdy robił co chciał i nie zważał na prawo? - Nie wiem. Ale wiem jak wygląda świat skrajnej biurokracji, w którym kluczowe zdanie należy do ludzi gorliwie trzymających się przepisów. I wie pan co? Nie podoba mi się on. Anioł wyszedł z gabinetu boga zostawiając go z wyrazem wielkiego oburzenia na twarzy. Nie przejmował się tym jednak. Stracił do niego szacunek. - I co? Jak panu poszło? - spytała Brunetka, która razem z sekretarką cały czas czekały na Anioła. - Źle. Bardzo źle. W ogóle nie chciał mi pomóc... Nie znalazłem sensu życia i jeszcze... Straciłem wiarę w system, w którym żyję. Wcześniej tego nie widziałem, ale teraz to rozumiem... Nasuwa mi się wiele pytań... Teraz jeszcze bardziej potrzebuję sensu... No i zastanawiam się... Skoro w niebie mam tyle wątpliwości, to... Jak wygląda piekło? - Mąż mojej koleżanki tam trafił - odezwała się sekretarka, jakby chciała pocieszyć Anioła. - Tam jest bardzo źle... Tam to dopiero jest biurokracja... Podobno całe piekło jest jak jeden wielki urząd taki jak... Hm... Jak to panu opisać? Był pan kiedyś w ZUSie? - Nie, nie byłem - powiedział zrezygnowany Anioł. - Dziękuje paniom za pomoc. Chyba teraz wrócę do tamtej dziewczyny i powiem jej... Powiem, że nie znalazłem odpowiedzi na jej pytanie... Jasnowłosa dziewczyna obudziła się. W jej oczy świeciło bardzo jasne światło. W tym świetle zaczął narastać kształt, który bardzo szybko przybrał postać skrzydlatego człowieka. Dziewczyna już go kiedyś spotkała. Teraz był jednak inny niż przedtem. Wcześniej wydawał się być zupełnie szczęśliwy i beztroski. W tej chwili wyglądał tak jakby w jego życie wkradł się jakiś nieoczekiwany smutek. - Wróciłeś! - powiedziała dziewczyna siadając na łóżku. - A już zaczęłam myśleć, że tylko mi się przyśniłeś. - Nie, nie przyśniłem ci się... - powiedział Anioł smutnym głosem. - I przepraszam, że tak długo mnie nie było... - Nic nie szkodzi... Czy coś ci się stało? Wyglądasz na bardzo smutnego... Wcześniej byłeś taki... No nie wiem... Aż biła z ciebie wiara w dobro i szczęście, jakbyś był pewien wszystkiego... Teraz... Jesteś jakiś inny... - Nie przejmują się mną... Jest mi trochę smutno, ponieważ... - Co? - Nie znalazłem... - przyznał się w końcu Anioł spuszczając głowę. - Czego nie znalazłeś? - Odpowiedzi na twoje pytanie. - Jak to? - ożywiła się nagle dziewczyna i z lekkim niepokojem przyjrzała się Aniołowi. - Ale jak to możliwe? Życie chyba musi mieć jakiś sens! - Bo ma! - zapewnił Anioł. - Przysięgam ci że ma! Rozmawiałem ze Stwórcą i on powiedział, że kiedy tworzył świat przyświecała mu pewna idea. Wierzył w to co robił. Świat stworzył właśnie dlatego, że rozumiał potrzebę i sens jego istnienia. - To czemu nie powiedział ci jaki to był sens? - No bo... - zaczął Anioł zdając sobie sprawę z tego jak głupio brzmi to co za chwilę powie. - Zapomniał. - „Zapomniał”? - powtórzyła dziewczyna. - Jak... Jak on mógł zapomnieć... Przecież... On chyba jest wszechmogący, czy coś takiego... Anioł przyjrzał się dziewczynie. Sposób w jaki zadawała te pytania jeszcze bardziej go dobił. Widział, jak bardzo zależało jej na spełnieniu życzenia... A on ją zawiódł... - W twoich aktach jest napisane „ateistka”... - powiedział w końcu. - Chyba nie wierzysz w Boga? - Nie wierzyłam... To znaczy nie byłam zupełnie ateistką... Nie wierzyłam w Boga, ale nie wykluczałam również jego istnienia. Po prostu nigdy wcześniej nie potrzebowałam wiary... No bo wszystko i tak zawsze wydawało mi się być kwestią umowną. Każdy człowiek widział Boga inaczej. Ostatecznie nawet ataki terrorystyczne były „w imię Boga”. Słyszałam kiedyś, że w rzeczywistości każdy widzi Boga inaczej... Ja pomyślałam sobie, że mój Bóg, nie oczekuje ode mnie, żebym w niego wierzyła, ale wiedziałam jednocześnie, że on wierzy we mnie. Że wystarczy po prostu, że będę w życiu uczciwa, a jak umrę to on nie będzie miał potem do mnie pretensji, że w niego nie wierzyłam. - To bardzo dojrzałe... - przyznał Anioł i usiadł na skraju łóżka opierając się o ścianę. Odkrył ze zdziwieniem, że bardzo dobrze rozmawia mu się z tą dziewczyną. W każdym razie była to miła odmiana po całym dniu spędzonym w urzędzie. - ...Ale Stwórca nie jest już wszechmogący. Odebrali mu ten status. Teraz jest tylko wszechwiedzący i wszechwieczny... Blondynka roześmiała się. - Jak to? Kto mu odebrał „status wszechmogącego”? - Któryś z nowych Bogów... - Co? To on nie jest bogiem? Nie rozumiem... - Kiedyś był bogiem... Ale od jakiegoś czasu nikt w niego nie wierzył... Powiedział, że ludzie nadużywają znajomości z nim. Że idą do niego tylko wtedy, kiedy jest im wygodnie, albo po to, żeby wyzbyć się wyrzutów sumienia. On nie chciał takiej wiary „z łaski”... A tak się złożyło, że był cały sznureczek kandydatów na jego miejsce, więc on postanowił ustąpić... Teraz na przykład bogiem jest Budda... U niego też dzisiaj byłem... Zupełny formalista... Stwórcy naprawdę nikt już nie zastąpi... - Zaraz... Jak to „teraz bogiem jest Budda”, nie rozumiem.... Macie tam jakiś system? Niech zgadnę... Budda jest bogiem w nieparzyste miesiące? - Nie... Mamy wybory.... - Wybory? - Aha... Kadencja Boga trwa siedem lat. - Tak? To fascynujące, opowiedz mi więcej... - powiedziała blondynka i pochyliła się bardziej w stronę Anioła. - Wszyscy buddyści, którzy teraz umierają trafią do nieba, ale gdyby wstrzymali się ze śmiercią jeszcze parę lat i pechowo kadencja Buddy by się skończyła, to trafiliby do czyśćca? Powiedz mi proszę... Mój kolega jest buddystą chętnie mu przekażę, kiedy najbardziej opłaca mu się umierać... Anioł uśmiechał się naprawdę bardzo szczerze. Dziewczyna też najwyraźniej dobrze się bawiła. - Nie to nie tak... Kryteria przyjęć do nieba są jedną z podstawowych rzeczy, jakie określa nasza konstytucja... Z resztą nieważne... I tak nie powinienem był ci tego wszystkiego mówić... Zajmijmy się lepiej twoim życzeniem... Na pewno masz jakieś zapasowe... To chyba nie było jedyne twoje marznie? - No... Cóż... Ja... Trochę się w życiu nacierpiałam... - Wiem o tym. - ...Jestem samotna... biedna... Nie mam poczucia bezpieczeństwa... Pomyślałam sobie jednak, że to wszystko może się kiedyś jeszcze obrócić na lepsze. Że znajdę dobrą pracę, i zarobię na utrzymanie. Spotkam przyjaciół, może nawet wyjdę za mąż... Jestem pewna, że mogłabym to wszystko mieć gdybym tylko chciała. Ale nie wiedziałam czy warto... Czy warto tak się starać. Walczyć o marzenia. Potrzebowałam wiary. Chciałam wiedzieć, że wszystko co w życiu przeżyję nie jest bez znaczenia, że ma jakiś... Sens. Tylko tego mi było trzeba. To był klucz do całej mojej przyszłości. Do odkrycia tego kim byłam, jestem i kim chcę zostać... Ale jeżeli życie miałoby nie mieć sensu... - Ma sens! Zapewniam cię że ma. Nie mogę ci dokładnie powiedzieć, jaki to sens. Po prostu musisz wierzyć, że on istnieje, rozumiesz? - Tak. Chyba masz rację... - powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się lekko. - No więc. Tę kwestię chyba mamy już z głowy. Teraz powiedz, jakie jest twoje nowe życzenie? - Chciałabym... Tak... Wiem czego bym chciała! - Słucham? - Chcę żebyś został moim przyjacielem. Żebyś trochę pobył na Ziemi jako zwykły człowiek... Myślisz, że mógłbyś to dla mnie zrobić? - Tak, myślę, że tak - powiedział Anioł z uśmiechem. - Cieszę się! Wiesz jak się nazywam, prawda? - „Amara”... - Tak... Dawno nikt już nie wypowiadał przy mnie tego słowa z takim ciepłem... Tęskniłam za tym... - Rozumiem cię... - Skoro teraz się przyjaźnimy, jesteśmy właściwie równi sobie. Ty spełniłeś moje życzenie, więc ja chcę ci się odwdzięczyć tym samym. Powiedz, masz jakieś marzenie, które mogłabym spełnić? - Tak - przyznał Anioł. - Jakie? - Chciałbym mieć imię. - A nie masz go? - zdziwiła się Amara. - Nie. Umarłem zanim ktoś zdążył mi je nadać. Widzisz... Można być całkowicie samotną osobą, ale jeśli ma się imię... Imię... To ostateczny dowód istnienia. Na to że kiedyś się narodziło. Że miało się matkę. Kogoś, kto chodź przez tą jedną jedyną chwilę nadawania imienia cię kochał... Jeśli nie ma się imienia, to tak jakby się nie nigdy istniało... - Ale ty istniejesz! I wiesz co? Moja miłość zdecydowanie wystarczy żeby ci nadać imię... Co powiesz na... - Nie pytaj mnie o zdanie - poradził jej szybko Anioł. - Dzieci nikt nie pyta... - Dobra. Nazywasz się „Wit”. Zadowolony? - Nawet nie wiesz jak bardzo - odpowiedział Anioł z uśmiechem. Nagle wstąpiła w niego nowa nadzieja. Zrozumiał, że stary dobry Stwórca, mimo upływu lat i dziwnego sposobu bycia jeszcze wie co robi. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |