DRUKUJ

 

śmierć

Publikacja:

 03-06-24

Autor:

 CleX
Żałosne. Tyle lat starań, nauki, uczuć, a teraz zwyczajnie zabił mnie samochód. Nie tego spodziewałem się od życia, myślałem zawsze, że skoro już tu jestem to po to by coś tu zmienić. Teraz, nic nie osiągnąłem i już nie osiągnę. Jak wiele chciałbym jeszcze zrobić? A ile z tego by się udało? Może lepiej, że nie żyję. Nie muszę się męczyć nad tym, co niekoniecznie by mi się udało. Szkoda mi tylko rodziców. Nie, oni by tego nie przeżyli. Boże. Co z nimi? Wiedzą już? Pewnie siedzą w domu, oglądają telewizję, zaraz zadzwoni telefon. I ktoś ze szpitala powie im, że ich syn nie żyje. Wyobrażam sobie, jak zareagują. Nie chcę tego, powinienem tam wrócić! No właśnie wrócić, ale dokąd? Jestem tu sam, w tej białej pustce, nie widzę siebie, nie tak to wszystko sobie wyobrażałem. O co tu chodzi? Czy nie powinienem z kimś porozmawiać? Na przykład z Bogiem. Tu jest tylko biała pustka. Oglądałem kiedyś taki film, w którym mówiono, że raj (jeśli to raj?) pozwala na zmaterializowanie sobie wszystkiego. Warto spróbować. Pomyślałem, złączyłem ręce(których nie widziałem, do chwili, gdy chciałem je złączyć), pomyślałem o biurku. Nie pojawiło się, i dobrze, bo myślałem o biurku, nie jako o biurku tylko jako słowo „biurko”. Teraz wyobraziłem sobie mocne, stabilne, biurko pod komputer. Wynurzyło się jakby ze mgły, tuż obok mnie, dokładnie tam gdzie utkwiłem wzrok, poczułem lekki podmuch. Rozochocony, chciałem jeszcze potworzyć, stworzyłem sobie komputer. Zaciekawiony włączyłem go chcąc zobaczyć, co na nim jest. Może jakieś boskie oprogramowanie? Nic nie było. Stworzyłem sobie komputer, jako obiekt, a nie jako narzędzie. Tym razem zrobiłem już inaczej, myślałem o tym, co mógłbym robić na tym komputerze. I udało się, znalazłem na nim każdy program, który był mi potrzebny. Ale z drugiej strony, coś mnie w tym zasmuciło. Czy to oznacza, że już nic nie będzie w stanie mnie zaskoczyć? Co to za życie, gdy zna się każdą sekundę, przed, w trakcie i po. Gdzie ryzyko? Wyzwanie. I jeszcze jedno, co z innymi ludźmi? Gdzie moi krewni, przecież moja ciocia też zmarła, i moja nienarodzona siostra. Rozejrzałem się jeszcze raz, biało. Trzeba coś z tym zrobić, w końcu spędzę tu całą wieczność. Może najpierw jakaś ziemia, dobra, pagórki, trochę gór, wielkie jezioro. Dajmy tu jeden drapacz chmur. Wieżowiec, będzie mi przypominał o tym, w jakich latach żyję, hmm.. żyłem. No, czegoś tu jeszcze brakuje. Zapach! Chcę czuć, te łaskotanie w nosie, które czułem w sklepach z butami. Dobra, znudził mi się ten zapach. Lepiej coś spokojnego, sosny. Nawet tu ładnie. Bardzo... delikatnie, harmonijnie, aż za. Nie, to nie dla mnie. No cóż muszę się przyzwyczaić, jakbym tu nie nazmieniał to i tak będzie coś nie tak.

Dwa lata w stosunku do wieczności to i tak za dużo, nie potrafię żyć w tej samotności. Bez ludzi, bez jakichkolwiek niespodzianek, bez zaskoczenia, bez ryzyka. Nawet problemy są potrzebne, dzięki nim jeszcze myślę, a teraz mym jedynym problemem jest „jak się stąd wydostać”. W głowie krąży pytanie, czy to naprawdę jest raj. Zaraz! Tutaj mogę wszystko, tak? Więc dlaczego po prostu nie wymyślę sobie drzwi, za którymi będzie moje rodzinne miasto. Drzwi, nieważne jakie, byleby miały klamkę i nie miały zamka. Są. Chwyciłem za klamkę, zastanawiałem się, co zobaczę po drugiej stronie. Kolejną białą pustkę, puste miasto z moich wspomnień, czy może to, co naprawdę chcę zobaczyć. Otworzyłem, zobaczyłem ulicę, znaną mi doskonale. W moją stronę jechał samochód, drzwi były właściwie bramą, więc samochód mógł przez nie śmiało przejechać. Ktoś odwiedzi mój raj, pomyślałem. Przeszedłem szybko przez drzwi, wszedłem na chodnik i odwróciłem pośpiesznie w stronę drzwi stojących na ulicy by zobaczyć jak kierowca w nie wjeżdża. Nie zobaczyłem Drzwi. Samochód, który widziałem należał do tych niewielkich, Deawoo Matiz, lub coś podobnego. Z drugiej strony wyjechała śmieciarka. Matiz, zamiast zwolnić i ominąć ciężarówkę przyśpieszył, kierowca Matiza miał spuszczoną głowę. Spał? Nie żył? Uderzył w śmieciarkę dokładnie w tym miejscu gdzie były drzwi. Z Deawoo nic nie zostało, śmieciarka zatrzymała się dopiero po pięciu metrach. Wszyscy stali naokoło i próbowali ogarnąć, co się właściwie stało. Już wtedy zdałem sobie sprawę, co zrobiłem i jaki to miało skutek. Ten człowiek zginął w chwili, gdy przeszedłem przez drzwi. Równowaga. Zabiłem go. Stałem tam cały czas, gdy przyjechała karetka i policja. Gdy usiłowano wyciągnąć ciało z samochodu, przyjechała straż pożarna ze sprzętem. Policja odgoniła gapiów, ja nie odszedłem, nikt mi nic nie powiedział. Wtedy jeszcze nie zwróciłem na to uwagi. Zabiłem. Człowieka, niewinnego, obcego. Z kolejnego samochodu policyjnego, który właśnie podjechał wybiegła młoda blada kobieta, makijaż pod oczami rozmazany był od łez, podbiegła do dwóch pielęgniarzy, którzy właśnie ładowali ciało do karetki. Zapewne wezwano ją by rozpoznać ciało, dowód osobisty nie jest przecież stuprocentowym oświadczeniem tożsamości. Gdy zbliżyła się na odległość metra, jeden z mężczyzn rozpiął zamek, kobieta, zakryła twarz i płakała. Zaczęła krzyczeć, wzniosła ręce ku niebu. Tak, miała racje, mogłem tam zostać. Jakiś policjant objął ją, lekarz wyszedł z karetki i dał jej w plastykowym kubku jakiś środek, ona chwyciła kubek w rękę i ścisnęła tak, że cały popękał a biały płyn ściekał po ręku na asfalt.

Cierpiałem, jak nigdy dotąd. Co szkodziło mi pożyć w tym raju. Wtedy nikt by nie zginął. Nie wiedziałem, co zrobić, chciałem zobaczyć moich rodziców. I co ja im powiem? Cześć, zginąłem, ale powróciłem i przy okazji zginął przeze mnie człowiek. Byłem ciekaw ich reakcji, co zrobią, co powiedzą? Gdy doszedłem do domu, było już ciemno, światła były zgaszone, wszyscy spali. Drzwi były zamknięte, zastanawiałem się czy tutaj też mogę stworzyć sobie klucz. Mimo starań, nic się nie pojawiło. Poszedłem od strony kuchni. Zapaliłem światło nad ladą. Usiadłem przy stole kuchennym. I co ja im powiem? Moi rodzice byli bardzo konserwatywni, pewnie wystarczyłoby im powiedzieć, że zmartwychwstałem. Miałem jeszcze siostrę, gdy wpadłem pod samochód miała siedem lat, więc teraz miała już z dziewięć. W ogóle to Ola była trochę chora umysłowo, bała się chodzić w niektóre miejsca, mimo, że było tam jasno i nigdy nikt jej nie skrzywdził. Czasem w nocy krzyczała, lub biegała po domu jakby przed czymś uciekała. Wiele razy starałem się znaleźć jakiś sens w tym, co robiła, ale nigdy nie mogłem tego sobie rozjaśnić. Lekarze mówili, że to jej przejdzie, że to jakiś wymysł dzieciństwa. Ale tak naprawdę, sądziłem, że oni po prostu sami nie wiedzieli, co jej naprawdę było. Nie chciałem wchodzić do nikogo, żeby nie dostali jakiegoś zawału serca, bo zobaczyli „ducha”. Zresztą nie miałem na tyle odwagi. Me rozmyślania przerwała Ola, która podeszła do lodówki i wyciągnęła mleko. Nie widziała mnie, siedziałem w cieniu.
-Cześć. -powiedziałem. Odwróciła się, upuściła mleko. Spodziewałem się, że zaraz ucieknie. Nie uciekła. Schyliła się po pudełko od mleka, uśmiechnęła się i powiedziała.
-Wiedziałam, że tu przyjdziesz. Tylko, dlaczego tak długo?
-Co? - zamurowała mnie jej reakcja. Nigdy nie widziałem jej uśmiechniętej, a teraz...
-Tęskniłam za tobą, gdy byłeś przy mnie to przynajmniej starałeś się. Oni -pokazała palcem na schody wiodące do sypialni rodziców- tylko posyłali mnie od lekarza do lekarza.
-Ola, nie dziwisz się? Nie pytasz, co ja tu robię?
-Czekałam na ciebie, ciocia też przyszła, ale po paru dniach znikła.
-A, co z Ewą, moją nienarodzoną siostrą?
-Kim?
-Ewa. Rodzice nic ci o niej nie mówili?
-Oni mają mnie za czuba.- Wstałem chciałem ją przytulić, tak dawno nie miałem styczności z drugą osobą. Gdy zobaczyła jak rozchylam ramiona zaczęła się śmiać. Znieruchomiałem.
-Co ty chcesz zrobić?
-Jak to, co? Chcę cię objąć.
-.... ha ha, ty nic nie wiesz! Nie możesz.
-Jak to?
-Ty nie żyjesz!- Nie zwróciłem na te słowa zbytniej uwagi i kontynuowałem. Moje ręce przepłynęły przez Olę jakby była z wody. - nie możesz nikogo dotknąć, ani z nikim rozmawiać, nikt cię nie widzi.
-Ale przecież ty mnie widzisz!
-Jak wszystkich zmarłych!- zginął przeze mnie człowiek, straciłem raj, sprawiłem ból nieznanej kobiecie, a teraz nawet nie mogę pomówić z rodzicami.- Ale opowiadaj, jak tam jest?
-Gdzie?
-No tam, gdzie byłeś te dwa lata. Piekło? Raj? Nazwij to jak chcesz.
-Przez mój powrót nie żyje niewinny człowiek.- przeszyła mnie swymi głębokim ciemnymi oczami, które widziały więcej niż się kiedykolwiek mogłem spodziewać.
-To kara. Nie podobało ci się w raju...
-Skąd to...
-Postanowiłeś wrócić, a teraz już nie wrócisz.
-Jak to?
-Zabiłeś. To nie pozwoli wrócić ci zpowrotem.- usiadłem, wpatrywałem się w podłogę. W całej kuchni wyłożone były kafelki, ciemno niebieskie.
-Mogę przecież porozumieć się z rodzicami przez ciebie- zaśmiała się.
-Naprawdę myślisz, że mi uwierzą? Oni sądzą, że jestem chora.
-To co mam teraz zrobić?- oddawałem swój los w ręce dziewięciolatki.
-Czujesz głód?
-Nie
-To nie jedz.- schowała mleko do lodówki, i poszła do siebie. Znała mnie, jak nigdy, chciałem być teraz sam. Nie pojmowałem tego wszystkiego, łzy ciekły mi po policzkach. Lecz gdy spadały na ziemię, znikały. Chciałem tylko powrócić do domu, w tym nie było nic złego. A teraz, myślałem, nie mogę nic, poza istnieniem i to też... rozpłakałem się.

Siedziałem tak, aż usłyszałem dzwonek, to był budzik. Dźwięk dochodził z sypialni. Nie byłem już tak załamany, pomyślałem, że skoro moja siostra jest chora, to, to nie musi być prawdą. Mama weszła do kuchni. Wyglądała znacznie gorzej niż ta z mojej pamięci, była blada, trzymała w ręku papierosa. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek paliła. Miała worki pod oczami. Wyciągnęła z szafy jakieś tabletki i drżąc, połknęła dwie. Wzięła głęboki wdech i usiadła przy stole. Naprzeciwko mnie. Patrzyła na mnie w milczeniu.

-Mamo.
Nie zareagowała. Utkwiła wzrok na dymiącym papierosie. -Synku, gdybyś to widział to byś się przewrócił w grobie- uśmiechnęła się ironicznie. Tabletki, przeczytałem plakietkę. To był, z tego, co zrozumiałem, lek antydepresyjny. Mamo, to było dwa lata temu, aż tak bardzo załamałaś się moją śmiercią? Wszedłem po schodach sypialni, aby zobaczyć ojca. Nie było go tam. W łóżku leżał inny mężczyzna! Kto to był? Co się stało z ojcem? Przyglądałem się siedzącemu na łóżku, powolnie wstającemu mężczyźnie. Był szczupły, wręcz wychudzony, Miał siwą brodę i łysinę ustępującą włosom pola jedynie w okolicach uszu. Poszedł do łazienki, kulał na lewą nogę. W domu panowała odpychająca cisza. Powróciłem do matki. Przyglądałem się jej dokładniej. Szybko zauważyłem szramy po wewnętrznej stronie lewego nadgarstka. To na pewno nie były ślady po zegarku. Czyli było aż tak źle. Pocałowałem ją w policzek, wiedziałem, że to niemożliwe, ale potrzebowałem tego. Gdy odsunąłem się, ona podniosła dłoń do policzka, poczuła, pomyślałem. Po chwili wstała i zamknęła okno. Nie poczuła. Odszedłem w stronę pokoju siostry. Nie spała, ubierała się.

-Wyjdź stąd!
-Daj spokój, ja nie żyję!
-To nic nie znaczy.- wygrała. Musiałem poczekać aż się ubierze i wtedy dopiero spytałem ją o ojca.
-Zabili go.
-Kto? Gdzie?
-To był podobno przypadkowy napad, w dwa tygodnie po twojej śmierci. Matka wytrzymywała jakoś, póki znajdowała pociechę w ramionach ojca. Gdy i on zginął... pękła. Biedna mama.
-A ten człowiek, który spał z nią w sypialni?
-Nie spał z nią, on pilnuje aby znowu nie próbowała, a śpi na kanapie obok łóżka.
-Kto to jest?
-Oj, męczysz mnie tymi pytaniami. Oni się denerwują, gdy słyszą jak rozmawiam z kimś, kogo nie ma. Idę do szkoły, pójdziesz ze mną? Podpowiesz mi na sprawdzianie.
-Jak to podpowiesz? Przecież ty zawsze byłaś taka uczciwa!?
-Czasy się zmieniają, poza tym to nie jest oszustwo, bo nikogo nie rani.
-A co z tymi, którzy się nauczyli i piszą z własnej woli?
-Nikt im nie każe.
-Oni nie mają takich zdolności jak ty.
-To ich problem, idziesz czy nie?- Nie miałem zamiaru się sprzeczać, w domu też nie chciałem zostać. Zbyt przykry to był widok. Szkoła znajdowała się jakieś pięćset metrów od domu, rodzice bali się posyłać Olę do szkoły gdyż uważali, że sobie nie poradzi z zawiścią rówieśników. Ale jak widać jednak poszła do szkoły. Gdy oddaliliśmy się od domu na tyle, by nie było go widać Ola wyjęła z torby papierosy.
-Co ty robisz?!
-Tylko mi nie mów, że wszystko powiesz mamie. -zaczęła się śmiać, załamywałem się tym co widziałem na każdym kroku. Matka sypia z obcym mężczyzną, ojciec nie żyje, a Ola zachowuje się jak nigdy przedtem. Nie chciałem już niczego komentować co do tych papierosów. To jej sprawa. Doszliśmy do szkoły, towarzyszyłem Oli podczas dwóch pierwszych lekcji. Na matematyce miała sprawdzian, pomogłem jej, ale tak naprawdę to nie pomogłem, lecz dyktowałem ,liczba po liczbie, rozwiązania. Nie ciekawiło mnie to zbytnio. W pewnym momencie wyszedłem, myślami byłem wciąż w domu. Nigdy bym nie przypuszczał, że to wszystko tak się potoczy. No właśnie. Moja matka zawsze była wesoła. To ona wspomagała mnie przy niepowodzeniach, znajdowała najtrafniejsze rozwiązania najtrudniejszych problemów. Jak mogła się tak stoczyć? Mój ojciec. Zawsze ostrożny i przezorny. Setki razy ostrzegał mnie, abym miał się na baczności na przykład na dworcu, abym pilnował swoich rzeczy itp. Zapisał się nawet na specjalny kurs samoobrony. Ola nie wykazywała chęci do zdrowienia, wydawało się, że na zawsze pozostanie chora. Choć i tak radziła sobie najlepiej. Rozejrzałem się wokół siebie, ludzie byli szarzy. Okolica też. Zdałem sobie sprawę z czegoś strasznego

To piekło!!! Tak było od samego początku. Nawet wtedy, w raju, to wszystko piekło.

Data:

 2000

Podpis:

 CleX

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=371

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl