DRUKUJ

 

Karenina

Publikacja:

 03-08-26

Autor:

 Zwyczajnaja
Nie wiedziała, czemu chce to zrobić. Teraz, gdy cicho brzmiały cykady, trzepotały liście sennie na letnim wietrze. Może dlatego, że on jej miłość, przyjaciel, zaufanie, wszyscy zawiedli. Patrzyła się jakby otumaniona w czerń jeziora nieśmiało połyskującą promieniami chłodnego księżyca. Przestała wierzyć w cokolwiek. Jej dusza została zgnieciona i wyrzucona do kosza, choć tak starannie ją pielęgnowała.
Popatrzyła po raz ostatni na ponury, śpiący świat i chciała skoczyć, by mocne fale dały jej schronienie w życiu wiecznym, gdy nagle...
- Karenino, stój! – wrzasnął biegnący w jej kierunku 20 letni chłopak. Ten, który zniszczył jej wszystkie marzenia, pokrzyżował plany.
- Adamie, przyszedłeś zobaczyć ludzką śmierć? Nie ma co, doskonałe widowisko – zadrwiła na widok jego przestraszonej miny.
- Błagam cię, nie rób tego!
- A kto mnie przed tym powstrzyma – postąpiła bliżej brzegu.
- Doskonale wiesz, że nie miałem tego na myśli. Kiedy mówiłem, że jesteś inna miałem na myśli: wyjątkowa
- Co ty powiesz? Wystawiłeś mnie na pośmiewisko! Całego roku!
- Przecież wiesz, że oni z wszystkiego się śmieją!
- Zawsze wszyscy traktowali mnie, jak pacynkę. Nigdy nikt nie traktował mnie poważnie. Sama nie wiem czemu. W końcu jestem najlepszą studentką.
- Ja zawsze traktowałem cię poważnie
- Właśnie tego dowiodłeś. – schowała twarz w dłonie i zaczęła płakać. Teraz pośród bezkresnej nocy słychać było tylko jej szloch.
On stał i nie wiedział co robić. Ona, taka drobna wrażliwa. Sam o tym nie wiedział, że tak łatwo można ją zranić. Nagle poczuł coś dziwnego. To coś na niego spłynęło, jak magia.
Podszedł i objął ją w pasie. Drgnęła.
- Karenino. Ty zawsze byłaś dla mnie kimś wyjątkowym. Ale proszę nie przerywaj. Od jakiegoś czasu stale o tobie myślę. Wiem, że jestem niedojrzały. Chciałem poprzez żarty pokazać ci, jak bardzo mi na tobie zależy. Jeśli się utopić, to wraz z tobą odejdzie moja dusza w odmęty śmierci.
Jej brązowe oczy rozbłysły łzami.
Znowu płakała, a on stanął koło niej mocno ją obejmując.
- Ale ja jestem tak beznadziejna. J jestem tak nieśmiała, czasami za spięta. Jak można mnie pokochać.
Nagle Adam poczuł coś w środku. Zaczął całować jej włosy, policzki, oczy dłonie. Słyszał jej zdenerwowany oddech.
- Nie zrobię ci krzywdy. Ja chcę ci oddać siebie i na zawsze być twój kochanie. To jest ode mnie silniejsze. Ta miłość, splątała mnie w sieci zniewolenia i nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo cię kocham.
- Kłamiesz – w jej oczy wstąpiła furia – Podeszła bliżej do morza
- Karenino, błagam cię nie rób tego! Po co chcesz się zabić?
- Bo ja jestem beznadziejna! Przez całe życie byłam tylko pośmiewiskiem. Fakt może jestem trochę bardziej rozkojarzona, ale nie trzeba od razu traktować mnie, jak wariatkę! Może jestem bardziej wrażliwa i łatwiej się wzruszam. Ale ty mnie tak strasznie zawiodłeś! Ty, który byłeś moim przyjacielem. I nagle, dla poklask tłumu mówisz z ironią w głosie „Karenino, ty zawsze byłaś inna!”. I ja zawsze jestem ofiarą! Jak ktoś chce sobie poprawić humor, to po prostu ze mną rozmawia! Czemu wy tacy jesteście? – wpadła w histerię. Spazmy rozpaczy trzęsły jej słabym ciałem.
- Bo oni są puści! Nie rozumieją, jak jesteś wrażliwa! Nie rozumieją, że właśnie to jest twoim największym skarbem! Oni ci zazdroszczą!
- Odejdź! Nie chcę słuchać tego, jak za wszelką cenę chcesz mnie udobruchać! – wyrwała mu się z objęć i skoczyła
Na twarzy Adama odbiło się przerażenie. Przecież ona nawet nie umie pływać! W pędzie skoczył za nią. Musiał się głębiej zanurzyć, bo dziewczyna była daleko i głęboko. Strach ją prawdopodobnie nagle sparaliżował i nie wie, jak się wydostać.
Szukał jej kilka minut. I kiedy postradał wszelką nadzieję, zobaczył ją. Miała sine usta, bladą twarz i pozornie spokojne, zamknięte oczy.
Chwycił dziewczynę mocno w objęcia. Drugi raz już jej nie straci.
Wyciągnął na powierzchnię. Robił sztuczne oddychanie, ale to nic nie pomagało.
- Boże! Błagam, nie pozwól jej odejść! Jeszcze nie czas! Ja też popełnię samobójstwo, jak umrze! Proszę, pozwól jej żyć! Ja ją kocham! – rozdzierający krzyk przerwał ciszę leniwego wieczoru. On płakał. Nigdy mu się to nie zdarzyło. Jego matka nigdy mu nie pozwalała płakać. Raz, gdy miał trzy lata i szlochał, nastraszyła go, że zostawi chłopca w Domu Dziecka. Od tamtej pory nie wylała się z jego oczu żadna łza. A teraz płakał. Łzy leciały z jego smutnych oczu, jakby była to rekompensata za te wszystkie lata bez wzruszeń. Schylił pokornie głowę i szepnął – Nie odchodź.
Nagle poczuł czyjąś dłoń na włosach. Z niedowierzaniem zobaczył, że Karenina się zbudziła
Porwał ją w ramiona.
- Boże! Dzięki ci!
- Adamie, ty płakałeś? – spytała dziewczyna na widok łez w kącikach oczu
- Ja...
- Ty mnie naprawdę kochasz. – szepnęła z niedowierzaniem – Ktoś mnie kocha! Boże, jaka byłam głupia, że chciałam się zabić! Spełniło się moje marzenie. Ja też cię kocham.
Szczęśliwi połączyli się w długim pocałunku. A księżyc oświetlił zakochanych w tą pozornie ciemną noc...

Data:

 luty 2003

Podpis:

 Zwyczajna

http://www.opowiadania.pl/main.php?id=showitem&item=1217

 

Powyższy tekst został opublikowany w serwisie opowiadania.pl.
Prawa autorskie do treści należą do ich twórcy. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Szczegóły na stronie opowiadania.pl