https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
22

Targ - Dzień I - Rozdział IV

  Dużo później Zielonka siedział wraz z Zimą w Ściętej. Była to trzecia z murowanych karczm znajdujących się na terenie Targu. Najmniejsza i zdecydowanie najmniej wystawna, jednak wciąż gwarantowała swojej właścicielce przyzwoite zyski zwłaszcza w tym  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W kwietniu nagrodą jest książka
Folwark zwierzęcy
George Orwell
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Targ - Dzień I - Rozdział IV

Dużo później Zielonka siedział wraz z Zimą w Ściętej. Była to trzecia z murowanych karczm znajdujących się na terenie Targu. Najmniejsza i zdecydowanie najmniej wystawna, jednak wciąż gwarantowała swojej właścicielce przyzwoite zyski zwłaszcza w tym

Targ - Dzień I - Rozdział III

Gdy wrócili pod Sanctum zgromadzony tłum blokował już niemal całą aleję. Zielonka rozglądał się ciekawie i chłonął wzrokiem wszystko co działo się wokół. A było co podziwiać, choć najwięcej zgromadzonych odzianych było raczej skromnie, w proste maski

Targ - Dzień I - Rozdział I

Szczur powoli wychylił łysy łebek spod sterty odpadków. Jego wąsy ruszały się szybko, gdy gryzoń czujnie obwąchiwał teren i rzucał na wszystkie strony płochliwe spojrzenia. Po dłuższych oględzinach uznał chyba, że jest bezpieczny...

Targ - Dzień I - Rozdział II

Zielonka poprowadził Zimę w stronę biedniejszej części Targu. Szli miarowym krokiem coraz bardziej oddalając się od Kwadratu, tym samym stopniowo pozostawiając za sobą linię murowanych budynków...

Dzwonnik z Notre Dame

W gruzy się sypie...

Bliskie spotkania

Chodźmy...

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1684
użytkowników.

Gości:
1683
Zalogowanych:
1
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 82572

82572

Targ - Dzień I - Rozdział II

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

Data
25-04-26

Typ
P
-powieść
Kategoria
Fantastyka/Fantasy/Przygoda
Rozmiar
23 kb
Czytane
189
Głosy
0
Ocena
0.00

Zmiany
25-05-03

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
P12-powyżej 12 lat

Autor: Falvari Podpis: Dziwny jest ten świat.
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
Zielonka poprowadził Zimę w stronę biedniejszej części Targu. Szli miarowym krokiem coraz bardziej oddalając się od Kwadratu, tym samym stopniowo pozostawiając za sobą linię murowanych budynków...

Opublikowany w:

Targ - Dzień I - Rozdział II

Zielonka poprowadził Zimę w stronę biedniejszej części Targu. Szli miarowym krokiem coraz bardziej oddalając się od Kwadratu, tym samym stopniowo pozostawiając za sobą linię murowanych budynków. Zielonka nie zwracał szczególnej uwagi na mijane namioty, znał je dobrze, a im dalej odchodzili od głównego placu, tym chłopak czuł się pewniej. Wprawdzie strażnicy Siostry patrolowali cały obszar Targu, jednak były takie miejsca, do których nie zaglądali równie często jak w inne. Kiedy już minęło się patrole przy wejściach, w tych biedniejszych częściach łatwiej przychodziło Zielonce pozostać niezauważonym. Nie przepadał wprawdzie za intensywnymi aromatami Kluchy, czy Szczyny, ale z całą pewnością wolał je znosić, niż błąkać się głodnym po lesie. Do tego właściwie sprowadzała się jego egzystencja, głodował niemal bez przerwy, wprawdzie na Targu łatwiej było o żywność niż poza jego granicami, ale pozostawała jeszcze kwestia ostrożności, a między namiotami szczurołap czuł się zwyczajnie bezpieczniej niż w lesie otaczającym Targ. Oczywiście gdy głód ściskał mu żołądek tak bardzo, że tracił czujność, pozostawała jeszcze jedna opcja. Zawsze mógł udać się do Osady Wyrzutków, ale to oznaczało dla niego przyznanie się do porażki, a szczurołap jak większość ludzi był zbyt dumny, aby znosić to zbyt często, nawet jeśli Brud zawsze przyjmował go serdecznie.
Potrząsnął głową odganiając te ponure myśli. Chwilowo wszystko wskazywało na to, że będzie mógł zapomnieć o głodzie, spojrzał na swoją czerwoną przypinkę z wyszytym na niej niewielkim konturem szczura, wpiętą tuż nad zieloną szarfą. Nie bardzo mógł uwierzyć w to, że w jednej chwili przeobraził się z koczującego szczurołapa i drobnego złodziejaszka skrywającego się między namiotami w zwykłego członka tłumu. Przez najbliższy tydzień nie będzie musiał trwożliwie rozglądać się wokół w obawie, że wypatrzą go strażnicy. To było wspaniałe uczucie, a zawdzięczał je temu nieznajomemu...
Odwrócił głowę w stronę Zimy i skupił na nim uwagę. Przybysz szedł przed siebie w milczeniu, nie rozglądał się i sprawiał wrażenie, że pochłaniają go wyłącznie własne myśli. W miarę jak oddalali się od Kwadratu, ścieżka wytyczona między namiotami stawała się węższa i mniej zadbana, natomiast zamaskowanej ciżby w byle jakich strojach jakby przybyło. Biała maska i płaszcz nieznajomego wyróżniały się na tym tle niczym pieczony kurczak pośród szczurów z ogniska. Wielu ludzi przystawało na chwilę i z zaciekawieniem wodziło wzrokiem za Zimą, ten jednak ignorował te spojrzenia.
-Dlaczego go szukasz Zimo? –spytał Zielonka wiedziony nagłym impulsem.
Teraz gdy już ochłonął, naszły go pewne wątpliwości. Odwrócony Uśmiech zawsze miał dla niego dobre słowo a często i jakiś drobiazg do przegryzienia. Z jakiegoś sobie tylko znanego powodu nie wydał go straży, gdy Zielonka jakiś rok wcześniej próbował go okraść, a zamiast tego przyjął go na coś w rodzaju służby i czasem zlecał drobne zadania. Szczurołap zdawał się być idealnym gońcem dla kupca, który nie zawsze działał w zgodzie z prawami Targu. Odwrócony Uśmiech nie należał do ludzi kryształowo uczciwych – takich zresztą już od dawna nikt by na Targu nie znalazł – ale na swój sposób był dobrym człowiekiem. Natomiast o Zimie Zielonka nie wiedział nic. Stanowił dla niego niewiadomą, a chłopak miał wręcz wrażenie, że wykupił go tylko po to, żeby podrażnić się ze strażą. Owszem kupca odwiedzały często podejrzane indywidua różnej maści, ale zasadniczo był to jego problem, kogo zapraszał do swego namiotu. Natomiast teraz to Zielonka prowadził do niego człowieka, o którym nic nie wiedział, co niespodziewanie posiało w nim ziarna niepokoju. Ziarna, które poczęły kiełkować, gdy uświadomił sobie, że będzie potencjalnie odpowiedzialny za to, co może się stać. Nawet nie przed kimkolwiek innym, ale przed sobą samym.
-Mam do niego sprawę –odparł tymczasem nieznajomy. –Nic czym musiałbyś się martwić.
Ton jego głosu nie przekonał Zielonki. Przeciwnie, to beznamiętne suche stwierdzenie wzbudziło w chłopaku jeszcze większy niepokój. Zaczął się jeszcze bardziej martwić i nerwowo rozglądać, zastanawiając się czy nie czmychnąć gdzieś między namioty. Zima nie zwracał na niego uwagi, więc uznał, że szybka ucieczka przez Kluchę nie nastręczyłaby mu przesadnych trudności. Szczurołap był szybki, a sądząc po głosie Zima miał już najlepsze lata za sobą. W trakcie tych rozmyślań zbliżyli się właśnie do przejścia do Kluchy, co dobitnie zaakcentował dochodzący spomiędzy wyblakłych namiotów intensywny zapach gotowanej kapusty. Była to chyba najlepsza potrawa dostępna na tym placu i szczęśliwie dla jego mieszkańców jej woń skutecznie maskowała pozostałe zapachy tego miejsca.
-Odwrócony nadal stroi sobie niewybredne żarty z targowej straży? –spytał nagle Zima.
To osadziło w miejscu Zielonkę, który już gotował się do skoku w kierunku Kluchy. Spojrzał na nieznajomego z pewną dozą niepewności. Czyżby potrafił czytać w myślach? Przybysz na niego nie patrzył, nawet się nie zatrzymał, a jednak chłopak miał wrażenie, że zna jego zamiary i z zainteresowaniem czeka na jego ruch.
-Ze straży, z Siostry... Właściwie żartuje z każdego –stwierdził szczurołap, gdy przejście do Kluchy pozostało za nimi.
-Stary błazen, nic się nie zmienia –skwitował Zima.
I to było wszystko. Wygłosiwszy tę uwagę przybysz znów zamilkł, a w głowie Zielonki zapanował jeszcze większy zamęt. Właściwie to niczego nie zmieniało. Każdy znał Odwrócony Uśmiech, jeśli nawet nie osobiście to z opowieści innych. Kupiec był jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci na Targu, był jak Siostra czy Szynka, każdy kto przybywał w te strony znał go, jeszcze zanim w ogóle go zobaczył. A pomimo iż Zima wyraził się o Uśmiechu w sposób dość poufały, to jednak nie uszło uwagi Zielonki, iż nie wiedział, gdzie znajduje się namiot tamtego. Niepokój chłopaka być może delikatnie przygasł, ale nie rozwiał się na dobre.
Szczurołap nie porzucił ostatecznie myśli o ucieczce, ale postanowił jednak rozważyć inne alternatywy. Tymczasem poruszając się powoli wśród ciżby odzianej w łachmany i maski ledwie skrywające oblicza zbliżali się do kolejnego przejścia między namiotami, tym razem prowadzącego na Szczynę. Zielonka nie cierpiał dobywającego się stamtąd odoru kiepskiego wina, destylowanego z wszystkiego co tamtejszym kupcom wpadło w ręce. Wprawdzie w swoim położeniu rzadko miał okazję pić chociaż ten kiepski trunek, ale w niczym nie umniejszało to jego niechęci. Może i rozchodził się po ciele przyjemnym ciepłem, ale niewiele trzeba było, aby przyjemny szum w głowie niebezpiecznie zamroczył człowieka. A najgorsze, że dla tych wątpliwych przyjemności klienci Szczyny musieli znosić to, co w najlepszym razie smakowało jak ciecz, od której plac wziął swoją nazwę. Czasem w wietrzne dni odory Szczyny unosiły się ponad namiotami i przy pechowej pogodzie wędrowały ponad Trójkątami aż nad Kwadrat, a wówczas przed bramą Holdu ustawiały się kolejki protestujących. Nie żeby te bogatsze place pachniały wiele lepiej, ale kiedy już kogoś stać było na postawienie namiotu na Kwadracie, to nie życzył sobie, aby zapachy z przeszłości podążały za nim.
Tłum z wolna zaczął się przerzedzać. Wieczór zbliżał się nieubłaganie i wiszące nad Targiem sklepienie chmur zmieniło odcień z jasnej szarości na ciemny popiel, więc większość odwiedzających przyciągały już inne zainteresowania niż przeglądanie marnych ochłapów wystawianych na straganach w tej części Targu.
-Nie przypuszczałem, że to miejsce tak się rozrośnie –stwierdził Zima.
-Jest takie odkąd pamiętam –Zielonka rzucił mu zdziwione spojrzenie.
-Ile masz lat chłopcze?
-Z szesnaście Zimo.
Słysząc to nieznajomy zaśmiał się krótko.
-Jesteś więc jednym z tych młodzieńców w trudnym do oszacowania wieku? Gdzieś między dziesięć a osiemnaście, co chłopcze?
-Na pewno ponad czternaście Zimo. I mam na imię Zielonka.
Przybysz skinął głową, jednak nie powiedział już nic więcej. Minęli Szczynę i atmosfera nieco się oczyściła. Szli teraz po łuku w prawo. Po lewej stronie udeptanej ścieżki prawie nie było namiotów, a te które tam stały, nie zachęcały, aby się przy nich zatrzymać. Były niskie i wyblakłe. W wielu miejscach ich materia się postrzępiła, a niektóre zostały krzywo postawione. To była niesławna południowa granica Targu. I choć żaden złodziej nie miałby tutaj co kraść, patrole straży zdarzały się tu o wiele częściej niż przy Klusze czy Szczynie. Niewielu mogło się tędy prześlizgnąć bez opłaty. Zima nie poświęcił jednak choćby jednego spojrzenia tym marnym imitacjom kupieckich stoisk. Patrzył wprost przed siebie, gdzie w niewielkim oddaleniu wyrastała zwalista sylwetka Sanctum.
Nie licząc linii zabudowań na północno-wschodniej ścianie Targu, był to jedyny murowany budynek na tym terenie. Zbudowany na planie ośmiokąta, wznosił się dumnie ponad otaczające go namioty. W dawnych czasach musiał robić piorunujące wrażenie. Jeszcze obecnie przytłaczał swym przepychem i strzelistym dachem pomimo, że kamień w wielu miejscach się ukruszył i w ścianach budynku ziały spore dziury.
-Zatrzymać go! -wydarł się nagle ktoś przed nimi.
Zielonka spoglądający z zaciekawieniem w stronę Sanctum ujrzał najpierw biegnącego z całych sił chłopaka w nijakich spodniach i koszuli oraz z przekrzywioną maską na twarzy. Przedzierał się przez gęstniejący stopniowo tłum, a za nim biegło dwóch strażników w drewnianych maskach. Pościg ewidentnie nie nadążał, jednak uciekinier nie miał tego dnia szczęścia. Gdy zdawało się już, że miał nad ścigającymi bezpieczną przewagę, nagle potknął się i runął jak długi przed siebie. Zanim zdążył się pozbierać dwaj strażnicy byli już przy nim i jeden z nich gwałtownym szarpnięciem postawił go na nogi. Drugi bez wstępów zdzielił ściganego otwartą dłonią w twarz. Zielonka zauważył, że obaj nosili przy pasach miecze z rękojeściami wysadzanymi barwionym szkłem. Od razu zrobiło mu się szkoda uciekiniera.
Nim strażnik zdążył uderzyć drugi raz, do czego już się przymierzał, przez tłum przecisnął się kolejny, mocno otyły, z mieczem jeszcze bardziej zdobionym niż dwaj pozostali.
-Chochla -syknął szczurołap przez zęby.
-I na co ci to było? -wysapał Chochla ciężko dysząc i opierając dłonie na lekko zgiętych kolanach. -Wiesz chyba, co spotyka złodziei.
Złapany zawzięcie milczał ze wzrokiem utkwionym we własne stopy.
-Odpowiadaj kapitanowi! -strażnik, który już raz go uderzył, zrobił to ponownie, po czym natychmiast poprawił po raz trzeci.
-Będziesz teraz gadał, czy nie? -spytał ostro Chochla, który zdołał już uspokoić oddech i z wolna się wyprostował.
Uderzony zacisnął wąskie wargi widoczne pod przekrzywioną maską i nic nie odpowiedział.
-Jak wolisz -kapitan odwrócił się do niego plecami. -Bierzemy go do Holdu.
Poszedł przodem w stronę Sanctum, a dwaj strażnicy ruszyli za nim prowadząc złodzieja między sobą.
-Co spotyka złodziei? -spytał Zima, gdyż już zniknęli w tłumie.
-Zależy kto ich złapie -odparł szczurołap. -Formalnie karą za kradzież jest grzywna w dwukrotnej wysokości wartości skradzionej rzeczy. Jeżeli złodzieja na nią stać, to posiedzi parę dnie w Holdzie i wychodzi.
-Ale tacy, których stać na grzywnę, pewnie rzadko kradną? -spytał domyślnie przybysz.
-Tak. A złodziej, którego nie stać, musi odrobić wartość grzywny. Rodzaj prac zależy od aktualnego zapotrzebowania. Ale nie licząc samej kary, ważne jest również na jakiego strażnika się trafi, a nie da się trafić gorzej niż na Chochlę.
-Wyobrażam sobie, że mógł trafić lepiej, chociażby na tego, który złapał ciebie.
-Węgorz to dobry człowiek -stwierdził Zielonka.
Ruszyli dalej. Znaleźli się już blisko Sanctum, przed którym gromadził się tłum, póki co jeszcze niezbyt liczny, ale ludzi przybywało z każdą chwilą. Zielonka patrzył na nich z ciekawością, w ostatnich latach nie udało mu się pozostać na Targu w tym szczególnym dniu. Wyszukiwał w gęstniejącej ciżbie bardziej znanych postaci i wreszcie wypatrzył charakterystyczną maskę Złotoustego, zwanego przez wielu Złotym Zadem, właściciela najdroższej karczmy w okolicy. W niewielkim oddaleniu od niego stał także Szynka, gruby kowal dumnie prężył pierś prezentując swój wysadzany barwnymi świecidełkami pancerz.
-Czyżby początek obchodów Dnia Oczyszczenia? –spytał Zima.
-Tak –potwierdził Zielonka wciąż zajęty obserwacją tłumu.
-Słyszałem, że tu na Targu to święto ma szczególny wymiar.
-Ojciec się o to troszczy –Zielonka odpowiadał od niechcenia, niemal automatycznie, całą uwagę skupiał na obserwacji tłumu i próbie wypatrzenia jak największej ilości znamienitych osobistości.
-Widzę, że obchody święta są bardziej interesujące niż praca dla mnie –stwierdził Zima. –Nie przeszkadzaj sobie, przed nami już zejście na Drugi Trójkąt, stąd z łatwością odnajdę Odwrócony Uśmiech, wrócę po ciebie kiedy skończę.
-Dobrze Zimo –Zielonka nawet nie spojrzał na nieznajomego.
Dostrzegł zbliżającą się właśnie Aksamitną w asyście dwóch ochroniarzy i uważnie ją obserwował. Tęga kobieta szła dumnie wyprostowana, odziana w swoje najlepsze szaty, które odsłaniały ramiona. Zielonka z zazdrością patrzył na nienaganną bladość jej skóry, wolną od jakiejkolwiek skazy. A jednak mimo doskonałości swych ramion, twarz skrywała za nieprzeniknionym woalem. Oczywiście wszyscy zgromadzeni skrywali swe oblicza za różnorakimi maskami, ale szczurołapowi z jakiegoś powodu wydało się to niewłaściwe, że kobieta, której pełne ramiona były nieomal doskonałe, musiała skrywać całą twarz oraz szyję. Jej przepiękna karmazynowa suknia nie odsłaniała również choćby skrawka dekoltu. Tylko ramiona wystawione były na widok publiczny, jakby rzucały wyzwanie światu. Czy rzeczywiście była aż tak okropna? A może to tylko gra? Subtelne zaproszenie do odkrycia tego, co pozostawało poza zasięgiem wzroku... Zielonka pomimo młodego wieku co nieco wiedział o takich sprawach.
Chłopak obserwował jak kobieta podchodzi pod Sanctum i zajmuje miejsce tuż obok Złotoustego. Karczmarz skinął jej głową i nieznacznie się przesunął, aby mogła swobodnie stanąć przed schodami. Aksamitna w odpowiedzi również skinęła mu głową i niedbałym ruchem ręki wskazała swoim towarzyszom miejsce gdzieś z tyłu. Złotousty nachylił się do niej i zaczął jej szeptać na ucho. Handlarka przez chwilę słuchała w skupieniu, po czym oboje jak na komendę zatrzęśli się od niepowstrzymanego śmiechu, przy czym Złotousty uniósł prawą rękę i podrapał się po potylicy. Członkowie gęstniejącego tłumu ciekawie się im przypatrywali, podczas gdy ta dwójka konferowała w najlepsze.
Zielonka zastanawiał się o czym mogli rozmawiać, skoro humor tak im dopisywał. Z tego co się orientował sytuacja na Targu ostatnimi czasy daleka była od optymalnej. Aksamitnej może to jeszcze aż tak nie dotknęło, ale Złotousty musiał już odczuwać pewien dyskomfort. Jednak chłopak nie głowił się nad tym zbyt długo, poświęcił natomiast więcej uwagi obserwacji gęstniejącego tłumu. Zdecydowaną większość stanowili miejscowi, z czarnymi szarfami na ramionach. Trudno się dziwić, pierwszego dnia obchodów ludzie dopiero zaczynali się gromadzić, na Targ przybywali wówczas głównie ci najmożniejsi, którzy mogli sobie pozwolić na opłacenie tygodniowego pobytu. Poza tym pierwszego dnia nie działo się jeszcze nic interesującego, ot zwykła procesja wokół bogatszej części Targu i oficjalne powitanie...
I nagle w jednym gwałtownym momencie czar prysł, a Zielonka przypomniał sobie co robi w tym miejscu. Potrząsnął głową, żeby zebrać rozbiegane myśli i popędził w stronę Drugiego Trójkąta. Dał się ponieść ciekawości i mglistym wspomnieniom z czasów, gdy był jeszcze jednym z tych, którzy mieli prawo do noszenia czarnej szarfy. Ale w tej chwili nie znajdował się pod Sanctum, żeby zaspokoić własną ciekawość i ukoić sentymenty. Na pierwszym miejscu było coś ważniejszego. Choć musiał przyznać przed sobą, że także i w tej kwestii ciekawość powodowała nim na równi z troską o losy Odwróconego Uśmiechu.
Wpadł na plac w tej samej chwili, w której Zima wkraczał do namiotu kupca. Nie był to zresztą zwykły namiot, nawet jak na standardy Drugiego Trójkąta. Na ogół siedziby handlujących tutaj osób oraz zwykłych mieszkańców wznosiły się dość wysoko i były wystarczająco szerokie, aby uznać je za więcej niż tylko komfortowe. Może z wyjątkiem tych, które usytuowane były w okolicy przejścia na Dół. Natomiast Odwrócony Uśmiech zamieszkiwał już nie tyle namiot co prawdziwy gmach. Może nieprzesadnie wysoki, ale rozłożony na przestrzeni obejmującej powierzchnię murowanego domu i to jednego z tych większych. Jego ściany pyszniły się soczyście kolorowymi pasami, na przemian niebieskimi i żółtymi. W okolicy, w której większość namiotów była jednolicie brązowa bądź czerwona i to najczęściej mocno spłowiała, przysadzisty gmach Odwróconego Uśmiechu przyciągał wzrok swym przytłaczającym przepychem. Nawet niektórzy kupcy z Kwadratu musieli się zadowolić skromniejszymi siedzibami. Splendoru kupcowi dodawał jeszcze fakt, że w tym wspaniałym namiocie mieścił oprócz wartościowych towarów także dobrze zachowany wóz z dawnych czasów oraz najprawdziwszego konia.
Chłopak pobiegł w kierunku namiotu, a gdy był już blisko skręcił w ciasne przejście między dwoma skromniejszymi kramami. Gdy znalazł się już na ich tyłach, przecisnął się w stronę kolorowej ściany. Rozejrzał się czujnie i padł na ziemię. Ostrożnie uniósł fragment materiału i wsadził głowę do środka. Widok zasłaniały mu częściowo stojące jedna na drugiej skrzynie, ale ujrzał stojącego do niego bokiem Zimę i wstającego właśnie zza biurka kupca. Odwrócony Uśmiech należał do niskich ludzi, wobec czego nawet w pełni wyprostowany musiał lekko zadrzeć głowę, aby spojrzeć przybyszowi w oczy.
W namiocie znajdowało się również dwóch pomocników Odwróconego Uśmiechu, jednak wystarczyło jedno pstryknięcie palcami, aby pozostawili swoje zajęcia i wyszli nie rzucając nawet jednego spojrzenia w stronę nieznajomego.
-Jak ciebie rozpoznam, gdy znów się spotkamy? –spytał kupiec po ich wyjściu.
-Zapytasz o mój amulet –odpowiedział Zima.
-Każdy kto wydrze go z twych martwych rąk, będzie mógł mi go pokazać.
-Jednak ja tego nie zrobię –Zima wykonał jakiś gest ręką, zbyt szybki i skomplikowany, aby Zielonka mógł go zapamiętać. –A ty oddasz mi amulet jako pierwszy.
-A jeśli okażę się niewierny? –Odwrócony Uśmiech również wykonał ręką dziwny gest.
Zielonka miał problem z rozpoznaniem kupca. Jego wygląd się zgadzał, kolorowy kubrak i biało czarna maska były na swoim miejscu. Zniknęła gdzieś jednak naturalna żywotność Odwróconego i skłonność do drobnych ruchów i niekontrolowanej gestykulacji. Także jego głos - zwykle podszyty ironią - był teraz poważny i głęboki.
-Jest już dla ciebie stosowna trumna –powiedział Zima.
-A zatem oddam tobie moją część –po tych słowach Odwrócony Uśmiech sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyciągnął z niej coś drobnego, co natychmiast przekazał Zimie, który ukrył to w zakamarku płaszcza.
Po tej krótkiej ceremonii kupiec wyraźnie się rozluźnił. Błyskawicznie zniknęła sztywność ramion, a w oczach pojawiły się figlarne błyski.
-Teraz kiedy masz już swoją błyskotkę, radzę się nią intensywnie nacieszyć. Jutro wyruszam do Dawności.
-To niemożliwe –stwierdził Zima.
-I tak opóźniłem wyjazd o kilka dni –Odwrócony Uśmiech wskazał ręką na stos spakowanych skrzyń. –Mam ważniejsze zobowiązania.
-Obaj dobrze wiemy, że nie masz żadnych zobowiązań –stwierdził Zima. –Jedynie zachcianki.
Kupiec zaśmiał się krótko i z powrotem zasiadł za biurkiem. Wskazał również krzesło przybyszowi i sięgnął po stojącą na blacie butlę.
-Napijesz się? –spytał, ale gdy Zima pokręcił przecząco głową, odstawił naczynie. –Na jak długo mam zrezygnować ze swoich zachcianek?
-Nie dłużej niż do Dnia Oczyszczenia –stwierdził Zima.
Kupiec prychnął pogardliwie słysząc te słowa.
-Nie miałem zamiaru brać udziału w tym cyrku –odruchowo spojrzał na stojącą na blacie butlę, a jego dłonie na chwilę oderwały się od oparć fotela. –Wiesz co tu się będzie działo przez najbliższy tydzień?
-Nigdy nie miałem okazji brać udziału w obchodach w tym miejscu –ton Zimy nie mógł być bardziej obojętny.
-Ja tylko raz. Właściwie to nawet zabawne jak Ojciec się wówczas szarogęsi, przez resztę roku nikt specjalnie nie zaprząta sobie nim głowy. Na co dzień bardziej cenią Tkacza, ale trudno się dziwić, skoro służy ciekawszemu bogu –Odwrócony Uśmiech zaśmiał się krótko, złośliwie. -Przejdźmy jednak do interesów. Chcesz, żebym został, poświęcę się. Ale to cię będzie kosztowało.
Zima bez słowa sięgnął do kieszeni. Coś z niej wyciągnął i pokazał kupcowi w taki sposób, że Zielonka nie mógł dostrzec co to było, widział jedynie delikatną błękitnawą poświatę wydobywającą się spomiędzy palców przybysza.
-Pomyślałeś o godziwej zapłacie –Odwrócony Uśmiech zaśmiał się wesoło. –Ale jej nie przyjmę. Chcesz, żebym przez siedem dni znosił te bzdury, niech będzie. Ale w zamian musisz się trochę natrudzić.
-Czego chcesz? –spytał oschle Zima chowając do kieszeni tajemniczy przedmiot.
-Jeden z moich dostawców miał ostatnio nieprzyjemności ze strażą. Nie zachował ostrożności i odnaleziono przy nim pewien przedmiot, który miał wnieść na Targ –kupiec mówił teraz swobodnie i niedbale, jakby chodziło o dostawę taczki ziemi.
-I skąd mam go odzyskać? –ton głosu Zimy nie zmienił się.
-To właśnie w tobie cenię, zawsze zadajesz właściwe pytania –Odwrócony Uśmiech ponownie się zaśmiał, a jego dłonie znów oderwały się od oparć fotela wykonując nieskoordynowane ruchy w powietrzu. –Zapewne trzymają to w Holdzie, nie minął jeszcze termin wykupienia. Mają tam specjalne pomieszczenie na skonfiskowane towary. To tylko mały, czarny sześcian –dodał od niechcenia kupiec.
-Dlatego nie chcesz, żeby go z tobą powiązano –Zielonce zdawało się, że słyszy w głosie Zimy delikatną nutę podziwu. –Nie wiedziałem, że interesujesz się Cieniami.
-Interesuję się wszystkim –śmiech kupca brzmiał szczerze i swobodnie, ale Zielonka wyczuł w nim delikatne napięcie.
Sam natomiast poczuł ukłucie niepokoju słysząc o Cieniach. Niewiele o nich wiedział ponadto, co opowiadali ludzie w karczmach, czy przy ogniskach, gdzie czasem udało mu się ich podsłuchać. Większość była przekonana, że Cienie są jedynie legendą powstałą po Skażeniu, podobnie jak Ogniki czy Śluzowce. Sam poważnie traktował opowieści o nich jedynie będąc małym chłopcem, a teraz słyszał poważną i rzeczową rozmowę na ich temat.
-Jaką ustalili cenę wykupu? -głos Zimy wyrwał go z rozmyślań.
-Łatwiejszy sposób? –kupiec wyraźnie się zdziwił. –Piętnaście bochnów, chyba nie są świadomi z czym mają do czynienia.
Zima tylko skinął głową.
-Przynieś mi sześcian, a zaczekam ile będziesz chciał –zapewnił go Odwrócony Uśmiech.
-Nie wcześniej niż jutro –przybysz wstał z krzesła.
-Byleś nie czekał do Dnia Oczyszczenia stary lisie.
Śmiech kupca podążał za Zielonką jeszcze wówczas, gdy chłopak ostrożnie wycofał się z namiotu. Wysunął się cicho spod płótna i ruszył ostrożnie wokół siedziby Odwróconego Uśmiechu. Nie chciał, żeby pomocnicy kupca widzieli, że wychodzi bezpośrednio stamtąd, więc minął jeszcze kilka namiotów nim wrócił na Drugi Trójkąt. Po krótkiej chwili na placu pojawił się również Zima, który rozejrzał się na boki.
-Ceremonia cię znudziła? –spytał, gdy się zeszli.
-Tylko się gromadzili. Pewnie dopiero teraz naprawdę się zacznie –odparł Zielonka siląc się na obojętność.
-Zatem chodźmy popatrzeć.
Szczurołap zdziwił się słysząc te słowa, ale był zadowolony i poprowadził przybysza z powrotem pod Sanctum.
_____________________________________________________________________________________________
_
Całość dostępna na: https://www.wattpad.com/story/388275177-targ

Podpis: 

Dziwny jest ten świat. 2018-2023
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Targ - Dzień I - Rozdział III Targ - Dzień I - Rozdział I Targ - Dzień I - Rozdział II
Gdy wrócili pod Sanctum zgromadzony tłum blokował już niemal całą aleję. Zielonka rozglądał się ciekawie i chłonął wzrokiem wszystko co działo się wokół. A było co podziwiać, choć najwięcej zgromadzonych odzianych było raczej skromnie, w proste maski Szczur powoli wychylił łysy łebek spod sterty odpadków. Jego wąsy ruszały się szybko, gdy gryzoń czujnie obwąchiwał teren i rzucał na wszystkie strony płochliwe spojrzenia. Po dłuższych oględzinach uznał chyba, że jest bezpieczny... Zielonka poprowadził Zimę w stronę biedniejszej części Targu. Szli miarowym krokiem coraz bardziej oddalając się od Kwadratu, tym samym stopniowo pozostawiając za sobą linię murowanych budynków...
Sponsorowane: 21Sponsorowane: 21Sponsorowane: 21

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2025 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.