DRUKUJ

 

Promyk słońca latem czterdzistego trzeciego

Publikacja:

 03-06-16

Autor:

 powietrze
"I wasze gwiazdy, o zdobywcy młodzi,
w ciemnościach pogasną znów!..."
(Adam Asnyk "Do młodych")


„Nic się panu nie stało?” – pomogła mu podnieść się z ziemi - „Niech mnie pani nie dotyka!” – pobiegł w bramę, zakrywając twarz. Kala wsiadła na rower i pojechała dalej. Tylko jej mina była już trochę markotna. Kala każdego dnia przemierzała w te i z powrotem 35 kilometrów, by dostać się do szkoły. Nie chciała jeździć pociągiem, bo na stacjach kolejowych często były łapanki. Jednak dziś to nie była taka zwykła droga do szkoły. Na bagażniku roweru tej ładnej siedemnastoletniej dziewczyny, w koszu pod tornistrem z książkami i popielatą szmizjerką znajdowała się radiostacja Batalionów Chłopskich. Kala miała ją przewieźć do siedziby BCh w Radomiu.
„Kala”, zdrobnienie od „Kaliny” 1), była pseudonimem młodziutkiej Kazimiery Lenarczykówny, która do Batalianów Chłopskich trafiła zupełnie przypadkiem. Ojciec jej, Stanisław ps. „Kasztan” 2), był jednym z czołowych działaczy BCh na ziemi kozienickiej. Nie chciał on nigdy narażać swej żony ani małoletnich jeszcze dzieci, więc nie włączał ich w sprawy BCh. Lecz kiedy został inspektorem rejonu z miastem Kozienice oraz okolicznymi wsiami, w domu zaczęli pojawiać się różni goście i zaczęły być w nim omawiane bardzo ważne sprawy. Kala zaśmiała się na samą myśl. Jedno z takich spotkań schowana pod łóżkiem Kala podsłuchała, a że na spotkaniu poruszane były tematy najwyższej wagi, postanowiono włączyć dziewczynę do organizacji. Kala jak na swoje niecałe 17 lat wykonywała przydzielone jej zadania w sposób nad wiek dorosły i odpowiedzialny,.
Wiosna 1943 roku była nadzwyczaj piękna i słoneczna. Kala, jadąc polnymi drogami, uśmiechnęła się do słońca. Przez chwilę zupełnie zapomniała, jak ważną rzecz wiezie i co jej grozi, jeśli za chwilę jakiś żandarm zastąpi jej drogę, rzuci popielatą szmizjerkę na ziemię, pobawi się trochę przy zamku i krzyknie do niej głośno i wyraźnie: „Hände hoch!”

„Dom Lenarczyków stał się od początku okupacji przystanią dla wszystkich ludzi podejmujących walkę z okupantem. Mieszkanie „Kasztana” i jego sympatycznej małżonki było zawsze miejscem odpoczynku i trafnych uwag na temat walki z okupantem, a także możliwości przetrwania okropnych dni niewoli. (...) „Kasztan” nigdy nie wypuścił człowieka z domu z pustym żołądkiem. Zawsze siałem ogromne spustoszenie na stole. Znikały jak w czeluściach całe talerze smacznej jajecznicy lub dzieże kwaśnego mleka.”
(fragment pochodzi z książki Bronisława Nowacia ps. „Jesion” – „Wspomnienia z lat wojny i okupacji” wyd.Radom1998)

Ta sama kuchnia. Rok 2002. Siedzę przy stole i jem kanapki z serem i keczupem. Dziadziu obok w milczeniu kroi cebulę. „Stasiu – płacze z sąsiedniego pokoju babcia – „Staszku, chodź, chodź do mnie, chodź do mnie na chwilę”. Dziadziu spokojnie wstaje z miejsca i idzie do pokoju. „Co się dzieje, Kaziu?”. Babcia ma złamane obie nogi i nie może ruszyć się z łóżka. Już tak od wakacji. Czasami, jak przyjedzie wujek, to wsadzimy ją razem na wózek, podwieziemy ją do okna, żeby mogła popatrzeć na dziadziowy ogródek, czasami pojedzie nawet do kuchni, wtedy – jak mówi – to już prawdziwa podróż. Ale na ogół całymi dniami leży. Babcia ma ostoperozę i trudno o to, żeby jej się te kości dobrze zrosły. „Staszku... Wy tylko teraz kłopot macie ze mną... Staszku, ja nie mam siły dalej żyć!...”. Dziadziu zamyka drzwi do kuchni, żebym nie słyszała. Spuszczam głowę. Ten ostatni kęs jakoś nie przechodzi mi przez gardło.

Babcia często opowiadała nam, swoim wnuczkom, historie z czasów wojny. Czasem były one zabawne i głośno się śmialiśmy. Czasem, szczególnie te opowiadane późnym wieczorem, gdy czekało się w kolejce na łazienkę, były bardzo smutne i tragiczne i wtedy babcia bardzo często płakała. Pierwszą historią, a raczej „historyjką”, którą pamiętam, była opowieść o „gosposi”. Podczas wojny pradziadkowie zatrudniali do pomocy w gospodarstwie młodego chłopaka. Jednak pewnego dnia okupanci wydali rozkaz, iż wszyscy mężczyźni muszą opuścić swe gospodarstwa. Pradziadek musiał opuścić dom, jednak wiedział, że same kobiety ze wszystkim sobie nie poradzą, więc postanowiono, że chłopaka tego zostawią. Za każdym razem, gdy Niemcy odwiedzali dom babci, parobka przebierano za kobietę. Tak się więc stało, że gosposia ta niezwykle Niemcom się spodobała i postanowili, że zabiorą ją do siebie, na koniec wsi, gdzie mieściła się ich kwatera. Okupanci podobno dziwili się, bo po jakimś czasie na twarzy „gosposi” pojawił się męski zarost... Chłopak ten długo po wojnie, gdy mama była małą dziewczynką, przyjechał do babci. Dziękował i wyznał, że przez ten cały czas na zabój się w babci kochał. Mama mówi, że pamięta, jak babcia po tej wizycie płakała.
Wtedy to się wszyscy w babci kochali! Babcia mówi, że to była nawet taka moda na kochanie się w niej. Nawet mały Franuś Gorzkowski na wizytę u Lenarczyków ubierał najlepszy krawat. Bracia postawili babci koło domu siatkę i huśtawkę. W niedzielę zbierała się tam cała okoliczna młodzież. Grali w siatkę, czasami urządzali na polu ogniska lub przygotowywali i wystawiali patriotyczne przedstawienia. Podchodzę do okna. Teraz na miejscu huśtawki jest zraszacz do trawy. Oglądam stare fotografie Babcia była najładniejsza ze wszystkich dziewcząt i na wszystkich zdjęciach starała się wejść jak najwyżej: czy to na trzepak, czy na drzewo. Teraz nie może nawet wstać z łóżka.
Na zdjęciach widzę mnóstwo twarzy. Pięknych, młodych, dzielnych, walecznych. Twarzy ludzi, którzy już przeminęli. Ich czyny, ich uczucia, ich emocje. Promyk słońca latem czterdziestego trzeciego, zapach ogniska na polu i dźwięk śpiewanych przy nim piosenek. Głosy tych ludzi i lekkie muśnięcia ręki. Dotykam całą dłonią czarnych stron albumu. Na tym zdjęciu jest Władek Kołdej. Był on lotnikiem, marzył o tym od dziecka. Kochał się w kuzynce babci, która podczas wojny mieszkała u niej. Latał nad polem i zrzucał kuzynce babci drobne podarunki. Babcia mówi, że latał tak nisko tym samolotem, że wszystkie krowy się rozbiegały...! Zestrzelili tego chłopaka zaraz na początku wojny.

Zaraz tu obok jest przyjaciel babci – Kazik Boryczka. Wydawało mu się, że tam, za Wisłą, to już wolna Polska. Przepłynął więc tam. Nie znał on się zupełnie na tej całej polityce, nie obchodziły go te wszystkie AK-a i AL.-e. Poznał on tam za Wisłą dziewczynę i bez pamięci się w niej zakochał. Mówił babci, że skoro los obdarował go taką miłością, na pewno będzie dla niego litościwy. Wrócił tu jeszcze, na naszą stronę, a AK od razu go zaczęło ściągać na rozmowy i namawiać, by przystąpił do nich. A Kazik zupełnie się na tym nie znał! Liczyła się dla niego tylko jego ukochana. Ślub z nią brał za Wisłą. Tajni, posądzając go o szpiegostwo, wywlekli go zaraz po ceremonii, brutalnie pobili, maltretowali i zabili.

A przecież to wszystko Polacy! I tu i tam za Wisłą. I ci chcą walczyć o niepodległości Polski, i ci. Babcię wzywali do Krakowa, wypytywać, co robi jej ojciec, w jakiej jest organizacji. „I co, babciu, im mówiłaś?” – „Jak to co? Prawdę. Mówiłam, że przecież ojciec przed wojną był patriotą, więc i podczas wojny walczy o ojczyznę, którą kocha. Dziwili się wtedy, że z AK, a ojczyznę kocha.” Pradziadka często podczas wojny na noc zabierali, bili go, wracał w tragicznym stanie. Kazik Boryczka, babci przyjaciel, gdy żył jeszcze, jak zobaczył, kogo przywlekli, rozpłakał się z bezsilności i powiedział, że zwątpił we wszystko, skoro oskarżają tak dobrego człowieka, którego znał przecież jeszcze sprzed wojny. „Później po wojnie ojcu w Bezpiece oferowali pozycje, ale ojciec odpowiedział im, że nie dla pozycji przecież walczył, tylko dla ojczyzny. Mnie też zabronił się do czegoś takiego zapisywać.” Pradziadek mówił, że gdy tam pojechał, ludzie z Bezpieki uśmiechali się do niego i podawali mu ręce. Pradziadek rozpoznał wśród nich twarze ludzi, którzy podczas wojny bili i maltretowali go po nocach.

Dotykam ręką chropowatej powierzchni okładki bordowego pamiętnika. Biorę go do ręki. Na podłogę wypada z niego pożółkła kartka. Spięta jest zardzewiałą agrafką. „Jedyna pamiątka” – napisane babci pismem. W środku znajduje się zasuszony jaskier i pośpiesznie, lecz z uczuciem wypisanych na papierze kilka wierszy. Babcia nie znała jego imienia. Wiedziała tylko, że jego pseudonim to „Dziewiąty”. „Dziewiąty” był jednym z partyzantów oddziału „Bilofa”, którzy prawie cały rok spędzali w lesie, zaś podczas zimy przetrzymywał ich pradziadek w swoim gospodarstwie. Jego postać była nawet w oddziale – wśród najbliższych mu ludzi – owiana pewną tajemnicą, szczególnie jego pojawienie się w oddziale. Odnalazł on niewiadomo w jaki sposób kryjówkę partyzantów w lesie i oznajmił, że chce się do nich przyłączyć 3). Był to chłopak bardzo młody, na oko najwyżej osiemnastoletni, trochę porywczy i nadpobudliwy 4). Jednak „Dziewiąty” naprawdę chciał walczyć. Gdy wymagała tego sytuacja, swoją porywczość trzymał na wodzy i zawsze był posłuszny dowódcy. W śliczniutkiej Kali zakochał się, gdy po raz pierwszy ją ujrzał. Jednak widział, iż bardzo podoba się ona „Bilofowi”, więc przez jakąś dziwną lojalność wobec dowódcy, starał się o niej nie myśleć. Kala szanowała i podziwiała „Bilofa”, jednak tak naprawdę kochała się w „Dzięwiątym”. „Och, jak on mi się podobał! Tak mi się podobał!” – mówi babcia ze łzami w oczach po sześćdziesięciu latach. „Bilof” jako dowódca mieszkał w domu, zaś reszta oddziału spała w stodole. Kala znajdowała sobie cały czas okazje, żeby pójść do stodoły: czy żeby coś zanieść, czy żeby zapytać, czy czegoś nie potrzebują. „Dzięwiąty” zginął, zasłaniając własnym ciałem swego dowódcę „Bilofa” przed wycelowaną w niego niemiecką kulą 5). Babcia długo po jego śmierci nie mogła się pozbierać, całymi dniami płakała. Jej przyjaciel – Kazik – dowiedział się dla niej, że „Dziewiąty” pochodził z Pionek, gdzie cały czas mieszka jego matka. Babcia jeździła do niej, by jej pomóc. Na wojnie zginęło dwóch starszych braci „Dziewiątego”. Matka chciała uchronić swe ostatnie dziecko przed podobnym losem, ale patriotyzm i chęć walki za ojczyznę rozrywały serce młodego chłopaka. Uciekł on z domu i przystał do oddziału partyzanckiego.

Przez dom Lenarczyków przewijały się wielkie postacie tego czasu i przetrzymywali się tu znani bohaterowie. Jedną z takich osób był Bolesław Krakowiak ps. „Bilof” 6) – dowódca partyzanckiego oddziału BCh z terenu ziemi kozienickiej. Pradziadek był jego przyjacielem, doradcą i autorytetem. Do niego też zwrócił się też z problemem dotyczącym niesłusznego według niego rozkazu. Dzień później „Bilof” już nie żył 7). Niewiele osób wiedziało, z czyjego pistoletu pochodziła raniąca go w plecy śmiertelna kula. Niewiele osób też wiedziało, jak brzmiał wydany mu rozkaz. Tym nielicznym na wiele lat zabroniono mówić o tym, jak było naprawdę. Nieprawdziwą, lecz podaną do wiadomości wersję, przez lata rozpowszechniały książki i pisma na temat wojny. Czytaliśmy je z zaciśniętymi zębami. Teraz już można głośno mówić o tym, jak było naprawdę. „Bilof” dostał rozkaz, by nie przepuszczać nikogo z AL.-u na naszą stronę Wisły, a jeśli ktoś przedrze się mimo zakazów, zastrzelić go. Wiedział, że będzie wiązać się to z zabijaniem swoich rodaków. Wiedział, że będzie to tak odległe od tego, jak pragnął walczyć za ojczyznę. Płakał pradziadkowi w ramię. „Jednak rozkaz to rozkaz” – myślał. Wiedział doskonale, jaka kula trafiła go w plecy. Wiedział, od jakiej kuli ginie. Wiedział, jaka była to kula. Polska.

Babcia podczas wojny zdała małą maturę i ukończyła pierwszą klasę liceum. Po wojnie dokończyła liceum, a potem studiowała polonistykę oraz dziennikarstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Mówi, że myślała, że będzie pisarką i opisze wszystko to, co zdarzyło się podczas wojny. Zaraz po studiach babcia wyszła za mąż, urodziła czwórkę dzieci, zaczęła chorować i nigdy swoich wspomnień w rezultacie nie spisała.

Jak babcię przywozili ze szpitala, to był jakoś wczesny ranek. Karetka była umówiona, mama załatwiała poprzedniego dnia. Wujek Wojtek przywiózł z Radomia materac przeciwodleżynowy, o którym czytała ciocia Zosia. Ja z moją siostrą cioteczną Izą z samego rana wysprzątałyśmy pokój, wywietrzyłyśmy pościel i naszykowałyśmy babci tę różową piżamkę, którą tak lubi. Wujek Staszek z Maćkiem pomagali położyć babcię na łóżko. Ciocia Ela z ciocią Jolą znalazły stary kubeczek z wieczkiem, w którym by można podawać babci picie tak, żeby się nie zalała, a Łukaszek obkręcił w babci stronę telewizor. Kasia przystawiła taboret zaraz koło łóżka, a pod taboretem ustawiła koszyk z drutami i niedokończonym wełnianym bezrękawnikiem. Dziadziu poprawił babci poduszkę.

Kozienice, grudzień 2002




Babcia zmarła 8 stycznia 2003 roku. A wraz z nią tak wiele: emocje, wydarzenia i ludzie, którzy żyli w jej pamięci. I ten promyk słońca latem czterdziestego trzeciego. Jednakże na pogrzebie w kościele trzeba było dostawić cały rząd krzeseł. A wszyscy mówią, że mam babci oczy. I tak samo jak ona chcę zostać pisarką.



Przypisy:
1) o „Kalinie” wspomina Bronisław Nować „Jesion” w książce „Wspomnienia z lat wojny i okupacji” wyd. Radom 1998 na str. 128
2)o charakterze i typie działalności „Kasztana” pisze Bronisław Nować „Jesion” w książce „Wspomnienia z lat wojny i okupacji” na str. 126 (inne wzmianki o „Kasztanie” w książce Józefa Abramczyka ps. „Tomasz” „Partyzanci z Kozienickiej Puszczy” na stronach 62 i 109)
3) o pojawieniu się „Dziewiątego” w oddziale BCh pisze Józef Abramczyk w książce „Partyzanci z Kozienickiej Puszczy” wyd. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1971 na stronie 128.
4) o wyglądzie i charakterze „Dziewiątego” pisze Józef Abramczyk w książce „Partyzanci z Kozienickiej Puszczy” na stronie 127.
5) o śmierci „Dziewiątego” pisze Józef Abramczyk w książce „Partyzanci z Kozienickiej Puszczy” na str. 133. (inne wzmianki o „Dziewiątym” na stronach: 89, 91, 92, 94, 95, 96, 101, 129, 130, 131, 132, 134, 162, 164, 167, 168, 169, 204 oraz Bronisław Nować „Jesion” w książce „Wspomnienia z lat wojny i okupacji” na stronie 209)
6) „Bilof” jest jednym z głównych bohaterów książki Józefa Abramczyka „Partyzanci z Kozienickiej Puszczy”, Bronisław Nować „Jesion” w książce „Wspomnienia z lat wojny i okupacji” pisze o nim wielokrotnie.
7) o śmierci „Bilofa” dość niejasno piszą Józef Abramczyk „Tomasz” w książce „Partyzanci z Kozienickiej Puszczy” na stronach: 248-250 i Bronisław Nować „Jesion” w książce „Wspomnienia z lat wojny i okupacji” na stronach: 141 i 213.


Data:

 przełom 2002/03

Podpis:

 powietrze

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=244

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl