https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
22

Targ - Dzień I - Rozdział IV

  Dużo później Zielonka siedział wraz z Zimą w Ściętej. Była to trzecia z murowanych karczm znajdujących się na terenie Targu. Najmniejsza i zdecydowanie najmniej wystawna, jednak wciąż gwarantowała swojej właścicielce przyzwoite zyski zwłaszcza w tym  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W kwietniu nagrodą jest książka
Folwark zwierzęcy
George Orwell
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Targ - Dzień I - Rozdział IV

Dużo później Zielonka siedział wraz z Zimą w Ściętej. Była to trzecia z murowanych karczm znajdujących się na terenie Targu. Najmniejsza i zdecydowanie najmniej wystawna, jednak wciąż gwarantowała swojej właścicielce przyzwoite zyski zwłaszcza w tym

Targ - Dzień I - Rozdział III

Gdy wrócili pod Sanctum zgromadzony tłum blokował już niemal całą aleję. Zielonka rozglądał się ciekawie i chłonął wzrokiem wszystko co działo się wokół. A było co podziwiać, choć najwięcej zgromadzonych odzianych było raczej skromnie, w proste maski

Targ - Dzień I - Rozdział I

Szczur powoli wychylił łysy łebek spod sterty odpadków. Jego wąsy ruszały się szybko, gdy gryzoń czujnie obwąchiwał teren i rzucał na wszystkie strony płochliwe spojrzenia. Po dłuższych oględzinach uznał chyba, że jest bezpieczny...

Targ - Dzień I - Rozdział II

Zielonka poprowadził Zimę w stronę biedniejszej części Targu. Szli miarowym krokiem coraz bardziej oddalając się od Kwadratu, tym samym stopniowo pozostawiając za sobą linię murowanych budynków...

Dzwonnik z Notre Dame

W gruzy się sypie...

Bliskie spotkania

Chodźmy...

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1552
użytkowników.

Gości:
1552
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 82569

82569

Targ - Dzień I - Rozdział I

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

Data
25-04-18

Typ
P
-powieść
Kategoria
Fantastyka/Fantasy/Przygoda
Rozmiar
22 kb
Czytane
281
Głosy
0
Ocena
0.00

Zmiany
25-05-03

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
R12-powyżej 12 lat pod nadzorem i za zgodą rodziców lub dorosłych

Autor: Falvari Podpis: Dziwny jest ten świat.
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
Szczur powoli wychylił łysy łebek spod sterty odpadków. Jego wąsy ruszały się szybko, gdy gryzoń czujnie obwąchiwał teren i rzucał na wszystkie strony płochliwe spojrzenia. Po dłuższych oględzinach uznał chyba, że jest bezpieczny...

Opublikowany w:

Targ - Dzień I - Rozdział I

Szczur powoli wychylił łysy łebek spod sterty odpadków. Jego wąsy ruszały się szybko, gdy gryzoń czujnie obwąchiwał teren i rzucał na wszystkie strony płochliwe spojrzenia. Po dłuższych oględzinach uznał chyba, że jest bezpieczny, gdyż zaryzykował wyciągnięcie spod sterty przednich łapek, które oparł na połamanej drewnianej łyżce. Znów zastygł nieufnie, uważnie świdrując wzrokiem okolicę. Jego łebek odwracał się ostrożnie na boki, gdy skanował wzrokiem kolorowe acz wypłowiałe ściany namiotów, skierował również wzrok ku górze, w stronę nabrzmiałego ciężkimi czarnymi chmurami nieba. Dopiero po dłuższych powolnych oględzinach poczuł się na tyle pewnie, że wskoczył cały na szczyt sterty śmieci, jakich pełno zaścielało okolice Targu, zwłaszcza puste ciasne przestrzenie między namiotami. Wyglądał paskudnie, łysy łebek pokrywały podłużne zaczerwienione blizny, również na przednich łapkach brakowało futra, a ogon cały był czerwony i nienaturalnie poskręcany. Gryzoń chwilę jeszcze trwał w bezruchu, po czym przytknął nos do znajdującej się pod nim bezkształtnej brei i zaczął ją intensywnie obwąchiwać.
Właśnie wówczas wystrzeliła w jego stronę para sinych dłoni, pokrytych siateczkami pęknięć i fragmentami odłażącej niewielkimi płatami białej zaschniętej skóry. Prawie się udało. Gryzoń był już zupełnie spokojny, ale w ostatniej chwili instynkt kazał mu odskoczyć. Posłuchał go bez wahania i zaczął biec przed siebie, nie tracąc czasu na sprawdzanie co mu grozi.
-Parszywiec –zaklął pod nosem Zielonka i ruszył w pogoń.
Szczur pędził ciasną alejką między rzędami niewysokich namiotów przeskakując po zagradzających mu drogę kupkach odpadków. Zielonka znajdował się tuż za nim. Nie tracił czasu na rozglądanie się po okolicy i obserwację wyblakłych i postrzępionych tkanin. Był jak jego zwierzyna, doskonale znał tę okolicę i wszystkie ciasne zakamarki. Jak się okazało gryzoń należał do tych bardziej bystrych. Nagle gwałtownym ruchem odbił w prawo i przebiegł między dwoma namiotami wprost na otwartą przestrzeń.
-Szlag! -wykrzyknął Zielonka momentalnie zmieniając ułożenie ciała i skacząc za szczurem.
Znalazł się na niewielkim otwartym placu, którego granice wyznaczały porozstawiane wokół namioty. Przed niektórymi ustawiono stragany, które nie należały do najbardziej solidnych, ale przynajmniej nie były tak smętne jak te, które w większej ilości zaścielały wolną przestrzeń placu. Na tych pierwszych można było od czasu do czasu dostrzec jakąś ciekawszą miskę, a nawet inne proste naczynia z dawnych lat, natomiast na pozostałych jedynie z rzadka dostrzegało się cokolwiek choć odrobinę wartościowego, jednak od Dołu nie można było wymagać więcej.
Południe minęło już jakiś czas temu, a to oznaczało, że na placu panował spory ruch. Część zamaskowanych kupców, głównie tych, którzy nie mieli tu swoich namiotów, zachwalała wystawione towary wykrzykując głośno choć bez przekonania różne bzdury i zaczepiając niezbyt licznych przechodniów. Natomiast stali bywalcy siedzieli ze spuszczonymi głowami przy swoich straganach, czekając aż okazja sama się trafi. Zielonka przeczesał wzrokiem tłum na ogół gorzej odzianych przechodniów, choć i tak większości mógłby pozazdrościć ich może wyblakłych i znoszonych, ale jednak niezniszczonych szat. Zwracał uwagę głównie na nogi, obute byle jak, często w wypłowiałych spodniach. Obecnie na Targu nie przebywało jeszcze zbyt wielu przyjezdnych, ale już wkrótce miało się to zmienić.
Poszukiwania nie trwały długo, nim Zielonka zlokalizował swoją niedoszła ofiarę. Gryzoń zręcznie przeskakiwał między nogami przechodniów zbyt zaabsorbowanych straganami, żeby go dostrzec, gdyż w przeciwnym razie przynajmniej niektórzy mogliby się nim zainteresować równie mocno jak Zielonka. Szczurołap rzucił się w tłum kontynuując pościg. Starał się jednocześnie utrzymać kontakt wzrokowy ze swoją zwierzyną i nie zwracać na siebie przesadnej uwagi. Było to o tyle trudne, że uciekający szczur nie pozostawiał mu wiele czasu do namysłu, gnał przed siebie na złamanie karku i wkrótce znów wpadł między namioty. Zielonka pobiegł za nim odprowadzany gniewnymi spojrzeniami zamaskowanego tłumu.
Przedarł się między namiotami i wypadł na kolejny plac. Ten był zdecydowanie większy z dużą ilością straganów i na ogół lepiej odzianą klientelą. Być może nieprzesadnie lepiej, ale jednak zauważalnie. Na Drugim Trójkącie jako jednym z trzech głównych placów Targu obowiązywały przecież jakieś standardy, nawet jeśli był połączony bezpośrednim przejściem z Dołem. Zielonka pospiesznie przeczesał wzrokiem tłum w poszukiwaniu strażników, ale szczęśliwie żadnych nie wypatrzył, wobec czego kontynuował pogoń. Szczur pędził zakosami między nogami i straganami, a Zielonka na ile mógł dotrzymywał mu kroku. W tym szalonym pędzie przebiegli tuż obok namiotu Odwróconego Uśmiechu. Wyróżniał się on wyraźnie na tle innych swoim rozmiarem i intensywnością barw, a także tym, że nigdy nie rozstawiano przed nim straganu.
Kupiec stał akurat na zewnątrz odziany w swój barwny kaftan i pstrokatą czapę. Jego pełna maska, którą zawsze zakładał na opak, tak iż szeroki uśmiech odsłaniał fragment czoła i oczy, trzęsła się teraz nieznacznie, gdy kupiec z rozbawieniem kręcił głową obserwując poczynania Zielonki. Chłopak tylko kiwnął mu na powitanie ręką i już pędził dalej. Szczur bowiem znów zanurkował między namioty i uciekał dalej po stertach odpadków. Gnał na złamanie karku przed siebie i po chwili zwierzyna i łowca wypadli spomiędzy namiotów wprost w objęcia Kwadratu.
Zielonka nie poświęcił jednak ani chwili na kontemplację ogromu placu. Fałszywej wspaniałości i intensywności barw, która na pierwszy rzut oka mogła oszołomić niewprawnego obserwatora. On jednak wielokrotnie przemykał się wokół Kwadratu tymi ciasnymi przestrzeniami na tyłach namiotów i wiedział, że nawet najbardziej wystawny plac Targu ma swoje drugie, mniej atrakcyjne oblicze. Zdarzało mu się również obserwować Kwadrat po zmroku, kiedy było tu niemal pusto i prawdziwie ponuro. Jednak bez względu na to co myślał o samym Kwadracie, Zielonka zawsze podziwiał Tent, ogromny namiot rozstawiony dokładnie pośrodku placu. On jeden zawsze robił na nim wrażenie, chłopak uwielbiał go obserwować i wyobrażać sobie, że jest jednym z tych naprawdę majętnych kupców, których stać na wystawianie tam swoich towarów. Albo nawet którymś z tych bogato odzianych przyjezdnych, którzy wchodzili do Tentu jak do siebie i nigdy nie wychodzili bez jakiegoś skarbu, a to starej filiżanki, a to złotej łyżki, albo kunsztownie zdobionej maski. Tak naprawdę zawsze marzył nawet nie o tym, żeby mieć cokolwiek swojego – choć byłoby to niewątpliwie wspaniałe, ale pociągało go żeby wiedzieć jak to jest o nic się nie troszczyć i wydać półroczne zapasy żywności na zbędny drobiazg. Oczywiście na Kwadracie jak zawsze o tej porze kręciło się pełno ludzi. Spora część z nich nie mogłaby sobie pozwolić na zakupy na tym placu, ale byli jak Zielonka, chcieli chociaż zobaczyć jak to jest nie troszczyć się o zaspokojenie podstawowych potrzeb, skoro nie mogli sami tego doświadczyć.
Wbrew wszelkiej logice szczur pognał na złamanie karku wprost w stronę Tentu. Zielonka zaklął pod nosem. Nie rozglądał się w poszukiwaniu strażników, wiedział że gdzieś tam są. Na Kwadracie zawsze było choć kilku, nawet nie tyle żeby pilnować porządku, ile żeby pokazać, że jest on pilnowany. Zielonka gonił więc za szczurem nieustannie cicho klnąc, ostatni posiłek jadł jakieś trzy dni temu, więc skoro już dobiegł za zwierzyną aż na Kwadrat, to nie mógł się teraz cofnąć. Starał się przy tym całą uwagę skupić na gryzoniu i nie rozpraszać się wspaniałością Tentu. Jego materiałowymi ścianami, które wznosiły się na pięć metrów w górę po drewnianych palach. Barwnymi tkaninami, które rzeczywiście przyciągały uwagę swą soczysta zielenią, lazurowym błękitem i krwistą czerwienią. Nawet w ferworze pościgu Zielonka musiał wytężyć całą siłę woli, aby nie rzucić choć przez chwilę jednego pełnego podziwu spojrzenia na Tent. Jeżeli ktoś tak jak on nie miał nic, to chciał mieć cokolwiek, choćby najmniejszy drobiazg, ale w głębi duszy pożądał wszystkiego, a tym był właśnie Tent – symbolem wszystkiego. Niezmierzonego bogactwa ludzi, którzy przetrwawszy Skażenie potrafili znów się wzbogacić, a zarazem symbolem dawnych czasów, urodzaju który został im wszystkim brutalnie odebrany na rzecz niepewnej egzystencji na ruinach dawnego świata.
Szczur jednak nie miał podobnych rozterek. Niewątpliwie mało go obchodziły ludzkie troski, a jeszcze mniej dawno przebrzmiała chwała minionego świata. Odbił gwałtownie w prawo i pognał na złamanie karku w stronę ciemniejącego na horyzoncie przejścia między dwoma zgrzebnymi namiotami. Zielonka jęknął w duchu, od razu bowiem rozpoznał cuchnące krwią na kilometr przejście do Zadziory. Rzucił się oczywiście za szczurem, jednak w duchu jął wznosić żarliwe modły do Stada, aby gryzoń odbił jednak w dowolnym innym kierunku, a jeżeli już koniecznie musiał wbiec do Zadziory, to aby chociaż ta okazała się akurat pusta. Szczurołap zawsze unikał tego miejsca. Nawet gdy jego ominięcie oznaczało nadłożenie znacznego odcinka drogi, chłopak wolał uniknąć tego placu, niż przypadkiem natknąć się na kogokolwiek, kto mógł się tam akurat znajdować. Zadziora pełniła rolę nieformalnej areny, gdzie każdy kto chciał mógł załatwiać swoje sprawy nie martwiąc się poszanowaniem którychkolwiek praw Targu. Zadziory nigdy nie odwiedzali strażnicy, a przynajmniej nie w oficjalnych maskach. Stanowiła ona swego rodzaju terytorium niczyje z jednej strony poza Kwadratem, a z drugiej na tyle blisko, żeby pilne interesy nie musiały czekać zbyt długo.
Zielonka za bardzo skupiał się na uciekającym gryzoniu, przez co omal nie stracił równowagi potykając się o stojący na ziemi kosz i roztrącając ramionami tłoczących się wokół ludzi. Ustał jednak i nawet się nie zatrzymując pobiegł dalej ścigany tradycyjnymi w takiej sytuacji złorzeczeniami i okrzykami pomstującymi na leniwych strażników. Nawet nie zwrócił uwagi na ten incydent wciąż pogrążony w żarliwej modlitwie i skoncentrowany na umykającym gryzoniu, który ku jego uldze litościwie odbił w lewo. Obrał teraz kurs na namiot Utraconego, rzadko odwiedzany, ale cieszący się sporą renomą. Zielonka nigdy nie zaprzątał sobie Utraconym głowy, bo i tak nie miał go z czego okraść. Nie miałby pożytku z jego ksiąg, które mógłby co najwyżej przeczytać, a z pewnością nie byłby w stanie ich sprzedać. Każdy wiedział, że na całym Targu jedynie Utracony handluje księgami, nikt nie uwierzyłby, że taki obdartus jak Zielonka uczciwie wszedł w posiadanie dowolnej z nich. Poza tym chłopak nie chciał się również narazić pilnującemu podobno namiotu upiorowi. Już prędzej buchnąłby coś Aksamitnej, której kram znajdował się trzy namioty dalej.
Tymczasem szczur przebiegł tuż obok namiotu Utraconego i pod pompą, która stała kawałek dalej znajdując się tym samym na rozstaju dróg poza placem. Nie zatrzymał się jednak zdezorientowany, a od razu dał nura po skosie w prawo i wpadł między kupców. Zielonka się nie zawahał, przebiegł tuż przed dwoma łysymi jegomościami w spranych szatach i byle jakich maskach, którzy ciągnęli za sobą niewielką dwukółkę i już był za gryzoniem. Nawet nie zwrócił uwagi na ich złorzeczenia, gdy musieli się gwałtownie zatrzymać oraz okrzyki rozsierdzonych przechodniów. Wręcz przeciwnie, przyspieszył jeszcze, gdy rozpoznał jeden z głosów wznoszący się ponad całą tę kakofonię dźwięków. Wzmógł jeszcze żarliwość modłów, choć wyczuwał wyraźnie, że jego bóstwo miało pilniejsze sprawy gdzie indziej.
Natomiast szczur był już na Kotle. Panował tu zdecydowanie mniejszy ruch, a namioty kupców nie kłuły tak nachalnie w oczy swoją udawaną wspaniałością. Zielonka czuł łomotanie serca, a w jego łydkach powoli zaczynał tlić się ogień, jednak nawet nie wyhamował, gdy gryzoń odbił niespodziewanie w prawo, śmignął obok namiotu Czwartego, minął stoisko Brata i już był z powrotem na drodze. Chłopak dosłownie deptał mu po piętach. Z jakiegoś powodu wiedział, że teraz szczur wpadnie na przejście do Pierwszego Trójkąta i skoczył w tę stronę nim niedoszła ofiara wykonała swój ruch. Czuł już nieomal pod palcami gwałtowne trzepotanie spanikowanego ciałka. Jednak nim zacisnął ręce na grzbiecie szkodnika, sam został pochwycony mocnym uściskiem.
-Znowu kłusujesz Zielonka –to był Węgorz, szczurołap nie musiał patrzeć na jego wysoką sylwetkę odzianą w brązową zbroję skórzaną z wytłoczeniami, ani patrzeć w ukryte za drewnianą maską zielone oczy, aby wiedzieć, że ma kłopoty. Wystarczyło że usłyszał ten głos, spokojny, ale stanowczy.
-Opłaciłbym podatek kapitanie. Gdybym go złapał –drugie zdanie wymamrotał niewyraźnie ze wzrokiem wbitym we własne stopy.
-A kto zapłacił za twoje wejście, co? -Węgorz puścił go, ale wciąż stał tuż przy nim. - No tak, oczywiście nie masz szarfy. Czyli jak zwykle nikt nie zapłacił. -kapitan pokręcił z dezapobatą głową. -Jak ty się tu ciągle zakradasz chłopcze? -odczekał chwilę dając Zielonce czas na odpowiedź. -Nie zamierzasz odpowiadać? A może wy coś wiecie? -zwrócił się do dwóch mężczyzn, którzy natychmiast stanęli po bokach Zielonki.
Obaj byli o dobrą głowę niżsi od kapitana, ich zbroje nie miały wytłoczeń a zamiast nich w kilku miejscach widniały na nich plamy brudu. Ich oblicza również skrywały drewniane maski odsłaniające dolną połowę twarzy. Ten po prawej wolałby pewnie taką, która zakryłaby całe jego oblicze, gdyż prawy policzek i pół podbródka pokrywała mu szara łuszcząca się skóra.
-Gdybym złapał szczura... -podjął Zielonka.
-To musiałbyś zapłacić karę –uciął Węgorz. -Masz szczęście, że zapełniłem już dzisiaj celę, bo inaczej nie skończyłoby się na wyrzuceniu z Targu.
Zielonka wzniósł w duchu modlitwę dziękczynną do Stada. Drugą. Pierwszą odmówił, gdy zorientował się, że złapał go Węgorz a nie Piękny czy Chochla. On przynajmniej nie karze go obić, a wyrzucenie z Targu było lepsze od spędzenia kilku następnych dni na leżeniu we własnych odchodach o zaledwie kilku łykach wody.
Kapitan skinął na swych ludzi, a ci położyli po jednej łapie na wąskich barkach Zielonki i stanowczo wskazali mu drogę w stronę najbliższego wyjścia z Targu. Węgorz szedł za nimi. Nikt się nie odzywał, a mijający ich przechodnie bardzo starali się nie dostrzegać Zielonki. Wszyscy z wyjątkiem jednego.
To było na wysokości Ściętej jednej z trzech murowanych karczm na Targu i drugiej co do wielkości, która swoją nazwę zawdzięczała podobno egzekucji jakiejś kobiety oskarżonej o cudzołóstwo przez męża, który sam miał nie grzeszyć wiernością. Nikt nie wiedział, czy ta historia miała cokolwiek wspólnego z prawdą, gdyż wszystko miało się dziać na dwieście lat przed Skażeniem. Dziś już nikt nie zaprzątał sobie głowy wiernością małżeńską czy chociażby samym małżeństwem.
Mijał ich właśnie mężczyzna niewiele niższy od Węgorza, a na pewno szerszy w barach. Zielonka jeszcze nigdy nie widział tak białego płaszcza i maski. Owszem nosiły ślady użytkowania i były przybrudzone, ale w wielu miejscach spod brudu przebijała najjaśniejsza biel. Nieznajomy przechodząc obok obserwował ich z zaciekawieniem, a gdy go minęli raptownie się zatrzymał. Zielonka to widział, gdyż sam nie mógł oderwać oczu od nieznajomego i wspaniałego półtoraręcznego miecza, który tamten nosił na plecach.
-Cóż zawinił? -rzucił przybysz a jego głos nieprzyjemnie kontrastował z ubiorem, był niski i chrypliwy, nieprzyjemnie kojarzył się ze starością.
Na te słowa Węgorz zatrzymał ich niewielki pochód i odwrócił się w stronę mężczyzny.
-A dlaczego cię to interesuje? -odparł pytaniem na pytanie. Nieznajomy również miał szczęście, że trafił na niego, a nie któregoś z pozostałych kapitanów.
Mężczyzna w bieli nie od razu odpowiedział. Wpierw przyjrzał się uważnie rozmówcy, jakby go oceniał, przesunął wzrokiem po jego solidnej masce i schludnie wyczyszczonej zbroi. Przeniósł wzrok na gładką rękojeść wiszącego u pasa miecza, zbyt skromną jak na gust Zielonki. Przyjrzał się również przykurzonym butom kapitana, a na koniec przeniósł wzrok na Zielonkę.
-Wybacz kapitanie –powiedział. -Źle zapytałem. Ile jest winien?
Tym razem to Węgorz zamilkł na dłużej. Szczurołap odwrócił głowę i zerknął na niego. Wzrok kapitana skierowany był wprost na białą maskę, a szczęki nieznacznie zaciśnięte. Jego ręka poderwała się na chwilę, jakby miała powędrować do wiszącego przy pasie miecza, zaraz jednak kapitan zerknął na ramię przybysza, przez które przewiązana była zielona szarfa, a jego dłoń opanowana przylgnęła z powrotem do boku.
-Jeden precel za wejście i dwa za kłusownictwo –odparł z pozornym spokojem.
-Co próbowałeś upolować? -nieznajomy zwrócił się bezpośrednio do chłopaka.
-Sz... szczura –odparł chłopak delikatnie się jąkając.
-Ale chyba nie jednego z tych? -mężczyzna w bieli zawiesił na chwilę głos, a wokół rozległo się kilka wesołych parsknięć.
Zielonka rozejrzał się i ze zdumieniem odkrył, że wokół ich niewielkiej grupy zgromadził się niewielki tłumek gapiów. Wypatrzył wśród nich nawet Brata w jego ostentacyjnej czarnej masce z rubinem pośrodku czoła.
-A ile pan policzy za tygodniowy pobyt i prawo do polowań na szczury? -spytał tymczasem przybysz.
Zielonka znów rzucił spojrzenie na Węgorza. Kapitan zaniemówił na dłużej. Chłopak wiedział, że rozważa co będzie dla niego lepsze. To był dobry człowiek, który zawsze wypełniał rozkazy, ale starał się to robić nie krzywdząc innych. Szczurołap sam się zresztą zastanawiał co będzie dla niego najlepsze. Nieznajomy intrygował go wprawdzie, ale przede wszystkim niepokoił. Było w nim coś co onieśmielało, a jednocześnie delikatna sugestia tego, iż pod śnieżnobiałą maską kryje się nieprzeciętna osobowość. Taka o której zawsze dobrze jest posłuchać siedząc przy ognisku w chłodną noc, ale niekoniecznie spotkać kiedykolwiek w dowolnych okolicznościach.
-Jeden bochen i sześć precli – powiedział wreszcie Węgorz.
Nieznajomy gwizdnął przeciągle.
-Czyżbym pogubił się w rachunkach? -spytał. -Precel za dzień pobytu i drugi za prawo do polowania to łącznie trzy kromki.
-W Dzień Oczyszczenia opłata wzrasta czterokrotnie a cztery precle doliczyłem dodatkowo jako opłatę od darowizny.
-Oczywiście -Nieznajomy jeszcze raz spojrzał na chłopaka, po czym powoli sięgnął do kieszeni płaszcza. Chwilę w niej pogmerał, a po wyciągnięciu skierował otwartą dłoń w stronę kapitana. Na białej powierzchni rękawiczki spoczywał różowy kryształ soli wielkości średniego kamienia.
-Na ile by pan to wycenił? -spytał przybysz.
-Jakieś półtora bochna –zawyrokował Węgorz.
-W takim razie pokryje ten tydzień z nawiązką.
Węgorz znów się zawahał. Jego ręka tańczyła na boku jakby nie mogąc się zdecydować co ma robić. Kapitan wpatrywał się intensywnie w kryształ soli, a Zielonka próbował odgadnąć nad czym rozmyśla. Prawa Siostry były jasne, a nieznajomy powinien już co najmniej wylecieć z Targu.
-Jeden bochen i sześć precli –powiedział powoli Węgorz. -Pozostałe osiem precli policzymy za próbę przekupstwa. Bądź pewien, że zamelduję o tym Siostrze.
Przybysz skinął głową i wręczył kapitanowi kryształ soli.
-Nazywam się Zima –mężczyzna w bieli skłonił delikatnie głowę. -Tak na wszelki wypadek.
Węgorz nie odpowiedział, skinął tylko na swych ludzi, którzy puścili Zielonkę. Następnie kapitan sięgnął do torby przewieszonej przez ramię i wyciągnął z niej zieloną szarfę, taką samą, jaką miał nieznajomy i wręczył ją Zielonce.
-Udanego pobytu –powiedział chłodno, po czym przypiął chłopakowi również niewielką czerwoną wstęgę z wyszytym na niej białą nicią nieudolnym odwzorowaniem szczurzego konturu.
Nim się oddalili, trójka strażników jeszcze przez chwilę wpatrywała się w Zimę, jakby chcieli dokładnie go zapamiętać, po czym odwrócili się i odeszli w stronę Holdu. Zaraz po ich odejściu również gapie poczęli się rozchodzić do swoich spraw. Brat również się oddalił, choć wracał w stronę Kotła raczej wolnym krokiem i kilka razy obejrzał się przez ramię.
Nieznajomy odprowadzał wzrokiem strażników, a Zielonka skorzystał z okazji, aby dokładnie mu się przyjrzeć. Zima był szczupły, ale na ile można było to ocenić mocno zbudowany. Nosił długie brązowe spodnie i białą koszulę okrytą skórzaną kamizelą. Przy jego pasie wisiały dwa długie sztylety o zakrzywionych ostrzach. Nosił również długi do ziemi biały płaszcz z kapturem, który miał naciągnięty na głowę. Całą twarz skrywał za lśniącą białą maską bez wyrazu z otworami na oczy oraz dwiema cienkimi szparkami do oddychania. Na plecach miał duży skórzany plecak, pod którym wisiał przewieszony w poprzek pleców półtoraręczny miecz, którego ostrze rozszczepiało się na dwoje przy końcu sztychu. Ten oręż nosił luzem bez jakiejkolwiek pochwy.
-Napatrzyłeś się? -spytał mężczyzna, gdy spostrzegł, że Zielonka go obserwuje.
-Tak Panie –chłopak lekko zawstydzony spuścił wzrok.
-Nie jestem twoim panem, tylko klientem –odparł tamten. -Mów do mnie Zimo.
-Dobrze Zimo –zgodził się Zielonka. -Co teraz?
-Będziesz moim przewodnikiem –stwierdził Zima. -Dawno mnie tu nie było i jak widzę Targ znacznie się rozrósł w tym czasie. Natomiast ty wyglądasz na takiego, który orientuje się co gdzie jest.
-Potrafię się tutaj poruszać –przyznał szczurołap.
-Świetnie. W takim razie zacznij od przywiązania tej szarfy –Zima wskazał kawałek materiału, który Zielonka wciąż trzymał w rękach. Szczurołap skinął głową i już po chwili z dumą obserwował noszoną przez siebie oznakę opłaconego pobytu. Ostatni raz nosił szarfę gdy...
-Znakomicie –pochwalił Zima. -A teraz zaprowadź mnie do Odwróconego Uśmiechu, mam do niego sprawę.
Zielonka nie okazał zdziwienia. Nieraz był świadkiem jak kupca odwiedzały różne osobliwe typy. Zima z całą pewnością wyglądał na kogoś, kto może prowadzić interesy z Odwróconym Uśmiechem.
-To na Drugim Trójkącie pa... Zimo –stwierdził chłopak. -Możemy iść dookoła, wybrać krótszą trasę przez Kwadrat, albo pójść skrótem między Dupą i Zadziorą.
-Na Kwadrat przyjdzie jeszcze czas, może nawet dziś, ale później –stwierdził Zima. -Zadziory też wolałbym teraz uniknąć, nigdy nie wiadomo, komu moglibyśmy akurat przeszkodzić. Prowadź dookoła.
_____________________________________________________________________________________________
_
Całość dostępna na: https://www.wattpad.com/story/388275177-targ

Podpis: 

Dziwny jest ten świat. 2018-2023
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Targ - Dzień I - Rozdział III Targ - Dzień I - Rozdział I Targ - Dzień I - Rozdział II
Gdy wrócili pod Sanctum zgromadzony tłum blokował już niemal całą aleję. Zielonka rozglądał się ciekawie i chłonął wzrokiem wszystko co działo się wokół. A było co podziwiać, choć najwięcej zgromadzonych odzianych było raczej skromnie, w proste maski Szczur powoli wychylił łysy łebek spod sterty odpadków. Jego wąsy ruszały się szybko, gdy gryzoń czujnie obwąchiwał teren i rzucał na wszystkie strony płochliwe spojrzenia. Po dłuższych oględzinach uznał chyba, że jest bezpieczny... Zielonka poprowadził Zimę w stronę biedniejszej części Targu. Szli miarowym krokiem coraz bardziej oddalając się od Kwadratu, tym samym stopniowo pozostawiając za sobą linię murowanych budynków...
Sponsorowane: 21Sponsorowane: 21Sponsorowane: 21

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2025 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.