ŁZY |
|||||||||
|
|||||||||
ŁZY Siedział zgrabiony. Głowę schylił a twarz ukrył w dłoniach. Do uszu jego docierał leciutki szum. Pod nim a właściwie u jego stóp było jezioro. Widział je jakby rozmyte, dalekie. Gdy spoglądał na jego taflę widział w niej nie swoje odbicie a coś zupełnie innego. Zima, pada śnieg jak to o tej porze roku. Dwoje młodych ludzi idzie chodnikiem obok ruchliwej ulicy z pędzącymi samochodami podążającymi w sobie wiadomym kierunku. Jest ciemno – późny wieczór. Mijający ich przechodnie nie widzą zamyślonych twarzy obojga. Zatrzymali się, spojrzeli na siebie i bez słowa weszli do pobliskiej kawiarni. Siedzą w milczeniu sącząc krwisto czerwone wino. Ukradkiem, przelotnie, smutnymi oczyma, patrzą na siebie nie chcąc natrafić na wzrok partnera. Wiosna i ławki stojące pomiędzy drzewami. Idą przytuleni patrząc czule na siebie. Usiedli na jednej z ławek. On wstaje a po chwili klęka przed nią coś mówi i całuje jej dłoń. Szczęśliwi tulą się czule. Wiosna trwa nadal a oni idą razem przez łąki , lasy, pola. Plecaki rzucone na trawę ledwo widać w świetle ogniska. Śpiew wielu osób i woń palonego igliwia. Siwy dym ozdobiony iskierkami unosi się ku gwiazdom. Przyjemny zapach siana i ta upojna, niepowtarzalna noc. Jasny diament znalazł właściciela. Tak jest dobrze. Jedna postać dwojga splecionych ludzkich ciał. Lato, jezioro i namiot stojący ja jego brzegu. Miliony gwiazd są niemymi świadkami. ONA i ON, ON i ONA – jedna nierozerwalna całość. Pochylają się ku sobie w bladym świetle księżyca i ……… . Ciemność – nie ma nawet własnego odbicia. Wstał, wziął ścierkę i nie pozostał najmniejszy ślad po jeziorze. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |