![]() |
|||||||||
Pogromca |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
1 Mrok ,,Walczysz ze sobą nie z wrogiem..." Jean stał po środku ciemnego placu pod zakonem...miał zabijać. Zabijać...zabijać...myśl odbiła mu się echem w głowie. Nagle zza olbrzymiej fontanny wyskoczyło coś wielkiego. Orgin....nekromanta zaklęty przez samego siebie w kruka. Przeleciał tuż nad ramieniem Jeana by następnie zanurkować. Jean powoli dobył swojego dwuręcznego miecza z zakrzywionym ostrzem które delikatnie świeciło. Ciał...orgin przeleciał z dużą szybkością i okrążył go by zanurkować z drugiej strony. Jean zakręcił się w błyskawicznym piruecie i wykonał zamaszyste ciecie. Kruk znowu uciekł. Kolejne cięcie poprowadzone bardziej po łuku. Znów nic. Wyprowadził zwykłe dźgnięcie ale kruk zanurkował i przeleciał mu pod nogami. Jean poczuł , że zabije ptaka odcinając mu jedno skrzydło a nie głowę. Zaczekał......potwór pędził.....pędził.....pędził....pędził...pędził....cięcie. Skrzydło upadło na ziemię.....chwile potem upadł też właściciel...starszy człowiek w podartej szacie czarnoksiężnika...bez ręki. Nekromanta dobył swojej różdżki....... - AL KERDOR FA'!!! Wybuch światła zabił nekromantę. Z kościoła wybiegli zakonnicy. Przeor uśmiechnął się rzucając przed Jeana sakiewkę. - Proszę. - Nie jestem psem. - Tak...ale - Nie trzeba........wiem......my jesteśmy przeklęci...nie możemy brać złota w gołe ręce. - Hmm - Dziękuję. Miło się pracuje. Do widzenia. Szczęść Boże. Ojcze Pietre. 2 Jean Stał smętnie...pośród tłumu...w ręku trzymał tasak. Znów miał zabić. Był pogromcą. Miał na imię Jean...zabijał by przetrwać......dla profesji. Nie mógł zginąć. Nawet teraz wiedział to co wiedzieli magowie a nie ludzie. Ale nie mógł zginać. Był naszpikowany eliksirem niewidzialności i innymi proszkami magów. Tak...to by było marnotrawstwo...był ich maszyną do zabijania...gotowy do poświęceń...po to by zabijać...by trwać. By móc trwać. Stukot końskich podków. TERAZ!!!!!!!!!!!!! Skoczył wysoko i ciął. Źle...wypuścił z ręki tasak. Chwycił za łuk. Napiął cięciwę. Nie udało się...dobył sztyletu z cholewy. Rzucił nim. Trafił...poczuł ból w skroni...obudził się. - Jean zdradzasz się. - Co?! - Jesteś zdradzony przez myśli. W-ł-a-s-n-e. - Nie. - Spokojnie nie wydam Cię. A więc uważasz się za naszą maszynę. - Nie! - Nie musisz zaprzeczać... - Jestem... - Pogromcą... - Ale...to Twój nowy przydział. Orgin atakuje zakon. Twojego przyjaciela ojca Pietre. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |