https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
100

Portret

Autor płaci:
100

  Miniatura - wprawka literacka. Tak sobie do poczytania i do komentowania.  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W maju nagrodą jest książka
Wszystkie złe miejsca
Joy Fielding
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Portret

Miniatura - wprawka literacka. Tak sobie do poczytania i do komentowania.

Bliskie spotkania

Chodźmy...

Targ - Dzień I - Rozdział IV

Dużo później Zielonka siedział wraz z Zimą w Ściętej. Była to trzecia z murowanych karczm znajdujących się na terenie Targu. Najmniejsza i zdecydowanie najmniej wystawna, jednak wciąż gwarantowała swojej właścicielce przyzwoite zyski zwłaszcza w tym

Targ - Dzień I - Rozdział III

Gdy wrócili pod Sanctum zgromadzony tłum blokował już niemal całą aleję. Zielonka rozglądał się ciekawie i chłonął wzrokiem wszystko co działo się wokół. A było co podziwiać, choć najwięcej zgromadzonych odzianych było raczej skromnie, w proste maski

Targ - Dzień I - Rozdział II

Zielonka poprowadził Zimę w stronę biedniejszej części Targu. Szli miarowym krokiem coraz bardziej oddalając się od Kwadratu, tym samym stopniowo pozostawiając za sobą linię murowanych budynków...

Targ - Dzień I - Rozdział I

Szczur powoli wychylił łysy łebek spod sterty odpadków. Jego wąsy ruszały się szybko, gdy gryzoń czujnie obwąchiwał teren i rzucał na wszystkie strony płochliwe spojrzenia. Po dłuższych oględzinach uznał chyba, że jest bezpieczny...

Sen o Ważnym Dniu

Opowiadanie napisane na konkurs związany ze słowem "JUBILEUSZ". Horror... swego rodzaju (nie do końca poważny).

Podstęp

Historia trudnej miłości, która powraca po latach.

Dwa dni z życia wariata.

Rozważania o normalności? Co to jest normalność a co nienormalność?

Brak

Wiersz filozoficzny

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
1349
użytkowników.

Gości:
1349
Zalogowanych:
0
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 40684

40684

Mniejsze zło - część 6

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

Data
07-12-04

Typ
P
-powieść
Kategoria
Fantasy/Przygoda/Przyjaźń
Rozmiar
20 kb
Czytane
1700
Głosy
3
Ocena
4.67

Zmiany
07-12-04

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
W-dla wszystkich

Autor: Mgła Podpis: Mgła
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
"Trzeba iść do przodu, kiedy nie da się zawrócić" (Farben Lehre)

Opublikowany w:

Mniejsze zło - część 6

XXIX

Przez całą noc nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok, szukając wygodniejszej pozycji i spokoju, ale nie znalazła ani jednego ani drugiego. Przez jej głowę przepływały setki myśli, których nawet nie próbowała chwytać. Obrazy z przeszłości przewijały się przez jej głowę jak filmy i znikały, pozostawiając niepokój. Kiedy słońce się budziło, ona ciągle tkwiła w półśnie.
Nie było sensu dłużej leżeć. Odsunęła koc i usiadła na brzegu łóżka. Gdy spojrzała na Amnebe, koleżanka otworzyła oczy. Laureain to tak zaskoczyło, że znieruchomiała. Jej serce uderzyło kilka razy mocniej, po czym wróciło to zwyczajnego rytmu.
Na podwórku zapiał kogut.
- Punktualnie – rzuciła Amnebe. – A myślałam, że będę musiała siłą cię ściągać z łóżka.
- Nie spałam zbyt dobrze. To chyba z nerwów. Cieszę się, że wyjeżdżamy z Silrom. Nie czuję się tu bezpiecznie.
- Za blisko Garvalen – stwierdziła Amnebe, przeciągając się.
- Myślisz, że Vinith nas szuka?
Amnebe przez chwilę przyglądała się Laureain.
- Nie nas. Szuka ciebie.
Serce Laureain znów zaczęło mocniej walić.
- Dlaczego tak uważasz? Przecież Mortill mówił, że nie szukają nikogo szczególnego.
- W Garvalen egzekucje przeprowadza się szybko, ale nie widziałam jeszcze, aby kogoś chcieli stracić pierwszej nocy po aresztowaniu. Jak myślisz, czemu Noland chciał tak szybko cię powiesić?
Laureain odetchnęła. O to chodziło.
- Vinith powiedział Rimvalenowi, że jeśli spróbuje uciec, zabiją mnie. Pewnie uciekł.
Amnebe potrząsnęła głową i usiadła na łóżku.
- Posłuchaj: Rimvalen… - urwała i uciekła wzrokiem w bok.
- Co „Rimvalen”?
Amnebe na chwilę zawiesiła wzrok na Laureain, po czym wstała.
- Mniejsza o to. Czas się zwijać.
Laureain także wstała. Wiedziała, że Amnebe coś przed nią ukrywa, ale postanowiła na razie nie drążyć tematu. Miała za sobą paskudną noc i nie potrzebowała kolejnych złych wiadomości.
- Powiedz mi, Amnebe, skoro myślisz, że Noland szuka mnie, a nie ciebie, czemu bierzesz mnie ze sobą? Po co ci taki kłopot?
- Nie boję się rycerzy Nolanda. To dla mnie żaden kłopot. Jesteś spakowana?
Laureain skinęła głową. Oprócz kilku ubrań i drobiazgów, które tutaj kupiła i sakiewki z pieniędzmi, niczego nie miała, więc pakowanie zajęło jej wczoraj pięć minut.
- Wezmę jeszcze kąpiel – stwierdziła, wychodząc z pokoju. Miała nadzieję, że woda zmyje z niej niepokój.

XXX

Godzinę po tym, jak wyjechali z Silrom, spotkali na szlaku pięciu mężczyzn, ubranych w luźne stroje i uzbrojonych w miecze. Arpe, który jechał pierwszy, rzucił „Czołem” i zamierzał ich wyminąć, ale potężny wąsacz w szarej kamizelce, zajechał mu drogę.
- Momencik, przyjaciele – powiedział. Czterech pozostałych ludzi zatrzymało swoje konie obok wąsacza, zagradzając im drogę. Nie mieli wyboru, musieli się zatrzymać. – Szukamy kogoś. Może będziecie umieli nam pomóc.
Laureain wystarczył jeden rzut oka na nieznajomych, aby stwierdzić, że stanowią zagrożenie. Mieli zacięte twarze i wrogie spojrzenia, a ich ręce spoczywały na pochwach mieczy.
- Nie sądzę – odpowiedział Arpe.
- A mi się wydaje, że tak – oświadczył wąsacz, spoglądając na Laureain. – Szukamy młodej dziewczyny o jasnych, długich włosach.
- A kto nie szuka? – spytał Ergen.
Gonley wybuchnął śmiechem. Rechotał tak, jakby usłyszał najzabawniejszy dowcip na świecie. Wąsacz spojrzał na niego, marszcząc brwi, ale nic nie powiedział.
Laureain nie podobał się sposób, w jaki na nią patrzył. Zupełnie jakby sądził, że to jej szuka.
- No tak… Ale mi chodzi o konkretną osobą. Laureain, córkę Marciusa, rycerza z Alcali, przyszłą Hanitkę.
Laureain zadrżała. Niewiele brakowało, by odruchowo sięgnęła po miecz. Próbowała zachować spokój, ale serce waliło jej jak oszalałe. Nieznajomi mogli tylko podejrzewać, iż to o nią chodzi, ale Arpe i jego ludzie wiedzieli. Na pewno zaraz któryś się wygada.
Poczuła na sobie wzrok Ergena. Wiele ją to kosztowało, ale wytrzymała jego spojrzenie.
- Czy my wyglądamy na Hanitów? – spytała Amnebe.
- No, nie – odezwał się jasnowłosy młodzik z bujną grzywką. Wąsacz posłał mu surowe spojrzenie. Chciał coś powiedzieć, ale Amnebe go ubiegła.
- Skoro to Hanitka, to czemu nie szukacie jej wśród Hanitów?
- Nie jest jeszcze Hanitką – powiedział bez przekonania wąsacz. – Może ją widzieliście na szlaku? Podróżuje z długowłosym mężczyzną, ubranym w brązowe spodnie, zieloną koszulę oraz czarny płaszcz.
- Nikogo takiego nie widzieliśmy – stwierdził Arpe. – A teraz wybaczcie, ale śpieszy nam się.
Wąsacz jeszcze chwilę przyglądał się Laureain, po czym szarpnął uzdę i usunął się Arpe z drogi.
- Rozumiem. Ale gdybyście kogoś takiego zobaczyli, udajcie się do Dilmy i pytajcie o Demiusa. Jest za nią nagroda.
- Jak wysoka? – spytał Ergen. – Za godziwe pieniądze moglibyśmy jej poszukać.
- Za informację trzydzieści pensów, za żywą dziewczynę sto.
Ergen skinął głową.
- Będziemy mieć oczy szeroko otwarte, bywajcie.
Powoli ruszyli przed siebie. Laureain jeszcze długo czuła na sobie wzrok wąsacza.


XXXI

Laureain zwalniała tak długo aż Arpe, Goneley i Ergen znaleźli się pięćdziesiąt metrów od niej i Amnebe.
- Szukają mnie – stwierdziła, choć wiedziała, że dla Amnebe było to tak samo oczywiste jak dla niej.
- Na to wygląda.
Laueain mocno ścisnęła lejce i jeszcze zwolniła. Chciała mieć pewność, że pozostali nie usłyszą ani jednego słowa z ich rozmowy.
- Ergen i Arpe zorientowali się.
Amnebe spojrzała na Laureain
– To bez znaczenia, nie wydadzą cię.
- Nawet za sto pensów?
- Są lojalni. Podróżujesz z nami, więc mają cię za swoją. Gdyby tamci chcieli zrobić ci krzywdę, walczyliby w twojej obronie.
Laureain jakoś nie mogła w to uwierzyć.
- Są lojalni wobec ciebie. A Ergen mnie nienawidzi.
- Nieprawda. Ergen to po prostu Ergen. Dla wszystkich jest chamski i niegrzeczny. Zwłaszcza, gdy nie jest w centrum uwagi. Taki ma styl bycia, nie przejmuj się nim.
Łatwo mówić. Laureain nie ufała ani Ergenowi ani Arpe, nie wspominając już o Gonleyu, który mógłby ją zdradzić, nie wiedząc nawet, że to robi. Po raz pierwszy przyszło jej do głowy, że byłaby bezpieczniejsza podróżując sama.
- Może powinnam was opuścić.
- Daj spokój. Wiesz, co by było, gdybyś spotkała taką bandę sama na szlaku?
Laureain wolała o tym nie myśleć. Kim u licha był Demius? Jak mogła narobić sobie wrogów i o tym nie wiedzieć?
Próbowała przypomnieć sobie, czy naraziła się komuś ostatnimi czasy, ale nic nie przychodziło jej do głowy. W Alcali żyła ze wszystkimi w zgodzie i na szlaku, ani ona, ani Rimvalen także nikomu nie podpadli. Większość czasu spędzali samotnie, w lesie. O co mogło chodzić?
- Słyszałaś o Demiusie? – spytała.
Amnebe pokręciła głową.
- Ja też nie. Nawet nie wiem, gdzie leży Dilma.
- Na północny wschód od Antim. Jakieś dziesięć dni drogi.
Laureain poczuła ukłucie w sercu.
- Tak blisko… Czego on może ode mnie chcieć?
- Gdybym miała zgadywać, powiedziałabym, że naszyjnika.
Laureain nawet to nie przemknęło przez głowę. Właściwie zapomniała już o Gelbocie.
- Myślisz, że ta legenda stała się tak popularna?
- Nie wiem. Może się mylę, ale sama przyznasz, że skarbiec złota wielkości sali pałacowej pobudza wyobraźnię, nie wspominając już o żądzy. Ludzie zabijają dla znacznie mniejszych sum.
Laureain pomyślała o legendzie Gelbota. Amnebe mówiła, że dwa medaliony ma Roem, syn jednego z rycerzy, którzy zabili potwora, a pozostałe skradziono. Jeśli trafiły do jednej osoby, na przykład Demiusa, było więcej niż prawdopodobne, że szuka teraz następnych.
- Jak to możliwe, że nigdy nie słyszałam o tej legendzie? Jeśli Demius zbiera naszyjniki, mogę mieć kłopoty.
Przez chwilę jechały w ciszy. Trochę przyśpieszyły, ale chłopcy ciągle wyprzedzali je o dobre czterdzieści metrów.
- Wątpię, żeby w Garvalen dowiedzieli się czegoś o tobie. Ale Silrom to co innego. Narobiliśmy za dużo zamieszania z tą hydrą.
- Powinnam wracać do Shaudu. Tam na pewno wiedzieliby co robić.
- O tak. Już widzę, jak zaczynają im się świecić oczy na myśl o fortunie, jaką mogą zdobyć dzięki naszyjnikowi.
Laureain spojrzała Amnebe w oczy.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nikt tak nie wykorzystuje innych jak Hanici. Oni zawsze wiedzą co zrobić, by odnieść jak największą korzyść.
- To dlatego od nich odeszłaś?
- Nie – odpowiedziała Amnebe, po czy rozpędziła konia i dogoniła kompanię.


XXXII

Słońce wisiało już wysoko na niebie, gdy zdecydowali się na pierwszy postój. Nie czuli zmęczenia, ale konie musiały odpocząć. Byli w drodze już osiem godzin i przejechali ponad dwadzieścia kilometrów. Jeśli nie zwolniliby tempa i do wieczora zrobili drugie tyle, najdalej jutro po południu powinni stanąć u bram Antim.
Laureain bardzo się z tego cieszyła. Towarzystwo Ergena irytowało ją coraz bardziej. Cały czas próbował sprowokować ją do kłótni, jeśli nie słowami, to uśmiechem lub spojrzeniem. Miała dość widoku jego zarozumiałej, tępej, uśmiechniętej gęby. Im bardziej ignorowała chłopaka, tym durniejszych metod się chwytał, by zwrócić na siebie jej uwagę. Raz nawet udając, że polewa się wodą z bukłaka, chlusnął nią Laureain w twarz. Gdyby nie to, że był straszny upał i ten prysznic trochę ją ochłodził, przywaliłaby mu w łeb pięścią.
Teraz Ergen klęczał w wodzie, tuż przy wodospadzie i na polecenie Arpe napełniał wodą bukłaki. Arpe kręcił się przy koniach z mapą w ręku, Gonley pożerał półmetrową kiełbasę, a Amnebe obserwowała rzekę i las. Laureain siedziała obok nich, pochłaniając ser – prezent od Espe. Karczmarz przygotował dla nich prowiant, chcąc jak sam się wyraził „podziękować za zabicie bestii”.
- Ktoś powinien sporządzić porządną mapę tego regionu – mruczał Arpe. – Ta się nie trzyma kupy. W tej chwili powinniśmy stać u wrót Nardur. Ta rzeka ma niby przepływać przez jego środek.
- Nie wygląda, aby tu kiedykolwiek stało miasto. Zostałyby mury albo chociaż ścieżki - stwierdziła Laureain, rozglądając się dookoła. Drzewa, które otaczały rzekę i przylegającą do niej polankę miały kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset lat. Jeśli rzeka biegła przez miasto, to bardzo, bardzo dawno temu.
- Nardur chyba w ogóle nie istnieje. Tyle razy tędy przejeżdżałem, a jeszcze nigdy na nie wpadłem. Ktoś się pomylił albo zrobił głupi żart, a inni bezmyślnie kopiowali. To już piąta mapa tej okolicy, jaką widzę. Nardur było na każdej.
- Dziwne.
Amnebe oderwała wzrok od rzeki i spojrzała najpierw na Laureain, a potem na Arpe.
- Nardur to podziemne miasto.
- Chcesz powiedzieć, że jest pod nami? – Laureain uderzyła butem w ziemię. Wydawała się zwyczajna.
- Może. To mityczne miejsce. Legenda mówi, że zbudowała je osada krasnoludzka w czasie jakiejś starej wojny i ukryła się tam wraz z całym dobytkiem. Prawdopodobnie zasypało wejście i zostali tam żywcem pogrzebani.
- I to jest dokładnie pod nami? – spytał Arpe.
- Nikt nie wie, gdzie to jest. Wiele osób szukało, ale nikt nie znalazł nawet śladu. Pewnie dlatego, że to tylko legenda.
- W każdej legendzie kryje się ziarno prawdy – powiedziała Laureain.
Amnebe swoim zwyczajem wzruszyła ramionami.
- Ale czemu to jest na mapie? – Arpe mrużąc oczy przyglądał się poniszczonemu papirusowi. Ergen zakręcił ostatni bukłak i ruszył w ich stronę.
- Żeby przyciągnąć turystów – stwierdziła Amnebe.
- Jesteś cyniczna – rzucił Arpe, zwijając mapę. – Może nie znaleźli, bo źle szukali. W tej legendzie nie ma mowy o mapach?
Amnebe westchnęła i przewróciła oczami.
- Podobno krasnoludy wyryły mapę na jakimś kamieniu w Zarfah. Tam kiedyś była ich osada, nazywała się Iratas czy jakoś tak.
- Daleko to? – Arpe ponownie rozwinął mapę.
- Dwieście kilometrów na Południe, czyli nam cholernie nie po drodze.
Ergen rozdał bukłaki. Gdy Laureain uchwyciła jego głupi uśmiech, natychmiast odwróciła wzrok.
- Teraz. Ale kiedyś może będzie. Zobaczymy. Pewnie krasnoludy wiedzą więcej.
- W Antim raczej ich nie spotkasz. Co to za zapach? – Amnebe podniosła z trawy bukłak Laureain, otworzyła go i powąchała. W jej oczach pojawiły się ogniki. – Daj mi swoją manierkę Ergen.
- Po co? – spytał chłopak. Uśmiech znikł z jego twarzy.
Amnebe zmierzyła go zimnym spojrzeniem i wyciągnęła rękę w jego stronę. Ergen po chwili wahanie dał jej bukłak. Odkręciła go, powąchała, po czym położyła na trawie.
- A teraz wypij to – Amnebe wcisnęła Ergenowi w rękę manierkę Laureain. – No już, na co czekasz?
Ergen zaczął przestępować z nogi na nogę.
- O co chodzi? – spytał Arpe marszcząc brwi.
- Wypij to! – krzyknęła Amnebe.
Laureain nie miała pojęcia, o co chodzi. W powietrzu unosił się słodkawy, nieokreślony zapach.
Ergen otworzył bukłak, przytknął go do ust, jakby zamierzał napić się wody, po czym opuścił z powrotem. Arpe wziął od niego manierkę i powąchał.
- To… to pachnie jak Gogan….
- Gogan? – Laureain podniosła się. – Co to takiego?
- Narkotyk. Działa jak afrodyzjak – stwierdziła Amnebe.
- No i co z tego?! – wrzasnął Ergen. – Chciałem, aby było weselej. Pożartować nie można?
Laureain nie czekała, aż ktoś odpowie. Z całej siły kopnęła Ergena między nogi. Chłopak zawył z bólu i padł na kolana.
- Jasna cholera! Odbiło ci? – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Chciałam, aby było weselej. Pożartować nie można?
Goneley wybuchnął śmiechem. Po chwili Amnebe i Arpe poszli w jego ślady.


XXXIII

Laureain leżała owinięta kocem przy ognisku, wsłuchując się w odgłosy nocy. Kiedyś bała się spać w lesie. Każdy szelest, świst i skrzeczenie kojarzyło jej się z bestią podkradającą się do obozu. W Alcali nasłuchała się wielu historii o wędrowcach rozszarpanych przez potwory, dzieciach porwanych przez bestie i kobietach zgwałconych przez rozbójników. Rimvalen uspokajał ją, że Hanitom tego typu niebezpieczeństwo nie zagraża. Potrafili je wyczuć na tyle wcześnie, by przygotować się do walki albo uciec.
Nauczyciel wiedział, kiedy podchodziło do nich stado wilków czy kojotów. Raz nawet oczami wyobraźni zobaczył zbliżającą się wiwernę. Zwinęli obóz i uciekli, zanim stwór ich znalazł. Rimvalen mógłby zabić bestię, ale nie chciał ryzykować starcia nocą. Nie lubił walczyć, gdy nie było to absolutnie konieczne.
Jednak Laureain nie umiała wyczuwać niebezpieczeństwa. Nie potrafiła się odpowiednio skoncentrować, by oddzielić umysł od ciała. Kiedy Rimvalen kazał jej patrzeć na świat oczami duszy, nic nie widziała. Podobnie było ze słuchem. Wyłapywała tylko te dźwięki, które dochodziły do jej uszu. Ćwiczenia, które wykonywała na polecenie nauczyciela, znacznie poprawiały jej umiejętność koncentracji, ale to ciągle było za mało.
Gdzieś w oddali rozległo się przeraźliwe wycie. Laureain usiadła i rozejrzała się dookoła. Jedyne co zobaczyła to zarysy drzew i ciemne dziury między nimi. Gdy dźwięk się nie powtórzył, położyła się z powrotem.
W pobliżu nie było nikogo. Dwa kwadranse temu Amnebe poszła na spacer z Arpe, a chwilę potem Ergen i Goneley znikli w lesie.
Było jej to bardzo na rękę. Od kłótni przy rzece Ergen nie odzywał się do niej, ale ciągle rzucał w jej kierunku drwiące spojrzenia. Laureain traktowała chłopaka jak powietrze. Nie zwracała uwagi na jego miny i starała się omijać wzrokiem.
Usłyszała kroki, a potem głos Gonleya, więc zamknęła oczy. Zamierzała udawać, że śpi na wypadek, gdyby Ergenowi wróciła chęć na żarty.
- Klinga długa na trzy sążnie – mruczał Gonley. – Żebyś tylko ją widział.
- Trzeba było kupić – odpowiedział Ergen.
- Ba! Żebym miał forsę…
- To trzeba było ukraść.
Doszli do polany. Laureain wyczuła na sobie czyjś cień.
- Śpiii – stwierdził Goneley.
- Śpi. Całkiem sama. Długo ich nie ma, co? Pewnie się zeszli. A wiesz, co to znaczy?
- Są szczęśliwi?
Ergen zarechotał.
- Owszem, przyjacielu. Przynajmniej teraz. Ale to znaczy także, że i my zaraz możemy być cholernie szczęśliwi.
Serce Laureain zaczęło bić szybciej.
- Jak to?
- Tak to.
Laureain poczuła, że cień zbliża się do niej. Namacała miecz i zacisnęła dłoń na rękojeści. Otworzyła oczy i bez zastanowienia wyciągnęła przed siebie klingę. Ergen nie zwracając na to uwagi, przywalił ją swoim ciałem. Jego lewa dłoń przygwoździła do ziemi rękę, w której trzymała miecz.
Kopnęła chłopaka kolanem między nogi. Puścił ją i wyprostował się, jęcząc. Wyślizgnęła się spod niego i odsunęła. Wtedy coś ciężkiego rąbnęło ją w tył głowy. Zawyła z bólu, wypuszczając miecz. Świat przed jej oczami zaczął się rozpływać. Zamiast lasu widziała drobne punkciki, układające się w niewłaściwe wzory. Straciła równowagę i upadła na plecy. Znów poczuła na sobie Ergena. Zaczęła krzyczeć i wyrywać się. Chciało jej się wymiotować.
Gdy poczuła pod bluzką rękę Ergena, wrzasnęła jeszcze głośniej. Chłopak położył dłoń na jej ustach. Zaczęła się dusić. Nagle Ergen oderwał się od niej i poleciał do tyłu.
- Co ty do cholery wyprawiasz! – usłyszała krzyk Arpe, a potem zobaczyła Amnebe.
Koleżanka ukucnęła przy niej.
– Kazałem ci zostawić ją w spokoju! – wrzeszczał Arpe. – A ty co?
Laureain usiadła. Ciągle wirowało jej w głowie i po chwili poleciała do tyłu. Amnebe przytrzymała ją ramieniem.
- Boli cię coś? – spytała.
- Głowa.
- Gdzie?
Laureain dotknęła ręką tylnej części głowy. Nie wyczuła krwi. Dobre i to. Amnebe obejrzała miejsce wskazane przez koleżankę. Podszedł do nich Arpe.
- I jak? – spytał.
- Skąd mam wiedzieć. Nie jestem lekarzem – odpowiedziała Amenebe nie patrząc na niego.
Laureain poczuła się nagle bardzo słabo. Gdyby nie opierała się o koleżankę, upadłaby na ziemię.
- Czym ją uderzyłeś? – spytał Arpe. Nie krzyczał, ale jego głos nadal był ostry.
- To nie ja. Gonley walnął ją kamieniem. To nie moja wina.
- Którym?
Gonley podniósł z ziemi kamień wielkości końskiego łba. Amnebe zaklęła.
- Jesteście nienormalni? Mogliście ją zabić! – Arpe znów podniósł głos. – Nie sądziłem, że moi kompanii to debile.
- Przecież mówię, że to on! – warknął Ergen.
- Miałeś go pilnować, a od Laureain trzymać się z daleka.
- O co ta awantura? Przecież nic nie zrobiłem! Ledwo co ją dotknąłem, zjawiliście się wy! Zresztą i tak nic bym nie zrobił. Żartowałem tylko.
Laureain nie wierzyła w to. Gdyby nie pojawili się Arpe i Amnebe, Ergen zgwałciłby ją. Gonley pewnie też. Jej strach powoli zmieniał się w złość. Ból głowy jednak był tak silny, że zagłuszał wszystkie uczucia. Miała wrażenie, że kości w jej czaszce za chwile rozsypią się.
- Żartowałeś? – Amnebe po raz pierwszy spojrzała na Ergena. – A wiesz co ja zaraz zrobię? Wbiję ci miecz w serce, a potem rozwalę łeb twojemu kumplowi. Tak dla żartu.
- Przecież, nic… - zaczął Ergen, ale Amebe mu przerwała.
- Jeszcze raz usłyszę twój tępy głos, a naprawdę to zrobię. A teraz Arpe zabieraj swoją kompanię i wynoście się stąd!
Arpe przykucnął obok Amnebe. Jego oczy zdradzały strach.
- Obiecuję, że to się już nie powtórzy. Ergen nie zbliży się do niej na krok.
- Już mi to obiecywałeś.
Na chwilę zapadło milczenie.
- Proszę cię. Przyrzekam, że to się nie powtórzy. Nie chcę się z tobą rozstawać. Kocham cię.
- To odpraw ich.
Tym razem milczenie trwało znacznie dłużej. Amnebe i Arpe mierzyli się wzrokiem. Ergen przyglądał się im spode łba.
- Nie mogę. To moi przyjaciele.
- Więc wynoś się stąd! Nie chcę cię więcej widzieć.
- Amnebe…
- Odejdź! – krzyknęła Amnebe. Laureain po raz pierwszy słyszała, jak łamał jej się głos. – Jeśli nie znikniecie w ciągu pięciu minut, zabiję was wszystkich, jasne?
Z lasu wyleciały gałęzie, liście i kamienie. Przeleciały nad ogniskiem i opadły na skraju polany.
- Nie żartuję.
Arpe podniósł się.
- Jedziemy do Zarfah. Czuję, że nie bylibyśmy miłymi gośćmi w Antim.
Amnebe nie odpowiedziała. Chłopcy spakowali się w ciągu trzech minut i odjechali. Laureain ciągle nie czuła się najlepiej, ale mdłości ustąpiły. Po pewnym czasie udało jej się skoncentrować na Amnebe. Koleżanka siedziała nieruchomo, wpatrując się w ścieżkę, na której zniknął Arpe. Jej oczy świeciły się. Laureain nie miała pojęcia czy to z gniewu czy ze smutku.
- Jesteś pewna, że tego chcesz? Mogę sama dotrzeć do Antim, to już niedaleko.
- Miał wybór – rzuciła Amnebe, nie odrywając wzroku od ścieżki.
Gdy Laurain nie odpowiedziała, Amnebe spojrzała na nią.
- Przepraszam. Nie powinnam zostawiać cię samej na tak długo.
- Daj spokój. Miałam miecz, prawie jestem Hanitką… Powinnam sobie lepiej poradzić. Zresztą nieważne. Nic mi się nie stało. Po raz kolejny dziękuję za pomoc. Mam nadzieję, że kiedyś się odwdzięczę.
Amnebe uśmiechnęła się.
- Oby w innych okolicznościach.

Podpis: 

Mgła 2005/2007
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

pokaż oceny

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Bliskie spotkania Targ - Dzień I - Rozdział IV Targ - Dzień I - Rozdział III
Chodźmy... Dużo później Zielonka siedział wraz z Zimą w Ściętej. Była to trzecia z murowanych karczm znajdujących się na terenie Targu. Najmniejsza i zdecydowanie najmniej wystawna, jednak wciąż gwarantowała swojej właścicielce przyzwoite zyski zwłaszcza w tym Gdy wrócili pod Sanctum zgromadzony tłum blokował już niemal całą aleję. Zielonka rozglądał się ciekawie i chłonął wzrokiem wszystko co działo się wokół. A było co podziwiać, choć najwięcej zgromadzonych odzianych było raczej skromnie, w proste maski
Sponsorowane: 25Sponsorowane: 22Sponsorowane: 21

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2025 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.