https://www.opowiadania.pl/  

Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc 

 

Moje konto Moje portfolio
Ulubione opowiadania
autorzy

Strona główna Jak zacząć Chcę poczytać Chcę opublikować Autorzy Katalog opowiadań Szukaj
Sponsorowane Polecane Ranking Nagrody Poscredy Wyślij wiadomość Forum

Sponsorowane:
60

Independance day

  Wszystko pozamykane to spacer na stację benzynową...  

UŻYTKOWNIK

Nie zalogowany
Logowanie
Załóż nowe konto

KONKURS

W maju nagrodą jest książka
Przesyłka
Sebastian Fitzek
Powodzenia.

SPONSOROWANE

Independance day

Wszystko pozamykane to spacer na stację benzynową...

Pięć Domen: Opowiadania - Przyjaciel: cz. 21 - KON

Coś się kończy, coś się zaczyna

Hagan - Wyjście w mrok

Pierwsze fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda.

Hagan - Ciało bez kości

Drugie fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda. Kolejne pojawi się niebawem. (Prolog w opowiadaniu Wyjście w mrok)

Moc słów

- Wojna przyszła do nas niepostrzeżenie - budzisz się pewnego ranka i już jest. - Gdzie jest, mamo? - zapytała matkę moja sześcioletnia siostra, przecierając zaspane oczy. - Wszędzie, moje dziecko, wszędzie... - odpowiedziała

Topielec

- Tak ślachetnej pani tośmy jeszcze we wsi nigdy nie mieli. Ach, szkoda będzie trochę, jak ją zeżrą. Krótkie i lekkie opowiadanie z serii Wampirojad

BLÓŹNIERSTFO

Wygłup metafizyczny... Historyjka o ostatniej szansie danej ludzkości. Uwaga, może urazać uczucia religijne, a nawet antyreligijne

Bliskie spotkania

Chodźmy...

TENEBRIS

Ciemność jest wokół nas. A jeśli jest także w Tobie?

Dzwonnik z Notre Dame

W gruzy się sypie...

REKLAMA

grafiki on-line

WYBIERZ TYP

Opowiadanie
Powieść
Scenariusz
Poezja
Dramat
Poradnik
Felieton
Reportaż
Komentarz
Inny

CZYTAJ

NOWE OPOWIAD.
NOWE TYTUŁY
POPULARNE
NAJLEPSZE
LOSOWE

ON-LINE

Serwis przegląda:
3573
użytkowników.

Gości:
3572
Zalogowanych:
1
Użytkownicy on-line

REKLAMA

POZYCJA: 14036

14036

Opowieści o trójkątnym psie (opowieść trzecia)

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

Data
05-03-21

Typ
O
-opowiadanie
Kategoria
Psychologia/Rodzina/-
Rozmiar
17 kb
Czytane
1506
Głosy
0
Ocena
0.00

Zmiany
05-03-21

Dostęp
W -wszyscy
Przeznaczenie
W-dla wszystkich

Autor: małgoś Podpis: małgoś
off-line wyślij wiadomość pokaż portfolio

znajdź opow. tego autora

dodaj do ulubionych autorów
Opowieść o tym jak Sonia (to tytułowa bohaterka) chodziła do szkoły. (Oparte na faktach).

Opublikowany w:

tutaj

Opowieści o trójkątnym psie (opowieść trzecia)

Opowieść trzecia
O tym, jak Sonia chodziła do szkoły

Sonia, oprócz tego, że jest psem trójkątnym, jest także psem ambitnym. No może nie do końca wiadomo, czy to Sonia jest taka ambitna, czy to może jej Pancia i Pancio są tacy ambitni, że postanowili wyrobić ambicje u Soni. Chyba raczej to drugie i dlatego ambitni Panciostwo Soni, którzy bardzo chcieli mieć – jak to się mówi – dobrze ułożonego psa, zapisali Sonię do szkoły.
- Od jutra Soniu, będziemy chodzić do szkoły. Nauczysz się jak być „psem towarzyszącym”, w skrócie PT. Gdy zdasz egzamin po takim podstawowym kursie będziemy mogli powiedzieć, że jesteś „dobrze ułożonym psem towarzyszącym”.
- Uczyć się bycia psem towarzyszącym, w skrócie PT? – zdziwiła się Sonia. – A co ja niby cały czas robię? Przecież ciągle wam towarzyszę. Gdy idziecie na spacer, to wam towarzyszę. Czasami, gdy idziecie na zakupy też wam towarzyszę. Gdy czytacie, rozmawiacie, albo oglądacie telewizję też wam towarzyszę, chociaż czasami usypiam, bo to szalenie nudne. Gdy zaczynacie się kłócić, o to wtedy dopiero muszę wam potowarzyszyć i szczekać, żebyście natychmiast przestali. Nawet, gdy idziecie spać i zgasicie światło, to też, hop, i już wam towarzyszę w łóżku, żeby nie było wam zimno. I mnie chcecie uczyć towarzyszenia! – oburzyła się Sonia.
- Ależ Soniu – Pancia trochę się speszyła – tu chodzi o takie ... – długo się zastanawiała – takie towarzyszenie zgodnie z przyjętymi normami towarzyszenia – wydukała wreszcie, nie całkiem pewna tego co mówi. – Chodzi o uczenie się komend na przykład siad, waruj, zostań, aport, chodzi o posłuszeństwo. Zresztą przyszła już prawdziwa wiosna, a wiosną dobrze jest rozpocząć coś nowego, więc ty rozpoczniesz szkolenie.
- No dobra, zobaczmy co to takiego ta szkoła. Skoro tak wam zależy – zgodziła się Sonia, która wcale nie lubiła zmian i wcale nie miała ambicji, żeby „towarzyszyć zgodnie z przyjętymi normami towarzyszenia” i mieć stopień „psa towarzyszącego”, w skrócie PT.
***
Minął tydzień od tej rozmowy, gdy Sonia, Pancia i Pancio wybrali się do szkoły. Szkoła nie była taką typową szkołą i to nie tylko z tego powodu, że nie szkoliła ani dzieci, ani młodzieży, ani nawet dorosłych. Ta szkoła szkoliła przede wszystkim psy. Poza tym, była to szkoła pod chmurką, to znaczy nie miała swojego szkolnego budynku, a jedynie szkolne boisko. Zresztą słowo „boisko” jest trochę na wyrost. Szkoła zagospodarowywała po prostu kawał łąki, położonej na tak zwanym niezwykle atrakcyjnym inwestycyjnie terenie. Teren ten był aż tak niezwykle atrakcyjny, że potencjalni inwestorzy i władze nie mogli się zdecydować jaką inwestycję tam rozpocząć i dzięki temu psy miały się gdzie szkolić. Co w końcu też było inwestycją, bo przecież każda nauka jest, jak to się mówi, inwestycją w przyszłość (bo przecież nie w przeszłość).
Tak więc, cała rodzina Soni z Sonią na czele wybrała się w słoneczny sobotni poranek na owe atrakcyjne tereny. Okazało się, że chętnych do nauki i ambitnych było całkiem dużo. Zewsząd schodziły się psy i ich Panciostwo lub Panciostwo i ich psy (zależy kto był bardziej ambitny i kto kogo ciągnął). Instruktorzy szybko podzielili towarzystwo na grupy i zaczęły się zajęcia. Najpierw uczono chodzenia.
- Też mi szkoła – drwiła Sonia. – A jaki wysoki poziom. Ho, ho. Już szczeniaki potrafią chodzić, a tutaj wyprawiają z tym takie hece.
W szkole nie uczyli jednak takiego zwykłego chodzenia. Uczyli chodzenie „przy nodze” Panci lub Pancia. Chodzenia na smyczy i bez smyczy (to już wyższa szkoła jazdy).
- Chodzi o to, żeby pies, a dokładnie jego łopatki – mówił Pan Instruktor - chodziły równo ze swoim właścicielem. To znaczy nie same łopatki psa mają chodzić, ale cały pies, z tym że łopatki psa mają chodzić równo z nogami właściciela – nie upraszczał sprawy Instruktor. - Oj, po prostu chodzi o to, żeby pies ani nie ciągnął do przodu, ani nie zostawał w tyle. Gdy tak się dzieje właściciel ma szarpnąć za smycz i głośno krzyknąć: „równaj”.
Psy zabrały się do nauki z wielkim entuzjazmem. Większość chciała szybko zaliczyć pierwszy krok (chodzenie) i przejść do drugiego (biegania). Panciostwo musieli z całej siły wstrzymywać zapędy co bardziej ambitnych uczniów, których wprost rozpierała energia i pęd do wiedzy. Żeby towarzystwo się zbytnio nie rozeszło i nie rozbiegło we wszystkich kierunkach, Pan Instruktor kazał wszystkim chodzić w kółko: jeden pies plus jego właściciel za drugim. Po półgodzinie takiego chodzenia wszystkim zakręciło się w głowach i nawet ci wcześniej aż nazbyt ochoczo nastawieni do biegania przestali wyprzedzać swoich Panciów i Pancie. Widząc, że zapał w uczniach i ich opiekunach słabnie, Pan Instruktor kazał zmienić kierunek chodzenia. I znów na początku, co bardziej ambitni uczniowie rwali do przodu, zmieniając chód w trucht, trucht w bieg, a bieg w galop. I znów ich właściciele ledwo co utrzymywali się na nogach. I znów po półgodzinie wszystkim zakręciło się w głowach. I znów wszyscy mieli dosyć. I wtedy Pan Instruktor krzyknął: „przerwa, biegaj”.
Początkowo wszyscy przystanęli lekko zdezorientowani.
- Jak to, o co chodzi? – psy pytały swoich Panciów i Pancie.
Już po pięciu sekundach okazało się jednak, że wszyscy uczniowie to wprost geniusze, wszyscy w lot pojęli co oznacza ta komenda. Psy zaczęły szczekać, skakać w kółko i domagać się odpięcia smyczy. Na tym właśnie polegała przerwa: na bieganiu, szczekaniu, podgryzaniu się, uciekaniu właścicielom, ganianiu za patykami i wszystkim co się rusza. Sonia, nie namyślając się długo, wyszukała w trawie całkiem potężną gałąź i jednoznacznie zakomunikowała swojemu Panciostwu, że teraz chętnie im potowarzyszy w zabawie w rzucanie patyczka.
Po półgodzinie szaleństwa, Pan Instruktor krzyknął: „koniec przerwy, do nogi”. Teraz geniusz uczniów i ich pojętność trochę zawiodły i następne półgodziny trwało dobieranie się w pary: pies – właściciel, czyli, innymi słowy, nakłanianie psów, żeby dołączyły do właściwej dla nich nogi (a nawet dwóch) i dały się wziąć na smycz.
Potem przez kolejne pół godziny chodzono w kółko w prawą stronę, potem chodzono w lewą stronę, potem znowu była przerwa, potem odszukiwanie się i kompletowanie par. Potem wszystko jeszcze raz. Po trzech takich cyklach wszyscy i psy, i właściciele mieli tak serdecznie dosyć, że wlekli się noga za nogą a w dodatku każdy pies szedł niezwykle przepisowo: jego łopatki były dokładnie obok nogi Pancia lub Panci. Wtedy Pan Instruktor stwierdził, że jest bardzo zadowolony z postępów w nauce, że na dzisiaj wystarczy i że trzeba ćwiczyć w domu. Sonia westchnęła: „wariactwo”, jej Panciostwo westchnęli: „ojejku” (cokolwiek miałoby to oznaczać) i we trójkę zmachani, nachodzeni i wybiegani udali się do domu. Tak się skończyła pierwsza lekcja.
***
Chociaż Sonia nie była tym szczególnie zachwycona jej ambitni właściciele dzielnie kontynuowali szkolenie.
- Musimy być konsekwentni – przekonywali sami siebie. - Nie możemy się tak łatwo zniechęcać, nawet jeśli Sonia nie należy do grupy prymusów. W końcu osiągamy jakieś małe sukcesy.
I rzeczywiście, osiągali. Na przykład Sonia, podobnie zresztą jak i inne psy, doskonale przyswoiła komendę: „przerwa, biegaj”. Ale przecież nie tylko to. Sonia była również mistrzynią w realizowaniu komendy: „aport”. Podczas gdy, inne psy rozglądały się zdezorientowane dookoła i kombinowały, w jakim to niby celu ich Panciostwo rzucają kawałkiem ostruganego drewnianego kołka, jakby nie mogli ciskać normalną gałęzią (Pan Instruktor wyraźnie powiedział, że ten „specjalny przyrząd do nauki aportowania” jest znacznie bardziej odpowiedni niż zwykłe patyki), Sonia wcale się nad tym nie zastanawiała, wcale nie kombinowała, Sonia po prostu biegła za tym, czym rzucali jej Panciostwo, czymkolwiek by to nie było.
- Jak rzucają, to trzeba biec – myślała Sonia. – Widocznie jest w tym jakiś głęboki sens, że Panciostwo rzucają czymś tak dziwnym. Ja może tego nie rozumiem, ale oni na pewno tak.
I miała rację. Panciostwo doskonale rozumieli: znajomy Pana Instruktora produkował te specjalne przyrządy do nauki aportowania, a Pan Instruktor podnosił zyski firmy znajomego. No, ale nic, Panciostwo zakupili kawałek drewnianego kołka zakończony z dwóch stron kwadratowymi klockami i ciskali zawzięcie tym zupełnie nieporęcznym przedmiotem. Ciskali, a Sonia aportowała. Ach, jak ona pięknie aportowała! Gdy tylko Pancio lub Pancia przygotowali kołek do rzucenia, gdy stanęli w odpowiedniej pozycji, Sonia napinała mięśnie, skupiała się w sobie, wpatrywała się w specjalny przyrząd do nauki aportowania, koncentrowała na nim całą swoją uwagę i nic innego się już dla niej nie liczyło. Sonia cała zmieniała się w oczekiwanie na rzut. A potem biegła, biegła co sił w nogach, żeby tylko nikt jej nie wyprzedził i nie zabrał tego, czym przed chwilą cisnął jej właściciel. Do tego nie mogła dopuścić. Tylko ona mogła podnieś ten dziwny kołek. Łapała zgrabnie „przyrząd”. Czasami udawało jej się nawet zrobić to w locie i wtedy popisywała się dodatkowo pięknym i wysokim skokiem. Tak, to był popis aportowania, to było aportowanie najwyższej próby. Wszyscy: Panciostwo, inne psy i ich właściciele, Pan Instruktor a czasami nawet producent „przyrządów” patrzyli jak zaczarowani. Sonia w wyskoku łapie kołek, a potem ... a potem wcale nie chce się z nim rozstać! Pierwszy, mistrzowsko wykonany etap aportowania zamieniał się w jedną wielką porażkę aportowania. Sonia trzyma kołek i wprawdzie podbiega do Panciostwa, ale tylko na tak zwaną bezpieczną odległość, to znaczy na tyle, aby jej nie złapać.
- Wiem, że jest dla was ważne to dziwne coś, czym rzucacie. – kombinuje Sonia. - Ja też jestem dla was ważna i dlatego mogę sobie to trochę potrzymać. Jedno ważne (kołek) i drugie ważne (ja) razem. Cudownie, prawda? Przecież wcale was nie denerwuję, że nie od razu oddam ten kołek, i że najpierw się trochę poprzekomarzamy?
***
Podczas kolejnych zajęć Sonia zdecydowanym tonem zwróciła się do swoich właścicieli:
- A do licha z tą szkołą. Mam się uczyć jak być psem towarzyszącym, w skrócie PT, a wy ciągle każecie mi zostawać i zostawać. Co to za towarzyszenie? Ja tu mam siedzieć jak kto głupi i patrzeć jak wy gdzieś sobie chodzicie. I to się nazywa towarzyszenie! To jest „antytowarzyszenie”, to jest po prostu zostawianie mnie! To chyba szkoła dla „psa rozstającego się ze swoimi właścicielami”, a nie dla „psa towarzyszącego”.
Taka niestety była reakcja Soni na kolejny element szkolenia: naukę zostawania na miejscu i czekania na swoich właścicieli. Co ciekawe, Soni doskonale to wychodziło, gdy codziennie rano czekała przed sklepem na Pancia kupującego pieczywo, czy też, gdy od czasu do czasu czekała na Pancię kupującą to, czego zapomniała nabyć w dużym sklepie. Dobrze jej to wychodziło nawet wtedy, gdy musiała czekać i czekać przed pocztą. Oczywiście, nie można powiedzieć, żeby Sonia to lubiła. Przeciwnie. To przecież nic przyjemnego siedzieć jak kołek, gdy w dodatku ciągle ktoś zawraca głowę, mówiąc „jaki grzeczny piesek, tak ładnie czeka” i tym samym przeszkadza w czekaniu. Sonia jednak rozumiała sytuację i pogodziła się z tym smutnym faktem, że nie wszędzie psy mogą wchodzić. Pocieszała się jednak, że do restauracji – przynajmniej do tych, do których chodzą jej Panciostwo, bo do innych nie chodzą - była wpuszczana. A to w końcu zawsze sympatyczniej posiedzieć sobie w knajpie niż na poczcie.
Tak więc, w życiu codziennym Sonia całkiem dobrze radziła sobie z realizacją komendy zostań. Niestety w szkole nie radziła sobie z tym zupełnie. Podczas gdy wszyscy, nawet ci najbardziej oporni z opornych opanowali wreszcie zostawanie (i to w dodatku i na siedząco, i na leżąco), a niektórzy to nawet polubili, Sonia uparcie i zdecydowanie podążała za swoim oddalającym się właścicielem. Wszystkie psy czekały, a Sonia po pięciu krokach odchodzącej Panci lub odchodzącego Pancia, w pozycji psa pomniejszonego (Sonia udawała, że jej nie ma i dlatego szła na ugiętych łapach, chowała ogon, kładła uszy po sobie i starała się stąpać tak cicho żeby nikt jej przypadkiem nie usłyszał) ruszała za właścicielem. Pancia lub Pancio nie musieli się nawet oglądać, wystarczyło spojrzeć na miny pozostałych kursantów, żeby wiedzieć, że Sonia i tym razem nie została na miejscu. A zresztą nie trzeba było wcale ani się oglądać, ani na nikogo patrzeć. To, że Sonia nie zostanie było jasne jak słońce.
- To całkowicie durne ćwiczenie i nie mam najmniejszej ochoty, aby je wykonywać. Jeśli naprawdę macie coś do załatwienia, to trudno mogę poczekać, ale nie będę się tu wygłupiać i patrzeć spokojnie jak gdzieś zupełnie bez sensu chodzicie byle tylko być dalej ode mnie – tak mówiła Sonia.
Tłumaczenia, że towarzyszenie czasem może polegać na zostawaniu i na nie-towarzyszeniu zupełnie do niej nie trafiały. Sonia z uporem zadawała jedno krótkie lecz trafne pytanie: po co? (Pytanie to w rozwinięciu brzmiało: po co jak kolek mam siedzieć na środku trawnika podczas gdy wy chodzicie w kółko?).
Panciostwu trudno było znaleźć przekonywującą odpowiedź i zaczynali coraz bardziej wątpić w całą tę szkołę. A gdy Pan Instruktor zaproponował, żeby przyczepić smycz Soni do śledzia od namiotu, a śledzia przytwierdzić do podłoża, tak aby Sonia nie mogła się ruszyć z miejsca i musiała zostać, zwątpili już zupełnie. Oni również nie mogli uciec od prostego pytania: po co?
***
Mniej więcej po upływie jednej trzeciej kursu, szkolenie „zmieniło priorytety” – jak powiedział Pan Instruktor.
- Proszę państwa, my tu szkolimy psy towarzyszące a cechą, że tak powiem definicyjną psa towarzyszącego jest to, że pies towarzyszący to jest ten pies, który zdał egzamin na psa towarzyszącego. I dlatego od dzisiejszej lekcji naszym głównym i najważniejszym zadaniem jest przygotowanie państwa i przygotowanie psów do zdania egzaminu na psa towarzyszącego, w skrócie PT.
Od momentu „zmiany priorytetów” psy nie uczyły się już tak po prostu chodzić lub biegać obok nogi właściciela lecz szkoliły się w chodzeniu i bieganiu w sposób, który znajdzie uznanie w oczach egzaminatora. Bez wytchnienia i ustanku ćwiczono więc chodzenie i bieganie po obwodzie kwadratu (jeden bok pokonywało się biegiem, następny trzeba było przejść, potem znowu bieg i na koniec ponownie marsz). Pan Instruktor poinformował, że od tego ćwiczenia rozpocznie się egzamin i jeśli ktoś sobie nie poradzi, to nawet nie ma co marzyć o posiadaniu (to do właścicieli) lub byciu (to do psów) psem towarzyszącym. Sonia zastanawiała się czy po zakończeniu tego kursu już zawsze będzie musiała się poruszać po obwodzie kwadratu (na przemian biegnąc i maszerując) i miała pewne wątpliwości czy w ten sposób uda się jej pokonać dystans z domu do parku lub do sklepu.
- Może uda się znaleźć taki park, takie sklepy, taką pocztę i taką knajpkę, do których droga będzie prowadziła po obwodzie kwadratu – ironizowała Sonia. – Być może trzeba się będzie nawet przeprowadzić. No, ale skoro tak się poruszają psy towarzyszące, a ja mam być właśnie takim psem, to trudno, pewnych kosztów nie da się uniknąć.
Panciostwo teraz jeszcze mniej wierzyli w sens szkolenia, a przeprowadzki na razie nie planowali.
Na egzaminie, oprócz umiejętności poruszania się po obwodzie kwadratu trzeba było także wykazać się aportowaniem (co jak wiemy Soni wychodziło doskonale, tylko niestety połowicznie), zostawaniem (co Soni nie wychodziło wcale) oraz paroma innymi umiejętnościami (które Soni udało się opanować w stopniu zadawalającym).
Po kilku lekcjach poświęconych intensywnym ćwiczeniom „do egzaminu”, Pan Instruktor poprosił właścicieli psów na rozmowę.
- Proszę państwa – stwierdził. – Bardzo ciężko tutaj pracujemy, żeby psy dobrze przygotować do egzaminu. Jak będziemy tak dalej pracować, to na pewno się wszystkim uda. Ale oprócz dobrze wyszkolonych psów na egzaminie potrzebna jest jeszcze ... – i tu zawiesił głos, po to żeby wszyscy jeszcze bardziej uważali a potem zapytał. – No co, proszę państwa, jest jeszcze potrzebne? No co? – Pan Instruktor zrobił pauzę a potem sam odpowiedział na swoje pytanie. - Dobra atmosfera jest potrzebna. A żeby była dobra atmosfera, to przyda się jakiś poczęstunek dla Pana Egzaminatora. I dlatego proponuję zrzutkę po 25 złotych.
I wtedy Panciostwo podjęli ostateczną decyzję: Sonia przestaje chodzić do szkoły. Jej edukacja zakończyła się na nieukończonej szkole podstawowej, to znaczy nieukończonym kursie na psa towarzyszącego. Na szczęście w niczym nie przeszkodziło to Soni w towarzyszeniu swojemu Panciostwu.

Podpis: 

małgoś zima 2004
 

Dodaj ocenę i (lub) komentarz

wersja do druku

wyślij do znajomych

brak ocen

pokaż komentarze

dodaj do ulubionych

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ OCENĘ

Twoja ocena:
5 4,5 4 3,5 3 2,5 2 1,5 1

ZALOGUJ SIĘ ŻEBY DODAĆ KOMENTARZ
Twój komentarz:

zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła zmień kolor tła

zmiejsz czcionkę czcionka standardowa powiększ czcionkę powiększ czcionkę
Pięć Domen: Opowiadania - Przyjaciel: cz. 21 - KON Hagan - Wyjście w mrok Hagan - Ciało bez kości
Coś się kończy, coś się zaczyna Pierwsze fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda. Drugie fanowskie opowiadanie w świecie Conana Barbarzyńcy, autorstwa R.E.Howarda. Kolejne pojawi się niebawem. (Prolog w opowiadaniu Wyjście w mrok)
Sponsorowane: 30Sponsorowane: 20
Auto płaci: 20
Sponsorowane: 20
Auto płaci: 20

 

grafiki on-line

KATEGORIE:

więcej >

Akcja
Dla dzieci
Fantastyka
Filozofia
Finanse
Historia
Horror
Komedia
Kryminał
Kultura
Medycyna
Melodramat
Militaria
Mitologia
Muzyka
Nauka
Opowiadania.pl
Polityka
Przygoda
Religia
Romans
Thriller
Wojna
Zbrodnia
O firmie Polityka prywatności Umowa użytkownika serwisu Prawa autorskie
Reklama w serwisie Statystyki Bannery Linki
Zarejestruj się  Kontakt z nami  Pomoc
 

www.opowiadania.pl Copyright (c) 2003-2023 by NEXAR All rights reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Prawa autorskie do publikowanych treści należą do ich autorów. Nazwy i znaki firmowe innych firm oraz produktów należą do ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celu informacyjnym.