DRUKUJ

 

Szerszeń.Zimna jak Sopel.Prolog.

Publikacja:

 08-01-11

Autor:

 panda78
PROLOG
Była juz 2 w nocy , ale John Tert, mimo że jego rodzice już dawno przewracali sie na dugi bok, nie mógł zasnąć.Patrzył beznamiętnym wzrokiem w sufit.
" Boże, gdybym wtedy nie zgodził się na propozycję Boba on i cała reszta moze jeszcze by żyli.Boże, co ja narobiłem!!"-myślał.Wstał.Ostatni raz tej nocy włączył telefon i jeszcze raz przeczytał smsa:
"Powiedz swoim kumplom żeby lepiej wyjechali z kraju bo ich znajdę i zabiję, ale tak żeby poczuli ból, taki sam jak ja czułam, kiedy się do mnie dobierali.TAMMY"
Próbował dzwonić do Tamary żeby przeprosic za wszystko, wytłumaczyć ...ale telefon milczał.
Wiedział, że w najlepszym wypadku , jeśli Tammy okaże mu litość, to on i pozostali będa kalekami do końca życia..
Pisał mnóstwo maili do dziewczynki, ale dostał w odpowiedzi tylko jednego : " Przeprosiny przyjęte.Myślałam, że jestes inny ale się pomyliłam.ICE miał rację.Jestes taki jak oni.
Nie szukaj mnie.Nie dzwoń do mnie.Jeśli kiedys przypadkowo cię spotkam, to zastrzelę jak psa.Nie widziałeś moich łez.Nie łykałeś ich.Nawet nie wiesz jak były gorzkie.Nie słyszałes mojego płaczu...Miałam to zostawic fachowcom, ale załatwię ich sama.Tak jak mnie nauczył ICE.Każdego z osobna.Ty zginiesz ostatni.I nie pisz że mnie kochasz.To ja Pokochałam ciebie.Kiedyś.Nie będzie więcej związków.TAMMY"
Nawet próbował innych sposobów.Dzwonił do Oliwii żeby przekonała Tammy, ze to nie wyjście, zeby próbowała z nia porozmawiac, ale...nic z tego.Tamara
wzieła swoje zabawki razem z ostrą amunicją i poszła.
Nikt nie był w stanie jej powstrzymać, nawet policja, czy wojsko.Tammy wtedy by po prostu rozwaliła całe miasto, załatwiła wojsko a i tak by ich dopadła.Prędzej czy później.Było tylko jedyne wyjście.Wyjechać tysiące kilometrów, najlepiej z kraju i liczyć na cud.Ale John nie wyjedzie.Nie teraz.Nie może tego tak zostawić.Liczy ze względu na miłe wspomnienia, uda sie ją przekonać, żeby przestała ot tak zabijac ludzi.Ale znał Tammy.Wiedział, że w tym wypadku odezwała sie w niej stara Tammy.Zimna, bezlitosna, bez uczuć, chciwa, nie zostawiająca śladów. Była taka jak wszyscy zawodowi mordercy.Dobrze wyszkolona,zawsze poważna, zabijała swiadków jeśśi trzeba było, nigdy nie chybiała.Nigdy jej się to nie zdarzyło.A Johnowi udało się na parę tygodni stworzyć z niej zwykłą dziewczynkę.Była wtedy śliczna.Okazała się mądra inteligentna i tak bardzo była w nim zakochana.A on...może uda się ja przekonac...Na poczatek zginął Bob.Dopadła go kiedy wysiadł z auta i szedł do budynku uniwerku.Dostał dwie kule.Z dachu.Pierwszą dostał w szyję, a kiedy zaczął się wykrwawiać i przyjechało pogotowie, dostał drugę.Śmiertelną.Prosto w mózg.Zanim policja weszła na dach, już jej nie było...
Potem był Frank.Ten zginął idąc ulicą i rozmawiając z nim przez komórkę..Ktos go dźgnął nożem w brzuch a potem poderżnął gardło.I tym razem żadnych śladów.
Zostało icj jeszcze razem z nim czterech.Są w śmiertelnym niebezpieczeństwie..

niedługo rozdział pierwszy.

Data:

 w trakcie

Podpis:

 Panda

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=42677

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl