DRUKUJ

 

Narzędzie zbrodni

Publikacja:

 05-05-10

Autor:

 Elanor
występują:

Wuj Alfreda
Ciotka Alfreda
Hans von Schwarzenwurst
Dziunia (służąca)
Detektyw Bełkot
Doktor Wiktor
Sierżant


Wydarzenia rozgrywają się na terenie dużej wiejskiej rezydencji.


AKT I

W jadalni przy stole siedzą Ciotka Alfreda, Wuj Alfreda i Hans von Schwarzenwurst.

Wuj Alfreda:
Dlaczego Alfred nie zszedł na śniadanie?

Ciotka Alfreda:
Nie mam pojęcia. Pewnie znowu zaspał. Ciagle siedzi po nocach w tym internacie, czy jakmutam. Jakieś nieszczęście z tego będzie, ja wam to mówię. Kiedyś nie było tych komputrów i wszyscy byli zdrowi, a teraz wystarczy popatrzeć na dzisiejszą młodzież, wszyscy bladzi jak podbrzusze śniętej ryby, sportu nie uprawiają, do kościoła nie chodzą, tylko siedzą przed komputrami i słuchają jakiejś szatanistyczniej muzyki, że aż normalnym ludziom głowa pęka. Przed wojną coś takiego byłoby nie do pomyślenia.

Wuj Alfreda:
Ależ moja droga...

Ciotka Alfreda:
Ty go nie broń! Nie dosyć, że ten twój bratanek może nas w każdej chwili stąd wyrzucić, to jeszcze zatruwa mi życie tymi strasznymi hałasami. Ale sprawiedliwość zatriumfuje i kiedyś spotka go kara za wszystkie moje nieszczęścia. Ja wam to mówię.

Wuj Alfreda:
Ależ moja duszko, jakie nieszczęścia?

Ciotka Alfreda:
Już ja dobrze wiem jakie. Ty też się przekonasz, jak w końcu wylądujemy w przytułku.

Wuj Alfreda:
W jakim znowu przytułku?

Ciotka Alfreda:
Albo nas stąd wyrzuci, albo sprowadzi na ten dom karę boską, zobaczysz, tak czy siak, to się źle skończy.
(płacze)

Wuj Alfreda:
(szeptem)
Moja droga, uspokój się, nie wypada tak przy gościu...
(głośno)
Panie Hansie, cóż to, nie ma pan apetytu?

Hans von Schwarzenwurst:
Rzeczywiście, jakoś nie mam...
(do siebie)
Ciekawe, dlaczego?
(uśmiecha się szyderczo)

Do jadalni wpada roztrzęsiona Dziunia.

Dziunia:
Proszę pana, proszę pana! Pan Alfred... Pan Alferd... Chyba coś mu się stało... Siedzi przed komputerem z głową na biurku. A głowę to ma całą we krwi...

Ciotka Alfreda:
A nie mówiłam?


AKT II

W salonie - Wuj i Ciotka Alfreda siedzą na kanapie, Hans von Schwarzenwurst na fotelu. Dziunia stoi przy drzwiach.
Wchodzą Detektyw Bełkot i Doktor Wiktor.

Detektyw Bełkot:
Niestety państwa obawy sprawdziły się. Pan Alfred niewątpliwie został zamordowany. Ma roztrzaskaną głowę. Bedę musiał zadać państwu kilka pytań.

Wuj Alfreda:
Oczywiście, proszę pytać.

Detektyw Bełkot:
A więc przede wszystkim: kiedy ostatni raz widzieli państwo denata?

Wuj Alfreda:
Ja przy kolacji, około ósmej wieczorem.

Ciotka Alfreda:
Ja również. Mówiłam mu...

Wuj Alfreda:
Nie teraz, moja droga. Panów to nie interesuje.

Detektyw Bełkot:
Przeciwnie, proszę pana, nas interesuje wszystko. Proszę mówić.

Ciotka Alfreda:
Mówiłam mu, że już doprowadził mnie do ciężkiej choroby, a wkrótce z pewnością doprowadzi mnie do śmierci tymi dzikimi rykami, których słucha. I żeby nie myślał, że tak łatwo się nas stąd pozbędzie, bo chociaż to jego dom, to my mamy pełne prawo tu mieszkać. I niech sobie nie myśli, że nie wiem, co tu się wyrabia za moimi plecami. Obraza boska. A on w ogóle mnie nie słuchał, tylko wstał i poszedł do siebie. Żadnego szacunku dla starszych. No i proszę, jak to się skończyło.

Wuj Alfreda:
(spogląda w sufit, udaje, że nie słyszy)

Detektyw Bełkot:
(notuje)
I później już go państwo nie widzieli?

Wuj Alfreda i Ciotka Alfreda wyjątkowo zgodnie:
Nie.

Detektyw Bełkot:
(do Hansa von Schwarzenwurst)
A pan?

Hans von Schwarzenwurst:
Po kolacji poszedłem do biblioteki. Alfred tam był, słuchał muzyki. Rozmawialiśmy trochę o muzyce, o naszych ulubionych płytach, trochę o książkach i o komputerach. Alfred był wielkim entuzjastą internetu i potrafił spędzić na buszowaniu w sieci całą noc. Zresztą właśnie przez internet się poznaliśmy. Siedzieliśmy w bibliotece do jakiejś dziesiątej, a potem rozeszliśmy się do swoich pokoi.

Detektyw Bełkot:
Rozumiem.
(notuje)
Czy później ktoś jeszcze widział pana Alfreda żywego?

Dziunia:
Ja... ja zaniosłam mu herbatę... siedział jak zwykle przy komputerze, słuchał muzyki.

Detektyw Bełkot:
Która to była godzina?

Dziunia:
Nnno... myślę, że wpół do dwunastej.

Detektyw Bełkot:
Czy był sam? A może coś w jego zachowaniu albo wyglądzie zdziwiło panią?

Dziunia:
Był sam i wyglądał jak zwykle.
(płacze)

Detektyw Bełkot:
(notuje)
Dziękuję państwu na razie.


AKT III

Biblioteka. Na fotelach siedzą Detektyw Bełkot i Doktor Wiktor.

Detektyw Bełkot:
Więc kiedy nastapił zgon, Wiktorze?

Doktor Wiktor:
Moim zdaniem około pierwszej. Kilka silnych ciosów w głowę. Ale, nietypowo, ciosy zostały zadane w czoło i twarz, a śladów jakiejkolwiek walki brak. A przecież skoro został uderzony z przodu, musiał widzieć napastnika. Dlaczego się nie bronił?

Detektyw Bełkot:
Właśnie, mnie też to zastanawia. Rozumiem, że mógł nie słyszeć, jak ktoś wchodzi do pokoju, miał słuchawki na uszach. Ale potem musiał go zobaczyć. Ale... mówimy "go"... a czy tego nie mogła zrobić kobieta?

Doktor Wiktor:
Jak najbardziej mogła. Ciosy były silne, ale nie przekraczały możliwości przeciętnej kobiety.

Detektyw Bełkot:
Czyli wszyscy są podejrzani.
(wzdycha)
Musimy z nimi jeszcze porozmawiać.
(wstaje, wychodzi na korytarz)
Panno Dziuniu, proszę poprosić tu panią domu.
(wraca na fotel)

Wchodzi Ciotka Alfreda. Siada na fotelu.

Detektyw Bełkot:
Muszę zadać pani jeszcze kilka pytań. Pani chyba nie lubiła pana Alfreda. Dlaczego? Czym się pani naraził?

Ciotka Alfreda:
Tylko patrzył, jakby się nas stąd pozbyć! To znaczy mnie i mojego męża. Ale przede wszystkim mnie. Bo ja dobrze wiedziałam, jakie bezeceństwa wyprawiał. Z tą Dziunią. I z tym całym Hansem na pewno też. I słuchali tej wstrętnej szatanistycznej muzyki, wszystko po to, żeby mnie wpędzić do grobu. I Bóg raczy wiedzieć, co jeszcze robili. Na przykład tydzień temu zginął mój ukochany kotek, to na pewno była sprawka Alfreda.

Detektyw Bełkot:
(notuje)
Co robiła pani po kolacji?

Ciotka Alfreda:
Poszłam do sypialni. Najpierw słuchałam radyja, a potem poszłam spać.

Detektyw Bełkot:
Czy ktoś może to potwierdzić?

Ciotka Alfreda:
(obrażonym tonem)
Oczywiście. Mój mąż.

Detektyw Bełkot:
Dziękuję pani bardzo. Proszę łaskawie poprosić tu do nas męża.

Ciotka Alfreda wychodzi majestatycznie, wchodzi Wuj Alfreda.

Detektyw Bełkot:
Co pan robił między kolacją a śniadaniem?

Wuj Alfreda:
Byłem w sypialni. Najpierw czytałem książkę, a potem spałem. Jak zwykle.

Detektyw Bełkot:
Czy ktoś może po potwierdzić?

Wuj Alfreda:
O ile moja żona raczyła zauważyć moją obecność, to na pewno potwierdzi.

Detektyw Bełkot:
Dziękuję panu.

Wuj Alberta wychodzi.

Detektyw Bełkot:
Muszę zrobić sobie przerwę. Poza tym chyba trzeba jeszcze raz obejrzeć miejsce zbrodni. Ciało już zabrane?

Doktor Wiktor:
Tak. Możemy iść.

AKT IV

Pokój Alfreda. Na biurku komputer. Obok leży duża ilość płyt. Biurko i klawiatura we krwi. Przy drzwiach stoi Sierżant. Wchodzą Detektyw Bełkot i Doktor Wiktor.

Detektyw Bełkot:
Sierżancie, czy wszystkie ślady już zabezpieczone?

Sierżant:
Tak jest.

Detektyw Bełkot podchodzi do biurka. Ogląda płyty.
Przygląda się komputerowi i zakrwawionej klawiaturze. Siada i zaczyna przegladać pliki Alfreda.

Detektyw Bełkot:
Podejdź tu, Wiktorze. Zobacz, to chyba jest ostatnia rzecz, jaką napisał denat... zastanawiające...

Doktor Wiktor:
(czyta)
u9ldkfmblosa[RFP-8UXC B']05tibm
ncbni0p4uklQ{pso [nb;sa'
xcvjniwypQI
nvehtiqoqoiwoety859039567-=30`1z'
Co to ma być? Jakiś szyfr?

Detektyw Bełkot:
Mam już pewną koncepcję. Ale muszę jeszcze zadać kilka pytań, żeby się upewnić.
Sierżancie, zawołajcie tu tę służącą.

Sierżant wychodzi, wchodzi Dziunia.

Detektyw Bełkot:
A więc przyniosła pani panu Alfredowi herbatę około wpół do dwunastej, tak? Był tu sam i wszystko wyglądało normalnie?

Dziunia:
Tak. A... pan Alfred jak zwykle siedział przy komputerze ze słuchawkami na uszach i rozmawiał z kimś przez internet.

Detektyw Bełkot:
Czy wie pani z kim?

Dziunia:
Nie.

Detektyw Bełkot:
Czy korzystała pani czasem z komputera pana Alfreda?

Dziunia:
Bardzo rzadko. W domu jest tyle roboty, nie miałam na to czasu. Ale zdarzało się. Ale tylko za jego zgodą i w jego obecności.

Detektyw Bełkot:
Czy miała pani romans z panem Alfredem?

Dziunia:
Kto to panu powiedział... No oczywiście... przed tą wiedźmą nic się nie ukryje. Zresztą to nie był zwykły romans. Tydzień temu się zaręczyliśmy. A za trzy miesiące miał byc ślub.
(płacze)
Co teraz ze mną będzie?
(płacze jeszcze bardziej)

Detektyw Bełkot:
(czeka dłuższą chwilę, aż Dziunia się uspokoi)
No no. Niech się pani nie załamuje.
Proszę teraz poprosić tu pana Hansa von Schwarzenwurst.

Dziunia wychodzi, wchodzi Hans von Schwarzenwurst.

Detektyw Bełkot:
Powiedział pan, że poznał pan pana Alfreda przez internet. Kiedy to było i kiedy poznaliście się osobiście?

Hans von Schwarzenwurst:
W sieci poznaliśmy się około pół roku temu i od razu poczuliśmy do siebie sympatię. Ale osobiście pierwszy raz spotkaliśmy się dopiero przed tygodniem, kiedy tu przyjechałem.

Detektyw Bełkot:
Dlaczego pan Alfred pana tu zaprosił?

Hans von Schwarzenwurst:
Na początku nie wiedziałem, dlaczego. Dopiero kiedy przyjechałem, Alfred powiedział mi, że zamierza zaręczyć się z Dziunią i chciałby się z kimś podzielić radością. Na entuzjazm ze strony rodziny nie miał co liczyć.

Detektyw Bełkot:

A jak pan się zapatrywał na ten związek? Ciotka pana Alfreda wspomniała, że coś panów łączyło.

Hans von Schwarzenwurst:
(spuszcza głowę)
Nic nas nie łączyło. Niestety... Rzeczywiście, miałem pewne nadzieje... próbowałem... ale zaręczyny Alfreda z Dziunią wszystko rozwiały. A mogło być tak pięknie...

Detektyw Bełkot:
Czy podczas pobytu tutaj korzystał pan z komputera denata?

Hans von Schwarzenwurst:
Nie, nie było takiej konieczności. Przyjechałem tu z laptopem, a w pokoju gościnnym jest podłączenie do internetu.

Detektyw Bełkot:
Po wyjściu z biblioteki poszedł pan do swojego pokoju. To właśnie ten pokój gościnny, jeśli dobrze rozumiem. Czy wychodził pan stamtąd przed śniadaniem?

Hans von Schwarzenwurst:
Nie.

Detektyw Bełkot:
Rozumiem. Dziękuję panu. Niech pan będzie tak dobry i poprosi wszystkich, żeby zebrali się za pół godziny w salonie.


AKT V

W salonie.

Detektyw Bełkot:
Poprosiłem tu państwa, ponieważ wiem już kto, jak i dlaczego zamordował pana Alfreda. Kluczem do rozwiązania tej zagadki okazał się komputer.

Jak już państwu wiadomo, śmierć pana Alfreda nastapiła około godziny pierwszej w nocy na skutek kilku silnych ciosów zadanych w twarz i czoło. Każdy z was był podejrzany.

Ciotka Alfreda:
No ja sobie wypraszam!!! Jak pan śmie?

Detektyw Bełkot:
Szanowna pani, po prostu wszyscy mieli możliwość zabicia pana Alfreda i dopóki nie wpadłem na właściwy trop, nikogo nie mogłem wykluczyć.

(do Ciotki Alfreda) Na przykład pani: delikatnie rzecz ujmując, nie znosiła go pani, podejrzewała go pani o złe zamiary i w ogóle była pani jak najgorszego zdania o nim.

(do Wuja Alfreda) Co do pana to, hmm... trudniej o motyw, ale mógł pan chcieć zapewnić swojej żonie i sobie spokojne, bezpieczne życie w tym domu.

(do Dziuni) Pani... cóż, tydzień temu zaręczyła się pani z panem Alfredem. Przyjechał pan Hans von Schwarzenwurst, coś się między nimi działo, co się pani nie podobało. Mogła pani być zazdrosna. Wprawdzie logika wskazywałaby raczej na usunięcie rywala, a nie narzeczonego, ale człowiek pod wpływem emocji nie zawsze postępuje racjonalnie.

(do Hansa von Schwarzenwurst) A pana być może tak bardzo wzburzyły zaręczyny pana Alfreda, bo rujnowały one wszystkie pana nadzieje.

Miałem więc kilku podejrzanych, kilka teorii, ale pozostawało parę kwestii niewyjaśnionych. Co było narzędziem zbrodni? Kształt ran na głowie i twarzy ofiary był dosyć nietypowy. Dlaczego pan Alfred nie bronił się, chociaż musiał widzieć napastnika, bo zaatakowano go z przodu? Jak już wspomniałem, kluczem do rozwiązania zagadki jest komputer. Ostatni wpis, powstały prawdopodobnie tuż przed śmiercią to bezsensowny zbiór znaków. I druga rzecz - denat miał na uszach słuchawki, podłączone do komputera, w chwili śmierci słuchał muzyki. Przejrzałem jego zbiór płyt i plików muzycznych. Słuchał tylko black metalu. Wszystkie płyty i pliki zawierały tylko ten rodzaj muzyki. Z jednym wyjątkiem - otóż wśród ostatnio odtwarzanych utworów znalazłem plik opatrzony wprawdzie tytułem "Dimmu Borgir", ale z całą pewnością jest to piosenka Scootera. Skąd wzięła się w jego zasobach i dlaczego ma zmienioną nazwę?
Na to pytanie jest tylko jedna odpowiedź: ktoś podstępnie przesłał mu ten plik pod fałszywym tytułem. Pan Alfred usłyszawszy ten utwór zaczął z rozpaczy i przerażenia walić głową w klawiaturę. Skutki tego są nam już znane.

Mogła to zrobić tylko jedna osoba. Ktoś, kto wiedział, że pan Afred jest w tym momencie przy komputerze, wiedział, jaka może być jego reakcja na Scootera i sam miał w tym momencie dostęp do internetu. Tym kimś jest oczywiście Hans von Schwarzenwurst.

Hans von Schwarzenwurst:
Aaaargh!!!

Detektyw Bełkot:
Rączki, rączki, Hans...

Data:

 25.04.25

Podpis:

 Elanor

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=15332

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl