bez tytułu |
|||||||||
|
|||||||||
1. Gdzie zaczyna się ta historia? Bo przecież każda opowieść ma swój początek. Ale historia jego życia nie zaczyna się wcale początkiem jego życia, gdyż tak na dobrą sprawę zaczyna się jakieś dziesięć minut później. 13 lutego 1986 rok. Około godziny 21.30. Po obwodnicy prowadząca przez „wieczne miasto” Rzym mknie Zielony Mercedes, poważnie naruszając przepisy drogowe. Na liczniku raz po raz wskazówka dochodzi do 150 km/h. W środku mocno zdenerwowany, brodaty mężczyzna, którego na pierwszy rzut oka można bez trudu wziąć za Włocha. Ale tak naprawdę był Polakiem. Strasznie śpieszył się do domu, chociaż wiedział dobrze, że nie zdąży już na narodziny swego pierworodnego dziecka to i tak nie zdejmował nogi z gazu. Jego głowę zaprzątała teraz tylko jedna myśl. To będzie chłopiec czy dziewczynka? Jak dziewczynka to damy jej na imię Kasia. Po mojej babce. A jak chłopiec? No właśnie, a co jeśli to będzie chłopiec... Z tego rozmyślania wyrwał go dzwonek telefonu. To już? Odebrał. - Halo? Halo? Edek? – Odezwał się głos w słuchawce. To brat jego żony. A więc już... - Tak. Mów, bo nie mogę się doczekać! – Wykrzyknął. - Masz syna. - O boże! – Był szczęśliwy. I zagapił się na chwilę, tylko na chwilę, ta chwila wystarczyła. - Hej? Słyszysz mnie? Słyszysz? Halo? – Nie było odpowiedzi... 14 lutego 1986 rok. Pokój szpitalny. Matka otwiera oczy. Jest szczęśliwa, że już po wszystkim. Teraz czeka tylko aż przyniosą jej tego małego człowieczka, przez którego tak strasznie się wczoraj męczyła. Rozprostowując obolałe kości zauważa, że na stoliku tuż przy łóżku obok telefonu znajduje się pilot od telewizora. Włącza pierwszy program, na którym akurat lecą wiadomości. W tym momencie rozlega się dźwięk telefonu. To pewnie on. Odbiera. Nie, to nie on. To jej matka. - Jak się czujesz? – Pyta zatroskana. - Nigdy nie było lepiej – odpowiada z przekonaniem. - Więc nasza rodzina wzbogaciła się o kolejnego mężczyznę? – Pyta rozradowana. W tej chwili świeżo upieczona matka spogląda w telewizor. Jak przez mgłę dochodzą do niej słowa spikera i obrazy, które emituje urządzenie. Katastrofa w Rzymie... O mój boże! Wielki karambol na obwodnicy wiecznego miasta... Nie boże! Proszę cię! Nie! A wszystko spowodowane prawdopodobnie przez obywatela naszego kraju rozmawiającego przez telefon NIE! To nie może być prawda! Ale to prawda. Na ekranie pokazuje się obraz zniszczonego zielonego Mercedesa. Zaczęła rozpaczliwie płakać i zasnęła... Niestety już nigdy się nie budząc. Chłopakowi dano na imię, zgodnie z wolą matki, Mateusz. Po śmierci rodziców zaopiekowała się nim siostra ojca wraz z jej mężem. Mateusz mieszkał u nich, dostawał jedzenie, mógł się uczyć i normalnie żyć. Zawsze podkreślał, że byli dla niego „w porządku”, że dawali mu wszystko, Ale nie dali mu najważniejszej rzeczy, miłości. Starali się, ale jak to mówią „dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane”. Po prostu nie czuli potrzeby rozmawiania z nim, czasem po prostu przytulenia i powiedzenia kilku miłych słów, ale przecież byli tylko jego opiekunami i nie zastąpią mu prawdziwych rodziców. W każdym razie tak myśleli. I chodź życie już na samym początku dało mu w kość a i potem go nie oszczędzało to zawsze zachowywał spokój i dobry humor. Przyjaciele często mówili, że niepotrzebnie trzyma to wszystko w sobie, że lepiej by było żeby się wyżył, wyrzucił to z siebie. I jak się później okazało mieli rację. 2. Ciepłe wiosenne popołudnie. Mateusz przechadza się po pustym szkolnym korytarzu. Właściwie nie powinno go tu być gdyż skończył lekcje dobre kilka godzin temu i gdyby wiedział o tym strzegący wejścia do szkoły ochroniarz to pewnie już by go tu nie było. Przechadza się tam i z powrotem dla zabicia czasu. Czeka na nią już kilkanaście minut i powoli zaczyna tracić cierpliwość. Wyciąga z kieszeni swój Motorolkę by sprawdzić ile jeszcze do dzwonka, który w tym samym momencie swym donośnym głosem przeszywa powietrze. Chowa telefon do kieszeni i podchodzi pod drzwi sali polonistycznej. Jeszcze chwila i ona wychodzi, łapią się za ręce i wychodzą, jak najdalej stąd. Najpierw idą na rynek, potem do parku a na końcu odprowadza ją do domu. Standardowy plan dnia. Ale w końcu jest szczęśliwy, bo ma z kim porozmawiać o wszystkim, ma komu okazać uczucie i ten ktoś to odwzajemnia. Tak mu się wtedy wydawało... 3. Wieczór tego samego dnia. Jak co dzień o tej porze wujek pozwalał mu korzystać z Internetu na jego komputerze. Włączył maszynę i po chwili zalogował się na GG. Po chwili pojawiła się tam też ona. I jak prawie co dzień zaczęli rozmawiać, na wiele różnych tematów, a to o jego kumplach a to o jakimś nauczycielu. A to o jakiejś nowo przeczytanej książce czy obejrzanym filmie. Nigdy nie wyczerpali wszystkich tematów. I z dnia na dzień był coraz bardziej zakochany, prawie pewny, że to ona jest tą jedną jedyną. Była uosobieniem jego ideału, w każdym razie wtedy tak myślał, bardzo inteligentna, oczytana i po prostu bystra. I kochał ją. Może zbyt szybko, zbyt mocno i może niepotrzebnie jej to wtedy wyznał. Powiedział, że mu na niej zależy, że jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego i że... ją kocha. To były duże słowa... może zbyt duże. Może popełnił błąd, a może to stałoby się i bez jego ingerencji. W każdym razie stało się... 4. Następny dzień wyglądał bardzo podobnie jak poprzedni. Szybko minęły mu lekcje i znów, jak co dzień czekał na nią przed szkołą. I zjawiła się punktualnie, jak zwykle, tyle że tym razem była jakaś dziwna. - Co się stało? – Zauważył to od razu. - Musimy porozmawiać, poważnie porozmawiać. – Rzuciła mu, złapała go za rękę i poszli razem w stronę parku, tego parku do którego codziennie chodzili. Doszli na miejsce i usiedli na ławeczce. Tego dnia była piękna wiosenna pogoda, ptaki śpiewały, słońce pięknie przygrzewało a w pobliskiej piaskownicy bawiło się stadko dzieci. Usiadła obok niego i trzymając go za rękę powiedziała: - Posłuchaj Mateusz, muszę powiedzieć ci cos bardzo ważnego. I nie chcę żebyś to źle zrozumiał. Może wydać ci się to co teraz powiem trochę dziwne, ale... muszę ci to powiedzieć. Nie możemy się więcej spotykać... - Ale... dlaczego? - Bo widzę jak się zaangażowałeś a ja po prostu... po prostu cię nie kocham. Myślałam, że to przyjdzie, ale jednak tak się nie stało. Przepraszam. – Oznajmiła. I siedzieli tak w ciszy przez kolejnych kilka minut. On wpatrzony w ziemię nie myślał o niczym, wciąż huczało mu w głowie „to koniec... Nie kocham cię!” - Chodź, odprowadzę cię do domu – Zadeklarował i poszli. Przez całą drogę przepraszała go i prosiła o wybaczenie. A on, sam nie wiedząc dlaczego nic jej nie powiedział, nie krzyknął, nie dał znać jak bardzo mu zależy. Po prostu powiedział rozumiem... dobrze zrobiłaś mówiąc mi to. Ale to były kłamstwa, nic nie rozumiał, jedyne o czym myślał to dlaczego?, Przecież nie zrobił nic złego, starał się. Sam nie zauważył, kiedy doszli do jej domu, rzucił jej tylko cześć! I odszedł. Ale nagle zdał sobie sprawę, że nie ma do kogo wrócić, więc postanowił nie wracać. Pierwszy raz myślał o czymś takim, nigdy wcześniej nie miał żadnych skłonności, ale teraz od razu udał się na most, który przechodził nad jedyną w jego mieście rzeką. Stanął na krawędzi i skoczył... 5. Otwiera oczy. Gdzie ja jestem? Znalazł się przed jakimś strasznie dziwnie wyglądającym budynkiem. W sumie to sam nie wiedział co w nim takiego dziwnego, przecież bardzo przypominał jego szkołę. Sam nie wiedział, co spodziewał się ujrzeć, bo nigdy nie zastanawiał się czy po śmierci jest jakieś inne życie, ale wśród wielu teorii, które słyszał na pewno nie mieściło się coś takiego. Co mógł zrobić? Wszedł do środka. W drzwiach przywitała go dziwna persona. Dziwna? Przecież codzienni w wielu miejscach spotyka się takich ludzi, ubranych w starą i przetarta niebieską „kufajkę” i trzymających w ręku pęk kluczy. Jednym słowem woźny. Gdy podszedł bliżej Mateusz zauważył na jego prawej piersi mały napis „Św. Piotr”. Nie mogąc uwierzyć przetarł oczy i spojrzał jeszcze raz, z tym samym skutkiem. Więc jednak trafiłem do nieba? Woźny zawołał go po imieniu i gdy chłopak podszedł do niego zauważył, że jest teraz na korytarzu szkolnym, bliźniaczo podobnym do tego, na którym zawsze czekał. Woźny podszedł do drzwi z napisem „Radujcie się i weselcie” i otworzył je. Wskazał skinieniem ręki żeby chłopak wszedł do środka i tak właśnie zrobił. Za drzwiami znajdował się kolejny korytarz, tym razem pomalowany na niebiesko. Na ścianach zauważył portrety wielu świętych, oraz innych znanych i powszechnie lubianych ludzi, z których rozpoznał mi. Matkę Teresę. Na końcu korytarza znajdowały się kolejne drzwi z takim samym napisem jak poprzednio, a obok nich na ścianie dostrzegł coś na kształt domofonu. Św. Piotr zadzwonił i rzucił do słuchawki Gabryś... Znaczy Gabriel! Chodź, już czas! Po chwili drzwi się otworzyły i wyszedł z nich przystojny wysoki mężczyzna, ku zdziwieniu Mateusza ubrany w odświętny mundur RAF-u, taki sam, jaki widział na ostatniej lekcji Historii. Z srebrnymi skrzydełkami na piersi. Razem udali się w drogę powrotną. I gdy znów znaleźli się na tym samym korytarzu szkolnym co poprzednio klucznik otworzył kolejne drzwi, na których z kolei napis głosił „Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wchodzicie”. Nie mógł sobie przypomnieć skąd to zna. Znów znalazł się w wąskim korytarzu, ten z kolei pomalowany był na czerwono, a po chwili odczuł znaczący wzrost temperatury. Tutaj na ścianach też ujrzał rząd portretów, wśród których bez trudu rozpoznał Stalina, Hitlera i innych zbrodniarzy. Przez chwilę patrzył na posadzkę i dostrzegł tam coś bardzo dziwnego, mianowicie na każdej płytce znajdował się napis typu chciałem dobrze albo zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy czy starałem się. - Co to? – Spytał - Dobre chęci... nie słyszałeś o tym? - A więc to prawda... Znów doszli do identycznych drzwi jak te poprzednio, z tym, że te były czerwone. Woźny nacisnął na dzwonek i szybko oderwał palec, widocznie guzik był gorący, po czym powiedział do mikrofonu Mefisto, jeśli naprawdę musisz to chodź. Już czas! Po chwili wyszedł z drzwi wysoki mężczyzna z długimi włosami w skórzanej kurtce Hell’s Angeles. Wyszli przez te same drzwi, przez które weszli i gdy byli już wszyscy w komplecie woźny odszedł. W tym samym momencie jednocześnie odezwali się obaj „aniołowie”. Gabriel wskazał ręką by diabeł rozpoczął. - To wszystko jest dla ciebie bardzo dziwne,ale to standardowa procedura... - Nie owijajmy w bawełnę tylko przejdźmy od razu do konkretów... - No więc skończyłeś ze sobą. Ale to nie do końca twój koniec – Powiedział Mefisto i zaśmiał się ze zdania, jakie mu wyszło. - Według paragrafu 3 punkt 4 kodeksu zmarłych... - Biurokrata... - No więc możesz zadać nam jedno pytanie. I każdy z nas musi odpowiedzieć ci na nie prawdę. Po tym zadecydujesz czy chcesz wrócić na ziemię... - ...Czy pozostać tu na zawsze. Znaczy, że najpierw będzie sąd, a potem piekło... - ... Albo niebo. Przemyśl sobie dobrze, o co chcesz nas zapytać. Wrócimy tu za godzinę. I został sam. A bardzo potrzebował teraz kogoś z kim mógłby pogadać. No, ale ma teraz zadanie, musi wymyślić jakieś dobre pytanie. Takie, po którym gdy pozna prawdę będzie wiedział, co zrobić... Myślał, myślał i wymyślił. - No i jak tam? Wymyśliłeś już coś? – Tym razem zaczął anioł. - No w sumie tak – wydukał Mateusz. - No to wal - Zapytam po prostu „czy jeżeli wrócę będę szczęśliwy”? - Dobre pytanie... - Masz racje. - Nie odpowiem ci na nie. Lepiej ci coś pokażę. 6. Na dworze trwa w najlepsze zamieć śnieżna. Dwie postacie w ciepłych kurtkach i z osłoniętymi od śniegu twarzami przedzierają się przez zaspy. Wyższa wskazuje mniejszej jeden z domów przy tej ulicy i razem podchodzą do niego, spoglądają przez okno do środka. Naprzeciw nich stoi wigilijna choinka a obok, przy wigilijnym stole siedzą cztery osoby. W jednej z nich Mateusz rozpoznaje siebie, z tym, że o jakieś 15 lat starszego. Jest tam jeszcze jakaś kobieta i dwójka dzieci. Mężczyzna spogląda w okno i przez moment Mateuszowi wydaje się, że go zobatrzył, ale zaraz odczytuje ze swoich własnych ust jest już pierwsza gwiazdka, chłopaki sprawdźcie czy Mikołaj już coś przyniósł! Dzieci szybko biegną w stronę choinki i zaczynają oglądać ją ze wszystkich stron w poszukiwaniu prezentów, a w tym czasie Mateusz wstaje od stołu, łapie żonę za rękę i przenoszą się na kanapę. Młodsze z rodzeństwa chwyta jedną z paczek, rozrywa opakowanie i z radości biegnie do ojca, chwyta go za szyję i dziękuje. Wystarczy! Teraz moja kolej!. To samo miejsce, ale teraz jest chyba wiosna. Trudno to określić, bo jest ok. trzeciej w nocy, ale mimo to na ławeczce przed tym samym domem siedzą znowu dwie postaci. Nagle Mateusz zauważa, że z drugiego końca ulicy idzie w ich stronę jakach postać, a raczej stara się iść, od razu widać, że jest pod wpływem jakiegoś środka, pewnie alkoholu. Ku własnemu zdziwieniu chłopak rozpoznaje w tym zapijaczonym mężczyźnie siebie. Mężczyzna podchodzi do drzwi domu, wyciąga z kieszeni pęk kluczy i stara się trafić jednym z nich do dziurki. Po kilku nieudanych próbach daje sobie spokój i kładzie się na trawniku przed domem. Po chwili drzwi domu się otwierają i wychodzi z nich ta sama kobieta co poprzednio, tylko może kilka lat starsza, w towarzystwie dwóch chłopców każdy w wieku około dziesięciu. Mężczyzna podnosi się z trawnika i pokracznym krokiem kieruje się do domu, ale drzwi zagradza mu żona. - Znowu to zrobiłeś! A obiecałaś, że już nigdy! Jaki przykład dajesz dzieciom? - Dzieci w to nie mieszaj. I wpuść mnie k#### do domu! - W takim stanie nigdzie nie wejdziesz! - Zamknij się k####. To mój dom i mogę wchodzić, kiedy chcę! Kobieta przepuszcza go i razem z dziećmi ucieka do środka. Jego starsza wersja wchodzi i trzaska za sobą drzwiami. - Wystarczy. Chodźmy stąd! – Prosi chłopiec. - Nie... Jeszcze nie teraz... Musisz widzieć wszystko! – Diabeł jest nieustępliwy. Pstryka palcami i już... I już są w środku. Dzieci przerażone stoją na schodach w każdej chwili gotowe do ucieczki, a ich matka siedzi w kuchni i płacze. Sprawca całej awantury podchodzi do swych dzieci, rozpościera ramiona i pyta Nie przywitacie się ze starym? Już na to za duzi jesteście? Przerażone rodzeństwo ucieka do swojego pokoju na piętrze i zamyka drzwi na klucz. Rzucają cię na łóżka, ale żadne z nich tej nocy już nie zaśnie i każde będzie słuchać, co dzieje się na dole. Mężczyzna rozgląda się w około i dostrzega żonę płaczącą w kuchni, więc podchodzi do niej i w pokraczny, pijacki sposób stara się ją pocieszyć. - Nie płacz kochanie. Przepraszam za wszystko. Wiesz, że to już ostatni raz. – Mówi i kładzie jej rękę na ramieniu. - Nie dotykaj mnie – Rzuca mu zapłakana żona i odpycha go. - Nigdy więcej tak do mnie nie mów dziwko! – I z tymi słowami uderza ją w twarz. Potem idzie do sypialni, kładzie się na łóżko i zasypia. Teraz już wystarczy. Wracamy... 7. Znów jest na tym samym korytarzu co poprzednio. Towarzyszą mu wysłannicy piekła i nieba. To nie mogła być prawda, on by czegoś takiego nie zrobił, pewnie jest w tym jakieś oszustwo, przecież piekło zawsze kłamie. - Czy to wszystko była prawda? – Pyta zrozpaczony. - Tak – Odpowiadają jednocześnie. - Teraz musisz wybrać... - Czy wolisz pozostać tu i czekać na sąd na swoim życiem... - ... czy wrócić na ziemię i dalej żyć swoim życiem. - Przyjdziemy tu za godzinę. Nie ma pojęcia co robić, bo chociaż widział, że sam będzie szczęśliwy, widział też że spowoduje łzy i nieszczęście u innych. A tego nie chciał. Siedzi i rozważa wszystkie możliwości. A co jeżeli dadzą mnie do piekła? W swoim doczesnym życiu nie odznaczał się jakąś religijną gorliwością, a do kościoła chodził tylko dlatego że tak robił jego wujek. Podjął decyzję. Zostanie tutaj i nikt nie będzie przez niego płakał, co najwyżej on sam. Ale w tej samej chwili przez okno wpada na do tej pory słabo oświetlony korytarz kilka promieni światła. Zauważa, że zbliża się już koniec czasu, bo widzi, że oni już nadchodzą. Nagle w swojej głowie słyszy głos Tylko od ciebie zależy, jaki będziesz w życiu i co ze swoim życiem zrobisz. To, co oni ci pokazali to tylko dwie z wielu opcji. Ty możesz to wszystko zmienić. Czyj to głos? Czy on zaczyna wariować? Nie ma czasu na takie rozważania, bo oni już nadeszli. - Podjąłeś decyzję. – Diabeł nie pyta. On stwierdza fakt. - Tak. Proszę odeślijcie mnie z powrotem. - Ha, wiedziałem – Ucieszył się anioł. - K#### - Plugawo przeklął diabeł. – Znowu wygrałeś. - Po tych słowach jednocześnie pstryknęli palcami. Obraz mu się zamazał... 8. Budzi się i zauważa, że leży na moście chwilę przed tym jak zdecydował się skoczyć. Wstaje, otrzepuje się i schodzi z tego przeklętego mostu. Idąc do domu zastanawia się czy to był sen czy nie. W każdym razie więcej tego nie spróbuje, bo po prostu nie warto. Przeżyje swoje życie dobrze i będzie szczęśliwy, ale jego bliscy też tacy będą. Spogląda w niebo i uśmiecha się... |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |