https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
20

Dzwonnik z Notre Dame

  W gruzy się sypie...  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W marcu nagrodą jest książka
LATA
Annie Ernaux
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Dzwonnik z Notre Dame

W gruzy się sypie...

Bliskie spotkania

Chodźmy...

Róża cz. 5

Tutaj kończy się śledztwo. Czy Hank odnajdzie Różę i zabójcę Rufusa?

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Brak

Wiersz filozoficzny

Zapach deszczu.

Takie moje wspomnienia.

Nowa Atlantyda

Jedna z przyszłości futurystycznych zawartych w e-booku "Futurystyka" (Przyszłość kiepska)

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1867
użytkowników.

Gości:
1867
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 82521

82521

Róża cz. 5

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

Data
25-02-06

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Kryminał/Thriller/Zbrodnia
Rozmiar
30 kb
Czytane
277
Głosy
0
Ocena
0.00

Zmiany
25-02-06

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
P12-powyżej 12 lat

Autor: Falvari Podpis: Dziwny jest ten świat.
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
Tutaj kończy się śledztwo. Czy Hank odnajdzie Różę i zabójcę Rufusa?

Opublikowany w:

Róża cz. 5

Pokój Lucii Grey znajdował się na piętrze rezydencji, dokładnie naprzeciw pomieszczenia z sejfem. Albert milczał całą drogę, a w domu było tak cicho, że sprawiał wrażenie opuszczonego. Hank podążając za lokajem układał w głowie kolejne puzzle, które jak się okazywało wystarczająco długo obracane wskakiwały w końcu na swoje miejsca. Detektyw uśmiechał się kwaśno pod nosem obserwując mijane po drodze obrazy wszystkich przodków Tytusa Greya z przypiętą spinką do krawata. By pewien, że wkrótce odkryje również i ten sekret.
Tymczasem Albert doprowadził go już pod drzwi pokoju Lucii Grey. Lokaj zapukał cicho, a Hank tymczasem spojrzał wzdłuż korytarza. Przy jego końcu dostrzegł przez chwilę Angusa, który widząc go zmarszczył twarz, jednak szybko odwrócił wzrok i wszedł do jednego z pomieszczeń.
-Proszę wejść – odezwał się cichy, kobiecy głos.
Albert ostrożnie otwarł drzwi i wszedł. Hank niepewnie ruszył za nim. Nie miał zbyt wielkiej ochoty na spotkanie ze starszą panią w żałobie, jednak zdawał sobie również sprawę z faktu, jak istotne może się ono dla niego okazać. Znalazł się więc w przestronnym, mrocznym pokoju, którego okna zasłaniały grube zasłony. Był on urządzony skromnie, jednak ze sporym wyrafinowaniem i chociaż znajdowało się tam niewiele mebli wszystkie co jednego były najprawdziwszymi antykami. A przynajmniej wydawały się nimi być w tym przytłaczającym mroku.
-Pani, oto detektyw Henry Made – zaanonsował go Albert, z całą niechęcią wypisaną na twarzy.
-Znakomicie Albercie – przemówiła starsza pani siedząca na fotelu w kącie.
Z powodu kiepskiego oświetlenia Hank nie był do końca pewien jak właściwie wyglądała. Zdawało mu się jednak, że jest raczej drobna, choć wrażenie to mógł powodować ogromny szlafrok, w który była ubrana.
-Czy napije się pan herbaty? - spytała go uprzejmie.
-Dziękuję, nie – odparł Hank. - Nie wydaje mi się, żebym był tutaj tak długo.
-Rozumiem – Lucia Grey zawiesiła na chwilę głos. - Możesz odejść Albercie.
-Pani – lokaj skłonił się i opuścił pokój.
Przez chwilę po tym jak zamknęły się za nim drzwi w pokoju panował ciężka cisza. Starsza pani wpatrywała się w okno. Była zdecydowanym przeciwieństwem swojego męża. On mimo swego wieku zdawał się stawać do walki z czasem z podniesionym czołem, gdy tymczasem jego żona siedziała skulona w mrocznym pokoju wpatrując się w zasłonięte okno.
-Jak rozumiem poszukuje pan Róży mojego męża? - przerwała wreszcie ciszę.
-Zgadza się – odparł Hank zadowolony, że to nie on musiał to zrobić.
-Dlaczego pan to robi? - spytała.
Made nie odpowiedział od razu. Słowa „dla pieniędzy” cisnęły mu się na usta, jednak to nie był jedyny powód. Przynajmniej już nie.
-Z ciekawości – odparł.
-Doprawdy? - Lucia Grey spojrzała wprost na niego i pomimo panującego w pokoju mroku dostrzegł w jej oczach błysk.
W tym momencie zrozumiał, że jego pierwsze wrażenie o niej było błędne. To była silna kobieta, odporna na trudy upływającego czasu. Jeżeli siedziała teraz samotnie w takich warunkach, to musiało być to spowodowane żałobą po stracie syna.
-Owszem – Hank pozwolił sobie podejść nieco bliżej, aby móc dokładniej obejrzeć pokój. -Dowiaduję się coraz więcej o tym kwiatku i powiem szczerze, że chętnie bym go sobie obejrzał.
-Więc o to panu chodzi – stwierdziła jakby ze smutkiem, po czym ponownie spojrzała w okno. - Jak rozumiem nie troszczy się pan zbytnio o tę drugą sprawę?
Detektyw wyraźnie wyczuł smutek w jej głosie. A więc rzeczywiście żałoba.
-Poniekąd owszem – powiedział ostrożnie. - Co może mi pani powiedzieć o Rufusie?
Był pewien, że przez chwilę na jej wargach zawitał cień uśmiechu, jednak w panujących wokół ciemnościach, nie mógł być tego pewien.
-Jeżeli chce pan wiedzieć, czy byłby zdolny do kradzieży Róży, to tak byłby. Ten chłopak zrobiłby wszystko, żeby tylko zagrać ojcu na nosie. Nie znosił Tytusa i jego pragmatycznego podejścia do życia. Biedny głupiec. - zamilkła na chwilę wpatrzona w falującą lekko zasłonę. - Gdyby tylko wiedział, że mój mąż był dokładnie taki sam w jego wieku. Identyczny. Stąd właśnie nasze obecne kłopoty. Tytusowi serce pęka za każdym razem, gdy musi poświecić jakieś dzieło z kolekcji swojego ojca, ale w obecnej sytuacji nie mamy wyboru, jednak Rufus tego nie rozumiał. Tak to już jest z młodością, z reguły zrozumienie przychodzi wraz z jej końcem.
Lucia Grey znów zamilkła i ponownie spojrzała na Hanka. Patrzyła na niego uważnie, jakby oceniając w jakich proporcjach zawiera w sobie młodość i zrozumienie. Detektyw uśmiechnął się mimo woli, gdyż oba już dawno wyparło z niego zgorzknienie. I whiskey.
Osiemnastoletnia, przemknęło mu przez myśl, szybko się jednak otrząsnął.
-A jakie były jego stosunki z bratem? - spytał Made.
-Z Angusem? Rufus go uwielbiał. Wie pan jak to bywa między braćmi, młodszy często uwielbia tego starszego. Zdarza się też, że próbuje go naśladować i być taki jak on. Z moimi synami było podobnie, z tą tylko różnicą, że to Angus odgrywał rolę starszego brata. Rufus był nieporadny, świata nie widział poza książkami, ale brat starał się go z tego powoli wyciągać i pokazywać mu jak rzeczywiście działa świat. Jednak okazywał przy tym zrozumienie. Nie był stanowczy jak ojciec, lecz troskliwy i wyrozumiały. Pokazywał mu jak działają rodzinne interesy, te które nam jeszcze zostały, a wieczorami rozprawiał z nim o starych pisarzach i filozofach. Angus to wspaniały syn, żadna kobieta nie może sobie wymarzyć lepszego.
-A jednak wolała pani Rufusa – stwierdził Hank.
-Ciężko mnie za to winić – odparła Lucia Grey. - Rufus tak bardzo przypominał mi Tytusa z jego młodzieńczych lat.
-Rozumiem – powiedział detektyw. - Jeszcze tylko jedno pytanie, czy Rufus miał jakiekolwiek pojęcie o wartości pieniądza?
Starsza kobieta uśmiechnęła się słysząc te słowa.
-Nie – powiedziała. - Dla niego dwadzieścia dolarów to już majątek. Wie pan ile książek można za to kupić w lombardzie.
-O tak, ostatnio sporo takich zwiedziłem. - Hank pomyślał o „Preludium”. - Nie będę pani zabierał więcej czasu. Pójdę już.
-Zadzwonię po Alberta, odprowadzi pana – Lucia Grey sięgnęła po dzwoneczek stojący na stoliku w pobliżu.
-Dziękuję, nie trzeba – odparł Hank. - Państwa lokaj chyba nie bardzo za mną przepada.
-Cóż – odezwała się gospodyni dziwnym tonem. - Zawsze był raczej chłodny w obyciu, ale odkąd znalazł te koty, doprawdy ciężko z nim wytrzymać.
-Jakie koty? - zainteresował się Hank.
-Przybłędy. Zawsze szwendały się w pobliżu, a on je dokarmiał. Jakiś czas temu przestały się pojawiać, a ostatnio obchodząc teren posiadłości Albert znalazł je wszystkie martwe. Okrutnie pocięte, a niektóre z nadpalonym futrem.
-Kiedy to było? - spytał Hank.
-Jakieś trzy dni temu.
-Rozumiem. - Made zamilkł na chwilę. - Jeszcze raz dziękuję za rozmowę. Trafię do wyjścia, do widzenia pani.

Hank wyszedł z pokoju Lucii Grey i ostrożne zamknął za sobą drzwi. Następnie stanął w korytarzu i rozejrzał się niepewnie. Początkowo rzeczywiście chciał opuścić posiadłość, jednak wzmianka gospodyni o kotach sprawiła, że zmienił plany. Chciał teraz odwiedzić Alberta,jednak nie miał pojęcia gdzie może się znajdować pokój lokaja.
Stał tak przez chwilę niezdecydowany, aż wreszcie ruszył przed siebie korytarzem, próbując się domyślić, które z nich prowadzą do pomieszczenia, którego szukał. Gdy tak krążył po willi usłyszał słowa wypowiadane ściszonym głosem, jednak ich ton wskazywał na wyraźne wzburzenie mówiącego. Zaintrygowany zbliżył się do drzwi i przystawił do nich ucho.
Usłyszał wyraźnie głos Angusa Greya, który sztorcował kogoś ściszonym głosem. Do jego uszu nie dochodziły jednak żadne odpowiedzi, więc uznał, że dziedzic rodu rozmawia przez telefon.
-Zapewniałeś mnie, że ten cały Made nie stanowi już problemu – syczał Angus do słuchawki.
A więc miałem rację w sprawie Gerarda, pomyślał Hank.
-I co z tego, że go pobiłeś? Ten śmierdziel znowu wałęsa się po moim domu – chwila przerwy. - Zapłaciłem za to, żeby się odczepił, a nie za to żebyś go nastraszył. Mało dostałeś? Ano właśnie, więc wykonaj robotę jak należy.
Hank usłyszał trzask odkładanej słuchawki i natychmiast odsunął się od drzwi. Przeszedł szybko piętnaście kroków i odwrócił się z powrotem w stronę pokoju Angusa, po czym zaczął powoli iść w tym kierunku. Gdy był już w połowie drogi, drzwi się otworzyły i stanął w nich syn Tytusa Greya.
-Rozmawiał pan z moją matką? - spytał Hanka, nie okazując zdziwienia tym, że go widzi.
-Owszem – odparł detektyw. - Bardzo przeżyła śmierć pańskiego brata.
-Jak my wszyscy – zauważył cierpko Angus. - Szuka pan czegoś?
-Rzeczywiście – Hank spojrzał wzdłuż korytarza. - Szukam pokoju Alberta.
-A na co on panu?
-Ciekawi mnie pewna sprawa...
-Chyba nie chodzi o te nieszczęsne koty? - skrzywił się Angus.
-Właśnie o nie – Made czujnie obserwował rozmówcę.
-Nie ma w tym nic niezwykłego, pewnie zalazł za skórę jakimś dzieciakom i się na nim zemściły.
-To prawdopodobne. Tak się tylko zastanawiałem, gdzie właściwie je znalazł.
-Pod płotem, gdzieś na końcu działki – Angus odpowiedział zanim zdążył ugryźć się w język. - To pomoże panu odnaleźć spinkę?
Hank uśmiechnął się tajemniczo.
-Ależ nie, ale z pewnością pomoże mi w innej sprawie – jego słowa zawisły między nimi w dwuznacznej ciszy. - Wskaże mi pan jego pokój?
-Na dole, drugie drzwi po prawej od schodów.
-Dziękuję bardzo – Hank znów się uśmiechnął i ruszył na parter.

Nie było odpowiedzi, gdy Hank zapukał do drzwi. Odczekał chwilę rozglądając się po korytarzu, pełnym obrazów zmarłych członków rodziny, wszystkich bez wyjątku ze spinką do krawata w kształcie róży przypiętą do garderoby. Spróbował znowu, po raz kolejny bez rezultatu. Zirytowany nacisnął klamkę i delikatnie uchylił drzwi. Zerknąwszy przez szparę upewnił się, że pokój jest pusty i wszedł do środka.
Pomieszczenie przypominało klasztorną celę. Jedynymi meblami w środku były wąskie łózko, stojące w kącie pomieszczenia krzesło i niewielka szafka pod oknem, na której ustawiono spory, srebrny krzyż. Na podłodze nie było dywanu. Hank był rozczarowany. Jedynie z zawodowej ciekawości podszeł do szafki i wysunął szuflady, w których znajdowały się tylko schludnie złożone ubrania. Podniósł krucyfiks i dokładnie go obejrzał. Przedmiot zdradzał wszelkie oznaki bycia starą pamiątką rodzinną. Srebro w wielu miejscach było przetarte i porysowane, a twarz wiszącego Chrystusa zatraciła ostrośc rysów, zapewne od częstego czyszczenia. Pod podstawą krzyża również nie było nic interesującego i Hank odstawił go na szafkę ze zrezygnowanym westchnieniem.
Jedynie z przywiązania dla tradycji opadł na podłogę i zajrzał pod łózko. Nie wypatrzył tam jednak niczego niezwykłego. Na panelach nie było nawet kotów z kurzu, o czymkolwiek bardziej interesującym nie wspominając. Detektyw podniósł się więc na klęczki i w braku lepszych kryjówek zajrzał jeszcze pod materac. I uśmiechnał się tryumfalnie. Ostrożnie wziął w ręce leżący tam przedmiot. Być może policjanci również go znaleźli, ale z całą pewnością nie tego szukali, natomiast on wiedział już teraz prawie wszystko.

Gdy Hank zapukał do drzwi pokoju 313 Tony otwarł je prawie natychmiast. Musiał czekać na niego już od jakiegoś czasu i sądząc po wyglądzie strasznie się czymś denerwował, Włosy miał w nieładzie, i dziwnie rozbiegany wzrok.
-Co tak długo? - spytał ledwie detektyw przekroczył próg.
-Przecież nie mówiłem ci, że będę jeszcze dzisiaj – odparł Hank z lekkim niepokojem w głosie.
-Po naszym spotkaniu u Gregora nie byłem pewien czy wszystko z tobą w porządku, a po tym, co przeczytałem w A... - Tony zawiesił głos. - Wiesz gdzie, zacząłem się poważnie martwić.
Hank ciężko opadł na fotel i utkwił w Tonym skupiony wzrok.
-Mów – rzucił krótko.
-Wygląda na to, że ta błyskotka to potężny artefakt. Myślę, że to dzięki niej Greyowie dawniej dorobili się swojej fortuny. To nawet fascynujące, jeżeli spojrzy się na historię rodu przez pryzmat tego, co wyczytałem o tej całej Róży, można dojśc do naprawdę ciekawych wniosków.
-A co konkretnie wyczytałeś? - rzucił Hank ze zniecierpliwieniem.
-Jeżeli wiesz jak użyć tej błyskotki, możesz przy jej pomocy zmienić sposób w jaki inni postrzegają świat.
-To znaczy?
-No nie wiem, załóżmy że mam w tym pokoju niezły syf...
Hank ostentacyjnie rozejrzał się wokół i demonstracyjnie uniósł brew.
-Załóżmy?
-W każdym razie – Tony puścił tę uagę mimo uszu. - Jeżeli miałbym Różę i wiedziałbym jak działa, mógłbym sprawic, że dla ciebie to pomieszczenie wyglądałoby jak schludne, przytulne gniazdko, a nie nora podrzędnego studenta.
-Czyli że posiadacz Róży może wywoływać iluzje? - spytał Hank.
-Nie tylko to. Prawdziwy ekspert mógłby również zmienić twój sposób myślenia, sprawić, że zgodziłbyś się na coś, na co wcale nie masz ochoty, albo po prostu byłbyś przychylnie nastawiony do pomysłu, który normalnie uznałbyś za durny.
-Przecież z czymś takim można zdobyć nieograniczoną władzę.
-Niekoniecznie. Róża ma krótki zasięg oddziaływania im krócej przebywasz w jej pobliżu, tym gorzej działa. Dlatego sprawdza się dobrze tylko na krótkie dystanse, ale mimo to w odpowiednich rękach może zdziałać cuda.
-Chyba nawet jeden widziałem – mruknął Hank. - Dzięki Tony, myslę, że mam już wszystkie elementy układanki. Jutro dostaniesz pieniądze.

Zapomniana szklanka wypełniona w połowie whiskey stała samotnie na stoliku. Czekała na jakikolwiek czuły gest, chocby muśniecię palcami, czy ułamek spojrzenia. Było jednak coraz później, lód zdąrzył się roztopić, a tymczsem człowiek, który jeszcze do niedawna nie szczędził jej czułych pocałunków, tym razem wydawał się być jakby nieobecny, w pełni pochłonięty leżącym na jego kolanach notatnikiem.
Hank odhaczył już cum artis, Gerarda, Różę i wszystkich domowników, całą uwagę poświecając imieniu wypisanemu u góry strony. Rufus. Biedny dureń. Jeśli to wsyzstko okaże się prawdą, a Made nie miał co do tego większych wątpliwości, to imię już zawsze będzie mu się kojarzyło tylko w jeden sposób...
Detektyw westchnął ciężko i wstał z fotela. Podszedł do wiszącego na ścianie telefonu, podniósł słuchawkę i po chwili wahania podrapał się z roztargnieniem w głowę. Patrzył na obrotową tarczę aparatu niepewnie próbując sobie przypomnieć numer. Wreszcie zdecydował się zaryzykować i zaczął kręcić tarczą. Jeden sygnał, drugi, trzeci...
-Jone... - potężne ziewnięcie. - ...ees.
-Siemasz Martin – zaryzykował detektyw.
-Chryste Hank, wiesz która jest godzina? - Jones ziewnął po raz kolejny. - A w ogóle, myślałem, że nie pamiętasz numeru.
-Taa... - burknął Made. - Słuchaj Martin rozwiązałem twoją sprawę.
-Akurat... - zaczął Jones i raptownie przerwał.
Przez chwilę w słuchawce nie było słychać nic poza jego oddechem i kilkoma mniejszymi ziewnięciami.
-Wiesz kto zabił Rufusa Grey? - spytał wreszcie.
-Podejrzewam, że się nie mylę.
-Kto?
-Szczegóły uzgodnimy rano – odparł Hank. - Powiedzmy o dziewiątej. Przy śniadaniu. A potem spotkamy się w rezydencji, punktualnie o dwunastej w południe.
-Zawsze musisz mi to robić?
-Skoro odwalam twoją robotę, to robię to na moich warunkach. Dobranoc Martin, to był długi dzień.

Z samego rana Hank zadzwonił do rezydencji Greyów. Odebrał Angus i nie był zbyt zadowolony, gdy usłyszał głos detektywa, a gdy się dpwoedział, że Made wie kto zabił Rufusa stał się jeszcze bardziej nieufny. Dał się jednak namówić, na spotkanie w samo południe w obecności wszystkich domowników.
Po tej rozmowie Hank miał jeszcze chwilę przed umówionym z Jonesem spotkaniem, przeszedł się więc do parku, rozmyślając po drodze nad jeszcze jednym problemem, którego do tej pory nie udało mu się rozwiązać. Wszystko inne powinno się udać, jednak Hank obawiał się, że nie uda mu się wywinąć z interesu z Jimim Montaną, a to mogło tym razem oznaczać o wiele więcej niż stłuczone nerki.

Punktualnie o dwunastej w samo południe Hank Made zastukał trzy razy do drzwi rezydencji rodu Greyów przy pomocy kołatki w kształcie smoczego łba. Obiecał sobie przy tym w duchu, że jest to już ostatni raz kiedy musi patrzeć na tego obłażącego z farby gada. Tym razem nie czekał zbyt długo, zanim Albert otwarł drzwi. Lokaj obdarzył go ponurym spojrzeniem, jednak bez słowa wpuścił go do środka i zaprowadził do przestronnego salonu znajdującego się na tyłach domu. Byli tam już wszyscy domownicy, poszarzały na twarzy Tytus Grey siedzący na kanapie obok zaniepokojonej żony oraz ich syn Angus stojący w kącie pokoju opierając się o jakiś stolik.
-Dzień dobry państwu – zaczął Hank nieco sztucznie. - Jak mniemam Angus powiadomił już państwa o wyniku mojego śledztwa
-Rzeczywiście – prychnął Tytus Grey. - Nie rozumiem tylko po co tracił pan czas, nie po to pana wynająłem – powiedział opryskliwie.
-Tytus... - Lucia łagodnie ścisnęła dłoń męża.
-Przyjdzie czas i na to, uznałem jednak, że chciałby się pan dowiedzieć, iż mieszka pod jednym dachem ze zdrajcą – stwierdził dobitnie Hank patrząc wprost na Angusa.
Syn Greyów nie odezwał się nawet słowem, patrzył tylko wyzywająco w oczy Hanka, a jego dłoń powędrowała do kieszeni marynarki.
-Doprawdy... - zaczęła Lucia.
-Niech pan sobie daruje te brednie – warknął Tytus Grey.
-Obawiam się, że nie mogę – Hank nie spuszczał wzroku z Angusa. - Nie chciałbym mieszkać pod jednym dachem z mordercą i myślę, że pan też nie chce. Może więc nadszedł czas aby się przyznać. - detektyw zawiesił na chwilę głos – Nie sądzisz Albercie? - mówiąc to z całej siły złapał lokaja za ramię.
-Co?! - wykrzyknął Tytus Grey.
-Pan chyba nie mówi poważnie – głos Luci stał się piskliwy ze zdenerwowania.
Hank jednak nie zwracał na nich uwagi cały czas patrząc wprost na Angusa, który wyglądał na bardziej zaskoczonego niż jego rodzice, cofnął jednak rękę z kieszeni i przeniósł wzrok na Alberta.
-Kiepski żart – przemówił po raz pierwszy odkąd Made wszedł do salonu.
-Raczej nie jest mi do śmiechu – detektyw przestał obserwować Angusa i spojrzał na Alberta, który nawet nie próbował się wyrwać z jego uścisku cały czas stojąc sztywno wyprostowany. - Widzicie państwo wasz lokaj jest prostym, bardzo religijnym i w gruncie rzeczy dobrym człowiekiem. Dogląda całego domu, wszystkiego pilnuje i o wszystko się troszczy, a zwłaszcza o was. Zresztą jego dobroć wykracza poza to. Gdy znalazł grupę bezdomnych kotów wziął je pod opiekę. A gdy ich nie doglądał i nie miał żadnych pilnych obowiązków w domu spędzał czas na modlitwie w swoim pokoju, który urządzony jest jak klasztorna cela. I dlatego właśnie nie lubił Rufusa. Wasz syn – Hank spojrzał wprost na siedzących na kanapie Greyów. - Interesował się okultyzmem – choć bardzo się starał i tak delikatnie zająknął się wymawiając to słowo. -  W jego pokoju znalazłem sporo książek o tej tematyce. Mroczne zaklęcia, rytuały. Tego typu rzeczy chodziły po głowie waszego syna, a Albert jako że sprząta w całym domu, nieraz natknął się na te dzieła i pewnie nawet próbował odwieść Rufusa od tych zainteresowań. Gdy to nie skutkowało coraz bardziej się na niego złościł, aż wreszcie nieszczęśliwym zrządzeniem losu miejscowi chuligani trzy dni temu zabili koty którymi się opiekował, co doprowadziło go na skraj...
-Nieprawda – zaskrzeczał Albert głucho. - To nie chuligani, to Rufus. Przyznał mi się, gdy zaprowadziłem go na miejsce, w którym je znalazłem. Odprawiał jakiś bluźnierczy rytuał, a gdy spytałem czy nie ma sumienia tylko się zaśmiał. Powiedział, że powinienem skończyć z tymi przesądami, że przecież to były tylko niepotrzebne zwierzęta. Wtedy zrozumiałem, że nie ma dla niego ratunku.
-I tam go zabiłeś – stwierdził Hank. - Nad dziurą, którą wykopałeś dla swoich kotów. A potem wrzuciłeś do niej nóż i wszystko zasypałeś.
W tym momencie dało się słyszeć trzy odległe, głuche stuknięcia.
-Czy mógłby pan otworzyć drzwi – Hank zwrócił się do Angusa. - Zdaje się, że to mój przyjaciel inspektor Jones znalazł właśnie nóż, o którym mówiłem.
Angus przez chwilę patrzył w milczeniu na Alberta, jednak skinął głową i wyszedł. Tytus i Lucia Grey bez słowa siedzieli na kanapie patrząc szklistym wzrokiem to na lokaja to na siebie nawzajem, natomiast sam Albert zwiesił głowę i zgarbił się, jakby przytłoczył go ogromny ciężar, który do tej pory dźwigał na swoich barkach. Po kilku minutach Angus wrócił w asyście Jonesa i dwóch innych policjantów. Inspektor triumfalnie pokazał detektywowi zawinięty w szmatkę nóż.
-Mamy go Hank – powiedział.
Made skinął głową.
-Dobrze to przemyślałeś Albercie. Ukryłeś narzędzie zbrodni w miejscu w którym nikt by go nie szukał, bo przecież wszyscy w domu wiedzieli, że tam właśnie zakopałeś koty. Przeniosłeś Rufusa do jego pokoju i zastawiłeś drzwi krzesłem od środka, aby cała sprawa wyglądała bardziej tajemniczo. Tylko że to prosty trik. Każdy mógł to zrobić, a skoro nie wiedziałeś jak przekręcić klucz od zewnątrz trzeba było go zabrać, wtedy może wyglądało by to lepiej.
-Zabierzcie mnie – wyszeptał Albert. - Niech to się skończy.
Tytus i Lucia Grey siedzieli skuleni na kanapie. Nie mogąc wydusić choćby słowa patrzyli tylko na lokaja z dziwną pustką w oczach. Hank zastanawiał się co było dla nich gorsze, to że ich syna zamordował wierny sługa, czy to co Albert powiedział o Rufusie, to czego sami nie potrafili dostrzec. Gdyby tylko wiedzieli...
Angus również się nie odzywał, jednak w odróżnieniu od rodziców wiedział co powinien zrobić. Podszedł energicznie do lokaja i uderzył go otwartą dłonią w twarz, po czym błyskawicznie poprawił na odlew. I to było wszystko. Tak szybko jak podszedł, wycofał się teraz z powrotem na swoje miejsce i patrzył z nienawiścią jak policzki Alberta czerwienieją.
-Myślę, że możecie go zabrać Martin – Hank zwrócił się do Jonesa. - To zamyka twoją sprawę.
Inspektor bez słowa skinął głową i wyszedł z salonu, a jego ludzie wyprowadzili mordercę. Detektyw odczekał chwilę po tym jak zniknęli za drzwiami, po czym odchrząknął z roztargnieniem.
-Mam też dobrą wiadomość – zaczął podchodząc do Angusa. - Znalazłem różę.
Tytus Grey spojrzał na niego z błyskiem w oku. Wyraźnie było po nim widać, że choć to co się przed chwilą stało sprawiło mu ból, to jednak odzyskanie ukochanego przedmiotu jest w stanie ukoić go chociaż w części. Tymczasem Angus mierzył podchodzącego detektywa nieufnym wzrokiem i sprawiał wrażenie, jakby próbował się wycofać.
-Proszę – Hank sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął z niej niewielkie zawiniątko. - Niech pan sam zobaczy.
Po tych słowach podał przedmiot Angusowi, który spojrzał na niego dziwnie. Powoli odwinął materiał i przyjrzał się zawartości, po czym podniósł wzrok na Hanka. Detektyw mrugnął do niego, co wywołało na twarzy syna Greyów krzywy grymas. Zajrzał jednak powtórnie do zawiniątka. Chwilę stał tak z materiałem w ręce jakby niepewny co powinien zrobic, a potem spojrzał na ojca, jednocześnie sięgając dłonią do kieszeni marynarki.
-To rzeczywiście Róża tato. Sam zobacz – podszedł do kanapy i podał zawiniątko ojcu, który przyjął je z czułością.
-Tak, to moja spinka – powiedział, gdy już się na nią napatrzył. - Jak się panu udało?
-Zwiedziłem chyba wszystkie lombardy w tym mieście – odparł Hank. - I mi się poszczęściło. Niestety miał pan rację, to Rufus wyniósł Różę z domu.
-Wiedziałem – westchnął Tytus Grey. - Nigdy nie potrafiłem dotrzeć do tego chłopaka.
Pracodawca Hanka zamilkł na dłuższą chwilę. Lucia również się nie odzywała pogrążona we własnych myślach. Detektyw nie miał wątpliwości, że właśnie załamała się do reszty. Nie wiedział czy byłoby gorzej, gdyby poznała całą prawdę, ale na pewno nie poprawiłoby to sytuacji.
-Dziękuję panu – odezwał się po dłuższej chwili Tytus Grey. - Za odnalezienie Róży i za rozwiązanie tej drugiej sprawy, chociaż o to nie prosiłem. Lepiej jest wiedzieć – znów zamilkł, jednak po namyśle kontynuował. - Angus pana odprowadzi i panu zapłaci. Dwieście dolarów. Wiesz gdzie są pieniądze synu.
Angus skinął głową i bez słowa ruszył w stronę drzwi. Hank również się ukłonił i poszedł za nim. Wychodząc z pokoju spostrzegł jeszcze jak Tytus Grey chowa swoją spinkę do kieszeni i czule obejmuje żonę.

Idąc za Angusem Hank po raz kolejny omiatał wzrokiem portrety przodków Greyów. Uśmiechał się przy tym kwaśno widząc jak przypięta do ich garderoby spinka od krawata zamazuje się i traci na ostrości, by po kilku chwilach znów wracać do normy. Angus wprowadził go do biura Tytusa i podszedł do biurka.
-Bezczelny z pana człowiek – powiedział obchodząc mebel.
-Swój pozna swego – stwierdził Hank słysząc dźwięk otwieranej szuflady.
Angus otwarł usta chcąc się odciąć, jednak zamknął je po chwili zastanowienia. Patrzył tylko niechętnie na detektywa.
-Właściwie – zaczął Hank podchodząc do biurka. - To była ryzykowna strategia i wciąż nie do końca rozumiem czemu miała służyć.
-Działałem na szybko – podjął niechętnie Angus. - Kiedy zobaczyłem Różę w tym lombardzie...
-Preludium – wtrącił się Hank.
-Zgadza się. Właściciel odkładał dla mnie książki, ale gdybym przyszedł do ojca z Różą, mogłyby paśc niewygodne pytania. Co tam w ogóle robiłem, skąd mam pieniądze...
-Poza tym w odróżnieniu od ojca i brata znał pan prawdziwą naturę tej szpilki – Hank skinął głową w stronę kieszeni Angusa.
-Oczywiście. To nasze dziedzictwo...
-I powód dojścia do wielkiej fortuny – znów wtrącił Hank. - Zastanawiam się tylko dlaczego od waszej rodziny odwrócił się szczęśliwy los tam na wyspach. Czyżby ktoś wyczuł czary?
-Tak właśnie było. Dlatego po przybyciu tutaj nikt nie korzystał z Róży, a później zapomniano o jej właściwościach. Kiedy odkryłem do czego naprawdę służy ten przedmiot zacząłem z niego korzystać na własną rękę. Podkradałem ją od czasu do czasu i zrobiłem kilka dobrych interesów.
-W które nie wtajemniczył pan Rufusa.
-Rufus był głupcem – Angus uśmiechnął się smutno. - Niech mnie pan źle nie zrozumie, kochałem go, był w końcu moim starszym bratem, ale nie zmienia to faktu, że był głupcem. Gdyby tylko dowiedział się do czego służy Róża, natychmiast poleciałby z tym do ojca.
-A to jak się domyślam nie byłoby wskazane.
-Właśnie. Jednak skoro już ją wykradł...
-Tego właśnie nie rozumiem, dlaczego nie sprawił pan, że ojciec po prostu zapomniał o Róży?
-Ten przedmiot reprezentuje dla niego wszystko co zostało z dawnej chwały Greyów, nie chciałem mu tego odbierać.
-Więc tylko delikatnie – Hank wypowiedział to słowo dziwnie zdawkowym tonem. - Zmienił pan jego percepcję, tak żeby pamiętał o innym przedmiocie. W ten sposób każdy wynajęty detektyw szedłby złym tropem. Tylko że ja niestety trafiłem do Preludium i pański przyjaciel powiedział mi zbyt wiele, a przynajmniej tak się panu wydawało, więc nasłał pan na mnie Gerarda...
-Dlaczego pan to zrobił? - tym razem to Angus przerwał Hankowi.
-Bo gdybym powiedział prawdę, pański ojciec straciłby drugiego syna – odparł detektyw. - Poza tym miałem już kiedyś do czynienia z ma... magią i wolę nie stawać jej więcej na drodze.
-Rozumiem – Angus pokiwał głową. - To czyni mnie pańskim podwójnym dłużnikiem. Ojciec myśli, że odzyskał Róże, ja mogę nadal prowadzić swoje interesy, a na dodatek odkrył pan, że to Albert zabił Rufusa...
-A właśnie – Hank sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza. - Znalazłem to pod materacem w pokoju Alberta – detektyw podał Angusowi książkę z wyrysowanym na okładce pentagramem i napisem cum artis. - Myślę, że po tym jak Rufus „sprzedał” Różę kupił tę książkę. Wasz lokaj musiał ją więc ukryć, po tym jak zabił go po powrocie do domu – Hank podrapał się w głowę. - Właściwie powinienem ją spalić, ale być może okaże się pan rozsądny i sam to zrobi. Jeżeli nie, proszę pamiętać o jednym, to nigdy nie kończy się dobrze.
Angus uśmiechnął się krzywo.
-Przekonamy się – odłożył książkę na blat biurka i wręczył Hankowi dwa banknoty stu dolarowe. - Pańska wypłata.
-Miałbym jeszcze jedną prośbę – Hank wziął pieniądze do ręki. - Niejaki Jimi Montana zlecił mi odnalezienie Róży i dostarczenie jej do niego. Ponieważ tego nie zrobię, jego goryle mogą wkrótce bardzo chcieć ze mną porozmawiać, niekoniecznie w miły sposób.
-Przed chwilą radził mi pan, żebym nie używał magii.
-Cóż – zaczął detektyw idąc w stronę drzwi. - Wiem, że i tak mnie pan nie posłucha.

Lód w szklance już dawno się roztopił, ale Hank nie zwracał na to uwagi dolewając kolejne porcje whiskey. Od trzech dni siedział w domu wychodząc tylko po gazetę. Rachunki uregulował jeszcze tego samego dnia, w którym dostał wypłatę. Odwiedził też wówczas Jonesa, który podziękował mu za pomoc w śledztwie. Facet był chyba jedynym człowiekiem na całym komisariacie, którego obchodziła ta sprawa, ale właśnie dlatego Hank wciąż go szanował.
Po tym spotkaniu wrócił do domu i próbował dojść do siebie po całej sprawie. Tym razem nie było jeszcze tak źle, ale w jego umyśle budziły się już echa przeszłości. Mrok sączył mu się ospale do mózgu, gdy siedział w fotelu ze szklaneczką w ręce i patrzył tępo w ścianę. To zawsze wracało...
Na szczęście nie odwiedził go jeszcze nikt od Jimiego Montany. Być może Angus Grey wykorzystał swoje zdolności, aby stary gangster zapomniał o Róży. Oczywiście istniała możliwość że tego nie zrobił, a nerki Hanka jeszcze ucierpią, jednak detektyw miał wrażenie, że tak się nie stanie.
Tymczasem przeglądał gazetę. W zasadzie sam nie wiedział czego tam szuka, ale na pewno nie były to nowe sprawy do prowadzenia. Chwilowo miał dość, chociaż ta skromna wypłata jaką dostał od Greya i tak niedługo zmusi go do ponownego wyjścia z domu. Tymczasem wodząc wzrokiem po kolejnych stronach natknął się wreszcie na to, czego instynktownie wyglądał. Gdzieś pomiędzy infantylne reklamy wciśnięta była informacja o tajemniczej śmierci oskarżonego o morderstwo Rufusa Greya Alberta Lestera. Morderca miał głęboko poderżnięte gardło, jednak w celi nie było nikogo poza nim, nie znaleziono też narzędzia zbrodni, a pod drzwiami podstawione było krzesło...
-Tyle w kwestii dobrych rad – mruknął Hank i rzucił gazetę na podłogę.

Podpis: 

Dziwny jest ten świat. 2013-2014
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Bliskie spotkania Róża cz. 5 Sen o Ważnym Dniu
Chodźmy... Tutaj kończy się śledztwo. Czy Hank odnajdzie Różę i zabójcę Rufusa? Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).
Sponsorowane: 20Sponsorowane: 16Sponsorowane: 15
Auto płaci: 100

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2025 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.