![]() |
|||||||||
Opowieści o trójkątnym psie (opowieść czwarta: czy |
|||||||||
![]() |
|||||||||
|
|||||||||
Opowieść czwarta O tym, czy można uczłowieczyć psa Pancia Atanazego była bardzo ambitna. Zdecydowanie bardziej ambitna od Panciostwa Soni, którzy wprawdzie posłali Sonię do szkoły, bo chcieli mieć dobrze ułożonego Psa Towarzyszącego, ale gdy zorientowali się, że Sonia takich ambicji nie ma, dali sobie spokój. Pancia Atanazego spokoju sobie – ani swojemu psu – bynajmniej nie dawała. Złoty Atanazy miał być zdecydowanie najlepszy. I to we wszystkim. Miał być najładniejszy, najlepiej wyczesany, najbardziej posłuszny i mieć najwięcej medali. Atanazy miał już nawet przestać być psem, on miał się uczłowieczyć! Oczywiście, Pancia Atanazego nie powiedziałaby nikomu, że chce uczłowieczyć swojego psa. Uznałaby to za jakieś piramidalne dziwactwo. - Uczłowieczony pies! Przecież czegoś takiego nawet w telewizji nie pokazywali. To jakiś nierozsądny pomysł – tak by zapewne powiedziała Pancia Atanazego na sugestie o jej dziwnych zapędach. Wystarczyło jednak przyjrzeć się jej zachowaniu, żeby zobaczyć, że choć wprawdzie świadomie wcale nie chciała Atanazego uczłowieczać, to jednak robiła wszystko żeby jej się to udało. *** - Widzisz Ewelinko – Pancia Atanazego rozmawiała ze swoją córką, nazajutrz po wystawie, na której Atanazy zajął dopiero drugie miejsce. – Sędziowie byli uprzedzeniu. Ta ruda flądra przewodnicząca komisji ma stryjeczną ciotkę, która ma siostrzeńca, który ma kuzynkę, która hoduje złote spaniele. No i jak myślisz, kto wygrał? Oczywiście, że pies od nich. Ja to wszystko dokładnie prześledziłam, a to oczywiście wcale nie tak łatwo wykryć. Ja zrobię aferę na cały związek kynologiczny! Ja wystąpię na kolejnej sekcji spaniela! (W związku kynologicznym hodowcy i właściciele różnych ras psów spotykają się i pracują w tak zwanych „sekcjach”. O ile samo słowo sekcja może – przy odpowiednim nastawieniu słuchacza - brzmieć jeszcze całkiem neutralnie, o tyle „sekcja spaniela”, czy „sekcja owczarka niemieckiego” to już określenia jak z horroru). - A ciocia Hela? – zapytała córka. - Ciocia Hela? Ciocia Hela to jest mały pikuś – nieco brutalnie podsumowała ciocię Helę Pancia Atanazego. – Ona jest tylko wiceprzewodniczącą i zresztą nie ma siły przebicia. To, że Atanazy pochodzi z hodowli jej wnuczki i to, że ona jest moją cioteczną siostrą, to tu naprawdę nie wiele dało. No, dokładnie to tylko drugie miejsce dało. - No, tak. To rzeczywiście pech. A jak to wszystko zniósł Atanazy? - Oczywiście fatalnie. Był bardzo podekscytowany przed wystawą. Ze dwie noce prawie nie mógł spać. Już się nawet martwiłam jak to wpłynie na jego wygląd. Ale wiesz, Atanazy to jest jednak profesjonalista. Jak przyszło co do czego i trzeba się było przygotować: dać wyczesać, zrobić paznokcie (proszę bardzo, oto doskonały przykład uczłowieczania Atanazego, on nie ma pazurów, on ma paznokcie, które w dodatku trzeba „zrobić”: obciąć i trochę podpiłować. Na szczęście odbywa się bez malowania) nałożyć nabłyszczacz na sierść, to oczywiście był bardzo dzielny. A potem, ach, jak on się potem prezentował – rozmarzyła się Pancia Atanazego, wspominając wspaniały trucht, podczas którego starannie wyszczotkowane włosy Atanazego falowały w rytm jego sprężystych kroków – Po ogłoszeniu wyników był po prostu zdruzgotany. Aż żal było patrzeć. Ja mu tłumaczyłam, że to wszystko układy i układziki, że i tak jest najlepszy, i że następnym razem ... Ale i tak jest załamany. - Kiedy ma następne spotkanie z tym psim terapeutą? – zapytała Młoda Pancia. W zadziwiający sposób jej charakter łączył racjonalizm (była przecież wziętą księgową, biegłą nie tylko w finansach firmy, ale także w szybkim przekalkulowaniu ile będzie ją kosztować ta rozmowa przez telefon komórkowy) z wiarą w najrozmaitsze terapie, z psychoterapią psów włącznie. - Jutro ma iść. Od razu po wystawie zadzwoniłam to fryzjerki Atanazego i ona jakimś cudem umówiła nas na jutro, bo przecież taką normalną wizytę, to Atanazy miał mieć dopiero za dwa tygodnie. Takie są terminy a tu przecież trzeba działać szybko. - Z pewnością. A ile ta wizyta będzie kosztować? Umysł księgowej, to jednak umysł księgowej. *** Marzeniem Panci Atanazego było posiadanie wnuków. Bała się wprawdzie trochę, że będzie ją postarzać, gdy małe brzdące, a potem coraz większe dzieci, będą za nią wołać babciu. Z drugiej jednak strony tak bardzo chciała się kimś zaopiekować. A tak naprawdę to tak bardzo chciała kimś porządzić. Pancia Atanazego, która dawno już zapomniała, jak to jest z małymi dziećmi, które wcale nie tak często i nie tak łatwo dają sobą rządzić, wierzyła święcie, że doskonale da sobie radę. Już widziała, tak zwanymi oczami wyobraźni, jak idzie przez podwórko, trzymając w swojej szczupłej i wypielęgnowanej dłoni małą łapkę wnusi (wolała mieć wnuczkę, bo małe dziewczynki mają, według mniej, zdecydowanie więcej uroku i wdzięku niż mali chłopcy) a wszystkie sąsiadki nie mogą się nadziwić jak babcia z wnusią doskonale się rozumieją, jak dobrze się razem bawią i jaka ta wnusia jest ładna, i „dobrze ułożona”. Nawet lepiej „ułożona” niż Atanazy, który miał przecież swoje „chwile zapomnienia i niesubordynacji” - jak mówiła jego Pancia. Niestety, nic nie wskazywało na to że w najbliższym czasie marzenia Panci Atanazego zostaną zrealizowane. Młoda Pancia stawiała na karierę. Tyle razy matka powtarzała jej (gdy jeszcze była w szkole), że powinna się pilnie uczyć, a potem (gdy już pracowała), że musi się starać, doskonale wypełniać swoje obowiązki i że dzięki temu na pewno „do czegoś dojdzie”, że Młoda Pancia bardzo wzięła to do siebie i zupełnie nie widziała możliwości pilnego wypełniania obowiązków pracowych połączonego z pilnym wypełnianiem obowiązków macierzyńskich. Na nic się zdały przekonywania Panci Atanazego, że przecież pomoże, że się zajmie. Młoda Pancia wiedziała, że to nie może zdać egzaminu i z całą stanowczością odmawiała realizowania marzenia własnej matki. Pancia Atanazego zrozumiała wreszcie, że w najbliższym czasie nic nie wskóra. Pewnego wczesno letniego popołudnia, Pancia Atanazego doznała olśnienia. - Atanazy – krzyknęła. – Atanazy? – zastanowiła się chwilę. – Atanazy! – zawołała z taką werwą i mocą, że zdziwiony pies zdecydował, że tym razem jednak posłucha. - Atanazy, przecież ty możesz mieć dzieci, ty musisz mieć dzieci! Chodź, idziemy poszukać matki twoich dzieci. Atanazego zamurowało. - On, Atanazy ma mieć dzieci? A po co mu dzieci? Czy mu czegoś brakuje do szczęścia? No i gdzie niby mają iść szukać tej matki? Do biura matrymonialnego? – uśmiechnął się pies, ale nawet nie wiedział jak nie wiele się pomylił. Pancia z Atanazym biegiem dotarli do domu. Pancia nawet nie zdążyła zdjąć Atanazemu srebrnego łańcuszka, który nosił w charakterze obroży, a już złapała za słuchawkę i zadzwoniła do cioci Heli, która jeszcze niedawno była dla niej „małym pikusiem”. - Helciu, Helciu, kochana, że też ja na to wcześniej nie wpadłam. Atanazy powinien, Atanazy musi – zastanowiła się chwilę, żeby znaleźć dobre określenie - musi się rozmnożyć! ... Za młody? A gdzie tam za młody. Jest w doskonałym wieku, w doskonałej formie i trzeba mu znaleźć doskonałą partię. Helciu, ja cię bardzo proszę, ty się zastanów, ty się rozpatrz wśród hodowców z kim on by mógł mieć dzieci. To musi być jakaś suczka z doskonałym rodowodem! Arystokratka! No i zaczęły się poszukiwania. Pierwszym typem cioci Heli była suczka z hodowli, której przedstawiciel wygrała z Atanazym podczas ostatniej wystawy. - A niech to – pomyślała Pancia, przekonując swoją urażoną ambicję, aby zapomniała o zniewadze drugiego miejsca – Przynajmniej będziemy mieli lepsze układy na kolejnej wystawie, w końcu będziemy wtedy rodziną. A na dzieci Atanazego i tej suczki to już zupełnie nie będzie mocnych, takie będą miały poparcie!! – Pancia aż zatarła ręce z uciechy, mimo że nie był to gest, który przystoi eleganckiej pani w średnim wieku. Atanazy został umówiony z Oktawią. - To, kochany Atanazku, będzie taka randka. Oktawka jest naprawdę śliczną, doskonale rodowodową suczką – tłumaczyła Atanazemu Pancia rozczesując mu uszy, czego on szczególnie nie cierpiał, a ona powtarzała z uporem, będąc przekonana, że połowa uroku Atanazego tkwi właśnie w jego uszach. Oktawia została przywieziona do Atanazego, żeby się zbytnio nie zestresował nowym otoczeniem i właściciele wraz z psami poszli do lasku. Atanazemu bardzo się spodobała nowa koleżanka, była naprawdę urocza, młoda, zgrabna, wysportowana i jeszcze tak ładnie pachniała. Ale to był właśnie problem, dla Atanazego ona po prostu ładnie pachniała, ale w tym zapachu nie było nic szczególnie pociągającego. Oktawia lubiła galopować między drzewami, z impetem wpadać w piach leśnych ścieżek, wdrapywać się na górki, a potem co sił w nogach zbiegać na dół. Lubiła też tak po prostu biegać, bez celu i trochę bez sensu. Zupełnie jak Atanazy. I z tego, i tylko z tego powodu, Oktawia była dla Atanazego niezwykle atrakcyjna. Słuchając rozmowy swojej Panci z Pancią Oktawii, Atanazy szybko zrozumiał, że jednak nie o taką atrakcyjność tu chodzi. - Wie pani, on jest trochę zestresowany – tłumaczyła się, a w zasadzie nie się, ale Atanazego, jego Pancia. - Ja mu to tłumaczyłam. On się trochę wstydzi. Pancia Oktawii patrzyła na Pancię Atanazego z rosnącym zdumieniem. - Tu chyba chodzi o instynkt, a nie o tłumaczenie. - O nie, nie. Myli się pani. Atanazy jest bardzo refleksyjny, on najpierw musi zrozumieć. - Wygląda na to, że tym razem jednak nie zrozumiał. Dziękuję pani za spacer. Chyba już pójdziemy. I poszły. Atanazemu zrobiło się smutno, gdyż bardzo miło spędzał czas z Oktawią. - Nie przejmuj się, to nie twoja wina. Ona była za młoda i niedoświadczona – pocieszała psa Pancia za co był jej wdzięczny, chociaż nie bardzo rozumiał o co jej chodziło. Po konsultacjach z ciocią Helą oraz z psim terapeutą ustalono, że trzeba znaleźć bardziej doświadczoną kandydatkę na matkę dzieci Atanazego. W kolejny weekend przyjechała więc Leonia. Leonia była przeciwieństwem Oktawii. Wcale nie chciała ganiać po lesie, ani bawić się w chowanego i w aportowanie. Cały czas tylko powtarzała Atanazemu, że będą mieli piękne dzieci i żeby jej we wszystkim zaufała. Atanazy miał tego dość i zaczął przed nią uciekać. - No wie pani. To są chyba kpiny – awanturował się właściciel Leonii. - Ja tu przyjeżdżam spod Wołomina, taki kawał drogi a pani pies chowa się po lesie. Pani mi musi zwrócić za benzynę. Pani wie, ile ja mam propozycji? Przyjechałem tu tylko dlatego, że mnie prosiła pani Helena. Leonia, idziemy! I poszli. Pancia z Atanazym wrócili do domu. Nie byli w najlepszych humorach. Pancia z powodu dziwnego zachowania swojego psa, który nie potrafił dostrzec atrakcyjności Leonii, Atanazy z powodu zmarnowanego popołudnia, które mógł przecież sympatycznie spędzić w towarzystwie koleżanek i kolegów z podwórka. W kolejny weekend Atanazy był umówiony na jeszcze jedną randkę. Wcześniej Pancia odbyła ze swoim pupilem rozmowę o motylkach i ptaszkach, który to temat bardzo Atanazego zainteresował. Podczas spaceru po lesie pies postanowił pogłębić swoją wiedzę dotyczącą innych zwierząt i pilnie obserwował, zgodnie z wcześniejszymi sugestiami swojej Panci, życie motyli i ptaków. Tak pochłonęło go to zajęcie, że wcale nie zwracał uwagi na towarzyszącą mu na spacerze suczkę. Po tych trzech „randkach”, żaden szanujący się właściciel rodowodowej suczki nie chciał już umawiać jej na spotkanie z Atanazym. Pancia Atanazego była zdruzgotana. - No, ale tu przecież musi działać instynkt! Przecież to zwierzę! – dziwiła się Młoda Pancia. - No wiesz – obruszyła się Pancia Atanazego. – Instynkt, instynkt, zwierzę! Co ty opowiadasz. Atanazy ... no po prostu nie miał ochoty i tyle. Ma inne plany. Każdy może mieć inne plany. *** W piękne niedzielne popołudnie psy zmęczone zwyczajowym bieganiem rozsiadły się na górce. Słońce przygrzewało, psy czuły uczciwe zmęczenie i błogie zadowolenie. - Wiecie – rozpoczął Złoty Atanazy. – Tak tu sobie leżymy, tak jest fajnie i tak sobie myślę, że nie może być nic lepszego w życiu niż bycie psem. Przecież nam tak niewiele do szczęścia potrzeba. Wystarczy, żeby nasze Pancie i Panciowie byli dla nas dobrzy, żeby się nami zajmowali, wyspacerowywali, dobrze karmili. O dobre karmienie jest bardzo ważne. Wystarczy, że możemy się tak wyhasać, a potem porządnie wyspać w domu. No i jeszcze ważne jest to, że przecież musimy się opiekować naszymi właścicielami. To czasami nie jest łatwe, ale daje tyle szczęścia, jesteśmy im przecież tak potrzebni. Ech – westchnął - dobrze jest być psem! Wszyscy spojrzeli po sobie. Pean na okoliczność bycia psem wygłosił ten, którego tak usilnie uczłowieczano. - Jednak nie da się przeflancować psa na człowieka – podsumowała Pysia. – Pies to pies i już! |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |