Ostatnia mowa nekromanty |
|||||||||
|
|||||||||
Dzieci nocy, diabły, wiedźmy, strzygi Mroczne elfy, chimery, słudzy ciemności Wy, co knujecie mroczne intrygi Wydostańcie mnie z trumiennej nicości! Wiarę straciłem, straciłem wszystko Bóg mnie opuścił; ukarany za czary Teraz śmierci ust jestem już blisko Uciec od niej pomóżcie mi mary! Chcę żyć wiecznie, za granicą życia Chcę żyć w nocy, przed słońcem się ukrywać Chcę znać uczucie osocza picia Chcę zagadki nieśmiertelności odrywać Pragnę jak lisze wiedze zdobywać Jak wąpierz, który porzucił ziemskie życie Być jak diabeł, tożsamość swą skrywać I jak ghul, jedząc ludzi żyć w niebycie Nie boję się stawić czoła pustce I także swe serce rozedrzeć na strzępy I tak martwym stanę się już wkrótce Nie będą mnie drażnić życiowe występy A właśnie życie sprawiło mi ból Zadało cios poprzez piękne uczucie Wiele razy brałem do ręki sznur Lecz wahałem się, w sercu czułem kłucie Coś mnie trzymało, umrzeć nie dało Anioł, który zstąpił na ziemie z nieba Piękne jego oczy, piękne ciało Czułem, że potrzebuje go tak jak chleba Nie pamiętam wcale jej imienia Ale była bardzo młodziutką dziewicą Chciała pozbyć się dziecka-brzemienia Więc śmiało pożywiłem się jej macicą Krzyczała bardzo, gdy szpik jej ssałem Gdy mięso od kości starannie dzieliłem Gdy nagie stopy do ust wkładałem I dłonie zębami kunsztownie mieliłem Gdy jej piersi czule dotykałem W oczy zapłakane głęboko patrzyłem Gdy językiem jej język macałem Wtedy do mnie dotarło, że ją zraniłem Co mnie pchnęło do tego strasznego Czynu? Jaka moc omamiła umysł mój? Może użyłem zmysłu chorego? Lecz i tak potem wrzuciłem jej resztki w gnój Wtedy na jej ochłapach wyrósł kwiat Kwiat szlachetny i królewski, kwiat różany Czy to był od bogów ukryty znak? Który mówił bym przez świat był pogardzany? Czy także miał przypomnieć mi imię Najcudowniejszej istoty tu na świecie? Wiem przecież to ja ponoszę winę Lecz mimo to koszmary ciągle się drzecie Nie dacie zasnąć, co? Co to wam da? Prosiłem was tyle razy, lecz mimo to Pająk pajęczynę szaleństwa tka Nadal w moim sercu czai się zło! Pogardzam światem , pogardzam ludźmi Chcę wyzbyć się wszystkich uczuć z życia mego Jak zwierz, co w zabijaniu się trudzi Pozbędę się wszystkich cnót dla dobra Twego! Wskrzeście ją! Wskrzeście nikczemne zmory! Albo uczyńcie mnie jednym z hordy waszej Także macie miłosne amory Co są bliskie do miłości naszej Dobrze o tym wiem, że ją skrzywdziłem Lecz to z zazdrości mój umysł zżerającej Wiem też, że bardzo źle uczyniłem Lecz to z mej miłości do niej gorejącej Zostałem nekromantą, wiedziałem Iż moc tajemna i nikczemna się przyda Bowiem anioła w mym śnie widziałem, Którego zabiłem; ziemia go już skrywa O martwe zwłoki, które chodzicie O mgliste duchy co na wietrze pływacie Stwory o świńskiej głowie; ujrzycie Wkrótce światło co w sobie skrywacie Albowiem nie ma stworów nikczemnych Rodzicieli nocy pokrytych bliznami Także brak mocy dziwnych, tajemnych Okultystów z ,,lewymi rękami’’ Koniec był dla mnie gdy jej życie skończyło Otaczać moje-kawał lodowca Cudownych chwil z nią tak wiele było Hełm próżności zabrał wszystkie do grobowca Ani się zgodzicie istoty chytre, Ćmy plugawe z moim spostrzeżeniem Lecz teraz ostatnią łzę już wytrę Idę już, idę spotkać się...z przeznaczeniem |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |