https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
100

Portret

Autor płaci:
100

  Miniatura - wprawka literacka. Tak sobie do poczytania i do komentowania.  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W maju nagrodą jest książka
Wszystkie złe miejsca
Joy Fielding
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Portret

Miniatura - wprawka literacka. Tak sobie do poczytania i do komentowania.

Bliskie spotkania

Chodźmy...

Targ - Dzień I - Rozdział IV

Dużo później Zielonka siedział wraz z Zimą w Ściętej. Była to trzecia z murowanych karczm znajdujących się na terenie Targu. Najmniejsza i zdecydowanie najmniej wystawna, jednak wciąż gwarantowała swojej właścicielce przyzwoite zyski zwłaszcza w tym

Targ - Dzień I - Rozdział III

Gdy wrócili pod Sanctum zgromadzony tłum blokował już niemal całą aleję. Zielonka rozglądał się ciekawie i chłonął wzrokiem wszystko co działo się wokół. A było co podziwiać, choć najwięcej zgromadzonych odzianych było raczej skromnie, w proste maski

Targ - Dzień I - Rozdział II

Zielonka poprowadził Zimę w stronę biedniejszej części Targu. Szli miarowym krokiem coraz bardziej oddalając się od Kwadratu, tym samym stopniowo pozostawiając za sobą linię murowanych budynków...

Targ - Dzień I - Rozdział I

Szczur powoli wychylił łysy łebek spod sterty odpadków. Jego wąsy ruszały się szybko, gdy gryzoń czujnie obwąchiwał teren i rzucał na wszystkie strony płochliwe spojrzenia. Po dłuższych oględzinach uznał chyba, że jest bezpieczny...

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Brak

Wiersz filozoficzny

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1652
użytkowników.

Gości:
1652
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 47742

47742

Mniejsze zło - część 10

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

Data
08-09-20

Typ
P
-powieść
Kategoria
Fantasy/Przygoda/Przyjaźń
Rozmiar
24 kb
Czytane
1755
Głosy
3
Ocena
4.67

Zmiany
09-02-11

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
--

Autor: Mgła Podpis: Mgła
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
"Nigdy nie widzi się wszystkiego, co można dostrzec" - STEPHEN KING - MROCZNA WIEŻA II

Opublikowany w:

Mniejsze zło - część 10

LV

Galhal szepnął coś niezrozumiałego i zielono-żółto-niebieskie pole magnetyczne wewnątrz portalu ożyło. Barwy oddzielały się od siebie i łączyły z powrotem tak szybko, że Amnebe ledwie nadążała za nimi wzrokiem.
Kyias stanął tak blisko teleportu, że w jego źrenicach odbijały się falujące kolory. Był ubrany jak wojownik. Miał na sobie wysokie buty, brązowe spodnie, białą koszulę i czarny płaszcz, pod którym ukrywał miecz.
Cirini zamieniła zieloną suknię na brązowe spodnie i szary sweter. Szyję miała ciasno owiniętą rzemykiem, na którym wisiał trójwymiarowy trójkąt. Amnebe nie miała pojęcia, jakie właściwości ma ten medalion. Widziała go pierwszy raz.
Natomiast doskonale wiedziała, dlaczego Caod nosi medalion w kształcie ósemki. Talizman ten miał harmonizować świadomość i podświadomość, pomagać w osiągnięciu pełnej koncentracji. Dzięki niemu jej brat potrafił w ciągu sekundy rzucić nawet kilkanaście zaklęć.
- Zaczynajmy! – powiedział Caod. Mimo protestów Amnebe ubrał długi, czarny płaszcz z kapturem. Setki lat temu czarodzieje chodzili tylko w takich strojach. – To moje dzieło, więc wskoczę pierwszy.
- To i tak bez znaczenia – stwierdziła Cirini. – Nie dowiemy się, co się z tobą stało, dopóki nie wejdziemy do portalu.
Galhal machnął lekceważąco ręką.
- Nieważne. Wiemy, że portal działa i dokąd prowadzi. Idźcie już. I pamiętajcie, że teleportu nie da się przenieść. Tam gdzie się otworzy, pozostanie. Tylko z tego miejsca będziecie mogli wrócić.
- Uważajcie na siebie – dodała Ryaia. – Tyko głupcy ryzykują, by nasycić swoją dumę.
Caod pocałował ją w policzek i podszedł do portalu. Amnebe spojrzała na Ryaię i Laureain.
- Wy też uważajcie. Wkrótce wrócimy, przynajmniej mam taką nadzieję – powiedziała, po czym ruszyła w stronę portalu. Coraz bardziej się wahała i czuła, że jeśli w ciągu kilku sekund nie przejdzie przez teleport, zrezygnuje z wyprawy.
Caod skoczył, więc Amnebe wciągnęła głęboko powietrze i rzuciła się za nim w magnetyczną otchłań. Świat rozpadł się na małe kawałki i zaczął wirować.


LVI

Upadła na trawę i pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła było szare, zadymione niebo. Amnebe nie łudziła się, że pochodzi z kominów. Widziała już takie niebo w książce z legendami o czarodziejach. Identyczne chmury powstawały w powietrzu zbyt przesyconym magią.
Cirini wyleciała zza jej pleców i wylądowała kilka metrów przed nią. Jakimś sposobem utrzymała się na nogach. Pewnie już nie raz posługiwała się portalem, więc miała większą wprawę w lądowaniu.
Amnebe wstała i rozejrzała się dookoła. Wszędzie znajdowało się mnóstwo drzew, ale rosły zbyt nieregularnie jak na las. Droga, która roztaczała się przed nimi także nie wyglądała na leśną. Była zbyt szeroka i kamienista. Trudno było stwierdzić, dokąd prowadzi. Ginęła kilka metrów dalej we mgle.
Nagle coś rąbnęło ją w plecy i powaliło na ziemię. Błyskawicznie odwróciła się i wyszarpnęła zza pazuchy miecz.
Kyias uniósł dłonie na wysokość twarzy.
- To tylko ja. Przepraszam.
- Nic się nie stało.
Podała mu rękę. Dłoń Kyiasa była zimna jak bryła lodu.
- Lepiej chodźmy – odezwał się Caod. – Wkrótce zorientują się, że tu jesteśmy. Zakładając, że jeszcze nie wiedzą.
- Ilu czarodziei trzeba, żeby wytworzył się taki dym? – spytała Amnebe, spoglądając w niebo.
- Trudno powiedzieć – Caod rozejrzał się dookoła. – Pięciu, może sześciu.
- Albo jednego potężnego – stwierdziła Cirini. – Jeśli mamy iść, ruszajmy. Może uda nam się ich zaskoczyć.
Amnebe przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinni wrócić do Antim i zorganizować większej grupy, jednak jeśli faktycznie gdzieś w pobliżu więziony był Amarth, ich odwrót mógł kosztować go życie. Kiedy czarodzieje dowiedzą się o ich obecności, zabiją go albo przeniosą w inne miejsce.
- No to chodźmy – powiedziała i ruszyła za Caodem w mrok.



LVII

Mgła ograniczała widoczność do czterech metrów, więc poruszali się wolno. Amenebe starała się zwracać uwagę na każdy mijany krzak i drzewo, ale ponieważ rosły blisko siebie i miały gęste liście, nie była w stanie nic wypatrzyć. Nie zdziwiłaby się, gdyby ktoś specjalnie porozstawiał rośliny w ten sposób, by zza nich obserwować zbliżających się gości.
Ścieżka, którą szli, była tak samo szeroka i wybrukowana jak na początku. Amnebe bardzo się to nie podobało.
- Według mnie powinniśmy wejść do lasu – stwierdziła.
- Zgubimy się – odparł Caod. Cały czas maszerował pierwszy, nikomu nie pozwalając się wyprzedzić. Cirini szła obok niego, a Amnebe i Kyias podążali za nimi.
- Nie, jeśli znajdziemy jakiś punkt orientacyjny na niebie – Amnebe uniosła głowę. Kłęby dymu zasłaniały wszystkie gwiazdy, zakładając, że nadal byli na planecie, na której można je ujrzeć.
- Spacer po magicznym lesie to… - Cirini urwała, szukając odpowiedniego słowa. – Niezbyt dobry pomysł.
Amnebe była pewna, że czarodziejka ugryzła się w język.
- Chciałaś powiedzieć głupota?
Cirini obróciła się przez ramię i spojrzała na Amnebe.
- Wiesz jak niebezpiecznie pułapki mogą się w nim znajdować? Kilkudziesięciometrowe doły przykryte iluzją liści. Zaostrzone pale spadające z drzew, liście rażące prądem.
- A ten dziedziniec wydaje ci się całkowicie normalny, tak? Widoczność prawie zerowa, a droga pięknie wybrukowana, jakby pan tej magicznej krainki zapraszał nas do siebie. Możemy wejść w paszczę lwa i zorientować się dopiero, gdy nas połknie.
- Możemy wyczarować ogień – stwierdziła Cirini, ponownie spoglądając do tyłu. Amnebe uchwyciła jej wzrok, ale nie potrafiła z niego odczytać myśli czarodziejki. Przypomniał sobie natomiast, że to ogień rozpalił konflikt między nimi.
Było to na wycieczce w górach, na którą pojechali w czwartej klasie. Do szkoły w Antim uczęszczali zarówno młodzi czarodzieje jak i osoby nieposiadające zdolności magicznych. Wspólnie uczyli się przedmiotów podstawowych, a ci, którzy chcieli zgłębić tajniki magii, chodzili na dodatkowe zajęcia. Na wycieczkach obowiązywał zakaz używania czarów. Zwykle wszyscy się do niego stosowali.
Tym razem także nikt nie pomyślałby o złamaniu zasad, gdyby nie głupia zabawa na orientację. Wychowawca, arcymag Cirmang, podzielił klasę na cztery grupy i każdą zostawił w innym punkcie lasu. Ta, która pierwsza wróciłaby do schroniska, miała dostać tort czekoladowy.
Amnebe znalazła się w grupie z Cirini. Od początku im nie szło. Kręcili się w kółko i ciągle kłócili, którędy iść. Po godzinie było jasne, że się zgubili, po dwóch – że sami nie trafią do schroniska.
Kiedy zaczęło robić się ciemno i zimno ktoś zaproponował, żeby użyć magii. Nie zależało im na deserze, byli zziębnięci i głodni, marzyli jedynie o ciepłym łóżku. Wymyślili, że jedna osoba mogłaby przy pomocy czarów unieść się kilkanaście metrów nad ziemię i poprowadzić resztę do obozu. Cirini się nie zgodziła, twierdząc, że czary nie służą ani do oszukiwania ani ułatwiania sobie życia. Teraz Amnebe słysząc coś podobnego, uszanowałaby słowa Cirini, ale wtedy nic nie zrozumiała. Była zła na czarodziejkę za głupi upór i na resztę grupy, że jej ulega.
Kiedy po pewnym czasie natrafili na jaskinię Cirini zaproponowała, żeby w niej przenocowali i rano poszukali drogi powrotnej. Nikt nie miał na to ochoty, więc zaczęły się kłótnie. Cirini czuła, że nie przekona grupy, więc w pewnej chwili po prostu weszła do jaskini.
Pozostali ruszyli za nią, nie przestając się spierać. Amnebe nie znosiła jazgotania, więc nie brała udziału w awanturze. Pewnie była jedyną osobą, która uważnie przyglądała się ścianom pieczary. Chociaż od razu wydały jej się mało stabilne, nie zareagowała. Sadziła, że takie wrażenie sprawiają wszystkie jaskinie. Dopiero kiedy tuż przed jej nosem oberwał się strop, zrozumiała, że to niekoniecznie prawda.
Grupa wpadła w panikę i rzuciła się do wyjścia. Kilka osób oberwało kamieniami, ale poza tym nikomu nic się nie stało. Tyle, że to przepełniło kielich: ludzie mieli dość przygód i Cirini.
Jeden z chłopaków, Reth, poinformował czarodziejkę, że niezależnie od tego co ona myśli, zamierza użyć magii. Cirini próbowała przekonywać, że będą bezpieczni w jaskini, jeśli nie wejdą zbyt głęboko, a Reth w odpowiedzi uniósł się do góry. Wskazał ręką drogę i wszyscy oprócz Cirini ruszyli za nim.
Amnebe nazwała czarodziejkę idiotką, na co Cirini zareagowała odwracając się w stronę pieczary i wchodząc do środka.
Amnebe na początku zamierzała zlekceważyć ją tak jak reszta klasy, ale doszła do wniosku, że Cirini przydałaby się nauczka.
Namówiła kolegę z klasy, Gezena, by zaprószył w jaskini niewielki ogień. Miała nadzieję, że widząc płomień, Cirini wyleci z pieczary z krzykiem i popędzi za Rethem. Jednak Gezen przesadził. Pożar, który wybuchł odciął Cirini od wyjścia.
Dla czarodziejki ziemi, znającej tyle zaklęć co Cirini wydostanie się z takiej pułapki nie było problemem. Amnebe bała się, ale nie wpadała w panikę. Gezen natomiast stał się kłębkiem nerwów. Maszerował przed jaskinią, wrzeszcząc, że nie ma pojęcia, jakim czarem ugasić ogień.
W pewnym momencie ziemia zadrżała, a z jaskini zaczęły wylatywać grudki ziemi. Amnebe odciągnęła Gezena na bok i ze strachem patrzyła na to, co się działo. Zaczęłaby wzywać pomoc, ale Gezen darł się tak głośno, że jej głos nie przebiłby się.
Po chwili jednak ogień zaczął słabnąć, a zaraz potem z jaskini wyszła Cirini. Była cała czarna i trzęsła się jak w febrze. Amnebe ruszyła w jej stronę, ale widząc wzrok czarodziejki, zatrzymała się. Cirini była równie przerażona co wściekła. Patrzyła na Amnebe tak, jakby chciała ją udusić.
Zanim Amnebe zdążyła wykrztusić: przepraszam na polanie pojawiła się ich grupa. Ktoś teleportował się po Cirmanga i powstało straszne zamieszanie. Amnebe była pewna, że wyrzucą ją ze szkoły i biednego Geneza także, ale tak się nie stało. Cirini powiedziała, że próbowała rozpalić ogień i przypadkiem podpaliła swój płaszcz. O dziwo wszyscy uwierzyli.
Od tamtej pory Amnebe czekała na zemstę Cirini. Na początku się bała, potem dziwiła, że czarodziejka nic jej nie zrobiła, a w końcu przestała o tym myśleć. Jednak nie mogła pozwolić sobie na to, by zapomnieć, bo czarodzieje o niczym tak dobrze nie pamiętali, jak o wyrządzonych im krzywdach. Cirini mogła tylko odroczyć zemstę.
- … odkryją. Jak myślisz, Amnebe? – oczywiście nie miała pojęcia o co chodzi Caodowi.
- O czym?
Brat odwrócił się i posłał jej złowrogie spojrzenie.
- To chyba nie najlepszy moment na bujanie w obłokach, nie sądzisz? Wydaje mi się, że ogień powiadomi wroga o naszej obecności. Co ty na to? Mamy go zapalić czy nie?
- Nie – odpowiedziała.
Żałowała, że nie widziała twarzy Cirini.


LVIII

Mniej więcej po kwadransie, mgła znikła. Niebo ciągle było pochmurne i zadymione, ale zrobiło się na tyle jasno, by mogli dostrzec koniec ścieżki. Prowadziła wprost na żwirowy plac, w centrum którego stała czteropiętrowa willa.
- Chyba… - słowa Caod zagłuszył grzmot.
Amnebe spojrzała w niebo i zobaczyła, że dwie błyskawice lecą prosto na nich. Rzuciła się w prawo, ciągnąc za sobą Caoda. Kyias i Cirini odskoczyli w lewo. Pioruny rąbnęły w ziemię między nimi, tworząc dwie głębokie dziury. Zanim zdążyli się podnieść, na niebie pojawiły się kolejne błyskawice.
- To musi być ten dom ze snu Yavethina! – krzyknął Caod, zrywając się do biegu.
Rzeczywistość różniła się od rysunku wuja, ale i tak nie sposób było nie zauważyć podobieństwa. Po raz pierwszy uwierzyła, że może spotkać się z dziadkiem. Popędziła w ślad za Caodem, podobnie jak pozostali. Błyskawice rozwaliły ziemię za jej plecami. Nie odwróciła się, by się przekonać, jak niewiele brakowało, żeby ją trafiły.
Powietrze rozerwał kolejny huk, a na niebie pojawiały się następne pioruny. Było ich co najmniej tuzin i spadały z różnych kierunków. W tym samym czasie od strony domu zaczęły nadlatywać kule ognia.
Amnebe nie miała pojęcia co robić. Od willi dzieliło ją jeszcze dwieście metrów. Kyias wysforował się naprzód i parł do przodu niczym torpeda, ale nawet on nie miał szans zdążyć.
Nagle Caod zatrzymał się, uniósł ręce do góry i wykrzyczał zaklęcie. To samo zrobiła Cirini. Nad ich głowami pojawiły się błękitne tarcze, które osłaniały całą czwórkę przed magiczną burzą, niczym szkło przed deszczem. Błyskawice i kule ognia roztrzaskiwały się o nie.
Czarodzieje biegli, a tarcze poruszały się razem z nimi. Im byli bliżej domu, tym intensywniejsza i bardziej różnorodna była burza. Oprócz piorunów i kul ognia w ich kierunku zmierzały rozżarzone miecze, błyszczące kołki i czyste strumienie prądu. Żadne czary nie były jednak w stanie złamać osłony Caoda i Cirini.
Kyias pierwszy dotarł do frontowych drzwi willi, ale nie odważył się ich otworzyć. Wyciągnął miecz z pochwy i popatrzył w kierunku Amnebe. Miała nadzieję, że na nią poczeka.
Kiedy dzieliło ją od domku dziesięć metrów, na dachu dostrzegła dwie ciemne postacie. Z rąk jednej wylatywały pioruny a z drugiej ogniste kule. To dawało nadzieję, że nie mają do czynienia z arcymagami.
Zwolniła, by zrównać się z bratem.
- Na dachu! – krzyknęła. – Odwróćcie uwagę czarodziejów, a my z Kyiasem zajdziemy ich od tyłu.
- W porządku – powiedział Caod, zatrzymując się. – Cirini!
Zza pleców Amnebe wyleciała seria piorunów. Musiały jednak chybić celu, bo magiczna burza nie ustała.
Cirini coś krzyknęła, ale Amnebe jej nie usłyszała. Nie zdążyła wyhamować przed drzwiami i gdyby Kyias w porę nie pociągnął za klamkę, zderzyłaby się z nimi.
Znalazła się w tak jasnym pomieszczeniu, że światło ją oślepiło. Straciła równowagę i przewróciła się na zimną, twardą posadzkę. Jej powieki przymknęły się i nie mogła ich unieść.
- Amnebe! – wydarł się Kyias, a chwilę potem jęknął.
Udało jej się otworzyć oczy i wstać, jednak zobaczyła tylko białą plamę. Powieki znów zaczęły opadać, ale zmusiła się, by unieść je z powrotem. Ból był tak wielki, że bała się, że rozsadzi jej oczy. Prawą dłoń mocno zacisnęła na rękojeści miecza i wyszarpnęła go z pokrowca. Musiała wytrzymać, żeby pomóc Kyiasowi.
Czuła czyjąś obecność, ale nie była w stanie odgadnąć położenia tej osoby.
Nagle ból przeskoczył z oczu Amnebe na głowę. Miała wrażenie, że jakaś siła próbuje rozerwać jej mózg na drobne kawałki. Krzyknęła, po czym upadła na ziemię.


LIX

Kiedy zaczęła tracić świadomość, usłyszała rąbnięcie. Jej umysł nie był w stanie rozpoznać tego dźwięku, w ogóle, nie potrafiła już zrobić niczego. Myśl o śmierci powoli przestawała być straszna, a stawała się wybawieniem.
- Ty draniu! – głos Caoda dobiegał do niej z bardzo daleka, ale w chwili gdy go usłyszała, wrażenie że coś rozrywa jej umysł znikło, a ból głowy stał się mniejszy.
Ktoś położył jej rękę na ramieniu. Gdy otworzyła oczy, zobaczyła Cirini.
- Nieee! – jęknął Coad. Amnebe odszukała wzrokiem brata. Stał pod ścianą, obiema rękami obejmując głowę.
Z dłoni Cirni wystrzeliło kilka czerwonych kul. Amnebe musiała usiąść, żeby zobaczyć dla kogo były przeznaczone.
Nie mogła uwierzyć, kiedy ujrzała Aartobara. Jak to możliwe, że był tutaj, skoro kilka dni temu widziała go w Antim? Gdzie się właściwie znajdowali? Nie była w tej chwili w stanie poskładać faktów.
Aartobar zasłonił się przezroczystą tarczą przed kulami Cirini, ale przynajmniej zostawił w spokoju Caoda. Amnebe dopiero teraz zdała sobie sprawę, że w pomieszczeniu nie ma żadnych mebli. Podłoga i ściany były gołe, jakby nikt tu nie mieszkał. Bez problemu dostrzegła Kyiasa. Chłopak leżał nieprzytomny pod ścianą, ściskając w ręku swój miecz.
Podbiegła do niego i przyłożyła dwa palce do jego tętnicy szyjnej. Caod i Ryaia mogliby za pomocą magii przywrócić mu krążenie, ale tylko w ciągu kilku minut po jego ustaniu. Na szczęście wyczuła tętno.
Aartobar powiedział coś niezrozumiałego i dwie ogniste kule Cirini odbiły się od tarczy i skierowały prosto na nią. Czarodziejka odskoczyła na bok, a kule uderzyły w ścianę. Dom nie stanął w płomieniach, więc musiał być obłożony jakimiś zaklęciami. Niewykluczone, że był iluzją.
- Naprawdę sądzicie, że taką prostą magią mnie pokonacie?! – w głosie Aartobara pobrzmiewało szaleństwo.
Amnebe do tej pory uważała go za lekko szurniętego, ale wiedziała już, że się myliła. Aartobar był bardzo groźnym i gotowym na wszystko szaleńcem. Niezależnie od tego czy miał coś wspólnego ze zniknięcie Amartha, mógł zabić ich dla kaprysu.
- Gdzie jest Amarth, szarlatanie?! – Caod mierzył czarodzieja groźnym spojrzeniem.
Aartobar wybuchnął śmiechem.
- Tam gdzie jego miejsce! W ciemnym pokoju bez drzwi i okien. W lochach mroczniejszych i groźniejszych niż te, które mogą przyśnić się w koszmarach. W lesie, gdzie wilki i wiwerny zjadają jego ciało po kawałku. Chcesz do niego dołączyć?
Amnebe była prawie pewna, że Aartobar plótł to, co mu ślina na język przynosiła, by wyprowadzić ich wszystkich z równowagi. Nawet jeśli wie, gdzie jest Amarth, nigdy im tego nie powie.
- Chcę! – krzyknął Caod. – Zaprowadź nas do niego!
Amnebe spróbowała wyciągnąć miecz z ręki Kyiasa, ale chłopak za mocno zacisnął na nim palce.
- Naprawdę chcesz odwiedzić miejsce straszniejsze od najbardziej przerażającego koszmaru, jaki może ci się przyśnić?
Kyias otworzył oczy. Amnebe poczekała kilka sekund aż dojdzie do siebie, po czym wskazała wzrokiem na miecz. Czarodziej od razu zrozumiał i rozluźnił palce.
- Zaprowadź nas tam. – Caod nie spuszczał wzroku z Aartobara.
Cirini stała pod ścianą, przyglądając się obu czarodziejom. Amnebe udało się złapać z nią kontakt wzrokowy i wskazać miecz.
- Chyba jednak wolę was zabić.
Cirini zamrugała. Amnebe miała nadzieję, że to potwierdzenie, iż wesprze jej atak magią. Spojrzała na Kyiasa, chłopak skinął głową. Wiedział, co ma robić.
- Jeśli miejsce, o którym mówisz, istnieje, zaprowadź nas tam. Nie wierzę, że stworzyłeś coś gorszego od moich koszmarów. Kłamiesz i tyle.
- Kłamię?
Amnebe skoczyła z mieczem na Aartobara. Jeszcze zanim znalazła się przy czarodzieju, zobaczyła, że w jego stronę lecą bryły ziemi, kule ognia i meteoryty. Arcymag skupił całą energię i uwagę na osłanianiu się przed nimi tarczą, więc nawet jeśli zauważył Amnebe, nie miał czasu rzucić na nią czaru.
Była pewna, że atak się uda. Centymetry dzieliły ostrze miecza od piersi Aartobara, gdy rzeczywistość się rozpłynęła.
Aartobar zniknął, dom rozpadał się na drobne kawałki, podłoga się rozpłynęła, a Amnebe zaczęła spadać.


LX

Rzeczywistość rozszczepiła się na drobne kryształki, które wirowały wokół Amnebe, niczym rój różnokolorowych motyli. Spadała wystarczająco wolno, by się im przyjrzeć, ale zbyt wolno, by któryś dotknąć. Nie miała pojęcia czy ma do czynienia z magią czy końcem świata.
Po kilkunastu sekundach wylądowała na zimnej podłodze. Jej nogi były zupełnie nie przygotowane na kontakt z podłożem, więc przewróciła się. Wysokość z jakiej zleciała na ziemię, powinna ją zabić. Tymczasem nawet nie poczuła bólu.
- Nikomu nic się nie stało? – spytał Caod.
Amnebe była tak pochłonięta sobą, że nie zauważyła ani jego ani reszty kompani. Podźwignęła się do pozycji siedzącej i rozejrzała dookoła. Czarodzieje stali w tych samych odległościach od siebie co na górze. Caod był najbliżej niej, Cirini najdalej. Mieli w oczach strach i zmieszanie.
- Nie – odpowiedział Kyias. Chociaż zaledwie kilka minut wcześniej odzyskał przytomność, stał na wyprostowanych nogach, jakby nic się nie stało.
- To ma być ta straszna komnata pozbawiona drzwi i okien? – spytała Cirini. Siliła się na ironię, ale jej głos zdradzał zdenerwowanie.
Amnebe wstała i omiotła wzrokiem pomieszczenie. Brązowe, kamienne ściany faktycznie pozbawione były drzwi i okien. Nad nimi wisiał sufit, ale Amnebe wydało się nieprawdopodobne, by przelecieli przez niego, spadając. Zauważyłaby to. Sufit musiał powstać dopiero, gdy wylądowali na ziemi. Jedynym przedmiotem w pokoju był lampion, oświetlający pomieszczenie.
- Zostaliśmy pogrzebani – stwierdziła.
Wodziła wzrokiem od jednej ściany do drugiej, bezskutecznie szukając w nich choć jednego kamienia, który trochę odstawałby od reszty. Serce waliło jej coraz szybciej, nie pamiętała, kiedy po raz ostatni była tak blisko paniki.
- Czuję, że dziadek jest gdzieś niedaleko – stwierdził Caod.
- Jesteśmy w więzieniu – powiedziała Amnebe. – Jak w tej sytuacji mamy mu pomóc?
Kyias podszedł do jednej ze ścian i przyłożył do niej ręce.
- To grube mury. Nigdy się stąd nie wydostaniemy.
- Pewnie, że mury są grube – w głosie Caoda nie było strachu tylko radość. – I obłożone magią. Dlatego nie mogliśmy namierzyć Amartha czarami!
Amnebe pomyślała, że brat zaczyna tracić zmysły. Nie skomentowała tego, co powiedział, tylko podniosła z ziemi miecz i podrzuciła do góry. Odbił się od sufitu i upadł dwa metry od niej.
- Co ty wyprawiasz? – spytała Cirini.
- Szukam iluzji, którą tu wpadliśmy. – Amnebe schyliła się po miecz. – Może on nas wcale nie zamurował.
Znów wyrzuciła miecz do góry. Spadł blisko Caoda, ale brat nawet nie drgnął. Był całkowicie pogrążony we własnych myślach.
- Czekaj, pomogę ci. – Kyias podniósł do góry ręce, a z jego palców wyleciały żarzące się kule. Wszystkie odbiły się od sufitu i znikły. – To nie iluzja, Amnebe. Przykro mi.
Amnebe pokręciła głową i ponownie zaczęła przyglądać się ścianom. Musiało istnieć jakieś wyjście.
- Wiesz Kyias – odezwała się Cirini – gdybyś zaglądał czasem do magicznych ksiąg, zamiast całymi dniami wymachiwać mieczem, wiedziałbyś, że cały ten pokój jest magicznym przejściem. Jesteśmy w tym samym miejscu co kwadrans temu, tylko niżej.
Amnebe spojrzała na Cirini. Czarodziejka zauważyła to i uśmiechnęła się.
- Chcesz powiedzieć, że zjechaliśmy tu całym pokojem?
Amnebe rozumiała działanie windy w namiocie z amuletami, ale całe pomieszczenie zjeżdżające w dół? Nie mogła sobie tego wyobrazić.
- Niemożliwe! – krzyknął Kyias. – Czułem jak spod moich stóp, znikła podłoga. Poza tym tamten pokój był większy i miał drzwi.
- Bez żartów – Cirini nadal się uśmiechała. – Nie zjechaliśmy w dół w pokoju! Aartobar po prostu teleportował nas tutaj.
Amnebe nie spuszczała wzroku z czarodziejki.
- Więc możesz nas teleportować z powrotem?
- Oczywiście. Aartobar zamknął teleport, ale łatwo go otworzyć ponownie.
- I mówisz o tym dopiero teraz?
Cirini wzruszyła ramionami.
- Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać. Tak się gorączkowałaś… Jeszcze nie widziałam cię tak przejętej.
Amnebe była zbyt szczęśliwa, by się gniewać. Zresztą koniec, końców Cirini powiedziała o teleporcie, w przeciwieństwie do Caoda.
Rąbnęła brata łokciem w bok.
- Co?
- Czemu nie powiedziałeś o teleporcie?
- To przecież logiczne, że magiczny strumień działa w dwie strony. Mamy teraz ważniejsze rzeczy na głowie. Myślę, że w podobnym pomieszczeniu więziony jest dziadek.
Amnebe zmierzyła brata wzrokiem.
- Skoro tak łatwo stąd wyjść, czemu tego nie zrobił?
- Może Aartobar pozbawił go mocy? Nie wiem. Jak go znajdziemy, będziesz mogła o to zapytać.
- A jak chcesz go znaleźć?
- Mam pewien pomysł. Oto co zrobimy: Cirini skruszy jedną ze ścian, jeśli nie będzie za nią dziadka, to następną i tak dalej aż do skutku.
Amnebe zmarszczyła brwi.
- Żeby sufit zawalił nam się na głowy?
- Nie zawali się, bo będę układał ściany na nowo. No już, nie ma na co czekać. Cirini?
- Dobra, spróbujmy. Którą najpierw?
Caod przyjrzał się wszystkim ścianom po kolei, po czym wskazał tą na lewo od nich. Cirini zgięła palce prawej dłoni a następnie szepcząc zaklęcie rozprostowała je. Mur skruszył się w ciągu sekundy, a ich oczom ukazała się komnata – identyczna jak ta, w której się znajdowali.
- Świetnie – stwierdziła Amnebe. Dwa takie same pokoje o niczym nie świadczyły, ale martwiła się, że to dopiero początek.
- Nic się nie stało. – Caod obrócił prawą dłoń i cegły zaczęły wracać na swoje miejsce. W ścianie została tylko dziura wielkości drzwi. – Teraz ta.
Cirini bez słowa zniszczyła ścianę przylegającą do tej, którą zburzyła chwilę wcześniej.
- Niemożliwe – jęknął Kyias. Trzecia komnata niczym nie różniła się od pozostałych.
- Dalej, Cirini – powiedział Caod stawiając z powrotem mur i tak jak poprzednio pozostawiając w nim otwór.
Tym razem Cirini użyła obu dłoni.
Ostatnie komnaty przylegające do pomieszczenia, z którego mieli się teleportować, były identyczne jak dwie wcześniejsze.

Podpis: 

Mgła 2005/2007
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Bliskie spotkania Targ - Dzień I - Rozdział IV Targ - Dzień I - Rozdział III
Chodźmy... Dużo później Zielonka siedział wraz z Zimą w Ściętej. Była to trzecia z murowanych karczm znajdujących się na terenie Targu. Najmniejsza i zdecydowanie najmniej wystawna, jednak wciąż gwarantowała swojej właścicielce przyzwoite zyski zwłaszcza w tym Gdy wrócili pod Sanctum zgromadzony tłum blokował już niemal całą aleję. Zielonka rozglądał się ciekawie i chłonął wzrokiem wszystko co działo się wokół. A było co podziwiać, choć najwięcej zgromadzonych odzianych było raczej skromnie, w proste maski
Sponsorowane: 25Sponsorowane: 22Sponsorowane: 21

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2025 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.