dziewczyna znikąd |
|||||||||
|
|||||||||
nadeszła znikąd krawędzią plaży patrzyła w morze na zachód słońca krzyczały mewy że cud się zdarzy że to tęsknota na jawie śniąca oczy przejrzyste pełne wołania urzekające uduchowione szklące gorączką oczekiwania chore z miłości w dal zapatrzone stała w namiętnych tęsknot urodzie i przyzywała nie przywołane i przyszło słońce lśnieniem po wodzie i zachwycone oczarowane musnęło ręką i na ramiona przez chmur witraże harfą promieni spadła dziewczynie chusta czerwona płonące frędzle sięgnęły ziemi ulotna zwiewna nieziemska prawie w purpurze ognia na brzegu stała sacrum boskości śniące na jawie w sprofanowanej świątyni ciała |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |