https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
16

Róża cz. 5

  Tutaj kończy się śledztwo. Czy Hank odnajdzie Różę i zabójcę Rufusa?  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W grudniu nagrodą jest książka
Wszystkie złe miejsca
Joy Fielding
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Róża cz. 5

Tutaj kończy się śledztwo. Czy Hank odnajdzie Różę i zabójcę Rufusa?

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Róża cz.4

Śledztwo powoli zmierza ku końcowi.

Róża cz.3

Hanka zaczynają ogarniać wątpliwości.

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Róża cz. 2

Hank podejmuje śledztwo.

Róża cz. 1

Detektyw Hank Made otrzymuje od członka podupadającego rodu zlecenie odnalezienia pewnego niezwykle cennego przedmiotu.

Brak

Wiersz filozoficzny

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Liście lecą z drzew

Krótki wiersz

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1438
użytkowników.

Gości:
1438
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 74037

74037

Anioł zasługuje na śmierć

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

Data
13-01-10

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Thriller/Fantastyka/Zbrodnia
Rozmiar
28 kb
Czytane
14627
Głosy
13
Ocena
4.85

Zmiany
17-09-11

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
W-dla wszystkich

Autor: Boru Podpis: Michał Borowiec
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
wygrany konkurs miesięczny
Wszyscy posiadali Anioły – tak samo nieznośne jak Pawcio...

Opublikowany w:

Anioł zasługuje na śmierć

ANIOŁ ZASŁUGUJE NA ŚMIERĆ

Słońce zaszło wiele godzin temu, a temperatura powietrza spadła poniżej zera. Mężczyzna wysiadł z samochodu i nabluźnił siarczyście. Podniósł klapę i popatrzył dłuższą chwilę na obudowę silnika. Zakryty motor nie wydawał się być przyczyną awarii.
- Pieprzony akumulator – zaklął ponownie. – Pieprzone gówno za piętnaście euro!
Drzwiami od strony pasażera wysiadła kobieta o zatroskanym obliczu. Pocierała zmarznięte dłonie jedna o drugą i niezbyt wiedziała, co powiedzieć.
- Koniec podróży, co? – Uśmiechnęła się krzywo, chcąc pocieszyć męża, jednak zdawała sobie sprawę, że są dobre dziesięć kilometrów od miasta.
Darek spojrzał na nią spode łba i niemalże zgrzytnął zębami.
- Daruj sobie – warknął rozzłoszczony. – I tak zaraz nasłucham się od tej plastikowej kukły. – Wskazał samochód i Karolina zobaczyła małą postać na tylnym siedzeniu, z zaciekawieniem wpatrującą się w nich parą szklanych, jarzących się błękitem oczu. – Lepiej zadzwoń po taksówkę.
Metrowy ludzik o proporcjach dorosłego mężczyzny stał już obok nich. Ubrany w prosto skrojoną marynarkę i spodnie w podłużne paski, z twarzą przyobleczoną wyrazem lekkiego zatroskania, prezentował się śmiesznie i dostojnie zarazem. Otworzył czerwone do przesady usta, z których dobył się chłopięcy głosik.
- Chyba nie stać cię, Darku, na taksówkę. O ile mi wiadomo, zarabiasz tylko sto pięćdziesiąt dwa euro miesięcznie.
Darek spiął wszystkie mięśnie i wyglądał przez chwilę, jakby szykował się do morderczego ataku. „O ile mi wiadomo” wściekło go najbardziej. Pawcio wiedział lepiej niż ktokolwiek inny, że Darek dostaje na rękę sto pięćdziesiąt dwa euro, że pracuje na te marne pieniądze dziesięć godzin dziennie sześć dni w tygodniu, cztery tygodnie w miesiącu, że ostatni raz kochał się z Karoliną dokładnie dwadzieścia osiem dni temu, że załatwia się równo na godzinę przed snem, że ma notorycznie koszmary, w których jest więźniem w ośrodku dla pedofilów, że od początku małżeństwa marzy o dziecku, lecz nie jest wystarczająco zamożny, by żywić kolejnego członka rodziny, że zbliża się do czterdziestki i trapi go przez to coraz więcej dolegliwości zarówno zdrowotnych jak i duchowych, że chciałby się zabić, ale nie ma dość odwagi, no i wie oczywiście, iż jego życiowym marzeniem jest zabicie Pawcia, połamanie jego syntetycznego ciałka, wyprucie elektronicznych flaków i rozrzucenie ich w promieniu wielu kilometrów. To wszystko wie Pawcio lepiej niż ktokolwiek inny... lepiej niż sam Darek...
- Być może rozwiązaniem jest dodatkowa praca – kontynuował Pawcio. – Przecież masz jeszcze wolne czternaście godzin w dobie. Ty jednak wolisz tracić ten czas na mało ważne czynności, a przy tym śpisz stanowczo za dużo, jesz za wolno, a przebywanie w ubikacji pochłania całe siedemnaście i trzy czwarte minuty, średnio licząc oczywiście.
Darek trząsł się, a twarz miał koloru purpury. Karolina weszła do auta, by zadzwonić po taksówkę. Choć tak naprawdę wiedziała, co się zaraz stanie, a miała zbyt miękkie serce, aby się temu przypatrywać. Wolała zostać w samochodzie.
Rysy twarzy Pawcia ułożyły się w wyraz zamyślenia i milczenie nie trwało długo.
- Choć Karolina nie jest tu bez winy – rzekł spokojnie. – Zarabia marne pieniądze, wyszywając serwety. A przemysł zbrojeniowy? Braliście to pod uwagę? Mężczyźni nie mają wyłączności na pracę w fabrykach broni, kobiety równie dobrze mogą przyczynić się do obrony swego państwa...
Darkowi nie trzeba było więcej. Rzucił się na Pawcia, poderwał go do góry i z impetem wykopnął przed siebie. Pawcio pofrunął z krzykiem kilka metrów dalej i upadł bezwładnie na zmarzniętą ziemię. Darek w momencie stał już przy nim i znów zamachnął nogą, trafiając Pawcia w głowę. Mały ludzik zawył rozdzierająco, a Darek tłukł go nogami i pięściami, w ogóle nie reagując na płacz, skomlenie i wycie wniebogłosy. Kopał go, przeciągał po asfalcie, walił małą główką o ziemię i przerzucał z miejsca na miejsce.
Karolina nie potrafiła już dłużej znieść krzyku Pawcia. Zapłakana wyskoczyła z auta i podbiegła do ogarniętego furią męża.
- Darek! Darek! Proszę cię, przestań – wołała przez zalane łzami gardło. – Wystarczy... Proszę! To przecież nie jego wina, że jest taki...
Darek zwrócił się w jej stronę i Karolina o mało nie zemdlała pod naporem tryskającego z jego oczu szału.
- Nie jego wina?! – ryknął. – Chryste! Mówisz mi, że to nie jego wina...? A czyja, do kurwy nędzy, jak nie tej silikonowej kukły z blaszanym mózgiem, która piętnasty rok dzień po dniu, godzina po godzinie mówi nam, co zrobiliśmy źle, co moglibyśmy zrobić lepiej, skąd się biorą nasze błędy, co źle obmyśliliśmy, i tak w kółko, ciągle, bez końca, aż do usranej śmierci? Jak ja nienawidzę tego małego ludzika, który wie więcej o nas niż my sami, jak ja go kurewsko nienawidzę...
Kolana ugięły się pod nim i usiadł na zimnym asfalcie. Ukrył twarz w dłoniach i oddychał tak ciężko, iż zdawało się, że warczy. Obok niego leżał Pawcio. Marynareczka podarła się zupełnie, a spodnie były ubłocone i poprzecierane. Mały ludzik wyglądał żałośnie i przez dłuższą chwilę nie ruszał się w ogóle. Dopiero, gdy Karolina uklęknęła przy nim, zamrugał parą błękitnych oczu i przez złożone w jedną linię wargi wyszeptał:
- Ja już nie będę... Na pewno. To się już więcej nie powtórzy...
Na te słowa Darek zawył płaczliwie, a z ust wypłynęły mu kłęby pary.
- Nie zniosę tego! Nie zniosę! Przecież on to powtarza za każdym razem... że już nie będzie, ale... Nie mam siły. – Rozłożył ręce w geście bezradności i podniósł się z asfaltu.
Z lewej strony zbliżały się dwa snopy białego światła i po chwili minął ich niespiesznie czarny, stłuczony w kilku miejscach samochód. Przez panującą wokoło ciemność Darek nie dojrzał twarzy ani kierowcy czy też pasażera, jednak w tyle auta mignęły mu dwa jasnoniebieskie punkty. To Anioł tamtych ludzi siedział sobie i ględził na pewno, rozwodząc się nieprzerwanie nad niedoskonałością swoich właścicieli.
Darek przelał współczucie na nieznajomego kierowcę auta. Jeśli była to kobieta, siedziała zapewne sztywno, kurczowo ściskając koło kierownicy i starała się anielskie słowa wpuszczać jednym uchem, a drugim od razu wypuszczać. Jeśli kierowcą był mężczyzna, to najprawdopodobniej – myślał sobie Darek – ciął ciemność przed sobą przekrwionymi ze złości oczami i czekał tylko momentu, aż wjedzie w jasne obrzeża miasta, wyskoczy z auta i skopie wredną kukłę.
Tak – nic więcej poza porządnym skopaniem Anioła nie wchodziło w grę. Pawcio właśnie podnosił się z jezdni i malutkimi rączkami starał otrzepać do całkowitej czystości zniszczone ubranko. Na dzisiaj mam z nim spokój – ucieszył się w duchu Darek.
- Gdzie ta cholerna taksówka? – zapytał na głos. – Zaraz zamarzniemy na śmierć.
Temperatura rzeczywiście spadała coraz bardziej. Noc była pogodna, niebo gwiaździste, a księżyc chwalił się swym pełnym obliczem. Drzewa po bokach jezdni stanowiły zwartą, ciemną ścianę, strasząc niedostępnością. Karolina obciągnęła rękawy swetra na dłonie, chcąc choć trochę się ogrzać, jednak nic jej to nie pomogło i dygotała na całym ciele. Oparła się o zimną blachę samochodu i z wyrazem bezradności w oczach patrzyła na męża.
- Kochanie, nie ma sensu, żebyś marzła. Wejdź do auta. – Darek stanął obok niej i pogładził lodowatą dłonią po jeszcze zimniejszym policzku żony. – Wyjmę tylko akumulator i przyjdę do ciebie. – Popatrzył na nią z miłością i przeszedł go dreszcz grozy, gdy wyobraził sobie świat, w którym jest bez niej. Taki świat nie jest moim światem, nienawidzę go jeszcze bardziej, niż tego tutaj – pomyślał i wymownie zerknął w stronę Pawcia, który stał bez ruchu, z grzecznym wyrazem twarzy, bez słowa czekając na polecenia Darka. Jutro i tak znów wszystko będzie po staremu... Darek wzruszył bezradnie ramionami i ruszył odpiąć klemy z akumulatora.
- Tak bardzo cię kocham, Darku. – Karolina nie posłuchała męża i stała obok niego. – Jest mi cholernie przykro, że... że... Sama nie wiem! Wszyscy mają swojego Anioła, ale... Chodzi o to, że nasza miłość jest przez cały czas wystawiana na ciężką próbę... no wiesz, nie chcę, byśmy się poddali, a Pawcio ciągle mówi o nas więcej, niż chcielibyśmy wiedzieć. Znaczy, nie są to jakieś złe rzeczy, broń Boże, ale ta jego przenikliwość odbiera nam jakąkolwiek prywatność... Słabe punkty, ciągle je podkreśla. One czasem bolą... Tak! Dobrze o nich wiemy, ale wolelibyśmy nie mówić o nich głośno... a on mówi. Darku... To znaczy... chcę cię zapewnić o mojej miłości do ciebie. Kocham cię i... dziecko... może mimo wszystko powinniśmy o tym pomyśleć...
Darek wystawił głowę spod podniesionej maski i ustawił odczepiony akumulator na ziemi.
- Wiem, najdroższa – powiedział wzruszony. – Również kocham cię ponad życie i w żadnym razie nie myśl sobie, że mógłbym przestać cię kochać z powodu dziec... A zresztą to nasza wspólna decyzja. – Nagle w jego ciemnych źrenicach odbiły się reflektory nadjeżdżającego samochodu. Zamknął klapę i mocno objął Karolinę. – To już na pewno taksówka. Zaraz będziemy w ciepłym domu. – Pocałował sine usta i pogłaskał targane przenikliwym wiatrem włosy w kolorze kasztanów.
Taksówkarz miał dobre pięćdziesiąt lat i co najmniej tyle samo myśli do wypowiedzenia w każdej chwili. Zaczął oczywiście od pogody, jaka to ona zmienna, że jeszcze wczoraj było dwadzieścia stopni, a dzisiaj przymrozek ścina ziemię. Potem gadał o swoim trzydziestoletnim stażu za kierownicą i że nie widzi dla siebie innego zajęcia, że lubi jeździć, bo czuje się wolny (nie to, żeby brakowało mi wolności na co dzień – dodał od razu, przechodząc tym samym do zalet państwa, w którym również uwielbia żyć), a tak w ogóle to on wszystko lubi, a konkretnie nie ma czegoś, czego by jakoś wyjątkowo nie cierpiał.
- No bo i z tymi Aniołami to dobra sprawa – odezwał się znowu i kiwnął głową do lusterka wstecznego, w którym odbijały się błękitne oczy jego Anioła i Pawcia, a także lekko skulona postać Karoliny. Darek siedział z przodu i czekał znudzony ciepłego łóżka i dotyku kochanego ciała żony. Anioły zdawały się w ogóle siebie nie zauważać i wszyscy milczeli, oprócz kierowcy oczywiście, który mówił dalej: – Ile to ja już błędów uniknąłem dzięki radom Maciusia, tak ma na imię, wiecie. Racja, gada często różne takie rzeczy, że wolałbym ich nie słuchać, ale... Co ja wam zresztą będę tłumaczył, sami na pewno dobrze wiecie, że bez Aniołów byłoby o wiele gorzej. No bo i po was patrzę: szczęśliwe małżeństwo, myślę sobie, bo szczere niesamowicie względem siebie nawzajem być musi, gdyż jak nie, to i tak od Anioła prawda wyjdzie, on powie, czy kochacie naprawdę, czy tylko tak udajecie. Wielka to zaleta dla ludzi, że wszelakie kłamstwo się tak wyplenia, że wszędzie czysta prawda. Ach... – westchnął niby od niechcenia i skręcił w drogę na miasto. Dodał gazu i znów się rozgadał: – Toż to ta nasza kochanieńka władza sobie obmyśliła, naprawdę mądre tam głowy siedzą u steru. Każdemu po Aniele sprzedać – prawda, że drogo cholernie, ale Maciuś to już ze mną osiemnasty rok jeździ, więc nawet nie pamiętam, ile za niego dałem. Ja to się taki doskonalszy czuję, taki... prawie doskonały rzekłbym, ale skromność mnie hamuje. – Uśmiechnął się co najmniej nieskromnie i znów zerknął na odbicie we wstecznym. – To wszystko Maciusiowi zawdzięczam, tak wiele mnie on nauczył, że ho ho. Widzę, żeś pan stłukł przed chwilą swojego Anioła – tu niespodziewanie zwrócił się do Darka, zapatrzonego tymczasem w nieprzeniknioną czerń za szybą, z rzadka tylko rozświetlaną przez mijające taksówkę samochody. Darek nie odpowiedział od razu, co sprowokowało taksówkarza do dalszej przemowy: – Czyż to nie cudowny pomysł, że można Anioła złoić czasem na kwaśne jabłko? Jak to ci ludzie wymyślili, żeby krzyczał, że go boli, żeby naprawdę płakał i prosił, by przestać? Nic go przecież dosłownie boleć nie może, no bo niby i jak, kiedy on tylko maszyna. Ale ile w tym pomyśle geniuszu, żebyśmy mogli się wyżyć na lalce, zostawić na niej całą agresję. Bo i potem po co ja mam bić się, na przykład, z panem, kiedy pan wyglądasz na silniejszego i krzywdę byś jeszcze wyrządził, a tak dowalę ja Maciusiowi, ten pokrzyczy, czym niebywałą radość mi sprawi, a i zamknie się ze swoimi pouczeniami na dzień cały... tak on genialnie skonstruowany. Ja się czuję wspaniale, nazajutrz Maciuś powraca do swoich rad i wskazówek, wytyka błędy, od czego z dnia na dzień mądrzejszy się staję i kiedy znów przebierze miarkę w słowach, biję go raz kolejny. A pożytek z tego mam tylko ja... na tak wiele różnych dróg w dodatku.
Wjechali między latarnie miasta i zrobiło się nieco przyjemniej. Ludzi na ulicach nie było w ogóle, bo zbliżała się już północ, a mróz doskwierał coraz bardziej. Taksówkarz raz kolejny wykazał ponadprzeciętną ciekawość i zapytał:
- A w samochodzie to co się popsuło?
Darek odkleił wzrok od latarni i niechętnie wymamrotał:
- Akumulator siadł na mrozie.
- Aaa... – przytaknął taksiarz. – Dziwne, że stało się to w trakcie jazdy. Sam się wtedy ładuje... wie pan.
- Wiem. Dziwne.
- Strach tak auto w środku lasu zostawić. Nie lepiej było wezwać lawetę? – dociekał.
- Laweta jest droga. Przez noc podładuję akumulator i pójdę jutro przyprowadzić samochód. Mam nadzieję, że nic się nie stanie.
- Na piechotę pan tam pójdzie?! – udanie zdziwił się kierowca. – Dwunasty kilometr już stamtąd jedziemy. Może pan już dzisiaj się ze mną umówi na kurs... za trzy czwarte ceny? Co pan na to?
Darek poddał się narastającemu w nim gniewowi i wypalił bez zająknięcia:
- Mówił pan, że jest doskonały. Trzy czwarte ceny dla człowieka w potrzebie to żałosna zniżka. Nie sądzi pan?
Taksówkarz nic nie odpowiedział i przyspieszył. W końcu stanęli pod wskazanym adresem, a na taksometr zaskoczyło jedenaście i pół euro. Tylnymi drzwiami wygramoliła się Karolina, ciągnąc za sobą Pawcia. Pawcio powiedział „do widzenia” do kierowcy, a Maciuś tymi samymi słowami pożegnał Karolinę. Same na siebie Anioły nawet nie spojrzały.
- Jedenaście euro się należy – powiedział łagodnym, przepraszającym głosem taksiarz.
Darek dał mu kartę, ten włożył ją w czytnik i na klawiaturze wystukał należność. Oddał kartę i Darek wysiadł, dźwigając akumulator.
- Doskonałość ustępuje miejsca chęci godnego życia – rzucił za nim taksówkarz. – Niestety... – dodał jakby na usprawiedliwienie.
Darek odetchnął mroźnym powietrzem późnego wieczoru i nie chciało mu się polemizować. Zobaczył jednak, jak Karolina stoi na progu domu, jak niepotrzebnie marznie, czekając na niego, więc powiedział:
- Doskonałość jest ponad wszystko. Ponad ten świat, ponad dostatnie życie, ponad życie w ogóle, ponad śmierć. Nie ma pan pojęcia o doskonałości.
- Może i nie mam – przyznał taksiarz niechętnie. – Ale nikt nie ma, pan również.
- Nieprawda. Niech pan spojrzy na moją żonę. – Wskazał Karolinę; ta drżała z zimna, ale nie weszła do domu. Na spojrzenie Darka odpowiedziała ciepłym uśmiechem, przy którym usta zdawały się układać w słowo: „kocham”.
- Jest pan szczęściarzem. – Taksówkarz wcisnął lekko gaz i Darek zatrzasnął drzwi. Zaskoczyła jedynka i taksówka odjechała. Zaraz też znikła za zakrętem.


Przed snem napili się gorącej herbaty i wzięli kilka tabletek. Mimo to Karolina miała wielkie czerwone wypieki na policzkach, gorące czoło i wszystko wskazywało, że i tak się rozchoruje. Darek zasnął od razu, wiedząc bardzo dobrze, jak ciężki czeka go jutro dzień. W pracy musi być na siódmą, a bez samochodu będzie to trudne, bo autobusy nie jeżdżą zbyt często. Pracę skończy o siedemnastej, kiedy to świat ogarnia już wczesnozimowa szarówka, wejdzie do domu tylko po akumulator i ruszy w drogę. Przejdzie dwanaście kilometrów z ciężką torbą i wróci do domu nie wcześniej niż na dziesiątą. I może będzie miał szczęście, gdy nie rozchoruje się na grypę lub – nie daj Boże – na coś poważniejszego. Jedyną zaletą tej pieszej wędrówki to brak Pawcia, który zostanie w domu, by marudzić Karolinie.
Karolinę trawiła gorączka i kilka razy w nocy szła do kuchni napić się chłodnej wody i wziąć coś przeciwgorączkowego. Pawcio stał w wąskim przedpokoju i obserwował ją uważnie. Raz tylko odezwał się, że nie chorowałaby tak łatwo, gdyby więcej czasu spędzała aktywnie na dworze, a będąc w liceum nie unikała notorycznie zajęć wychowania fizycznego. Potem nie mówił już nic do samego rana.
Leżąc w łóżku, nie mogąc odgonić gorączki ani zaprosić snu, patrząc tępo w czarny sufit, Karolina myślała o wielu sprawach, lecz głównie o przeszłości. Za Darka wyszła siedemnaście lat temu, gdy miała dwadzieścia lat, a on był jedynie o rok starszym, ale za to o ile bardziej dojrzałym od niej mężczyzną.
Mieli to szczęście, że Urząd zezwolił im na zakup tylko jednego Anioła, tak zwanego rodzinnego. Zapłacili za niego całe niebotyczne dwa tysiące dwieście euro, co wiązało się oczywiście z wzięciem państwowego kredytu, który spłacili dopiero przed pięcioma laty. Po drodze okazało się, że ich Anioł (nazwali go Krzyś) był wadliwy, a mianowicie za mało widział, słyszał i kojarzył, co gwarantowało jako taki spokój Karolinie i Darkowi. Jednak w centrali już po dwóch latach wykryli usterkę (operatorów dyżurnych zdziwiło, że ani razu Krzysia nie zbito, a sygnały właśnie tego faktu były monitorowane w ramach kontroli). Przyszli więc dwaj urzędnicy, kazali wypełnić stosy formularzy, zabrali Krzysia i postawili w jego miejsce Pawcia, a na odchodnym powiadomili, że oczywiście nie trzeba płacić za nowego Anioła, który jest w zamian za fabrycznie wadliwego, lecz oprocentowanie zaciągniętego kredytu wzrasta od tej chwili o pięć punktów procentowych w skali roku w ramach kary za brak niezwłocznego zgłoszenia usterki.
Od tego momentu Darek bił Pawcia regularnie, gdyż mały ludzik był jak najbardziej sprawny i stróżował – zwykła tak mawiać władza – nad wyraz dobrze. Świetnie odgadywał emocje z ruchów twarzy, wyłapywał każde najdrobniejsze słowo, które uważał za wyraz słabości i niedoskonałości Karoliny lub Darka, ciągle upominał i natrętnie zachęcał a to do intensywniejszego myślenia, a to do cięższej pracy, to znów do tego, a to do tamtego i Darek kopał go, okładał pięściami i wiele razy obiecywał, że odetnie mu w końcu tą małą główkę, lecz wtedy wkraczała Karolina, przypominając mężowi, że nie stać ich na nowego Anioła i że przecież taki wydatek zrujnowałby ich finanse doszczętnie, a w dodatku kolejny Anioł będzie się identycznie zachowywał i całe ich życie, od pieniędzy po psychikę, legnie w gruzach na dobre.
Nagle do Karoliny dotarło, że dzisiaj – tam na drodze, w ciemności i w mrozie – coś w niej pękło i że tak dalej być nie może. Pawcio był okrutny – to wiedziała na pewno. Lecz przecież żyła z nim już piętnasty rok, dzień po dniu uważając na własne słowa i słuchając jego słów; nauczyła się, iż Anioły są nieodłącznym elementem współczesnego jej świata. Wszyscy posiadali Anioły – tak samo nieznośne jak Pawcio, różniły się jedynie niektórymi cechami wyglądu. Żaden człowiek w państwie nie był bardziej wolny niż ona z Darkiem, wszyscy żyli w tym samym piekle, próbując wmówić sobie konieczność takiego życia.
Piętnaście lat! – zdziwiła się w duchu i przekręciła na bok w stronę śpiącego męża, zmęczonego minionym dniem, choć może i minionymi latami. Oboje chcieli mieć dziecko, ale na co dzień jedli głównie ziemniaki, popijali je kompotem, a kolacje i śniadania to wciąż chleb, smalec i marmolada, przepijane zieloną herbatą. Nosili od lat te same ubrania, szanując je możliwie najbardziej, a wszelkie rozrywki stanowiły relikt najdawniejszej przeszłości. Nie widzieli więc w swej rodzinie miejsca dla dziecka z tysiącem potrzeb i z niewypowiedzianą, ale z natury oczywistą chęcią dobrego startu życiowego, którego za nic nie mogli mu zapewnić. Dziecko stanowiło dla nich wymarzony luksus, marzenie najszczersze z możliwych, lecz z wiadomych przyczyn nieziszczalne.
Ale był Pawcio. A Darek bił go co najmniej raz na tydzień. Ale jak bił! – Karolina aż drgnęła na wspomnienie ciosów, krzyków, płaczu. Tak dobrze wiedziała, że Pawcio to – jak wciąż powtarzał rozwścieczony Darek – syntetyczna kukła wypchana kablami i z blaszaną puszką w głowie zamiast normalnego mózgu, ale jego reakcje były tak sugestywne, tak realne i przerażające swą naturalnością, że Karolina cierpiała niezmiernie i wierzyła w tych bolesnych momentach, że Pawcio czuje ciosy, że płacze prawdziwymi łzami z prawdziwego bólu.
A ona z dnia na dzień uważała go coraz bardziej za własnego... Westchnęła z rozpaczy, że gubi się w tej iluzji, że przecież jest zbyt rozsądna, by myśleć takie rzeczy. Ale Pawcio miał ładną buzię: białe, pulchne policzki, okrągłe jak monety, błękitne oczy patrzące spod długich, czarnych rzęs. Chudy, spiczasty nosek, a pod nim czerwone i małe usta. Na główce czarne, zawsze czyste i schludnie ułożone włosy. Kobiety lubią chłopców o cukierkowej urodzie - Pawcio niewątpliwie był jak cukierek... a Darek go wciąż bije. Przecież to nie jego wina, że jest taki – wyszeptała przez suche usta i usnęła niespokojnym snem.
Noc była chwilą, gdyż o piątej zadzwonił budzik i Darek zerwał się ja oparzony, zjadł trzy kanapki ze smalcem i jedną z marmoladą, trzy kolejne przyszykował niedbale i włożył do torby. Wypił duszkiem kubek przestudzonej herbaty, założył gruby, dziurawy w kilku miejscach sweter, na niego naciągnął kurtkę, porwał torbę i stał już w progu, gdy usłyszał za sobą zachrypnięty głos żony:
- Miłego dnia, Darku. – Karolina była blada i trzęsła się z zimna, ale wargi skrzywione miała w półuśmiechu.
Darek podbiegł do niej i pocałował gorące czoło.
- Dziękuję kochanie. Połóż się natychmiast do łóżka i leż w nim cały dzień. Nie szyj dzisiaj niczego.
- Nie będę – rzekła cicho. Wahała się przez moment i odezwała się jeszcze: - Darku... Czy jesteś w stanie wybaczyć mi... cokolwiek złego bym zrobiła?
Darek patrzył na nią z niepokojem.
- Jesteś chora, Karolino. Proszę cię, połóż się wreszcie. – Popchnął ją delikatnie w stronę sypialni, a sam zawrócił do wyjścia. – Spieszę się bardzo...
- Darku! – krzyknęła za nim. – Muszę wiedzieć.
Darek westchnął ciężko i powiedział z wyraźną niechęcią:
- Kocham cię i wybaczę ci wszystko. – Wybiegł z domu i Karolina została sama.
- Kocham cię – szepnęła za mężem i wróciła do łóżka.


Karolina siedziała na taborecie w kuchni i tępo patrzyła na szarą terakotę, kiedy pod dom podjechał Darek. Nie wybiła jeszcze nawet ósma, a on był już z powrotem (jeśli nie liczyć jego króciutkiego pojawienia się o wpół do szóstej, gdy wziął jedynie akumulator i wybiegł od razu) i wyglądał na szczerze zadowolonego, gdyż wpadł do domu, ściągnął kurtkę i buty i podśpiewując pod nosem wszedł do kuchni. Od razu zasypał żonę setką słów:
- Nawet nie wiesz, jakie miałem szczęście... Szedłem poboczem... miałem dosyć... A tu nagle samochód się zatrzymuje... Nie zgadniesz jaki... minął nas wczoraj na drodze... czarny, poobijany, pamiętasz? W środku siedzi młoda kobieta i mówi, że mnie pamięta z tej drogi... że widziała, jak nam się auto popsuło, ale nie miała odwagi się zatrzymać, a poza tym Anioł by jej marudził, że przecież nic nie ma z tej życzliwości... ale teraz to jej się tak szkoda zrobiło, że chcę tyle przejść na piechotę, że mnie podwiozła i pomogła z akumulatorem... i... – zamilkł na moment, bo zdziwiło go zachowanie Karoliny. Zawinięta w żółty szlafrok, siedziała ze spuszczoną, potarganą głową i jakby w ogóle nie reagowała na przybycie męża.
Darek podszedł bliżej i spytał niepewnie:
- Karolina, wszystko w porządku?
Karolina podniosła głowę i Darek ujrzał zalane łzami oczy, czerwony nos i pogryzione wargi koloru miedzi. Odsunął się mimowolnie i zamarł przerażony.
- Karolinko! Karolinko! Co ci jest, kochanie?! – Otrząsnął się z szoku i tulił już ukochaną głowę, głaskał poplątane włosy, muskał gorące policzki, całował zimne usta. – Co ci jest, kotku? – pytał, a Karolina chlipała coraz głośniej aż wybuchła wielkim płaczem. Płakała nieprzerwanie dobre pięć minut, żałośnie i boleśnie zarazem, a Darek tulił ją tylko, nie wiedząc, co może zrobić, ani co tak naprawdę się stało.
W końcu, gdy łzy powoli się wyczerpywały, Karolina wydobyła z siebie cichy, ledwie słyszalny głos:
- Darku... Ja... Powiedziałeś, że wybaczysz mi... wszystko mi wybaczysz... Ja już nie mogłam dłużej, strasznie cierpiałam...
Darek pomyślał nagle, że to na pewno Pawcia wina, że Anioł zrobił lub powiedział coś okrutnego, coś, co doprowadziło Karolinę do takiej rozpaczy. Podskoczył jak poparzony i ryknął na całe mieszkanie:
- Gdzie jest ta parszywa kukła?! Choć tu, plastikowy pajacu, pokażę ci, na czym świat stoi!!! – Wybiegł z kuchni, przebiegł po parterze i popędził do sypialni na piętrze, potem zbiegł z powrotem do kuchni i zdyszany wrzeszczał na całe gardło:
- Ukrył się, co?! Dobrze, bo tak go stłukę...
- Nie, nie, nie... – Karolina cicho pojękiwała. – Nigdy więcej, Darku, nigdy więcej...
Darek patrzył na nią szeroko rozwartymi oczami i dyszał za złości. Nic nie rozumiał ze słów żony.
- To nie jego wina – mówiła – nie jego... Piętnaście lat był z nami, a ty go wciąż biłeś, tłukłeś... Nie! – wykrzyknęła żałośnie. – Był taki ładny i nie zasłużył sobie na ból!
Darek już chciał się odezwać, że przecież to robot, ale zdał sobie sprawę, że to nie ma sensu.
- Tylko jego mieliśmy... – Karolina odzyskiwała powoli siły i mówiła coraz głośniej. – Byliśmy tylko my i on, my i mały Pawcio... odkąd pamiętam. Mieszkał z nami i ja go... Nie zniosłabym więcej bólu, który mu zadawałeś. Nigdy więcej, rozumiesz?...
Darek bał się zrozumieć i uwierzyć we własne domysły. Tyle lat ciężkiej pracy, codzienna harówka za marne grosze i znów miałby zaciągnąć praktycznie niespłacalny kredyt...?
Jakiś samochód podjechał pod dom i wysiadło z niego dwóch mężczyzn. Zadzwonili do drzwi i sparaliżowany Darek poszedł ich wpuścić. Karolina stanęła za nim i gdy jeden z urzędników spytał: „gdzie?”, pokazała im wyjście do ogrodu. Ruszyli wszyscy i wyszli z domu na zmarzniętą trawę, na oblane mrokiem podwórko i z początku nie dostrzegli nic szczególnego. Dopiero, gdy wzrok przywykł do ciemności, zobaczyli czarny, mały kształt, leżący w dziwnej pozie pod płotem. Darek jęknął i wiedział już na pewno, że to prawda. Siekiera wbita z impetem w kark Pawcia nie mogła nie zniszczyć skomplikowanych układów maszyny.
Wrócił do ciepłego domu i usiadł na tym samym taborecie w kuchni, na którym przed chwilą siedziała Karolina i tak samo jak ona rozpłakał się łzami niewysłowionego żalu. Urzędnicy zabrali nieruchome ciało Anioła do samochodu i wrócili z plikiem kwitów i dokumentów. Darek podpisywał machinalnie gdzie kazali i kiwał skwapliwie głową na ich słowa, żadnego jednak nie słysząc. Potem poszli, obiecując, że jutro z rana przywiozą nowego Anioła.
Karolina stanęła przy zlewozmywaku i drżała ze strachu. Bała się, że Darek odejdzie lub nawet zrobi coś gorszego. Lecz przecież...
- Powiedziałeś, że wybaczysz mi wszystko – rzekła płaczliwym głosem.
Nie padła żadna odpowiedź, żaden gest, żaden ruch. Karolina nie mogła znieść tego dłużej.
- Darku!!! Błagam... – jęknęła i gorzki płacz porwał jej słowa.
Darek uniósł głowę i zapytał:
- Dlaczego...?
Zebrała wszystkie siły, zacisnęła dłonie w piąstki i wykrzyknęła:
- Bo on zasługiwał na coś więcej... na spokój... na śmierć...
Darek popatrzył na nią, jak na wariatkę.
- Anioł zasługuje na śmierć??? – Trząsł się tak bardzo, aż nóżki taboretu uderzały o podłogę. – A ja? Na co ja zasługuję? Dlaczego nie mogę dostać tego, na co zasługuje każdy człowiek? Co ja mam z życia, co ja mam z pracy, co ja mam z... – przerwał, nie mogąc wciąż uwierzyć w to, co się stało. – Myślałem, że mnie kochasz...
- Kocham cię! – Skoczyła w stronę męża i chciała go przytulić, ten jednak odepchnął ja brutalnie. Przerażona gestem, znów oparła się o zlewozmywak. – Nasza miłość miała przetrwać, mówiłeś, że jest ponad cały ten świat, ponad całe zło, które nas otacza... A teraz...
- Teraz już w nic nie wierzę. Nie wierzę, że życie ma sens, a skoro tak, to każdy aspekt tego życia również jest bez sensu. Nie chcę żyć! To ja i ty zasługujemy na śmierć, rozumiesz, my zasługujemy na święty spokój, a ty dałaś go tej parszywej kukle! Zasługujemy na śmierć, bo życie nas nie chce, jest dla nas okrutne i bezlitosne! Ja i ty...
Podniósł oczy i spojrzał na żonę. Pawcia już nie było, by mógł dorzucić swoje pięć groszy. Tego wieczoru zabrakło Anioła i Darek poczuł się naprawdę wolny pierwszy raz od tylu lat.

Boru

Podpis: 

Michał Borowiec 2000
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Sen o Ważnym Dniu Róża cz.4 Róża cz.3
Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny). Śledztwo powoli zmierza ku końcowi. Hanka zaczynają ogarniać wątpliwości.
Sponsorowane: 15
Auto płaci: 100
Sponsorowane: 15Sponsorowane: 14

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2025 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.