Opowieści o trójkątnym psie (opowieść druga) |
|||||||||
|
|||||||||
Opowieść druga O tym, że razem przynajmniej nie jest nudno Pancia i Pancio Soni znowu się przeprowadzali. Tak już z nimi było, że gdy tylko poczuli, że całkowicie wykończyli i urządzili mieszkanie, które dotychczas zajmowali, to zaczynali szukać nowego lokum. Mówili, że w ich życiu w zasadzie nie wiele się zmienia - co zresztą, zdaniem Soni, wcale nie było prawdą – a więc dla zachowania równowagi muszą często zmieniać mieszkania. Sonia, która wszędzie czuła się dobrze, pod warunkiem że byli tam jej właściciele, zaakceptowała te częste przeprowadzki. Wprawdzie podobało jej się podwórko, na którym dotychczas mieszkali; było tam dużo miejsca do biegania, poza tym rosło wiele drzew, które dostarczały niezliczonej ilości patyczków do rzucania. Sonia jednak powiedziała sobie: - Trudno. Skoro przeprowadzki polepszają humor mojemu Panciostwu, to niech im będzie. Sonia zresztą ogólnie była psem spolegliwym i chętnym do współpracy. Nie upierała się zbytnio przy swoim zdaniu, nie sprawiała tak zwanych problemów wychowawczych, była zgodna i raczej bezkonfliktowa. Ktoś mógłby powiedzieć, że Sonia nie ma charakteru i w dodatku, że jest nudna, ale to nieprawda. Po prostu, Sonia, na początku swojej znajomości z Panciostwem, postanowiła zdecydowanie: - Nigdy nie będę utrudniała życia moim właścicielom. Jestem im wdzięczna, że uratowali mnie z rąk mojej pierwszej właścicielki. Gdy będzie mnie korciło, żeby zachowywać się bardzo niegrzecznie ... bo tak trochę niegrzecznie, to przecież mogę – przekonywała się Sonia, która mimo swych rozlicznych zalet, jednak nie była aniołem – ... to muszę sobie tylko przypomnieć moje poprzednie życie. I rzeczywiście, Sonia miała co wspominać (choć w tym przypadku wolała by nie mieć) i miała za co być wdzięczna swojemu Panciostwu. HISTORIA PIERWSZEGO SPOTKANIA SONI I PANCIOSTWA Gdy Panciostwo stwierdzili, że czas założyć prawdziwą rodzinę, zaczęli myśleć o nabyciu psa. Rodzina bez psa, w ich przekonaniu, nie była prawdziwą rodziną. W tym byli jednomyślni, wspominając swoje rodzone rodziny i psy, które z nimi mieszkały. - Pies – dodatkowo przekonywała Pancia mimo, że Pancio i bez tego był już przekonany – daje pretekst do chodzenia na długie spacery. Są dwa takie preteksty: pies albo dziecko. Pies będzie mniej absorbujący. O dziecku pomyślimy później. Powstał problem wyboru rasy i płci tego wymarzonego psa. Jeśli chodzi o rasę, Panciostwo szybko doszli do porozumienia: miał to być owczarek niemiecki. Obydwoje wierzyli w mądrość tej rasy i taką ogólną „sympatyczność” jej przedstawicieli. Dyskusje na temat płci trwały dłużej. Pancio obstawał za psem, Pancia za suczką. W końcu Pancio dał się przekonać, że psia płeć żeńska jest wierniejsza, bardziej „trzyma się domu”, jak mówiła Pancia, i ogólnie jest taka bardziej ludzka. Ten argument nieco zdziwił Pancia, ale co tam, zgodził się na suczkę, będzie miał w domu przewagę płci pięknej. Gdy Panciostwo ustalili, że - po pierwsze jednak pies, a nie dziecko, będzie im dostarczał pretekstu do spacerów, że - po drugie ten pies będzie owczarkiem niemieckim, i że - po trzecie ten pies będzie suczką, rozpoczęli poszukiwania. Nie zależało im na psie z rodowodem, wzięli więc po prostu gazetę i zadzwonili pod ogłoszenie: „Aaaaaaaaa, suczka, owczarkaaaaaa” – te drugie zwielokrotnione „a” było chyba błędem w druku. Odebrała starsza kobieta o skrzeczekliwym głosie. Powiedziała, że ma ostatnią piękną i mądrą suczkę, i żeby szybko przyjeżdżać, bo na pewno zaraz ktoś przyjdzie – „bo bardzo duże zainteresowanie jest” – i „sprzątnie im suczkę sprzed nosa”. Panciostwo pojechali, pospieszając nawzajem siebie i środki komunikacji miejskiej. Zdążyli. Suczka nie została sprzątnięta im sprzed nosa. Siedziała sama w blaszanym pudle. Jej matka – jak twierdziła kobieta o skrzekliwym głosie – biegała sobie na działce. Panciostwu trudno było uwierzyć w to bieganie matki, gdy patrzyli na niewolę córki. Widzieli suczkę, która, mówiąc szczerze, nie była ani piękna, ani nie wyglądała na zbyt mądrą. Co więcej, nawet nie do końca była owczarkiem niemieckim. Przed wszystkim była zaś przestraszona i wychudzona. Gdy Pancia zobaczyła psa była pewna, że po pierwsze muszą go stąd zabrać a po drugie muszą stąd szybko wyjść. Pancio był pewien tylko jednego: trzeba szybko wyjść. Jego zdaniem, suczka miała złośliwe spojrzenie. - Jakie tam złośliwe spojrzenie - szeptała Pancia – po prostu jest przerażona. - No, może masz i rację – Pancio jakoś dziwnie się nie upierał. Panciostwo kupili suczkę i szybko stamtąd wyszli. Od tego momentu suczka, dla której mieli już wcześniej przygotowane imię Sonia, poczuła do nich ogromną wdzięczność i postanowiła twardo, że nie będzie sprawiać im nigdy zbytnich kłopotów wychowawczych. A gdy jednak jakiś kłopot się pojawiał, to zarówno Sonia, jak i jej Panciostwo, tłumaczyli zaistniałą sytuację trudnym dzieciństwem Soni. W sobotę rano Sonia po raz pierwszy wyszła na nowe podwórko. Szybko oceniła wielkość i jakość terenu do biegania oraz porachowała drzewa a następnie przeliczyła ich liczbę, za pomocą sobie tylko znanej formuły, na liczbę potencjalnych patyczków do aportowania. Ocena wypadła pozytywnie. Sonia po dokonaniu tego pobieżnego oglądu sytuacji, uspokojona i całkiem zadowolona, zaczęła niespiesznie i dokładnie zapoznawać się z nowym podwórkiem. - Dzień dobry. Padam do nóżek. Cóż to za piękną, młodą damę ma zaszczyt gościć nasze podwórko. Zgaduję, że jesteś tu nowa? Usłyszała Sonia. Zatrzymała się zaskoczona wyniosłym tonem i wyszukanym słownictwem. Gdy była zajęta obwąchiwaniem krzaków, bezszelestnie podbiegł do niej elegancki spaniel o złotym umaszczeniu. - Pozwól, że się przedstawię. Jestem Atanazy. Złoty Atanazy. Przydomek „złoty” to oczywiście ze względu na kolor mojej sierści, ale także dlatego, że zdobyłem kilka złotych medali na psich wystawach. Czy byłaś kiedyś na psiej wystawie? – zadał uprzejme pytanie spaniel, a potem sam sobie na nie odpowiedział i ta odpowiedzi nie była już wcale taka grzeczna. – Zgaduję, że nie. Nie jesteś chyba do końca rasowa. No, ale to przecież nieistotne, nie mam uprzedzeń do nierasowych. Pozwól, że opowiem ci o moich złotych medalach. Więc, pierwszy zdobyłem ... I zaczął opowiadać. Sonia udawała uprzejmie, że go słucha i co jakiś czas wydawała z siebie pełne zrozumienia: „ach, tak”, „och jakie to ciekawe”. Sądziła, że skoro spotkała kogoś tak dystyngowanego, jak pies który stał teraz przed nią, to również powinna zachowywać się możliwie najbardziej dostojnie. „To prawdziwie arystokratyczny pies” – myślała Sonia. Rzeczywiście, Atanazy miał doskonały i udokumentowany rodowód. Poza tym był próżny, bardzo, bardzo dumny z siebie, zarozumiały i egocentryczny. Ale oprócz tego był oczywiście całkiem sympatyczny. - To bardzo ciekawe, co mówisz, ale wiesz co? Widzę tam jakiegoś psa – weszła Atanazemu w słowo Sonia, szukając sposobu na przerwanie opowieści o trzecim z kolei złotym medalu. – Choć pobiegniemy do niego. - Czekaj, czekaj, to Feliks. On jest mało sympatyczny. Raczej złośliwy. Zaczekaj! – wołał Atanazy, ale Sonia już ruszyła. Wolała złośliwego pudla niż przynudzającego spaniela. Atanazemu nie pozostało nic innego jak pobiec za nową znajomą, która, jak sądził, szybko zrazi się do Feliksa i ponownie zainteresuje historią jego złotych medali. - O, nowa. Coraz większy tłok się robi na naszym podwórku. Szkoda, tak tu było miło i spokojnie – zaczął, rzeczywiście niezbyt miło, Feliks. - Dzień dobry – Sonia się nie zrażała. Zaczęła wypytywać Feliksa o podwórko, o najlepsze trasy do biegania, o drzewa dostarczające największej ilości patyczków, o koty zamieszkujące teren. Sonia była sprytna, doskonale wiedziała, że na takich, na pierwszy rzut oka, mało sympatycznych kolesi, pozytywnie może zadziałać postawienie ich w roli eksperta, chociażby eksperta od podwórka, i danie im możliwości mówienia, mówienia i jeszcze raz mówienia. I rzeczywiście, Feliks zaczął mówić, mówić i jeszcze raz mówić a przy tym stawał się coraz bardziej sympatyczny. Truchtał i pokazywać kolejne części podwórka, opowiadając o nich ciekawie i szczegółowo. Za Feliksem podążała zasłuchana Sonia, a za nimi biegł Atanazy, zły, że nie jest w centrum zainteresowania. Pudel okazał się interesującym kompanem. Był wprawdzie trochę zgorzkniały, nieco złośliwy i cyniczny, ale – jak potem dowiedziała się Sonia – to wszystko z powodu jego trudnej sytuacji domowej i nieustannych kłótni jego Panciostwa. Po mniej więcej półgodzinie biegania od jednego miejsca podwórka do drugiego, psy natknęły się na wybiegającego z klatki Finia. - To nieopierzony młokos – Feliks, skoro już raz poczuł się przewodnikiem, uznał za wskazane opowiedzieć Soni o sznaucerze. – Głupie to jeszcze i młode, a myśli że wszystkie rozumy pozjadał. Używa słów, których znaczenia nie rozumie, czyta gazety – tu Feliks uśmiechnął się ironicznie - ogląda programy popularnonaukowe nadawane w telewizji – uśmiechnął się ironicznie po raz drugi. - Chodźmy się przywitać – zaproponowała Sonia. - No co ty? To nieopierzony młodziak! – zgodnie krzyknęli Feliks i Atanazy, ale Sonia już ich nie słuchała. Co mieli robić? Pobiegli za nową i, jak wyjątkowo jednomyślnie uznali, z lekka narwaną koleżanką. Sonia przedstawiła się i zaczęła pogawędkę z Finiem. Szybko odkryła, że sznaucer jest rzeczywiście nieco głupiutki i pretensjonalny w swej pozie psa-intelektualisty, ale przy tym ma dużo wdzięku i takiej naiwnej radości. Rozmowa Soni z Finiem na temat wad i zalet podwórka oraz okolic toczyła się wartko. Po krótkim czasie włączyli się w nią także Atanazy i Feliks. Zajęte konwersacją psy nawet nie zauważyły, gdy furtkę otworzyła pokaźnych rozmiarów suczka podobna do łaciate krowy. - To Pysia – poinformował Sonię Finio, gdy suczka przechodziła przez podwórko, kierując się w stronę swojej klatki. – Ona jest taka niedostępna, wyuzdana – psy spojrzały na niego jakoś dziwnie – to znaczy chciałem powiedzieć ... – zastanawiał się Finio – wyniosła. Zadziera nosa. A poza tym jest jakaś taka ... – tu Finio zawiesił glos, żeby uzyskać lepszy efekt - tajemnicza. - Czy wy wszyscy żeście zupełnie powariowali! – nie wytrzymała Sonia. – Rozmawiałam z Atanazym, pojawił się Feliks, więc Atanazym zaczął obgadywać Feliksa. Potem rozmawiałam z Feliksem, pojawił się Finio i Feliks zaczął obgadywać Finia. Teraz przychodzi Pysia a Finio od razu zaczyna o niej opowiadać jakieś nieprzyjemne rzeczy. Poszaleliście, czy co? – Sonia spojrzała na psy, które zaskoczone tym wybuchem, spuściły wzrok. - Idę się przywitać. A wy razem ze mną! – rozkazała Sonia i jakoś nikt nie potrafił jej się sprzeciwić. Sonia przywitała się i przedstawiła. Atanazy, Feliks i Finio mruknęli: „moje uszanowanie”, „nara” i „dzień dobry”. Potem zapadła niezręczna cisza. - Soniu jesteś tu nowa – przerwał wreszcie krępujące milczenie Feliks – więc nie wiesz jakie na tym podwórku są zwyczaje. Wytłumaczę ci. My tu wprawdzie razem mieszkamy, ale wcale razem nie spędzamy czasu, razem nie biegamy i nie rozmawiamy. Co najwyżej powiemy jakieś słowo powitania i tyle. - Ale dlaczego tak jest? – zapytała Sonia. - Bo wiesz, my pochodzimy z innych środowisk – zaczął Atanazy. - Bo mamy inne zainteresowania. Ja na przykład mam zainteresowania naukowe, a koledzy ... – dodał Finio. - Bo się nie lubimy! – przerwał mu brutalnie Feliks. I zaraz podniosła się ogólna wrzawa. - Jak to się nie lubimy! Jak to nie lubimy! Kto kogo nie lubi? – zapieklił się Finio. – Ja ciebie na przykład lubię, mimo że często zachowujesz się jak knur ... to znaczy gbur. I tak ciebie lubię. O! - Myślę, że stwierdzenie o nielubieniu jest zbyt kategoryczne – wtrącił Atanazy – ja też was wszystkich całkiem lubię, mimo, że nie występujecie na wystawach. - Wiecie co. Mam pomysł – rzuciła Sonia – lubimy, nie lubimy, ale poganiać się zawsze można. Klepnęła Finia w łopatkę, krzyknęła: „berek” i zaczęła się zabawa, do której włączyli się wszyscy, jedni z mniejszymi, drudzy z większymi oporami. Po mniej więcej godzinie galopowania, psy ledwo żywe padły na trawę. Nikt już nie zastanawiał się, czy się lubią, czy nie lubią, kto ma jakie wady i czy ktoś inny ma w ogóle jakieś zalety. Wszyscy zgadzali się, że razem można się całkiem nieźle bawić i, że razem przynajmniej nie jest nudno. Od tego dnia psy spotykały się codziennie. Najpierw hasały po podwórku, a potem zalegały na trawie i prowadziły długie dyskusje. Nawet jeśli wcześniej rzeczywiście się nie lubiły, teraz niewątpliwie uległo to zmianie. |
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
|
|||||||||
Powyższy tekst został
opublikowany w serwisie opowiadania.pl. |