Heca w tramwaju |
|||||||||
|
|||||||||
Wrocław, 5 marca 1984 Wypluł zęby, wyrzygał się krwią i wyszedł z tramwaju. Po drodze kilka osób zaczepiło go, proponując pomoc albo wezwanie karetki. Sepleniąc kazał im iść do diabła. Na schodach stracił przytomność. Uderzył głową o beton, prawdopodobnie pękła mu potylica. Żył jeszcze, gdy sąsiadka powiedziała: - Dobry Boże... Nazajutrz miał awansować w biurze. W następnym tygodniu odebrać talon na samochód, za miesiąc spłacić ostatnią ratę za pralkę. Za pół roku jego żona miała urodzić bliźnięta, jeśli wierzyć USG. Za rok wygrałby bańkę w toto-lotka. I tak dalej. Ale nic z tego. Nici, jak to się mówi. A jest przecież napisane w każdym tramwaju, tuż za motorniczym i na co trzeciej szybie. "Podczas jazdy proszę trzymać się uchwytów lub poręczy." |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |