https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
15

Sen o Ważnym Dniu

Autor płaci:
100

  Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W grudniu nagrodą jest książka
Cujo
Stephen King
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Moc słów

- Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała

Bliskie spotkania

Chodźmy...

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Krzyż

Traumatycznie. Przeczytaj i spróbuj zrozumieć, co powinno spotkać właśnie Ciebie.

Brak

Wiersz filozoficzny

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

Zapach deszczu.

Takie moje wspomnienia.

Nowa Atlantyda

Jedna z przyszłości futurystycznych zawartych w e-booku "Futurystyka" (Przyszłość kiepska)

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1871
użytkowników.

Gości:
1871
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 82312

82312

Pięć Domen: Tom 2 - Wiatry Zmiany: cz. 49

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

Data
24-03-01

Typ
P
-powieść
Kategoria
Fantasy/Fantastyka/Przygoda
Rozmiar
10 kb
Czytane
295
Głosy
0
Ocena
0.00

Zmiany
24-03-01

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
W-dla wszystkich

Autor: MKP Podpis: MKP
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
Zaułek potępionych

Opublikowany w:

Pięć Domen: Tom 2 - Wiatry Zmiany: cz. 49

Burmistrz kroczył żwawo wzdłuż głównego traktu. „Ruch to najlepsza rzecz na gorejące stawy” powtarzał medyk. „Musi burmistrz więcej chodzić” recytował jak mantrę zawsze, gdy Gilbert narzekał na nieustający ból w plecach i kolanach. Z początku burmistrz oponował, ale po jakimś czasie spacery weszły mu w krew i ból faktycznie nieco zelżał. Skrzywiony od dzieciaka kręgosłup odciążał przy pomocy dwóch dębowych kosturów, którymi podpierał się naprzemiennie w rytm marszu – najnowszy krzyk mody zza wschodniej granicy. Margi lubiła takie nowinki.

Za Burmistrzem podążało dwóch gwardzistów. Jego małżonka nalegała, żeby nie chodził po mieście sam; ostatnio robiło się w Girzel dość niebezpiecznie, a ludzie łatwiej dawali się ponieść wywrotowym poglądom. Ale strażnicy w bramowych barbutach wcale mu nie wadzili – miał zamiar zboczyć z kursu, więc obstawa mogła się przydać.

Przystanął na wysokości Zaułka i oznajmił, że teraz pójdzie w prawo do starego parku obok Dystryktu. Ten niewielki skrawek zieleni, niegdyś popularne miejsce spotkań towarzyskich, teraz zarastał w najlepsze i już dawno zaczął żyć własnym nieskrępowanym życiem. Niemniej jednak dzięki temu zyskał również bardziej dziki, naturalny charakter.

Trzej mężczyźni nie bez trudu przeszli przez zielony labirynt wysokich krzewów. Rozbujała roślinność z przewagą dereniu zrzuciła okowy wymuszonych przez nożyce kształtów i zaczynała smakować wolności. Światło wąskich, krętych korytarzy powoli zarastało.

W centrum parku, wewnątrz niewielkiego zagajnika, piął się ku górze wiekowy dąb z szeroką koroną, a w jego cieniu marniało kilka starych, obrośniętych bluszczem kamiennych ław i połamana altana. Gilbert przysiadł na najlepiej zachowanym siedzisku i nakazał strażnikom czekać.

Nie minęło kilkanaście uderzeń serca, a zza bujnego żywopłotu dobiegły odgłosy ciężkich kroków i szelest łamanych gałęzi. Jeden ze strażników w bramowych hełmach chwycił za rękojeść miecza, ale drugi złapał go za przedramię.

– Nie bądź taki nerwowy – upominał towarzysza. To nie był jego pierwszy spacer z burmistrzem.

Gilbert tylko się uśmiechnął i spojrzał na wyrwę w murze z zieleni, przez którą wkroczyło dwóch bruków w skórzanych zbrojach z herbem Sungardu wytłoczonym na piersiach. Między nimi szła o wiele niższa istota, prawie cała skryta w szacie z luźnego materiału. Delikatny, jedwabny niqab głaskał oczy pięknym błękitem i złotem liściastego ornamentu.

Greplinka nakazała eskorcie zaczekać i przysiadła się do burmistrza.

– Mes’alin, Esme. – Skinął głową.

– Mes’alin, Gilbercie. Jak twoje plecy? – zapytała niskim i zmysłowym głosem.

– Dobrze, twoja maść czyni cuda, Esme.

Greplinka wyciągnęła woreczek spod szaty, a z niego mały słoik z żółtawą mazią. Podsunęła naczynie Gilbertowi, a burmistrz schował je do kieszeni.

– Co ja zrobię bez twojej pomocy, moja droga.

– Wiem, o co chcesz spytać; te podchody nie są potrzebne.

– Więc kiedy?

– Na wiosnę. Musimy wykorzystać pokój i przekroczyć belantrejską granicę, póki nowy Cesarz jeszcze nie oszalał. Tu nie ma dla nas przyszłości, Gilbercie. Powinieneś iść z nami.

– Nie, Esme, moje miejsce jest tu, z Margi. – Uśmiechnął się na samą myśl o pięknej żonie.

– No tak, zapuściłeś tu długie korzenie; jesteś już stąd, nie od nas, a twoja żona jest bardziej sungardzka niż samo cesarstwo. – Machnęła dłonią.

– Ha! Masz rację, Esme… Cała Margi. Kocha te swoje obyczaje.

Starszy strażnik burmistrza zbliżył się do bruków i wymienił z nimi oddziałowy uścisk dłoni. Drugi, nowy w szeregach, trzymał się na uboczu. Był młody i już przesiąknięty niechęcią do inności.

– Musicie stąd odejść, Gilbercie – ton Greplinki zrobił się ciężki. Położyła dłoń na przedramieniu burmistrza. Szata zsunęła się z nadgarstka. Odsłonięte bliznowate tatuaże mieniły się zamkniętą pod nimi astrą. – Wczoraj słuchałam. Długo. – Spojrzała mu w oczy. – Sięgnęłam daleko. Poza mury. Drzewa nie szeptały, one krzyczały, Gilbercie. Coś się stało na północy. Ziemia płacze krwią.

– Nic nie wyczułem, Esme. – Wbił przerażony wzrok w wąski wizjer niqabu Greplinki.

– To dobrze; znaczy, że amulet nadal działa. – Zabrała rękę. – Ale przez niego jesteś ślepy. Po mieście snują się duchy. Powidoki potężnych czarów. My możemy się bronić, ukryć, ale ciebie znajdą i poznają. Maska nie pomoże.

– Nie strasz mnie, Esme. Stary już jestem i chce tu doczekać kresu moich dni. Po co miałbym iść z wami? Ku czemu? Wy macie cel: ty chcesz posłuchać drzew w Amuen, a ja? Mam się tułać po świecie? Wyrwać Margi z jej ukochanego miasta? Szukać przygód na stare lata? Maści by ci nie starczyło na moje zbolałe gnaty.

Zabrała dłoń jakby urażona.

– Uparty jesteś, Gilbercie. Do wiosny, do wiosny będę z tobą, potem zostaniesz sam. Nie będę mogła ci pomóc.

– Rozumiem. Będzie dobrze, Esme, zobaczysz. – Uśmiechnął się i poklepał ją po ramieniu.

– Ta ciemnowłosa bruka, uważaj na nią. Coś w niej siedzi. Jej piaski wysyca potężna aura. – Powstała z ławy.

– Nie ma złych zamiarów. – Wsparł się na kijkach i również uniósł z zimnego kamienia.

– Z taką mocą nie trzeba ich mieć, żeby kogoś zabić, Gilbercie. – Pokłoniła się. – Mas’eras. Do naszego następnego spotkania.



***

Sebil kluczyła samotnie uliczkami Zaułka. Nie czuła się tu źle, ale też nie jak u siebie. Mieszkańcy patrzyli na nią z podejrzliwością jak na obcego, kogoś zza muru – i mieli rację, bo rzeczywiście można by ją określić na wiele sposobów, ale nikt nie nazwałby jej przeciętną.

Skręciła w boczną alejkę, przeszła kilka jardów i wyszła na okrągły plac targowy. Na tej niewielkiej, otwartej przestrzeni mieszkańcy oddawali się codzienności: gaworzyli swobodnie, wymieniali towary lub zwyczajnie plotkowali. Taka mała namiastka normalności w miejscu przez ludzkich mieszkańców Girzel okrzykniętym Dystryktem Potępionych.

Mistyczka kupiła opiekane i przyprawione na ostro mięso nabite na patyk, oparła się o wóz jednego z kramów i obserwowała przechodniów. Większość stanowili Brukowie i Greplini, pierwszych reprezentowały głównie kobiety, a drugich starsi mężczyźni z długimi uszami ozdobionymi niewiarygodną ilością przeróżnych amuletów.

Przez krótki moment Sebil dała wspomnieniom płynąć swobodnie. Poczuła się jak kiedyś, w domu. Nawet zapach jedzenia przypominał kuchnię poczciwej Błękitnej. Brakowało jedynie zapachu rześkiej bryzy wiejącej od ogromnego jeziora Munpares.

Dokończyła mięso – nie było złe, ale do gotowania wieszczki się nie umywało.

Wyrzuciła patyk.

– Dystrykt Potępionych... Zabawne, jak historia lubi się powtarzać – wyszeptała z kpiną. – Wystarczy żyć odpowiednio długo.

Nagle sąsiedzi zaczynają dostrzegać różnice w kolorze twojej sierści, łatach na futrze czy rozmiarze uszu, kontynuowała przemyślenia. Najliczniejsza grupa sobie podobnych ogłasza, że jest tą wybraną, tą umiłowaną przez: bogów, los czy jakieś pierwsze lepsze drzewo – do wyboru, do koloru. A potem to już idzie szybko. Ograniczenia wolności, prześladowania, czystki.

– Phy… Szkoda męczyć głowę tymi głupotami. – Ruszyła w zapamiętanym kierunku.

W istocie, podobnie stało się w Girzel, kiedy to świątynia Imaltis zapragnęła reorganizować panteon Pierwszych – oczywiście z Matką Imaltis i jej sługami wywyższonymi ponad innych.

Mnisi zrobili to powoli, małymi krokami. Pozornie niegroźne zabiegi jak odświeżenie ksiąg, stopniowe wymazywanie wizerunków innych Pierwszych, pomoc wobec wiernych Matki, straszenie innowiercami; wszystko to na przestrzeni wieków rozlało się po całym Sungardzie. Z ludźmi poszło łatwo – w nizinie Tułnak od zawsze oddawano cześć Matce i jej skrzydlatym heroldom. Inne gatunki trzymały się twardo swoich wierzeń, ale stanowiły mniejszość, która topniała z każdym rokiem.

Sebil mogła doświadczyć skutków wieloletniej niechęci na własnej skórze – w Telmonton była jedyną brukijką mieszkającą na stałe, i to w ukryciu. Cesarstwo nigdy otwarcie nie potępiało innych gatunków, ale ludzie robili swoje, a władza przymykała oczy.

W Girzel było trochę inaczej; przynajmniej na kawałku ziemi nieludzie mieli jeszcze swoją bezpieczną przystań, lecz proces zamierania różnorodności postępował nieubłaganie i tu. Nowi Brukowie, Lemachowie czy Greplini nie osiedlali się w mieście, dzieci było jak na lekarstwo, a miejsce zmarłych w naturalny sposób zastępowali ludzie. Niemniej jednak dla mistyczki widok tylu Bruków przechadzających się swobodnie po ulicach był czymś cudownie odmiennym.

Weszła w alejkę z kilkoma pomniejszymi szynkami ulokowanymi pod kolorowymi markizami, przy których co bardziej ciekawscy pielgrzymi mogli spocząć i napić się egzotycznych trunków. Bruka przystanęła, aby rozeznać się w okolicy. Nie pamiętała dokładnie, gdzie leży pracownia Greplinki, która obiecała jej informacje w sprawie Lejli.

Westchnęła, przyznając przed sobą, że zabłądziła.

– Dwaj jeszcze jednego!

Usłyszała znajomy niski głos i przełknęła nerwowo ślinę. Odruchowo weszła za jedną z pokaźnych beczek i spojrzała w kierunku przybytku z kilkoma wysokimi zydlami rozstawionymi przy kontuarze.

– Wiedziałam, że przywloką się za nami. – Uśmiechnęła się złowieszczo. – Teraz nie mam czasu, kotku – szepnęła i skręciła w przeciwną stronę.

Stanęła w pół kroku. Jej ciemny pasiasty ogon zaczął tańczyć jak zahipnotyzowana fletem kobra, a dziwne ciepło rozeszło się po ciele.

– Głupia jesteś, Sebil! – skarciła się syczącym szeptem, wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę Arqa zaaferowanego rozmową z brukijskim barmanem.

Podpis: 

MKP 2023
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

brak komentarzy

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Moc słów Bliskie spotkania Podstęp
- Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała Chodźmy... Historia trudnej miłości, która powraca po latach.
Sponsorowane: 15Sponsorowane: 15Sponsorowane: 13
Auto płaci: 100

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2024 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.